poniedziałek, 7 września 2015

Epilog


Minęło kilka miesięcy od dnia, w którym Ann wyjechała z Nowego Jorku. Przez pierwsze tygodnie po jej wyjeździe Luke strasznie cierpiał, nie mogąc pogodzić się z tym, co się stało. Wciąż bezustannie wmawiał sobie, że ona jednak wróci, że jakimś cudem zmieni zdanie i zda sobie sprawę z tego, że jej miejsce nie było w Londynie lecz tutaj, w mieście, w którym się urodziła i wychowała. Niestety prawda była inna, gdyż Ann już na dobre zadomowiła się w Wielkiej Brytanii i tuż z nadejściem jesieni rozpoczęła studia na jednym z tamtejszych uniwersytetów. Luke po rozmowach, które każdego dnia prowadził z nią przez telefon, czy video chat, ewidentnie był pewien tego, że dziewczyna była tam naprawdę szczęśliwa i w końcu rozpoczęła nowe życie po wypadku, który na dobre zakończył ich związek. Od tamtego tragicznego wydarzenia minął już rok, a pamięć Ann wciąż nie wróciła i nic nie wskazywało na to, że w najbliższej przyszłości miało się to wydarzyć. Lekarze wciąż powtarzali, że jest jeszcze nadzieja, lecz nikt tak naprawdę nie wierzył w ich słowa. Jej wspomnienia przepadły już na zawsze. Luke próbował robić wszystko by je przywrócić, starał się jak mógł, lecz niestety bezskutecznie. Ostatni rok była dla niego wyjątkowo ciężki, ale był on na tyle silny, by sobie z tym wszystkim poradzić i zaakceptować los, który najwyraźniej był mu pisany. Jego stosunki z Ann wciąż pozostawały dobre, ale nie było mowy o przejściu na poziom wyższy od przyjaźni, pomimo tego, że oboje tak często powtarzali sobie, że się kochają. Miłość na odległość nie miała przyszłości i obydwoje doskonale o tym wiedzieli, dlatego odpuścili sobie budowanie jakiegokolwiek związku. Luke starał się zapomnieć o tym wszystkim, co łączyło ich w przeszłości. Było to jednak niemożliwe, gdyż jak wiadomo jeśli raz, naprawdę, szczerze kogoś pokochasz, to twoje uczucia pozostaną niezmienne już do końca życia. Początkowo załamany Luke wielokrotnie rozważał przeprowadzenie się do Londynu, ale zarówno rodzice jak i przyjaciele odradzali mu ten pomysł. Ostatecznie nie spełnił swoich zamiarów wiedząc, że nie może tego zrobić.
Przez ostatnie miesiące jego życie zbytnio się nie zmieniło. Wciąż mieszkał na Brooklynie, pracował wraz z Ashtonem w sklepie muzycznym, a w weekendy często imprezował z przyjaciółmi. Jednak nic nie było w stanie zapełnić pustki, którą pozostawiła po sobie Ann. W jego sercu już na zawsze miało być specjalne miejsce zostawione tylko i wyłącznie dla niej.
Podczas jednego z chłodnych, listopadowych dni, kiedy wracał z pracy, zauważył pod swoją kamienicą ciężarówkę należącą do firmy zajmującej się przeprowadzkami. Zaciekawiony wysiadł z samochodu, chcąc dowiedzieć się, kim byli jego nowi sąsiedzi. W oczy od razu rzuciła mu się niskiego wzrostu blondynka, wnosząca po schodach ciężkie pudła. Szybko więc do niej podbiegł, chcąc jej pomóc, widząc, że naprawdę tego potrzebowała.
- Może ja to wezmę? – odezwał się, stając tuż przed dziewczyną i blokując jej wejście do budynku.
- Dam sobie radę – grzecznie odmówiła, próbując go ominąć, by móc wejść do środka.
- Nalegam – powiedział, a blondynka dobrowolnie oddała mu ciężki karton, który on z łatwością wniósł na pierwsze piętro. Kiedy odstawił pudełko, mógł ujrzeć twarz nowo poznanej sąsiadki. Okazało się,że była naprawdę piękna, a Luke od razu się nią zauroczył, zatracając się w jej dużych, błękitnych oczach, otoczonych wachlarzem gęstych rzęs. Zauważył, że pod względem wizualnym była całkowitym przeciwieństwem Ann. Miała jasne włosy i oczy, była też od niej sporo niższa. – Mieszkasz tutaj? – spytała po chwili, kiedy oboje stali w progu jej nowego mieszkania, wyrywając go tym samym z przemyśleń.
- Tak – skinął głową, po czym wyciągnął w jej kierunku prawą dłoń. – Cieszę się, że mogę poznać nową sąsiadkę, jestem Luke.
- Rose – dziewczyna uścisnęła jego rękę, posyłając mu w międzyczasie uroczy uśmiech, który on od razu odwzajemnił.
W tamtej właśnie chwili uświadomił sobie, że najwyższa pora zostawić smutną przeszłość za sobą, wreszcie ruszyć naprzód i rozpocząć nowe życie.

KONIEC.

Takim oto sposobem dotarliśmy do końca tej historii. Czy był to happy end? Cóż, zależy dla kogo. Powiem szczerze, że zaczynając pisać to fanfiction miałam wobec niego zupełne inne plany zarówno na końcowe rozdziały i epilog. Uznałam jednak, że wolałabym coś innego, więc zmieniłam częściowo swoje plany i mam nadzieję, że to wszystko nie wyszło aż tak źle.

Piszę fanfictions już od ponad 4 lat i to jest pierwsze, które udało mi się skończyć. Nawet nie wiecie jak bardzo jestem z siebie dumna. Mimo tego, że wiem, że mój styl pisania, czy fabuła tej historii nie są zbytnio porywające, robię błędy i tak dalej, ale cieszę się, że doprowadziłam to do końca. Czuję się spełniona, naprawdę. Nie udałoby mi się to jednak, bez Was – osób, które to czytały i pozostawały cierpliwe, gdy czasem trzeba było czekać na rozdział kilka tygodni, raz nawet mialam aż dwumiesięczną przerwę. Dlatego też chciałabym podziękować Wam z całego serca za każdy oddany głos, za każdy dodany komentarz zawierający pozytywne i miłe słowa o tym jak piszę. Jestem wam naprawdę wdzięczna i mam nadzieję, że nie zawiodłam was tym, jak zakończyłam tę historię.

Na koniec zapraszam was na moje pozostałe dwa opowiadania ( o ile jeszcze ich nie czytacie ) i informuję, że być może już niedługo ruszę z nowym fanfiction, dlatego stay tuned bo informacje pojawią się na moim profilu w przeciągu kolejnych miesięcy.
Love ya x


LANN FOREVER IN OUR HEARTS!!

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 30


Dzień wyjazdu Ann był czymś, czego wszyscy naprawdę się obawiali i mimo tego, że nikt tego nie chciał, czasu niestety nie dało się zatrzymać i moment ten prędzej czy później musiał nadejść. Przez ostatni tydzień Luke starał się spędzać z nią tak dużo czasu, jak tylko było to możliwe. Wziął sobie nawet kilka dni urlopu, by nie stracić ani jednej godziny, którą mógł poświęcić dla niej. Przez te siedem dni stali się niemal nierozłączni, próbując nacieszyć się ostatnimi, wspólnymi momentami, które im pozostały. Ann wybaczyła mu wszystkie złe czyny, których się dopuścił, nie chcąc, by między nimi kiedykolwiek doszło jeszcze do jakiś poważnych kłótni. Chcieli rozstać się w pokoju, by dalej móc utrzymywać kontakt przez rozmowy telefoniczne czy video chat. Oboje wiedzieli, że będzie to niezwykle trudne i jeśli któreś z nich przestanie się starać, łącząca ich więź z czasem przepadnie, a ich przyjaźń się skończy, kiedy powoli zaczną o sobie zapominać. Nie chcieli, by tak się stało, więc przyrzekli sobie, że będą robić wszystko co w ich mocy, by zachować tę relację jeszcze przez długie lata.
Samolot, którym Ann wraz z rodzicami miała polecieć do Londynu, miał zaplanowany start o godzinie trzynastej. Luke spotkał się wraz z Ashtonem, Calumem i Michael wcześnie rano, by jechać na lotnisko, gdzie wszyscy umówieni byli z Ann kilka godzin przed jej odlotem. Chcieli mieć dużo czasu, by każdy z osobna mógł na spokojnie się z nią pożegnać, gdyż nie wiadomo było, kiedy dziewczyna miała wrócić do Nowego Jorku. Biorąc pod uwagę to, że zamierzała zacząć w Londynie studia, na jej odwiedziny będą musieli czekać na pewno dłużej niż rok. Myśl ta przerażała Luke’a, który za wszelką cenę próbował o tym nie myśleć, gdyż nie był w stanie wyobrazić sobie tego, jak będzie wyglądało jego życie po jej wyjeździe. W ostatnim tygodniu, kiedy spędzali razem praktycznie każdą chwilę, uświadomił sobie, że Ann naprawdę była tą jedyną, po prostu była dla niego wszystkim. Łzy mimowolnie cisnęły mu się do oczu, ale robił wszystko, by je powstrzymać, nie chcąc pokazywać przy chłopakach swojej słabej strony, która nie mogła sobie z tą sytuacją poradzić. Było to dla niego naprawdę trudne i bolesne przeżycie. Czuł się podobnie jak wtedy, kiedy Ann leżała w śpiączce po wypadku, a on nie mógł zrobić nic, by jej pomóc. Tak też było tym razem; nie mógł jej zatrzymać, nie mógł sprawić, by z nim została. Nie zniósłby tego, że to przez niego porzuciła marzenia o rozpoczęciu nowego życia i pójściu na studia. Jej szczęście było dla niego ważniejsze niż jego własne. Musiał po prostu przyjąć do siebie, że tak musiało być, i że najwidoczniej taki los był im pisany.
Kiedy dojechali na lotnisko, od razu zaczęli szukać Ann i jej rodziców. Kiedy po kilku minutach dostrzegli ich, siedzących na jednej z ławek, od razu do nich podbiegli. Spojrzenie, którym dziewczyna obdarzyła Luke’a, kiedy on stanął naprzeciw niej, sprawiło, że jego serce pękło. Brązowe oczy, które tak bardzo kochał przepełnione były wielkim bólem i smutkiem, a on nie mógł nic na to poradzić. Podszedł więc do niej i mocno ją przytulił, następnie delikatnie i czule całując. Kiedy wypuścił ją ze swoich objęć, z nadmiaru emocji zajął miejsce na ławce, a  Ann od razu usiadła na jego kolanach i mocno się w niego wtuliła.
- Będzie dobrze, obiecuję – szepnął jej do ucha tak, by nikt poza nią nie mógł go usłyszeć, po czym rękawem bluzy otarł pojedynczą łzę spływającą po jej zaróżowionym policzku.
Tak właśnie spędzili ostatnie kilka wspólnych godzin. Ashton próbował wszystkich rozśmieszać opowiadając jakieś zabawne historie z czasów kiedy jeszcze wszyscy byli w liceum, lecz pomimo tego atmosfera wciąż pozostawała zbyt ponura na żarty.
Kiedy wokół rozległ się dźwięk powiadomienia o zbliżającym się odlocie, wszyscy od razu spoważnieli. Ann wstała, chcąc móc pożegnać się każdym ze swoich najlepszych przyjaciół. Najpierw podeszła do Caluma. W tamtej chwili nie potrafiła już powstrzymać napływających do oczu łez i dała upust swoim emocjom, mocno tuląc bruneta i szepcząc mu do ucha miłe słowa, o tym, że na pewno niedługo znów się spotkają. Dalej przyszła kolej na Michaela. Ann wiedziała, że naprawdę będzie tęsknić za nim i za jego specyficznym poczuciem humoru czy za jego głupimi, lekkomyślnymi pomysłami i planami, w które zawsze ją wciągał. Następny był Ash. To z nim dziewczyna znała się najdłużej, dlatego pożegnanie go było dla niej niezwykle trudne. Kochała go jak własnego, starszego brata, którego nigdy nie miała. Zawsze mogła na niego liczyć, był dla niej wspaniałym przyjacielem, który nigdy jej nie zawodził i przychodził z pomocą nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Ktoś taki jak on to skarb, dlatego bała się, że w Londynie, leżącym kilka tysięcy kilometrów od Nowego Jorku, nie będzie miała do kogo zwracać się po dobre rady i pocieszenie w wielu problemach.
- Jesteś wspaniała, Annie, nie zapominaj o tym, na pewno sobie poradzisz i będziesz tam szczęśliwa – powiedział Ashton, wypuszczając brunetkę z objęć, a ona jedynie obdarzyła go smutnym, pełnym bólu spojrzeniem. Wtedy on też nie wytrzymał i uronił kilka łez, pokazując jak bardzo cierpiał z powodu jej wyjazdu.
Stojąc lekko na uboczu, Luke zaciskał ręce, bezustannie wpatrując się w podłogę. Z trudem to wszystko znosił i w pewnych chwilach miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Nie chciał jej żegnać, nie chciał jej przytulać i całować po raz ostatni, nie potrafił tego zrobić. Chciał stamtąd uciec, lecz wiedział, że nie może tego zrobić. Przecież obiecali sobie, że będą utrzymywać kontakt, że nigdy o sobie nie zapomną, nawet jeśli będzie dzielić ich tak duża odległość.
Dziewczyna odchodząc od Ashtona, zerknęła na Luke’a. Przez kilka kolejnych, dłuższych momentów stali i po prostu się w siebie wpatrywali, nie mówiąc i nie robiąc nic poza tym. Dla obojgu było to naprawdę bolesne przeżycie. W końcu dziewczyna zrobiła pierwszy krok, podbiegając do niego i rzucając mu się w ramiona, wybuchając przy tym głośnym płaczem. On od razu mocno ją przytulił, gładząc delikatnie jej włosy. Po chwili uniósł dłonią jej podbródek tak, by spojrzeć jej prosto w oczy.
- Kocham cię, Ann – powiedział, po czym złożył na jej ustach krótki, lecz niezwykle czuły pocałunek, który ona odwzajemniła.
- Ja też cię kocham, Luke – odparła po chwili, nie przerywając nawiązanego z nim kontaktu wzrokowego. Następnie ponownie mocno się w niego wtuliła. To był ten moment, punkt kulminacyjny, w którym Luke nie mógł dłużej trzymać kumulujących się w nim emocji i również pozwolił łzom powoli spływać po jego policzkach. Nie obchodziło go to, że inni pomyślą, że jest słaby, że nie potrafi pogodzić się z prawdą. Tak właśnie było i nie zamierzał dłużej tego ukrywać. Żegnał się właśnie z dziewczyną, która była miłością jego życia, którą bezgranicznie kochał wiedząc, że nie było cienia szansy na to, że w przyszłości kiedykolwiek będą razem. Musiał porzucić wszystkie plany i marzenia i zaakceptować los, który był pisany temu związkowi.
- Ann, musimy już iść – odezwała się pani Hastings, kiedy wszyscy usłyszeli ponowne zawiadomienie o tym, że pasażerowie samolotu lecącego do Londynu, proszeni byli o wejście na pokład.  Dziewczyna jednak wciąż tkwiła w objęciach Luke’a, nie będąc w stanie go puścić. Nie potrafiła się z nim pożegnać, tak samo jak on nie potrafił pożegnać się z nią. W końcu jednak musiała to zrobić, gdyż inaczej przegapiłaby swój lot, który miał zapoczątkować nowy rozdział w jej życiu, rozdział, w którym nie było Luke’a.  Z trudem odsunęła się od niego, ostatni raz patrząc mu w oczy. On jedynie smutno się uśmiechnął, próbując dodać jej otuchy, choć sam również tego potrzebował.
Ann chwyciła swoją walizkę, po czym powoli zaczęła się oddalać. Luke stał cały czas w tym samym miejscu, nie spuszczając z niej wzroku nawet na ułamek sekundy. Ona najwyraźniej czując na sobie jego spojrzenie, odwróciła się, po czym puszczając ciągniętą za sobą walizkę, ponownie do niego podbiegła, całując go po raz ostatni.
- Nigdy nie przestanę cię kochać, obiecałem ci to i dotrzymam słowa – szepnął jej do ucha, kiedy po raz kolejny musiała go puścić i w końcu na dobre się pożegnać.
- Do zobaczenia, Luke – odpowiedziała, ocierając ostatnie łzy, następnie posłała mu lekki uśmiech i odeszła. Kilka chwil później już całkowicie zniknęła z jego pola widzenia. To koniec, wyjechała,  a on został sam.
Widząc stan, w jakim był Luke, Ash wraz z Calumem i Michaelem od razu się do niego zbliżyli i próbowali go pocieszać tym, że za kilka godzin Ann do niech zadzwoni kiedy wyląduje w Londynie, że dalej będą przyjaciółmi, że łączące ich uczucia nigdy nie ulegną zmianie. On jednak ledwo co słyszał wypowiadane przez nich słowa, ciągle beznamiętnie wpatrując się w przestrzeń. Do jego głowy zaczynały wracać wszystkie wspomnienia z ostatnich lat, które spędził razem z nią. Wciąż żałował, że ona już o tym nie pamiętała, że to przez niego straciła pamięć. Gdyby nie tamten wypadek, wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Niestety czasu nie dało się już cofnąć i co się stało, to się nie odstanie.
- Wracajmy do domu – powiedział w końcu Luke, po czym wraz z przyjaciółmi opuścił lotnisko i wrócił do swojego mieszkania na Brooklynie. Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi, po czym udał się do sypialni i od razu rzucił się na łóżko, na którym później leżał godzinami i rozmyślał nad wszystkim. Do głowy kilkakrotnie wpadał mu pomysł, że on również mógłby przeprowadzić się do Londynu, gdzie mógłby wieść szczęśliwe życie wraz ze swoją ukochaną. Jednak po dłuższym zastanowieniu odrzucał tę myśl wiedząc, że nie mógłby zostawić wszystkiego i tak po prostu wyjechać. Tutaj było jego miejsce, to tu się urodził i wychował, to tutaj miał rodzinę i przyjaciół, to tutaj miał pracę i mieszkanie. Nie mógł tego porzucić, dlatego postanowił po prostu żyć dalej. Wiedział, że pogodzenie się z jej wyjazdem zajmie mu dużo czasu, ale w końcu na pewno do tego przywyknie. Nie miał innego wyjścia, dlatego stwierdził, że właśnie takie rozwiązanie będzie najlepsze. Kochał ją, lecz najwidoczniej wspólna przyszłość nie była im pisana i jedyne co mógł zrobić to po prostu to zaakceptować.



wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 29


Prace społeczne i dwa tysiące dolarów grzywny do zapłacenia to kary, które sąd wymierzył Luke'owi za poważne pobicie Davida Walkera. Gdyby nie dobry adwokat, którego załatwili jego rodzice, kara na pewno byłaby dużo większa, biorąc pod uwagę jak poważny był stan przyjaciela Ann. Po rozmowie, którą Luke odbył z nią na komisariacie, chłopak zrozumiał, że naprawdę źle postąpił i od razu przyznał się do winy. Czuł się źle, okłamując wszystkich i w dodatku namawiając jeszcze Ashtona, by również zeznał fałszywą wersję wydarzeń. Tak nie powinno być i Luke doskonale o tym wiedział, dlatego też po przyznaniu się, od razu odczuł ogromną ulgę i poczuł jak spadł z niego duży ciężar spowodowany poczuciem winy i wyrzutami sumienia. Zdawał sobie sprawę z tego, że zawiódł wszystkich i mógł przekonać się o tym, kiedy jeden z policjantów wykonał telefon do jego rodziców, a oni zjawili się na posterunku kilkadziesiąt minut później. Widząc rozczarowanie i smutek malujący się na ich twarzach, było mu naprawdę wstyd i jedyne o czym marzył to cofnięcie czasu, by drugi raz nie postąpić tak lekkomyślnie i jedynie upomnieć Davida, nie włączając w to żadnych rękoczynów. Chcąc okazać skruchę, kilka dni później udał się do szpitala i przeprosił chłopaka za swoje bezmyślne zachowanie, zapewniając go, że naprawdę żałuje tego, co zrobił.
Od tamtych wydarzeń minęło już kilka tygodni, podczas których Ann dalej nie rozmawiała z Lukiem. Tym razem wiedział, co było tego powodem i sam gdyby był na jej miejscu również zachowywałby się identycznie. Przestał więc codziennie do niej wydzwaniać i wysyłać dziesiątki wiadomości, wiedząc, że to i tak niczego nie zmieni. Jedyne co mogło naprawić ich relacje to czas, którego oboje potrzebowali, więc nie pozostawało nic innego jak uzbrojenie się w cierpliwość i czekanie na to, jak wszystko dalej się potoczy.
Podczas jednego z ciepłych kwietniowych wieczorów, kiedy zmęczony po powrocie z pracy Luke leżał na kanapie oglądając mecz w telewizji, usłyszał wibrujący telefon, który położony był na stoliku. Niechętnie się podniósł, chcąc zobaczyć kto do niego napisał. Kiedy na wyświetlaczu zobaczył jej imię, od razu się ożywił i pospiesznie odblokował ekran, by móc jak najszybciej odczytać wiadomość. 
Od: Ann
„Spotkajmy się w Central Parku za godzinę."
Przez następne kilkadziesiąt sekund stał w bezruchu, wpatrując się w wyświetlacz telefonu, nie wierząc, że Ann naprawdę do niego napisała, w dodatku chciała się spotkać. Nie miał pojęcia co było powodem, dla którego dziewczyna chciała się z nim zobaczyć, ale zaczynał się nieco obawiać a w myślach od razu układał najczarniejsze scenariusze. Uspokoił się dopiero, kiedy wziął kilka głębszych oddechów i nie chcąc dłużej czekać, założył na siebie bluzę, po czym chwytając leżące na stoliku kluczyki od samochodu, wybiegł z mieszkania, o mały włos unikając upadku na schodach. Pospiesznie wsiadł do auta i od razu ruszył w stronę Central Parku. Pech chciał, że akurat tego dnia Nowy Jork był zatłoczony tak bardzo, że przejechanie kilku kilometrów zajęło mu niemal całą godzinę. Kiedy dojechał na miejsce i z trudem udało mu się znaleźć wolne miejsce parkingowe, wysiadł z samochodu i pobiegł w stronę parku, gdzie miał się spotkać z Ann. Dziewczyna nie podała mu konkretnego miejsca, lecz Luke wiedział, że na pewno miała na myśli ławkę, na której zawsze mieli w zwyczaju się spotykać. Gdy dotarł do celu, zerknął na zegarek i zauważył, że wciąż miał kilka minut do umówionej godziny, więc ze spokojem usiadł, chcąc odpocząć i przygotować się na rozmowę z Ann, która mogła zakończyć się korzystnie dla niego lub wręcz przeciwnie.
Czekając, z każdą kolejną sekundą denerwował się coraz bardziej. Ann spóźniała się już kilka minut, ale nie miał jej tego za złe, biorąc pod uwagę, że przez ogromne korki, mogła mieć problem z punktualnym dotarciem na miejsce. Cierpliwie więc wypatrywał jej wśród przechadzających się po uliczkach ludzi. W końcu dostrzegł idącą w jego kierunku brunetkę. Od razu wstał z ławki, nie spuszczając z niej wzroku, gdyż tak dawno jej nie widział i po prostu brakowało mu patrzenia na nią i podziwiania jej. Czuł jak jego serce gwałtownie przyspiesza a oddech staje się nierównomierny. Sam nie był pewien, dlaczego aż tak bardzo się tym wszystkim stresował. Zdenerwowanie osiągnęło punkt kulminacyjny, kiedy Ann stanęła naprzeciwko niego i spojrzała mu prosto w oczy.
- Cześć, Luke – odezwała się, a on od razu poczuł przyjemne ciepło na sercu, słysząc jej aksamitny głos, za którym tak tęsknił.
- Cześć, Ann – odpowiedział, posyłając jej uśmiech, którego ona nie odwzajemniła. W tamtej chwili wiedział już, że czekała go poważna rozmowa z nią, lecz wciąż nie wiedział, czego miała ona dotyczyć.
- Co u ciebie słychać? – spytała, po czym usiadła na ławce, a Luke po chwili do niej dołączył. Ann za wszelką cenę próbowała zachowywać spokój, ale marnie jej to wychodziło, gdyż bezustannie zaciskała nerwowo ręce lub pocierała nimi o spodnie, co było oznaką podenerwowania.
- W porządku – odparł Luke, wzruszając ramionami. – Odrobiłem wczoraj ostatnie dwie godziny prac społecznych i nareszcie mam to za sobą – dodał.
- To dobrze – powiedziała Ann, posyłając mu wymuszony uśmiech.
- A co u ciebie? – zapytał Luke po chwili.
- Wszystko ok, ale jest coś o czym musimy pogadać – odpowiedziała, spuszczając głowę w dół. Wyglądała na naprawdę bardzo zdenerwowaną i zmartwioną, dlatego Luke coraz bardziej obawiał się tego, co zamierzała za chwilę mu przekazać.
- Coś się stało? – spytał z przejęciem, a ona podniosła głowę i spojrzała na niego.
- Nie – zaprzeczyła. – To znaczy tak, już sama nie wiem... - mówiła zakłopotana, nie będąc pewna swoich słów.
- Ann, spokojnie – powiedział Luke, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Wybacz, że przez ostatnie miesiące ciągle cię unikałam – odezwała się po dłuższej chwili milczenia.
- Miałaś prawo być zła przez to, co zrobiłem. Każdy zachowałby się tak na twoim miejscu.
- To nie o to chodzi, Luke – pokręciła głową, a on spojrzał na nią zmieszany, nie wiedząc, co dokładnie miała na myśli. Uniósł brwi, i spojrzał na nią pytająco, czekając na dalsze wyjaśnienia. – Oczywiście, że byłam wkurzona za to, co zrobiłeś Davidowi, ale to nie był powód, dla którego udawałam, że cały czas byłam na ciebie wściekła i nie chciałam z tobą rozmawiać.
- Nie rozumiem – odezwał się Luke.
- Robiłam to wszystko celowo – odpowiedziała Ann.
- Dlaczego? – spytał zdziwiony Hemmings.
- Myślałam, że unikając cię i przestając się z tobą spotykać, będzie mi łatwiej się z tobą rozstać po wyprowadzce – wyjaśniła.
- Wyprowadzce? O czym ty mówisz, Ann? – dopytywał zdezorientowany Luke.
- Za tydzień przeprowadzam się do Londynu, na stałe – odparła, ponownie spuszczając wzrok w dół. Słysząc jej słowa, Luke poczuł jakby ktoś wbił mu nóż prosto w serce i miał nadzieję, że dziewczyna tylko robiła sobie z niego żarty.
- Dlaczego? – spytał, podnosząc lekko głos.
- Tata dostał tam dobrą ofertę pracy, poza tym jesienią zamierzam pójść tam na studia, zawsze o tym marzyłam – odpowiedziała, a on odwrócił od niej wzrok i zaczął beznamiętnie wpatrywać się w przestrzeń przed sobą, cały czas nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że to co kilka chwil wcześniej powiedziała mu Ann było prawdą. Bezsilność, którą odczuwał wiedząc, że nic nie mógł na to poradzić dobijała go.
- Ashton o tym wiedział? – zapytał, chcąc upewnić się czy jego najlepszy przyjaciel przypadkiem tego przed nim nie zataił.
- Nie – zaprzeczyła. – Gdybym mu powiedziała, na pewno nie utrzymałby języka za zębami. Nikt o tym nie wie, jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię – wytłumaczyła.
- Zamierzałaś wyjechać bez pożegnania?
- Początkowo tak – skinęła głową. – Rozłąka z tobą i pozostałymi przyjaciółmi jest czymś czego obawiam się najbardziej. Chciałam o tobie zapomnieć, o tym jak wiele dla mnie znaczysz i jak ciężko będzie mi tam bez ciebie – mówiła, a z jej oczu wypłynęło kilka łez, które natychmiast otarła ręką, nie chcąc pokazywać swojej słabości.
Pomimo tego, że wieści, które przekazała mu Ann były naprawdę druzgocące, to miały również i tę dobrą stronę. Luke był pewien, że wciąż jej na nim zależało i nie chciała się z nim rozstawać. Żałował jedynie, że zamiast spędzać ostatnie miesiące razem, nie odzywali się do siebie ani słowem i zmarnowali tyle cennego czasu, którego teraz mieli tak niewiele.
- Będzie dobrze, Ann – próbował ją pocieszyć, obejmując ją ramieniem, a ona od razu oparła na nim głowę. Sam nie wierzył w swoje słowa, ale nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć w tej sytuacji. Było mu naprawdę ciężko i z trudem powstrzymywał cisnące mu się do oczu łzy.
- To się nie uda, Luke – powiedziała. – Związki czy przyjaźnie na odległość nie są w stanie przetrwać więcej niż kilka miesięcy, czy rok.
- Nie mów tak – odparł, zerkając na nią, po czym jedną dłonią uniósł jej podbródek tak, by mogła na niego spojrzeć. – Patrz na dobre strony tego wszystkiego, od zawsze chciałaś tam studiować, i teraz nareszcie spełnisz swoje marzenie – dodał. Oczywiście, że nie chciał, by wyjeżdżała i go zostawiała, bo nie wyobrażał sobie swojego dalszego życia bez niej, ale nie miał prawa stawać jej na drodze, kiedy ona próbowała rozpocząć nowy etap w swoim życiu. Nie miał innego wyjścia, niż pogodzenie się z tym wszystkim i zaakceptowanie jej decyzji.
- Nie wiem, czy ta przeprowadzka to dobra decyzja. Wcześniej byłam tym taka podekscytowana, a teraz coraz bardziej się boję i nie wiem, czy postępuję właściwie.
- Bez względu na to, co zadecydujesz, zawsze będziesz mieć moje wsparcie – zapewnił ją Luke. – Wiem, że tego nie pamiętasz, ale w dzień naszego wypadku, kiedy zabrałem cię do Central Parku chciałaś, żebym coś ci obiecał.
- Co to było, Luke? – spytała, ocierając kolejną łzę.
- Obiecałem ci, że zawsze, bez względu na wszystko będę cię kochał, a ja zawsze dotrzymuję słowa – powiedział, po czym delikatnie pocałował ją w czoło i mocniej ją objął, chcąc nacieszyć się ostatnimi wspólnymi chwilami.

Rozdział 28


Czuł się jak zawodowy przestępca, kiedy wysiadał z policyjnego radiowozu tuż pod komisariatem. Od razu został zaprowadzony do sali przesłuchań, gdzie czekało na niego dwóch pokaźnie zbudowanych funkcjonariuszy, rzucających mu podejrzliwe spojrzenia, zupełnie jakby był winien poważnej kradzieży lub morderstwa. Jeden z policjantów nakazał Luke'owi zająć miejsce po drugiej stronie stolika, więc chłopak od razu spełnił jego żądanie. W międzyczasie wciąż dokładnie planował co zamierzał powiedzieć, ponieważ chciał brzmieć jak najbardziej wiarygodnie i przekonująco. Prawdopodobnie nie było żadnych dowodów na to, że to on pobił Davida, więc jeśli wystarczająco dobrze opowie swoją wersję wydarzeń, policja powinna dać mu spokój.
- Panie Hemmings – zaczął jeden z mężczyzn, zerkając w papiery leżące na stole. – Na początek, chcielibyśmy się dowiedzieć, gdzie pan był i co pan robił dzisiejszego dnia w godzinach popołudniowych? – zapytał.
Luke wziął głębszy oddech, licząc w myślach do dziesięciu w celu uspokojenia przyspieszonego bicia serca oraz nerwów, które uniemożliwiały mu sprawne wypowiadanie się, bez zbędnego jąkania. Nie był zbyt dobrym kłamcą, dlatego bał się, że wszystko potoczy się nie tak, jak sobie to zaplanował i dokładnie ułożył w głowie.
- Byłem w pracy – powiedział, patrząc funkcjonariuszom w oczy.
- Gdzie pan pracuje i czy ma pan dowody na to, że właśnie wtedy pan tam był? – spytał drugi mężczyzna.
- Sklep muzyczny na Brooklynie, Monroe Street siedemnaście – wyjaśnił Luke, ciesząc się w myślach, że nie przekręcił nazwy ulicy. Był strasznie zestresowany, ręce mu drżały a słowa z trudem wychodziły z jego ust. – Mój przyjaciel, Ashton może potwierdzić, że tam byłem – dodał, udając pewnego siebie.
Jeden z policjantów poprosił go o podanie dokładnych danych osobowych, oraz numeru telefonu do Ashtona, chcąc wezwać go na komisariat, by potwierdził to, co Luke zeznawał.
- Czy zna pan Davida Warnera? – kolejne pytanie zostało zadane.
- Spotkałem go tylko raz w życiu – odpowiedział Luke. – Jest znajomym mojej... - zatrzymał się, gdyż nie wiedział jakiego określenia powinien użyć, opisując Ann. - ... dziewczyny – dodał po chwili, nie będąc pewnym tego, czy dobrze zrobił tak ją nazywając, skoro nie rozmawiali ze sobą już od dłuższego czasu i nawet nie był pewien tego, czy dziewczyna wciąż chciała utrzymywać z nim dalszy kontakt.
- Dlaczego więc pan Warner twierdzi, że to właśnie pan go pobił? – zapytał jeden z mężczyzn, a Luke tylko wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia – pokręcił głową. – Może chciał mnie wrobić?
- Tego nie wiemy – odparł drugi policjant. – Będziemy go dokładniej przesłuchiwać dopiero jutro. Aktualnie znajduje się w szpitalu. Ma złamany nos i kilka żeber, ale jego stan jest stabilny.
Luke żałował tego, że tak urządził Davida. Mógł zakończyć to na wyzwiskach i darować sobie wszelkie rękoczyny. Było mu głupio i czuł się winny, a wyrzuty sumienia zaczynały dawać o sobie znać. Nie mógł jednak powiedzieć prawdy, bo gdyby Ann się o tym dowiedziała, nie wybaczyłaby mu już nigdy.
Policjanci zadali Luke'owi jeszcze kilka pytań, po czym kazali mu opuścić pomieszczenie, do którego teraz wszedł Ashton, który zjawił się na komisariacie kilka minut wcześniej. Hemmings widząc go, posłał mu znaczące spojrzenie, mając nadzieję, że jego przyjaciel powie dokładnie to, o co Luke go poprosił dzwoniąc do niego, gdy jeszcze był w domu.
Siedział na korytarzu, nerwowo pocierając ręce i tupiąc nogą o podłogę. Cały czas czuł na sobie wzrok ochroniarza, stojącego przy wyjściu, ale starał się to ignorować. Przesłuchanie Ashtona trwało o wiele krócej i chłopak wyszedł z sali już po piętnastu minutach. Po wyjściu od razu podszedł do siedzącego pod ścianą Luke'a.
- Powiesz mi w końcu, co ty odwalasz? – spytał wyraźnie zdenerwowany.
- Musiałem to zrobić, Ash – odparł Hemmings.
- Mogłeś z nim pogadać, a nie od razu łamać mu żebra – zadrwił Ashton.
- Tak wyszło, nie mogę już tego cofnąć.
- Dlaczego po prostu się nie przyznasz? Przecież nie wsadzą cię za coś takiego do więzienia – Irwin, jak na dobrego przyjaciela przystało, próbował przekonać go do tego, by postąpił właściwie i powiedział prawdę policji o tym, co naprawdę się wydarzyło.
- Nie boję się kary – Luke pokręcił głową. – Nie chcę tylko, żeby Ann się dowiedziała.
- Przecież i tak David jej o tym powie, poza tym wcześniej już raz go pobiłeś, więc na pewno dla niej będziesz pierwszym podejrzanym – odpowiedział Ashton.
- Cholera – zaklął Luke, zaciskając dłonie w pięści i coraz bardziej żałując swojego występku.
- Tak w ogóle to Ann już tutaj jedzie, ją też chcą przesłuchać - na słowa swojego przyjaciela, Hemmings od razu wstał z miejsca.
- Co?! – krzyknął, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych na korytarzu. Wiedział, że już był skończony. – No to już po mnie – dodał, ponownie siadając na krześle i chowając twarz w dłoniach.
Kilkanaście minut później Ann dotarła na komisariat. Kiedy Luke zobaczył ją idącą w stronę sali przesłuchań, od razu do niej pobiegł, jednak ona szybko się odsunęła i weszła do środka pomieszczenia, nie racząc go nawet jednym spojrzeniem. Na jej twarzy malowała się złość zmieszana ze smutkiem i żalem. Wiedział, że ją zawiódł.
Zniecierpliwiony czekał pod drzwiami na Ann. Minął kwadrans, a ona nadal nie wychodziła. Luke zaczynał coraz bardziej się denerwować. Próbował wymyślać przeprosiny, które zamierzał jej powiedzieć, ale pod wpływem stresu nie był w stanie ułożyć żadnego, konkretnego i dobrze brzmiącego zdania. Jedyne co mu pozostało to improwizacja i nadzieja, że wszystko będzie dobrze.
Po kolejnych kilkunastu minutach Ann w końcu wyszła z sali. Tym razem jednak nie zignorowała Luke'a tak jak zrobiła to wcześniej. Podeszła i usiadła na krzesełku tuż obok niego.
- Dlaczego to zrobiłeś? – spytała ze spokojem w głosie, a Luke podniósł głowę i spojrzał na nią wzrokiem pełnym wyrzutów sumienia, które tak bardzo go dręczyły.
- Skąd wiesz... - zaczął, jednak ona od razu gestem dłoni mu przerwała.
- Wiem, że ty to zrobiłeś, Luke – powiedziała. – W dodatku okłamujesz policję twierdząc, że nie masz z tym nic wspólnego. Co się z tobą stało? Dlaczego tak się zachowujesz? – pytała.
- Przepraszam, naprawdę – odparł Hemmings, spuszczając głowę w dół. Był zażenowany sam sobą. Nie pamiętał czy kiedykolwiek w jego życiu było mu tak bardzo wstyd. Zachował się jak skończony idiota, martwiący się tylko i wyłącznie o siebie.
- To nie mnie powinieneś przepraszać, Luke – odpowiedziała Ann. – Ten wyskok z pobiciem na imprezie mogłam jeszcze zrozumieć, ale to, że napadłeś na niego i pobiłeś do nieprzytomności sprawia, że boję się w tej chwili przebywać w twojej obecności. Nie poznaję cię, Luke, naprawdę – dodała.
- Jestem popieprzony, wiem – stwierdził, wciąż nie odrywając wzroku od podłogi.
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego go pobiłeś? – pytała dalej.
- Bałem się, że mi ciebie zabierze – odparł.
- Mówiłam ci, że to mój znajomy, nic mnie z nim nie łączy, Luke, dlaczego nie mogłeś mi zaufać?
- Nie wiem, Ann – odpowiedział.
- Przemyśl sobie dokładnie to, co zrobiłeś, dobrze? – poradziła mu, po czym chcąc zakończyć rozmowę, wstała z krzesła i zaczęła kierować się do wyjścia. Luke pospieszne podążył za nią i chwycił ją za ramię, powstrzymując od wyjścia z komisariatu.
- Masz rację – skinął głową. – Zrobię to, co powinienem zrobić od razu – dodał poważnym tonem.
- Czyli co? – spytała Ann, unosząc brew.
- Przyznam się – odparł, po czym puścił ją i udał się do sali przesłuchań, gdzie zamierzał powiedzieć prawdę odnośnie tego, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej. Stwierdził, że tak będzie właściwie. Był winny i zamierzał ponieść karę za to, co zrobił, bez względu na to jak surowa miała ona być.
__
THE END IS NEAR

Rozdział 27


Mijały dni, tygodnie, a Ann wciąż nie zamieniła z Lukiem nawet jednego słowa. Łącząca ich relacja słabła coraz bardziej, a on nie miał pojęcia jak temu zaradzić. Miał wrażenie, że próbował już absolutnie wszystkiego, lecz efekt końcowy zawsze był taki sam. Dzwonił, pisał, jeździł do niej, prosił, żeby chociaż z nim porozmawiała, ale ona pozostawała nieugięta i za każdym razem powtarzała, że potrzebuje czasu, żeby wszystko przemyśleć i nie jest w stanie wybaczyć mu tak z dnia na dzień. Luke starał się być cierpliwy i nie naciskać na nią za bardzo, lecz stawało się to dla niego coraz trudniejsze; nie potrafił się na niczym skupić, nic poprawnie zrobić, gdyż jego głowę nieustannie zaprzątały myśli o niej. Nie wiedział, jak długo jeszcze będzie w stanie to znosić.
Jednego z ciepłych, marcowych dni, kiedy wracał do domu z pracy i stał w korku już dobre pół godziny, dostrzegł znajomą postać idącą po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnięta Ann, spacerowała po chodniku, trzymając w dłoni telefon, który przyłożony miała do ucha. Luke od razu zaczął zastanawiać się z kim tak zaciekle rozmawiała. Po chwili dziewczyna rozłączyła się, chowając komórkę do torebki, a następnie usiadła na jednej z ławek stojących nieopodal. Kilka minut później wstała, gdyż ktoś do niej dołączył. Luke początkowo nie mógł rozpoznać kim była ta osoba, ale już po chwili jego wątpliwości zostały rozwiane, kiedy ujrzał chłopaka, którego pobił ostatnio na imprezie. To właśnie przez niego Ann przestała z nim rozmawiać. Z nerwów i zazdrości zacisnął dłonie na kierownicy, obserwując wszystko z daleka. Zastanawiał się kim był, skąd pochodził, ile miał lat oraz przede wszystkim dlaczego się z nią spotkał. Luke postanowił zadzwonić do Ashtona, żeby poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania.
- Halo? – Irwin odebrał już po dwóch sygnałach.
- Siema, musisz mi pomóc – Luke od razu przeszedł do sedna sprawy.
- O co chodzi? – spytał Ash.
- Wiesz coś o tym chłopaku z imprezy, którego pobiłem?
- Coś tam wiem, a co?
- Po prostu chcę wiedzieć.
- Ok – zgodził się Ashton. – A więc, nazywa się David i jest przyjacielem Ann z dzieciństwa.
- Coś więcej? – dopytywał zaciekawiony Luke.
- Ann mówiła, że wyjechał z Nowego Jorku, kiedy miał dziesięć lat, ale teraz postanowił wrócić, tyle wiem – odpowiedział Irwin.
- Wielkie dzięki, Ash – powiedział Hemmings, po czym się rozłączył.
Informacje, które dostał od przyjaciela sprawiły, że poczuł się jeszcze bardziej zagrożony. David znał Ann o wiele dłużej niż on, więc obawiał się, że dziewczyna przebywając w towarzystwie dawnego kolegi szybko o nim zapomni i już nigdy nie będzie chciała mu wybaczyć. Nie zamierzał tak tego zostawiać i postanowił rozprawić się z ciemnowłosym chłopakiem.
Zjechał na pobocze i cały czas obserwował jak Ann wraz z Davidem siedzieli na ławce i rozmawiali. Kiedy wstali, Luke odpalił silnik, od razu podążając za nimi i śledząc każdy ich ruch przez następny kwadrans. W końcu stracił ich z oczu, gdy oboje weszli do jednego z kin znajdujących się w centrum miasta. Zezłoszczony do granic możliwości Luke wiedział, że prawdopodobnie jego ukochana była na randce. Nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak bardzo zazdrosny. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, więc postanowił poczekać aż opuszczą budynek. Nie zamierzał tak tego zostawić, za wszelką cenę chciał się dowiedzieć czy łączyło ich coś więcej niż przyjaźń. Przysiągł, że go zabije jeśli jego przypuszczenia okażą się prawdziwe.
Czas mijał mu bardzo powoli a minuty dłużyły się niczym godziny. Znudzony siedział w samochodzie, słuchając muzyki i stukając palcami w kierownicę. Nawet na sekundę nie spuścił wzroku z drzwi prowadzących do kina, do którego kilkadziesiąt minut wcześniej weszła Ann wraz z Davidem. Luke był naprawdę bardzo zmęczony po siedmiogodzinnej zmianie w sklepie muzycznym i miał wrażenie, że za chwilę zaśnie. Wiedział jednak, że nie może sobie na to pozwolić. Zerkał na zegarek co chwilę i kiedy myślał, że już nie wytrzyma i wróci do domu, zauważył, że brunetka ze swoim przyjacielem wyszli na zewnątrz. Luke pochylił się, by przypadkiem nie zauważyli, że bezustannie ich obserwował. Po paru minutach Ann przytuliła Davida, po czym oboje się rozeszli i ruszyli w przeciwnych kierunkach. Hemmings zaczął wahać się nad tym za kim powinien podążyć. Ostatecznie jednak wybrał opcję śledzenia chłopaka. Zamierzał dać mu jasno do zrozumienia, żeby z nim nie zadzierał i trzymał z daleka od Ann, bo źle się to dla niego skończy. Odpalił więc silnik i ruszył w kierunku, w którym szedł brunet. Jechał powoli, ani na chwilę nie spuszczając go z oczu. Czekał na moment, aż David znajdzie się w miejscu, w którym nie będzie ludzi, bo nie chciał robić niepotrzebnego zamieszania. To dotyczyło tylko ich dwoje, więc wkład dodatkowych osób był zupełnie niepotrzebny. Kilkanaście minut później chłopak wyszedł już z najbardziej zatłoczonej części miasta i znalazł się w tej nieco spokojniejszej; wtedy Luke postanowił interweniować. Zaparkował samochód, wysiadł z niego, po czym zarzucając kaptur na głowę ruszył z Davidem. Czuł się jak jakiś przestępca, ale nie przejmował się tym, gdyż sprawa dotyczyła dziewczyny, którą tak bezgranicznie kochał. Nie obawiał się go, ponieważ był od niego zdecydowanie wyższy, poza tym na imprezie, kiedy był kompletnie pijany i tak był w stanie go pobić. Nie stanowił więc on dla niego żadnego zagrożenia. Szedł dosłownie kilka kroków za nim i czekał tylko na odpowiedni moment, by rozpocząć działanie. Kiedy przechodzili obok bocznej, kompletnie pustej i wąskiej uliczki, Luke podbiegł do Davida, szarpnął go za bluzę, po czym zaciągnął do miejsca, w którym nikt nie mógł ich zauważyć.
- Puść mnie, idioto! Czego ty chcesz? – krzyczał spanikowany brunet, nie rozpoznając początkowo Luke'a. Dopiero kiedy ten zdjął z głowy kaptur, wszystko stało się jasne. – To znowu ty? – spytał zdziwiony.
- Posłuchaj, koleś – zaczął Luke, popychając chłopaka na ścianę, chcąc tym samym pokazać mu, że ma nad nim przewagę. – Nie będę powtarzał tego drugi raz, więc się skup.
- Ty jesteś jakiś nienormalny – stwierdził David, patrząc z pogardą na Hemmingsa, co rozzłościło go jeszcze bardziej.
- Zamknij się i słuchaj – rozkazał surowym tonem. – Jeśli jeszcze raz zobaczę cię z Ann, pożałujesz tego.
David zaczął się śmiać, ale po chwili przestał, kiedy Luke groźnie na niego spojrzał.
- Żartujesz sobie, prawda? – zapytał.
- A wyglądam jakbym żartował? – odparł zdenerwowany Hemmings.
- Zabronisz mi spotykania się z moją przyjaciółką?
- Zabronię, a teraz wypierdalaj stąd – potrząsnął nim kilka razy, popychając go w stronę wyjścia z uliczki.
- Gówno mnie obchodzą twoje słowa, jesteś popieprzony – odparł David.
Luke nie wytrzymał i z całej siły wycelował pięść prosto w twarz chłopaka. Po chwili to powtórzył, tylko, że ze zdwojoną siłą. Z nosa bruneta zaczęła lecieć krew, a Hemmings nie przestawał okładać go mocnymi ciosami, nie dającymi mu żadnych szans na ucieczkę.
- To za to, że próbujesz mi ją odebrać – powiedział Luke, uderzając twarz Davida po raz ostatni.
Zakrwawiony chłopak leżał na ziemi i nie mógł się podnieść. Próbował krzyczeć, lecz Luke mu to uniemożliwił kopiąc z całej siły jego brzuch. Wiedział, że był zdecydowanie zbyt brutalny, ale nie potrafił się powstrzymać.
- Mam nadzieję, że dotarło do ciebie to co powiedziałem – rzekł, po czym zakładając kaptur na głowę wybiegł na główną ulicę, pospiesznie kierując się w stronę zaparkowanego kilkadziesiąt metrów dalej samochodu. Szybko wsiadł do środka i odjechał, nie chcąc by ktokolwiek dowiedział się, że to on tak urządził Davida.
Po chwili zobaczył pędzącą z naprzeciwka karetkę. Domyślił się, że ktoś musiał zauważyć prawie nieprzytomnego chłopaka, leżącego na ziemi i wijącego się z bólu. W głębi duszy żałował tego co zrobił, ale kiedy przypomniał sobie jak Ann przytulała go na pożegnanie pod kinem, wszystkie wątpliwości od razu opuściły jego umysł. Wiedział, że jeśli dziewczyna dowie się o tym co zrobił, już nigdy mu nie wybaczy i na zawsze wyrzuci go ze swojego życia, dlatego też zamierzał wszystkiemu zaprzeczyć i nie przyznawać się do winy, tłumacząc wszystkim, że to ktoś inny pobił Davida, a ten chciał się zemścić na Luke'u i wkręcił go w to wszystko.
Kiedy Luke dotarł do swojego mieszkania, na dworze było już ciemno. Z trudem udało mu się włożyć klucz w drzwi, by móc wejść do środka. Jego ręce bezustannie się trzęsły a on sam był kłębkiem nerwów. Nie wiedział co ma robić, by się uspokoić. Był pewien, że sam sobie z tym nie poradzi, ale nie mógł nikomu o tym powiedzieć. To miał być jego sekret, o którym nikt nigdy się nie dowie. Wiedział jednak, że David tak tego nie zostawi i na pewno będzie próbował zrobić wszystko, by tylko zemścić się na Luke'u. Najbardziej jednak obawiał się tego, że skończy na posterunku policyjnym z zarzutami brutalnego pobicia. Pilnie potrzebował dobrego alibi. Wyjął więc telefon i jak zwykle w kryzysowej sytuacji zadzwonił do najlepszego przyjaciela, który odebrał połączenie niemal natychmiastowo.
- Ashton, posłuchaj uważnie – zaczął Luke, nie siląc się nawet na jakiekolwiek słowo na przywitanie. – Jeśli ktoś będzie pytał, to dzisiaj musieliśmy zostać w sklepie kilka godzin dłużej i skończyliśmy pracę około osiemnastej, ok?
- Luke, co zrobiłeś? – spytał wyraźnie zaniepokojony Ash.
- Nie pytaj – odparł poddenerwowany Luke.
- Powiedz – nalegał Irwin.
- Wplątałem się w niezłe bagno, stary – odpowiedział Hemmings, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego jak poważne konsekwencje mogą go czekać. – Pamiętaj, musieliśmy dziś zostać do osiemnastej – dodał, po czym rozłączył się, pozostawiając Ashtona bez jakichkolwiek słów wyjaśnienia.
Odłożył telefon na stolik, po czym wzdychając głęboko, położył się na kanapie, próbując się uspokoić. Nie trwało to jednak długo, bo po chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Nie mając pojęcia kto złożył mu wizytę, wstał, następnie naciskając na klamkę. W wejściu zobaczył wysokiego i dobrze zbudowanego funkcjonariusza policji.
- Pan Luke Hemmings? – spytał mężczyzna, a blondyn skinął głową. – Musi pan jechać ze mną na komisariat złożyć zeznania w sprawie pobicia Davida Warnera. - dodał.
Luke wiedział, że ma kłopoty i nie będzie łatwo mu się z tego wszystkiego wyplątać.

niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 26


Ból głowy, który obudził go o poranku, był nie do opisania. Miał wrażenie, że ktoś właśnie wiercił mu dziurę w czaszce lub uderzał nią o ścianę. Poza tym jego żołądek też nie był w najlepszym stanie, po tak ogromnej ilości alkoholu, którą Luke wlał w siebie zeszłego wieczora. Czuł, jakby zaraz miał zwymiotować wszystkie swoje wnętrzności. Nie pamiętał, kiedy ostatnio było mu tak bardzo niedobrze. Upijanie się miało swoje konsekwencje, których on doskonale był świadomy, więc za doprowadzenie się do takiego stanu, mógł mieć pretensje tylko i wyłącznie do samego siebie.
Jęknął kilka razy, po czym powoli podniósł się z łóżka, by znaleźć coś do picia, gdyż  w jego gardle panowała niesamowita suchość. Przechodząc obok szafki, zerknął na zegarek, który wskazywał godzinę trzynastą siedemnaście. Oznaczało to, że przespał połowę dnia. Wtedy zdał sobie sprawę z tego, że była sobota, a jego zmiana w sklepie muzycznym zaczynała się o jedenastej. Spanikowany, zaczął szukać telefonu, w celu skontaktowania się z Ashtonem. Miał nadzieję, że przyjaciel zrozumie jego sytuacje i nie naskarży na niego swojemu ojcu, który zapewne od razu by go zwolnił. Taka opcja nie wchodziła w grę, ponieważ Luke wtedy musiałby sprzedać mieszkanie i ponownie wprowadzić się do rodziców. Skrzywił się na samą myśl o tym, po czym pośpiesznie wybrał odpowiedni numer i wcisnął klawisz oznaczający rozpoczęcie połączenia. Doczekał się natychmiastowego odzewu ze strony przyjaciela.
- No proszę, w końcu się obudziłeś – odezwał się wyraźnie poirytowany Ashton. 
- Stary, przepraszam, zaraz będę w sklepie, daj mi pół godziny – mówił Luke, próbując za wszelką się usprawiedliwiać, w tym samym czasie szukał w szafie czystych ubrań, by móc jak najszybciej się przebrać i wyjść z domu.
- Daj spokój, Hemmings – odparł Irwin. – Ojciec dowiedział się, że nie przyszedłeś dzisiaj – dodał, na co Luke momentalnie zadrżał.
- Naprawdę mi przykro, zapomniałem ustawić budzik – dalej się tłumaczył, mając nadzieję, że uda mu się jakimś cudem uratować swoją beznadziejną sytuację.
- Kac morderca nie ma serca, no nie? – zaśmiał się Ash, rozluźniając nieco atmosferę.
- Czuję się dobrze, nic mi nie jest – skłamał. Tak naprawdę miał wrażenie, że za chwilę umrze z powodu doskwierającego bólu głowy i nudności.
- Wmawiaj to sobie – odparł jego przyjaciel, na co on jedynie westchnął wiedząc, że Ashton i tak wiedział jaka była prawda. – Ojciec odpuścił ci dzisiaj, bo powiedziałem, że miałeś jakiś ważny wyjazd – dodał, na co Luke odetchnął z ulgą, po czym podszedł do łóżka i położył się na nim.
- W następnym tygodniu wezmę dwie zmiany – zaproponował, czując wyrzuty sumienia, gdyż jego najlepszy przyjaciel musiał panować nad całym sklepem sam, ponieważ on zeszłego wieczoru upił się do nieprzytomności a o poranku nie był wstanie obudzić się o wyznaczonej godzinie. Czuł się żałośnie.
- To chyba nie ze mną powinieneś rozmawiać w tej chwili, nie sądzisz? – spytał Ashton, a Luke początkowo nie zrozumiał o co mu chodziło. Dopiero po chwili przypomniał sobie wszystko co wydarzyło się zeszłej nocy. Na samą myśl o tym, co zrobił, miał ochotę wyskoczyć z okna. Jego porywczość i impulsywność  spowodowała, że Ann prawdopodobnie nie odezwie się do niego  w najbliższym czasie, a kto wie, może już nigdy mu nie wybaczy. Był załamany i jednocześnie niesamowicie zażenowany tym co zrobił. Czuł się jak ostatni dupek. Nie był w stanie zapanować nad zazdrością, która go ogarnęła, zwłaszcza po tym kiedy był już w stanie nietrzeźwości.
- Co ja narobiłem? – powiedział na głos, zapominając, że wciąż rozmawiał z Ashtonem, który słyszał każde jego słowo.
- Przegiąłeś, stary – stwierdził Irwin, a Luke jedynie westchnął, ponieważ był świadom tego, że to co mówił jego przyjaciel było prawdą. – Zachowałeś się jak idiota, wiesz o tym?
- Wiem – skinął głową. – Ann mnie nienawidzi, prawda?
- Nie wiem, bo z nią nie gadałem – wyjaśnił Ash. – A teraz kończ gadać ze mną i dzwoń do niej, albo najlepiej do niej jedź. Albo nie, lepiej nie jedź, bo pewnie jeszcze nie zdążyłeś wytrzeźwieć do końca – na jego słowa Luke jedynie wywrócił oczami.
- Jeszcze raz dzięki, odrobię dzisiejszy dzień w przyszłym tygodniu, słowo – obiecał, czując się zobowiązany to zrobić.
- Okej – odparł Irwin, po czym się rozłączył.
Luke odłożył telefon, po czym postanowił doprowadzić się do porządku. Kiedy udał się do łazienki i zerknął w lusterko, przestraszył się własnego odbicia. Wyglądał strasznie; podpuchnięte oczy, twarz blada jak ściana, włosy sterczące we wszystkich kierunkach.
- Nigdy więcej nie piję – powiedział sam do siebie, kiwając głową z zażenowania. Wiedział jednak, że te słowa i tak nie miały żadnego znaczenia, bo przy najbliższej okazji, gdy będzie miał kontakt z alkoholem ponownie doprowadzi się do takiego stanu. Uzależnienie powoli przejmowało nad nim kontrolę i był świadomy tego, że ma problem i potrzebuje pomocy. Nie lubił jednak nikogo o nią prosić, dlatego też został zdany jedynie na siebie i swoją silną wolę.
Po wzięciu orzeźwiającego prysznica, który trwał prawie całą godzinę, wyszedł z łazienki i udał się do kuchni. Wokół niego panował straszny bałagan, ale nie przejmował się tym. Jedyne czego pragnął, to zaspokojenie ogromnego pragnienia. Chwycił więc stojącą na stole butelkę z wodą mineralną i w kilka sekund opróżnił połowę zawartości, czując niesamowitą ulgę. Następnie zamierzał zrobić sobie śniadanie, choć raczej o tej godzinie powinien myśleć o obiedzie. Wciąż jednak było mu niedobrze, więc postanowił nie jeść nic, nie chcąc pogorszyć swojego i tak już beznadziejnego stanu.
Ubrał się w czyste ubrania, po czym opuścił mieszkanie. Zignorował radę Ashtona, dotyczącą tego, że prawdopodobnie wciąż jakiś alkohol znajdował się w jego krwi. Uznał jednak, że czuł się na tyle dobrze, że był w stanie przejechać te kilka kilometrów, by dostać się do domu Hastingsów. Podczas jazdy, zaczął układać przeprosiny, które chciał powiedzieć Ann. Nie szło mu jednak zbyt dobrze, ponieważ ciężko było mu ubrać w słowa wszystko to, co chciał jej przekazać. Ostatecznie postanowił improwizować, gdyż żadne konkretne zdania nie przychodziły mu do głowy. Rozmowa z brunetką zapowiadała się naprawdę ciężko i Luke zaczął obawiać się, że nie uda mu się sprawić, by ponownie się do niego odezwała.
Zaparkował na podjeździe Hastingsów, po czym wysiadł z auta i powolnym krokiem zaczął kierować się w stronę drzwi wejściowych. Był niesamowicie zdenerwowany, a jego ręce z sekundy na sekundę trzęsły się coraz bardziej. Zatrzymał się, trzymając dłoń tuż nad dzwonkiem i wahając się nad dalszymi poczynaniami. Nie chciał wyjść na tchórza, więc dwukrotnie zadzwonił.
Czekał przez następne kilka minut, i kiedy nikt mu nie otworzył, powtórzył czynność, wciskając dzwonek ponownie. Zaczynał coraz bardziej się niecierpliwić. Na szczęście po chwili usłyszał kroki osoby zbliżającej się do drzwi. W głowie pojawiało mu się tysiąc myśli na sekundę i każda z nich dotyczyła tego, jak zacząć tę wyjątkowo trudną rozmowę z  Ann, która była nieunikniona, i czy tego chciał czy nie chciał, to on musiał być tym, który ją zacznie i jako pierwszy powie „przepraszam”.
Kiedy drzwi się otworzyły, zobaczył w nich brunetkę, która na jego widok naprawdę się zdziwiła.
- Cześć A... – zaczął, lecz niestety nie dokończył swojej wypowiedzi, gdyż dziewczyna szybko zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. – Ann! – krzyknął, by ponownie mu otworzyła, ale niestety tego nie zrobiła.
- Odejdź, Luke – odezwała się w końcu zza ściany.
- Najpierw pogadajmy – powiedział.
- Nie mamy o czym – od razu odmówiła.
- Otwórz, proszę – dalej nalegał, nie zamierzając odpuścić. Za bardzo mu zależało na niej, a poczucie winy przez to co zrobił stawało się nie do zniesienia.
- Nie – stanowczo zaprzeczyła.
- Ann… - rzekł błagalnym tonem, mając nadzieję, że to ją przekona.
- Może mnie też pobijesz tak jak wczoraj zrobiłeś to z Davidem? – odparła, na co on nerwowo zacisnął dłonie w pięści i zmarszczył brwi. W dodatku na dźwięk imienia tamtego chłopaka, zrobiło mu się niedobrze.
- Daj spokój, Ann – starał się nie zwracać uwagi na jej wcześniejszą, kąśliwą uwagę, którą naprawdę wziął sobie do serca. Doskonale wiedział, że źle postąpił i nie potrzebował, by ktoś ciągle mu to wypominał.
- W ogóle jesteś trzeźwy? – brunetka dalej nie odpuszczała i rzucała docinkami w jego stronę.

Luke zezłościł się jeszcze bardziej. Miał ochotę szarpnąć mocno za drzwi i wejść do środka, by pokazać jej jak bardzo żałował tego co zrobił. Nie sądził, że dziewczyna będzie tak niemiła w stosunku do niego. Jej ostatnie, złośliwe pytanie dotknęło go tak bardzo, że postanowił odpuścić. Wycofał się, po czym powoli zaczął oddalać się od domu, idąc w kierunku stojącego na podjeździe samochodu. Przechodząc obok kosza na śmieci, kopnął go z całej siły, co spowodowało silny ból w lewej nodze, ale nie zwracał na to uwagi, gdyż naprawdę potrzebował jakoś rozładować swoją złość. Od zawsze miał zwyczaj kopać w różne rzeczy, więc tym razem również to zrobił, niestety jednak nie poczuł wystarczającej ulgi. Wsiadając do samochodu trzasnął drzwiami z całej siły i z piskiem opon ruszył z miejsca. Był zły na Ann. Sądził, że nie była ona aż tak bardzo pamiętliwa, by obrażać się aż tak bardzo, za to co zrobił. Oczywiście, miała prawo być zła i zawiedziona, ale to nie oznaczało, że musiała obdarować go wrednymi uwagami, które jeszcze bardziej wyprowadziły go z równowagi. Luke nie wiedział co ma robić. Wahał się nad tym czy zawrócić i ponownie spróbować ją przeprosić, czy też jechać dalej i dać jej trochę czasu na przemyślenie całej tej sprawy. Ostatecznie jednak wybrał drugą opcję i nie oglądając się za siebie, wyjechał z ulicy, na której mieszkała. 

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 25


Ten sobotni wieczór Luke spędził z Ann. Wspólnie siedzieli na kanapie w jego mieszkaniu i oglądali telewizję, w międzyczasie jedząc przygotowany wcześniej popcorn. Przez ostatnie dni naprawdę się do siebie zbliżyli, a łącząca ich relacja zdecydowanie była już na poziomie wyższym od przyjaźni. Obserwując tę dwójkę, można było stwierdzić, że byli jedną z tych szczęśliwie kochających się par, które poznają się w wieku nastoletnim i spędzają ze sobą resztę życia. Jednak były to tylko pozory, ponieważ Ann dopiero niedawno zdała sobie sprawę z tego, że powinna dać szansę Luke’owi oraz, że przebywanie w jego towarzystwie, jego słowa czy gesty sprawiały, że czuła się naprawdę szczęśliwa oraz pewna tego, jak bardzo chłopak ją kochał.
Nagle w całym mieszkaniu rozbrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi. Zdziwiona tym faktem Ann spojrzała na Luke’a pytająco, na co on pokręcił jedynie głową, sam również nie mając pojęcia, kto postanowił złożyć im wizytę. Nie spodziewał się nikogo o tej porze, dlatego był nieco zdezorientowany. Leniwie wstał z kanapy i udał się do drzwi, by przekonać się, kto stał po drugiej stronie.
- Cześć, Luke – powiedział rozbawiony  Calum, wystawiając dłoń, by przybić piątkę z Lukiem.
- Siema, chłopaki – odparł Hemmings, witając się w ten sam sposób również z Ashtonem i Michaelem, którzy towarzyszyli Hoodowi. – Co tu robicie? – spytał, zastanawiając się nad celem ich wizyty.
- To już nie można odwiedzić kumpla? – Irwin udał obrażonego, wyginając wargi w grymasie.
- Chcieliśmy zapytać czy idziesz z nami na imprezę – dodał Michael.
- No nie wiem, bo oglądaliśmy właśnie film z Ann i…
- Myśleliśmy, że jestem sam – powiedział Calum, na co Luke pokręcił głową.
Wtedy obok Hemmingsa pojawiła się brunetka. Stanęła obok niego, a on odruchowo objął ją ramieniem, na co chłopaki wymienili między sobą kilka znaczących spojrzeń.
- Cześć – dziewczyna przywitała się, uśmiechają się pogodnie. – Co słychać?
- Masz ochotę na imprezę? – spytał Ashton, unosząc zachęcająco brwi, na co Ann się zaśmiała.
- Oczywiście, że tak – odparła z entuzjazmem. – Co ty na to, Luke? – podniosła głowę i spojrzała na stojącego przy niej Hemmingsa.
- Okej – chłopak zgodził się. Dawno nigdzie nie wychodzili całą paczką i zaczynało mu tego brakować, poza tym sądził, że pójście do klubu to zdecydowanie lepszy pomysł niż nudny wieczór spędzony przed telewizorem.
- Świetnie! – krzyknął uradowany Calum.
Luke i Ann założyli swoje kurtki, po czym wraz z resztą przyjaciół opuścili mieszkanie i udali się do na zewnątrz, gdzie zaparkowany stał samochód należący do Michaela, którym mieli dostać się do klubu w centrum miasta.
Kiedy dotarli na miejsce, zauważyli dużą kolejkę, czekającą przy wejściu. Ustawili się więc i cierpliwie czekali na moment, gdy w końcu będą mogli wejść do środka i trochę się zabawić. W końcu nadeszła ich kolej, co naprawdę ich ucieszyło, bo na dworze zaczynało robić się naprawdę zimno.
Najpierw całą grupą udali się do znajdującego się po lewej stronie baru, by wypić kilka drinków, w celu rozluźnienia atmosfery.
- Luke, tylko ostrożnie z alkoholem – Ann szepnęła Hemmingsowi do ucha tak by nikt jej nie usłyszał. On jedynie wywrócił oczami i głęboko westchnął, ponieważ nie lubił, kiedy dziewczyna lub ktokolwiek inny zachowywał się jak jeden z jego rodziców i próbował kontrolować każdy aspekt jego życia. Luke był dorosły i wiedział co robi. Był świadomy tego, że nie może przesadzać z piciem, biorąc pod uwagę jego przeszłość i wydarzenia, które kiedyś miały miejsce. Nie chciał do tego wracać.
- Nie martw się o mnie – odparł, nie chcąc pokazywać jej, że jej wcześniejsze słowa trochę go zdenerwowały.
Luke zamówił drinki dla wszystkich, a kiedy barman postawił na stole kieliszki wypełnione kolorowymi napojami, jego źrenice od razu się rozszerzyły. Nie spożywał alkoholu już od kilku tygodni (nie licząc kilku piw wypitych z chłopakami podczas oglądania meczu w zeszłą sobotę), dlatego nie mógł doczekać się, aż w końcu będzie mógł rozkoszować się gorzkim smakiem, powodującym przyjemne ciepło w jego gardle. Nie chciał jednak zdradzać tego jak ogromną ochotę miał na alkohol, więc starał się zachowywać normalnie, by nie wzbudzać większych podejrzeń.
Wraz z przyjaciółmi wypił trzy kolejki, czując się przy tym rewelacyjnie. Taka ilość jednak go nie satysfakcjonowała i pragnął więcej, lecz siedząca obok niego Ann, bezustannie go obserwowała, nie pozwalając mu tym samym na to. Nie chciał jej zawodzić, dlatego też musiał się powstrzymywać, pomimo tego, że z minuty na minutę coraz trudniej było mu się kontrolować.
Po jakimś czasie Ashton i reszta chłopaków udali się na parkiet, zostawiając Luke’a i Ann samych. Kiedy siedzieli i rozmawiali, nagle ktoś podszedł do dziewczyny i położył jej dłoń na ramieniu, na co ona się wzdrygnęła i od razu odwróciła głowę.
- David? – zdziwiła się, widząc osobę, stojącą tuż za nią.
- Cześć, Annie – ciemnowłosy chłopak odparł, po czym przytulił ją mocno.
Luke zmarszczył brwi, nie wiedząc co właśnie się działo. Nie miał pojęcia kim był David, dlatego zaczął odczuwać ogromną zazdrość, która powodowała, że jego serce zaczynało bić coraz szybciej.
- Nie wiedziałam, że dzisiaj tu będziesz – rzekła Ann, uśmiechając się szeroko do bruneta.
- Ty też nie mówiłaś, że planujesz tu przyjść – odparł. – Wczoraj mówiłaś, że nie zamierzasz nigdzie wychodzić – dodał.
Zdezorientowany Luke zacisnął dłonie w pięści, a gniew, który go ogarniał z sekundy na sekundę stawał się coraz większy. Miał ochotę złapać Ann za rękę i odciągnąć od tego chłopaka. Sądził, że między nim a Ann coś było, ponieważ ona ciągle się do niego uśmiechała i wydawała się być wyjątkowo radosna.
- David, poznaj Luke’a – powiedziała, wskazując ręką w kierunku siedzącego obok niej Hemmingsa.
- Miło mi – brunet wyciągnął do niego rękę, którą on z grzeczności musiał uścisnąć. Wymusił uśmiech i udał, że również cieszy się z tego spotkania, choć tak naprawdę wewnątrz miał ochotę go rozszarpać. – Pozwolisz, że zabiorę twoją przyjaciółkę na parkiet? – dodał po chwili. Tak naprawdę wcale nie pytał o pozwolenie, bo już po chwili odciągnął Ann od niego i udał się wraz z nią na środek sali.
Zdenerwowany do granic możliwości Luke, z całych sił uderzył pięścią w stół, powodując, że kilku siedzących obok ludzi posłało mu dziwne spojrzenia. Nie sądził, że może być aż tak bardzo zazdrosny, ale sprawa ta dotyczyła dziewczyny, którą bezgranicznie kochał, więc miał prawo czuć się zagrożony, kiedy ona przebywała w towarzystwie innego chłopaka, który wyraźnie był nią zauroczony.
Zamówił kilka drinków i zaczął je pić jeden po drugim. Nie było przy nim nikogo, kto mógłby go kontrolować, więc nie musiał dalej się powstrzymywać. Co chwilę zerkał w kierunku parkietu, gdzie zadowolona Ann tańczyła z Davidem, przez co jego złość rosła jeszcze bardziej, co powodowało, że miał ochotę pić więcej. Było mu już wszystko jedno, jakie będą tego konsekwencje.
Po kilkudziesięciu minutach zauważył, że jego portfel był pusty, więc nie mógł zamówić kolejnego drinka. Nie potrzebował go jednak aż tak bardzo, ponieważ stan,  w którym wtedy się znajdował, był daleki od trzeźwości. Zdenerwowany wstał z krzesła i dopiero wtedy poczuł, że ciężko było mu utrzymać równowagę a obraz, który miał przed oczyma lekko wirował i był rozmazany. Lubił jednak ten stan, więc nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo. Sposób jego myślenia przestał być racjonalny i Luke nie kontrolował już tego co robił. Chwiejnym krokiem szedł w kierunku Ann i Davida. Kiedy znalazł się tuż obok nich, z całej siły popchnął chłopaka, powodując, że ten omal nie upadł na podłogę. Chciał pokazać, że nie podda się bez walki i nie pozwoli, by ktoś odebrał mu dziewczynę, którą kochał.
- Luke, co ty wyprawiasz? – krzyknęła zdezorientowana brunetka.
- Odbiło ci, koleś? – dodał David, podchodząc do Hemmingsa i stając naprzeciw niego.
- Odwal się od mojej dziewczyny – powiedział groźnie, mierząc go wzrokiem. – Nie będę powtarzał tego drugi raz.
- Ale… - brunet chciał coś powiedzieć jednak Luke efektowanie mu przerwał, wymierzając mu mocny cios prosto w twarz.
- Oszalałeś?! – wrzasnęła Ann, podchodząc do niego i łapiąc go za ramię, chcąc uspokoić nerwową atmosferę, jednak na nic jej się to nie zdało, ponieważ Hemmings ją od siebie odepchnął.
- Wolisz tego śmiecia ode mnie?! – krzyczał, robiąc wokół siebie zamieszanie i zwracając uwagę wszystkich znajdujących się wokół.
Kiedy chciał rzucić się na Davida, obok niego pojawił się Ashton, który skutecznie go przed tym powstrzymał, chwytając go za ramiona.
- Calum, Michael! – zawołał pozostałych chłopaków, którzy dosłownie po sekundzie zjawili się obok. – Wyprowadźcie go stąd! – nakazał, na co oni skinęli głowami.
- Irwin, do cholery, nie zachowuj się jakbyś był moim ojcem! – wrzasnął Luke, próbując wyrwać się z rąk przyjaciół. – Puśćcie mnie! – krzyczał.
- Ciebie już do końca popierdoliło, Hemmings – odpowiedział ze spokojem Ash, wiedząc, że Luke był pijany i nie kontrolował swoich słów i czynów.
Calum wraz z Michaelem wyprowadzili go na zewnątrz a następnie wsadzili na tylne siedzenie w samochodzie Clifforda, po czym odwieźli do domu. Po drodze Luke zasnął, więc nie mieli z nim większych problemów. Jednak kiedy auto zaparkowało pod jego domem, ocknął się i znów zaczął wrzeszczeć:
- Gdzie jest ten dupek?!
Chłopaki jednak ignorowali jego krzyki. Z trudem wyciągnęli go z samochodu i zaprowadzili do jego mieszkania.
- Nigdy więcej nie zabierzemy cię na żadną imprezę – powiedział Michael. – Czemu zawsze musisz coś odwalić? Nie umiesz się opanować? Poza tym, miałeś nie pić.
- Odpieprz się ode mnie – warknął Luke, rzucając się na kanapę w salonie. – Przestańcie w końcu traktować mnie jak dziecko!
- Przestaniemy kiedy nie będziesz zachowywał się jakbyś miał trzynaście lat – odparł Calum. – Zastanów się nad tym co robisz, pomyśl sobie jak musiała poczuć się Ann, kiedy rzuciłeś się na jej znajomego.
- Ten dupek chce mi ją zabrać, rozumiesz? – Luke nie przestawał krzyczeć.
- Idź lepiej spać – poradził mu Michael. – Rano będziesz żałował tego co zrobiłeś, zobaczysz.
- Spadajcie już stąd – odpowiedział Hemmings, po czym odwrócił się na drugi bok i po kilku chwilach zasnął, nie wiedząc nawet czy chłopaki opuścili jego mieszkanie.


sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 24



W sklepie muzycznym, w którym pracował Luke wraz z Ashtonem, od samego rana panował niesamowity ruch. Coś takiego zdarzało się tam naprawdę rzadko, dlatego żaden z nich nie był przygotowany na tak dużą ilość klientów, którymi w większości były nastolatki, ponieważ jeden z najpopularniejszych zespołów na świecie wydał właśnie swój nowy album, na który wszyscy długo czekali i chcieli nabyć go od razu w dniu premiery. Przez to chłopaki nie mieli ani chwili wytchnienia, aż do przerwy, która rozpoczęła się dopiero o godzinie trzynastej i miała trwać przez następne trzydzieści minut. Drzwi sklepu zostały zamknięte, a Luke ze swoim przyjacielem w końcu mogli usiąść i choć przez chwilę odpocząć od nadmiaru klientów. Ashton udał się na zaplecze, po czym wrócił  trzymając w dłoniach dwie puszki gazowanego napoju, następnie jedną z nich podając Hemmingsowi.
- Mogłeś mnie uprzedzić, że dzisiaj będzie tu tyle ludzi, bo One Direction wydali nową płytę – powiedział Luke, siadając na jednym z krzeseł i biorąc łyka napoju.
- Skąd miałem wiedzieć? Przecież nie jestem Directioner – odparł Ash, powodując, że po chwili oboje zaczęli głośno się śmiać. – Ale wybrali dobrą porę na wydanie albumu, w końcu w Walentynki…
Słysząc ostatnie słowo wypowiedziane przez Irwina, Luke zakrztusił się napojem, który pił i zaczął kaszleć, nie mogąc złapać oddechu.
- Wszystko okej? – zapytał Ashton, podchodząc do niego i klepiąc go po plecach, chcąc mu pomóc.
- Możesz powtórzyć to co mówiłeś wcześniej?
- To znaczy co? – zdziwił się Ash, nie wiedząc co jego przyjaciel ma na myśli.
- Który jest dzisiaj? – Luke dalej dopytywał.
- Czternasty lutego – odparł Irwin.
- Cholera jasna, jak mogłem zapomnieć, nie mam nic dla Ann. – Hemmings wstał z krzesła i zaczął panikować, chodząc w kółko i trzymając się za głowę.
- Najpierw się uspokój – poradził mu Ashton. – Myślę, że nie musisz jej nic dawać, wystarczy, że do niej zadzwonisz.
- Ta, jasne – prychnął Luke. – Co mógłbym jej kupić? – zaczął się zastanawiać.
- Może płytę? Wiesz jak Ann lubi One Direction – zaproponował jego przyjaciel.
- Dobra, zapakuj ją jakoś ładnie – Hemmings podszedł do działu z płytami i wziął jedną z nich, następnie podając ją Ashtonowi, by ten mógł ją zapakować. – Ale to nie wystarczy – Luke dalej kontynuował zamartwianie się.
- Zaproś ją na wieczór, obejrzyjcie film czy coś, to powinno wystarczyć – Irwin dalej podsuwał mu pomysły.
- Mogę wyjść dzisiaj godzinę wcześniej? Myślisz, że twój tata nie będzie miał nic przeciwko? Chciałbym jakoś to wszystko ogarnąć.
- Nie ma sprawy, nie powiem mojemu ojcu, sam dam sobie radę – odparł Ashton a Luke od razu odetchnął z ulgą.
O godzinie szesnastej wybiegł ze sklepu, wsiadł w samochód i ruszył w stronę swojego mieszkania. Na początku planował zrobić tam jakiś porządek, bo nie sprzątał tam przez ostatni tydzień, czego efektem była sterta brudnych talerzy ustawiona w zlewie i na szafkach, stos ubrań porozrzucanych na podłodze, pudełka po pizzy walające się w każdym pomieszczeniu, niepościelone łóżko, zwiędłe kwiatki na parapecie oraz meble pokryte dużą warstwą kurzu. Luke każdy dzień tego tygodnia spędzał w pracy, więc po prostu nie miał wystarczająco dużo czasu na to, by wziąć się za porządki. Nie mógł przecież zaprosić Ann do mieszkania, które dosłownie było w opłakanym stanie, dlatego jak najszybciej chciał tam dotrzeć, by szybko wszystko posprzątać.
Jadąc, w pewnym momencie w oczy rzucił mu się nieduży sklepik, który na zewnątrz przystrojony był walentynkowymi dekoracjami. Postanowił do niego zajrzeć i kupić coś jeszcze, ponieważ uważał, że płyta jej ulubionego zespołu nie była wystarczająco dobrym prezentem. Zaparkował więc auto na poboczu, po czym wysiadł z niego i wszedł do sklepu. Zaczął rozglądać się wokoło. Nadmiar czerwieni, serduszek, amorków i róż zaczął go przytłaczać, ale wiedział, że musi coś wybrać. Chodził między regałami, ale nic nie wpadało mu w oko. W końcu ze zrezygnowaniem postanowił poprosić sprzedawcę o pomoc, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że samemu nie uda mu się nic wybrać.
Po parunastu minutach wyszedł ze sklepu z dużym bukietem czerwonych róż oraz pudełkiem czekoladek z karmelowym nadzieniem. Miał nadzieję, że Ann nie będzie zawiedziona tym jak bardzo przeciętne były prezenty, które zamierzał jej podarować. Wsiadł do samochodu, położył wszystko na tylnym siedzeniu, po czym ponownie wyjechał na ulicę i zaczął kierować się w stronę swojego mieszkania.
Kiedy dotarł do celu, pierwsze co zrobił to wyjął z kieszeni telefon i w kontaktach wyszukał numer do Ann. Był strasznie zestresowany i z trudem udawało mu się przesuwać palcem po ekranie, ponieważ jego dłonie z sekundy na sekundę coraz bardziej się trzęsły.
- Cześć, Luke – radosny głos dziewczyny odezwał się po drugiej stronie.
Hemmings wziął głęboki wdech, próbując choć trochę opanować ogarniające go nerwy.
- Cześć – odparł. – Masz jakieś plany na wieczór? – spytał od razu.
- Nie mam, a co?
- Może się spotkamy? – zaproponował.
- Jasne, o której? – Ann bez namysłu zgodziła się, co niezmiernie go ucieszyło.
- Przyjadę po ciebie o dwudziestej.
- Nie musisz, powiem tacie, żeby mnie do ciebie zawiózł.
- Mogę przyjechać jeśli chcesz…
- Nie trzeba, to widzimy się o dwudziestej, pa – powiedziała, po czym rozłączyła się, nie dając Luke’owi szans na odmowę.
Wzruszył jedynie ramionami, odkładając telefon na stojący obok niego stolik. Takie rozwiązanie było mu nawet bardziej na rękę, ponieważ miał więcej czasu na posprzątanie mieszkania i doprowadzenie samego siebie do porządku.
Na szczęście wyrobił się ze wszystkim w czasie i kiedy kończył poprawiać swoją fryzurę w wiszącym na ścianie lustrze, usłyszał dzwonek do drzwi. Doskonale wiedział, kto stał po drugiej stronie. Wziął więc jeszcze jeden głęboki oddech i pociągnął za klamkę, po czym ujrzał stojącą w progu, uśmiechniętą Ann.
- Hej – powitał ją.
Ona natomiast weszła do środka, zbliżyła się do niego, następnie witając go szybkim całusem w usta. Luke był lekko zdezorientowany jej zachowaniem, sam nie wiedział co powinien w tej sytuacji zrobić, lecz nie mógł zaprzeczyć, że mu się to nie podobało. Oznaczało to, że relacja między nim a Ann, była już na szczeblu przewyższającym przyjaźń. Pragnął tego od kilku miesięcy, więc był naprawdę bardzo szczęśliwy, że wszystkie jego starania nie poszły na marne.
- Więc, co dziś robimy? – spytała entuzjastycznie, odsuwając się od niego i ponownie stając w progu.
- Nie wiem, myślałem, że może posiedzimy i…
- Daj spokój – Ann przerwała mu. – Są Walentynki, zróbmy coś ciekawszego.
Luke zaczął denerwować się jeszcze bardziej. Jego pomysł ze wspólnym siedzeniem na kanapie i oglądaniem filmu najwyraźniej nie przypadł jej do gustu, ale nie dziwił jej się, bo która dziewczyna chciałaby spędzać czternasty lutego w taki sposób? Potrzebował jakiegoś genialnego pomysłu, natychmiast.
- Tak w ogóle to mam coś dla ciebie – zaczął nieśmiało, drapiąc się po karku. Próbował robić wszystko, by zyskać dodatkowy czas na wymyślenie czegoś ciekawego na ten wieczór.
Chwycił dłoń Ann i pociągnął ją za sobą do salonu, po czym wręczył jej kupione wcześniej prezenty, które najwyraźniej bardzo jej się spodobały, ponieważ na jej ustach od razu zagościł szeroki uśmiech, a ona sama wpadła w ramiona Luke’a, po czym ponownie delikatnie musnęła wargami jego usta.
- Dziękuję, to wspaniałe, naprawdę – mówiła, wciąż będąc w niego wtulona. On natomiast gładził dłońmi jej plecy, ciesząc się tym cudownym momentem. – I mam nadzieję, że dając mi płytę, nie nabijasz się ze mnie dlatego, że lubię One Direction – dodała po chwili, chichocząc.
- Nie ma za co i oczywiście, że się nie nabijam, jak mógłbym? – odparł po chwili, w międzyczasie wciąż próbując wymyślić to, jak mogliby spędzić ten wieczór. Przez kilka następnych minut nic nie przychodziło mu do głowy, ale w końcu coś wpadło mu na myśl. Przypomniał sobie to, jak bardzo Ann była zachwycona Times Square w Sylwestra. Pomyślał, że nic nie szkodzi na przeszkodzie, by ponownie się tam udali, a biorąc pod uwagę to, że w Walentynki również panowała tam niezwykła atmosfera, pomysł ten wydawał się naprawdę trafny. Chwycił ją więc za rękę, po czym skierował się wraz z nią do drzwi wyjściowych. Szybko zaczął się ubierać, nie chcąc tracić cennego czasu.
- Gdzie idziemy? – pytała zdezorientowana brunetka, patrząc ze zdziwieniem na Luke’a.
- Chodź, zaraz się przekonasz. – odparł, po czym wraz z dziewczyną opuścił mieszkanie.
Kiedy wyszli na zewnątrz, Luke zatrzymał pierwszą taksówkę, która przejeżdżała po ulicy, następnie ciągnąc za sobą Ann i wsiadając do środka.
- Times Square – Hemmings szepnął taksówkarzowi tak, by dziewczyna siedząca obok niego nie mogła go usłyszeć.
Ann nie zadawała jednak zbędnych w tej sytuacji pytań. Po prostu cierpliwie czekała na to, dokąd zawiezie ich taksówka.
Po trzydziestu minutach dotarli do celu. Brunetka wyjrzała przez szybę i od razu ujrzała miliony różnokolorowych świateł, z których słynęło Times Square. Tego dnia jednak dominowała tam czerwień i walentynkowe dekoracje, a wszędzie pełno było zakochanych par, przechadzających się po chodnikach. Na jej ustach od razu zagościł szeroki uśmiech. Luke od razu to zauważył i wiedział, że jego pomysł na pewno się jej spodobał. Wiedział, że od zawsze fascynowało ją to miejsce, dlatego był pewien, że spędzenie wieczoru tam, zachwyci ją.
Hemmings wysiadł z taksówki, po czym podał dłoń Ann. Ona od razu ją ujęła i podążyła za nim. Stanęła, otworzyła szerzej oczy i zaczęła powoli rozglądać się wkoło, podziwiając piękno panujące wokół niej. Ścisnęłam mocniej dłoń Luke’a, następnie opierając głowę na jego ramieniu.
- Tutaj jest cudownie – zachwyciła się. – Mówiłam ci już jak bardzo kocham to miejsce?
- Mówiłaś – odparł. – Z tysiąc razy. – dodał, po czym oboje z nich zaczęli się śmiać.
- To w takim razie powtarzam po raz tysiąc pierwszy – odpowiedziała. – Muszę ci coś powiedzieć, Luke – odezwała się po chwili.
On od razu wziął głęboki wdech, nie wiedząc na co powinien być przygotowany. Nie miał pojęcia co chciała mu powiedzieć, ale słowa, które przed chwilą padły z jej ust, brzmiały dość poważnie, więc zaczął obawiać się, że coś było nie tak.
Skinieniem głowy zasygnalizował jej, by kontynuowała to, co zaczęła.
- Jesteś niesamowity, wiesz o tym? – rzekła po chwili, a on od razu odetchnął z ulgą, następnie uśmiechając się, gdyż poczuł przyjemne ciepło na sercu, słysząc słowa, które Ann wypowiedziała. Tak długo czekał, by usłyszeć od niej coś takiego. W końcu jego marzenia zaczęły stawać się rzeczywistością.
- Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, prawda?
- Wiem o tym, dlatego powiedziałam, że jesteś niesamowity i przepraszam za to, że na początku tak źle cię traktowałam, że cię odrzucałam na każdym kroku, że nie dałam ci szansy – zaczęła mówić, a jej mina posmutniała.
Luke natomiast jedną dłonią uniósł jej podbródek tak, by mogła spojrzeć mu w oczy.
- To nieważne, Ann. – odpowiedział. – Liczy się to co jest tu i teraz. Zapomnijmy o przeszłości.
- Masz rację – zgodziła się z nim. - Jeszcze raz dziękuję, za wszystko. – dodała, po czym oplotła jego szyję ramionami i mocno się do niego przytuliła. On również wtulił się w nią, obejmując ją w pasie.
Trwali w tym magicznym momencie jeszcze przez kilkanaście najbliższych minut, nie mówiąc nic. Oboje po prostu cieszyli się swoją obecnością i tym, że spędzali ten wieczór razem, w tym wyjątkowym i magicznym dla ich obojgu miejscu.
 ________

wybaczcie, że tak długo, ale czekałam z tym rozdziałem specjalnie do walentynek. mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :)