poniedziałek, 7 września 2015

Epilog


Minęło kilka miesięcy od dnia, w którym Ann wyjechała z Nowego Jorku. Przez pierwsze tygodnie po jej wyjeździe Luke strasznie cierpiał, nie mogąc pogodzić się z tym, co się stało. Wciąż bezustannie wmawiał sobie, że ona jednak wróci, że jakimś cudem zmieni zdanie i zda sobie sprawę z tego, że jej miejsce nie było w Londynie lecz tutaj, w mieście, w którym się urodziła i wychowała. Niestety prawda była inna, gdyż Ann już na dobre zadomowiła się w Wielkiej Brytanii i tuż z nadejściem jesieni rozpoczęła studia na jednym z tamtejszych uniwersytetów. Luke po rozmowach, które każdego dnia prowadził z nią przez telefon, czy video chat, ewidentnie był pewien tego, że dziewczyna była tam naprawdę szczęśliwa i w końcu rozpoczęła nowe życie po wypadku, który na dobre zakończył ich związek. Od tamtego tragicznego wydarzenia minął już rok, a pamięć Ann wciąż nie wróciła i nic nie wskazywało na to, że w najbliższej przyszłości miało się to wydarzyć. Lekarze wciąż powtarzali, że jest jeszcze nadzieja, lecz nikt tak naprawdę nie wierzył w ich słowa. Jej wspomnienia przepadły już na zawsze. Luke próbował robić wszystko by je przywrócić, starał się jak mógł, lecz niestety bezskutecznie. Ostatni rok była dla niego wyjątkowo ciężki, ale był on na tyle silny, by sobie z tym wszystkim poradzić i zaakceptować los, który najwyraźniej był mu pisany. Jego stosunki z Ann wciąż pozostawały dobre, ale nie było mowy o przejściu na poziom wyższy od przyjaźni, pomimo tego, że oboje tak często powtarzali sobie, że się kochają. Miłość na odległość nie miała przyszłości i obydwoje doskonale o tym wiedzieli, dlatego odpuścili sobie budowanie jakiegokolwiek związku. Luke starał się zapomnieć o tym wszystkim, co łączyło ich w przeszłości. Było to jednak niemożliwe, gdyż jak wiadomo jeśli raz, naprawdę, szczerze kogoś pokochasz, to twoje uczucia pozostaną niezmienne już do końca życia. Początkowo załamany Luke wielokrotnie rozważał przeprowadzenie się do Londynu, ale zarówno rodzice jak i przyjaciele odradzali mu ten pomysł. Ostatecznie nie spełnił swoich zamiarów wiedząc, że nie może tego zrobić.
Przez ostatnie miesiące jego życie zbytnio się nie zmieniło. Wciąż mieszkał na Brooklynie, pracował wraz z Ashtonem w sklepie muzycznym, a w weekendy często imprezował z przyjaciółmi. Jednak nic nie było w stanie zapełnić pustki, którą pozostawiła po sobie Ann. W jego sercu już na zawsze miało być specjalne miejsce zostawione tylko i wyłącznie dla niej.
Podczas jednego z chłodnych, listopadowych dni, kiedy wracał z pracy, zauważył pod swoją kamienicą ciężarówkę należącą do firmy zajmującej się przeprowadzkami. Zaciekawiony wysiadł z samochodu, chcąc dowiedzieć się, kim byli jego nowi sąsiedzi. W oczy od razu rzuciła mu się niskiego wzrostu blondynka, wnosząca po schodach ciężkie pudła. Szybko więc do niej podbiegł, chcąc jej pomóc, widząc, że naprawdę tego potrzebowała.
- Może ja to wezmę? – odezwał się, stając tuż przed dziewczyną i blokując jej wejście do budynku.
- Dam sobie radę – grzecznie odmówiła, próbując go ominąć, by móc wejść do środka.
- Nalegam – powiedział, a blondynka dobrowolnie oddała mu ciężki karton, który on z łatwością wniósł na pierwsze piętro. Kiedy odstawił pudełko, mógł ujrzeć twarz nowo poznanej sąsiadki. Okazało się,że była naprawdę piękna, a Luke od razu się nią zauroczył, zatracając się w jej dużych, błękitnych oczach, otoczonych wachlarzem gęstych rzęs. Zauważył, że pod względem wizualnym była całkowitym przeciwieństwem Ann. Miała jasne włosy i oczy, była też od niej sporo niższa. – Mieszkasz tutaj? – spytała po chwili, kiedy oboje stali w progu jej nowego mieszkania, wyrywając go tym samym z przemyśleń.
- Tak – skinął głową, po czym wyciągnął w jej kierunku prawą dłoń. – Cieszę się, że mogę poznać nową sąsiadkę, jestem Luke.
- Rose – dziewczyna uścisnęła jego rękę, posyłając mu w międzyczasie uroczy uśmiech, który on od razu odwzajemnił.
W tamtej właśnie chwili uświadomił sobie, że najwyższa pora zostawić smutną przeszłość za sobą, wreszcie ruszyć naprzód i rozpocząć nowe życie.

KONIEC.

Takim oto sposobem dotarliśmy do końca tej historii. Czy był to happy end? Cóż, zależy dla kogo. Powiem szczerze, że zaczynając pisać to fanfiction miałam wobec niego zupełne inne plany zarówno na końcowe rozdziały i epilog. Uznałam jednak, że wolałabym coś innego, więc zmieniłam częściowo swoje plany i mam nadzieję, że to wszystko nie wyszło aż tak źle.

Piszę fanfictions już od ponad 4 lat i to jest pierwsze, które udało mi się skończyć. Nawet nie wiecie jak bardzo jestem z siebie dumna. Mimo tego, że wiem, że mój styl pisania, czy fabuła tej historii nie są zbytnio porywające, robię błędy i tak dalej, ale cieszę się, że doprowadziłam to do końca. Czuję się spełniona, naprawdę. Nie udałoby mi się to jednak, bez Was – osób, które to czytały i pozostawały cierpliwe, gdy czasem trzeba było czekać na rozdział kilka tygodni, raz nawet mialam aż dwumiesięczną przerwę. Dlatego też chciałabym podziękować Wam z całego serca za każdy oddany głos, za każdy dodany komentarz zawierający pozytywne i miłe słowa o tym jak piszę. Jestem wam naprawdę wdzięczna i mam nadzieję, że nie zawiodłam was tym, jak zakończyłam tę historię.

Na koniec zapraszam was na moje pozostałe dwa opowiadania ( o ile jeszcze ich nie czytacie ) i informuję, że być może już niedługo ruszę z nowym fanfiction, dlatego stay tuned bo informacje pojawią się na moim profilu w przeciągu kolejnych miesięcy.
Love ya x


LANN FOREVER IN OUR HEARTS!!

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 30


Dzień wyjazdu Ann był czymś, czego wszyscy naprawdę się obawiali i mimo tego, że nikt tego nie chciał, czasu niestety nie dało się zatrzymać i moment ten prędzej czy później musiał nadejść. Przez ostatni tydzień Luke starał się spędzać z nią tak dużo czasu, jak tylko było to możliwe. Wziął sobie nawet kilka dni urlopu, by nie stracić ani jednej godziny, którą mógł poświęcić dla niej. Przez te siedem dni stali się niemal nierozłączni, próbując nacieszyć się ostatnimi, wspólnymi momentami, które im pozostały. Ann wybaczyła mu wszystkie złe czyny, których się dopuścił, nie chcąc, by między nimi kiedykolwiek doszło jeszcze do jakiś poważnych kłótni. Chcieli rozstać się w pokoju, by dalej móc utrzymywać kontakt przez rozmowy telefoniczne czy video chat. Oboje wiedzieli, że będzie to niezwykle trudne i jeśli któreś z nich przestanie się starać, łącząca ich więź z czasem przepadnie, a ich przyjaźń się skończy, kiedy powoli zaczną o sobie zapominać. Nie chcieli, by tak się stało, więc przyrzekli sobie, że będą robić wszystko co w ich mocy, by zachować tę relację jeszcze przez długie lata.
Samolot, którym Ann wraz z rodzicami miała polecieć do Londynu, miał zaplanowany start o godzinie trzynastej. Luke spotkał się wraz z Ashtonem, Calumem i Michael wcześnie rano, by jechać na lotnisko, gdzie wszyscy umówieni byli z Ann kilka godzin przed jej odlotem. Chcieli mieć dużo czasu, by każdy z osobna mógł na spokojnie się z nią pożegnać, gdyż nie wiadomo było, kiedy dziewczyna miała wrócić do Nowego Jorku. Biorąc pod uwagę to, że zamierzała zacząć w Londynie studia, na jej odwiedziny będą musieli czekać na pewno dłużej niż rok. Myśl ta przerażała Luke’a, który za wszelką cenę próbował o tym nie myśleć, gdyż nie był w stanie wyobrazić sobie tego, jak będzie wyglądało jego życie po jej wyjeździe. W ostatnim tygodniu, kiedy spędzali razem praktycznie każdą chwilę, uświadomił sobie, że Ann naprawdę była tą jedyną, po prostu była dla niego wszystkim. Łzy mimowolnie cisnęły mu się do oczu, ale robił wszystko, by je powstrzymać, nie chcąc pokazywać przy chłopakach swojej słabej strony, która nie mogła sobie z tą sytuacją poradzić. Było to dla niego naprawdę trudne i bolesne przeżycie. Czuł się podobnie jak wtedy, kiedy Ann leżała w śpiączce po wypadku, a on nie mógł zrobić nic, by jej pomóc. Tak też było tym razem; nie mógł jej zatrzymać, nie mógł sprawić, by z nim została. Nie zniósłby tego, że to przez niego porzuciła marzenia o rozpoczęciu nowego życia i pójściu na studia. Jej szczęście było dla niego ważniejsze niż jego własne. Musiał po prostu przyjąć do siebie, że tak musiało być, i że najwidoczniej taki los był im pisany.
Kiedy dojechali na lotnisko, od razu zaczęli szukać Ann i jej rodziców. Kiedy po kilku minutach dostrzegli ich, siedzących na jednej z ławek, od razu do nich podbiegli. Spojrzenie, którym dziewczyna obdarzyła Luke’a, kiedy on stanął naprzeciw niej, sprawiło, że jego serce pękło. Brązowe oczy, które tak bardzo kochał przepełnione były wielkim bólem i smutkiem, a on nie mógł nic na to poradzić. Podszedł więc do niej i mocno ją przytulił, następnie delikatnie i czule całując. Kiedy wypuścił ją ze swoich objęć, z nadmiaru emocji zajął miejsce na ławce, a  Ann od razu usiadła na jego kolanach i mocno się w niego wtuliła.
- Będzie dobrze, obiecuję – szepnął jej do ucha tak, by nikt poza nią nie mógł go usłyszeć, po czym rękawem bluzy otarł pojedynczą łzę spływającą po jej zaróżowionym policzku.
Tak właśnie spędzili ostatnie kilka wspólnych godzin. Ashton próbował wszystkich rozśmieszać opowiadając jakieś zabawne historie z czasów kiedy jeszcze wszyscy byli w liceum, lecz pomimo tego atmosfera wciąż pozostawała zbyt ponura na żarty.
Kiedy wokół rozległ się dźwięk powiadomienia o zbliżającym się odlocie, wszyscy od razu spoważnieli. Ann wstała, chcąc móc pożegnać się każdym ze swoich najlepszych przyjaciół. Najpierw podeszła do Caluma. W tamtej chwili nie potrafiła już powstrzymać napływających do oczu łez i dała upust swoim emocjom, mocno tuląc bruneta i szepcząc mu do ucha miłe słowa, o tym, że na pewno niedługo znów się spotkają. Dalej przyszła kolej na Michaela. Ann wiedziała, że naprawdę będzie tęsknić za nim i za jego specyficznym poczuciem humoru czy za jego głupimi, lekkomyślnymi pomysłami i planami, w które zawsze ją wciągał. Następny był Ash. To z nim dziewczyna znała się najdłużej, dlatego pożegnanie go było dla niej niezwykle trudne. Kochała go jak własnego, starszego brata, którego nigdy nie miała. Zawsze mogła na niego liczyć, był dla niej wspaniałym przyjacielem, który nigdy jej nie zawodził i przychodził z pomocą nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Ktoś taki jak on to skarb, dlatego bała się, że w Londynie, leżącym kilka tysięcy kilometrów od Nowego Jorku, nie będzie miała do kogo zwracać się po dobre rady i pocieszenie w wielu problemach.
- Jesteś wspaniała, Annie, nie zapominaj o tym, na pewno sobie poradzisz i będziesz tam szczęśliwa – powiedział Ashton, wypuszczając brunetkę z objęć, a ona jedynie obdarzyła go smutnym, pełnym bólu spojrzeniem. Wtedy on też nie wytrzymał i uronił kilka łez, pokazując jak bardzo cierpiał z powodu jej wyjazdu.
Stojąc lekko na uboczu, Luke zaciskał ręce, bezustannie wpatrując się w podłogę. Z trudem to wszystko znosił i w pewnych chwilach miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Nie chciał jej żegnać, nie chciał jej przytulać i całować po raz ostatni, nie potrafił tego zrobić. Chciał stamtąd uciec, lecz wiedział, że nie może tego zrobić. Przecież obiecali sobie, że będą utrzymywać kontakt, że nigdy o sobie nie zapomną, nawet jeśli będzie dzielić ich tak duża odległość.
Dziewczyna odchodząc od Ashtona, zerknęła na Luke’a. Przez kilka kolejnych, dłuższych momentów stali i po prostu się w siebie wpatrywali, nie mówiąc i nie robiąc nic poza tym. Dla obojgu było to naprawdę bolesne przeżycie. W końcu dziewczyna zrobiła pierwszy krok, podbiegając do niego i rzucając mu się w ramiona, wybuchając przy tym głośnym płaczem. On od razu mocno ją przytulił, gładząc delikatnie jej włosy. Po chwili uniósł dłonią jej podbródek tak, by spojrzeć jej prosto w oczy.
- Kocham cię, Ann – powiedział, po czym złożył na jej ustach krótki, lecz niezwykle czuły pocałunek, który ona odwzajemniła.
- Ja też cię kocham, Luke – odparła po chwili, nie przerywając nawiązanego z nim kontaktu wzrokowego. Następnie ponownie mocno się w niego wtuliła. To był ten moment, punkt kulminacyjny, w którym Luke nie mógł dłużej trzymać kumulujących się w nim emocji i również pozwolił łzom powoli spływać po jego policzkach. Nie obchodziło go to, że inni pomyślą, że jest słaby, że nie potrafi pogodzić się z prawdą. Tak właśnie było i nie zamierzał dłużej tego ukrywać. Żegnał się właśnie z dziewczyną, która była miłością jego życia, którą bezgranicznie kochał wiedząc, że nie było cienia szansy na to, że w przyszłości kiedykolwiek będą razem. Musiał porzucić wszystkie plany i marzenia i zaakceptować los, który był pisany temu związkowi.
- Ann, musimy już iść – odezwała się pani Hastings, kiedy wszyscy usłyszeli ponowne zawiadomienie o tym, że pasażerowie samolotu lecącego do Londynu, proszeni byli o wejście na pokład.  Dziewczyna jednak wciąż tkwiła w objęciach Luke’a, nie będąc w stanie go puścić. Nie potrafiła się z nim pożegnać, tak samo jak on nie potrafił pożegnać się z nią. W końcu jednak musiała to zrobić, gdyż inaczej przegapiłaby swój lot, który miał zapoczątkować nowy rozdział w jej życiu, rozdział, w którym nie było Luke’a.  Z trudem odsunęła się od niego, ostatni raz patrząc mu w oczy. On jedynie smutno się uśmiechnął, próbując dodać jej otuchy, choć sam również tego potrzebował.
Ann chwyciła swoją walizkę, po czym powoli zaczęła się oddalać. Luke stał cały czas w tym samym miejscu, nie spuszczając z niej wzroku nawet na ułamek sekundy. Ona najwyraźniej czując na sobie jego spojrzenie, odwróciła się, po czym puszczając ciągniętą za sobą walizkę, ponownie do niego podbiegła, całując go po raz ostatni.
- Nigdy nie przestanę cię kochać, obiecałem ci to i dotrzymam słowa – szepnął jej do ucha, kiedy po raz kolejny musiała go puścić i w końcu na dobre się pożegnać.
- Do zobaczenia, Luke – odpowiedziała, ocierając ostatnie łzy, następnie posłała mu lekki uśmiech i odeszła. Kilka chwil później już całkowicie zniknęła z jego pola widzenia. To koniec, wyjechała,  a on został sam.
Widząc stan, w jakim był Luke, Ash wraz z Calumem i Michaelem od razu się do niego zbliżyli i próbowali go pocieszać tym, że za kilka godzin Ann do niech zadzwoni kiedy wyląduje w Londynie, że dalej będą przyjaciółmi, że łączące ich uczucia nigdy nie ulegną zmianie. On jednak ledwo co słyszał wypowiadane przez nich słowa, ciągle beznamiętnie wpatrując się w przestrzeń. Do jego głowy zaczynały wracać wszystkie wspomnienia z ostatnich lat, które spędził razem z nią. Wciąż żałował, że ona już o tym nie pamiętała, że to przez niego straciła pamięć. Gdyby nie tamten wypadek, wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Niestety czasu nie dało się już cofnąć i co się stało, to się nie odstanie.
- Wracajmy do domu – powiedział w końcu Luke, po czym wraz z przyjaciółmi opuścił lotnisko i wrócił do swojego mieszkania na Brooklynie. Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi, po czym udał się do sypialni i od razu rzucił się na łóżko, na którym później leżał godzinami i rozmyślał nad wszystkim. Do głowy kilkakrotnie wpadał mu pomysł, że on również mógłby przeprowadzić się do Londynu, gdzie mógłby wieść szczęśliwe życie wraz ze swoją ukochaną. Jednak po dłuższym zastanowieniu odrzucał tę myśl wiedząc, że nie mógłby zostawić wszystkiego i tak po prostu wyjechać. Tutaj było jego miejsce, to tu się urodził i wychował, to tutaj miał rodzinę i przyjaciół, to tutaj miał pracę i mieszkanie. Nie mógł tego porzucić, dlatego postanowił po prostu żyć dalej. Wiedział, że pogodzenie się z jej wyjazdem zajmie mu dużo czasu, ale w końcu na pewno do tego przywyknie. Nie miał innego wyjścia, dlatego stwierdził, że właśnie takie rozwiązanie będzie najlepsze. Kochał ją, lecz najwidoczniej wspólna przyszłość nie była im pisana i jedyne co mógł zrobić to po prostu to zaakceptować.