wtorek, 28 października 2014

Rozdział 17




Kilka dni po świętach Luke ponownie wrócił do swojego mieszkania na Brooklynie. Przebywanie w domu jego rodziców było dla niego po prostu zbyt uciążliwe. Denerwowało go to, że za każdym razem musiał im się tłumaczyć gdy gdzieś wychodził lub gdy skądś wracał. Pomimo tego, że miał już skończone dziewiętnaście lat, matka i ojciec traktowali go tak, jakby wciąż był małym chłopcem, o którego trzeba się martwić i pilnować na każdym kroku, by nie stało mu się nic złego. Luke nie lubił gdy ktoś go kontrolował. Był samodzielny i doskonale potrafił zadbać sam o siebie, nie potrzebując do tego niczyjej pomocy. Dlatego też właśnie spakował rzeczy, które wcześniej ze sobą przywiózł, po czym udał się do swojego własnego kąta, gdzie mógł znaleźć spokój, którego tak bardzo potrzebował.
W Sylwestra wstał z łóżka dopiero o godzinie dwunastej trzydzieści w południe. Nie miał nic do roboty, dlatego też postanowił wylegiwać się do aż tak późnej pory, wpatrując się w sufit i rozmyślając o wszystkim i o niczym. Chciał również być dobrze wyspany, gdyż całą noc miał zamiar spędzić z przyjaciółmi na Times Square. Pomysł pójścia tam początkowo nie przypadł mu do gustu, ale po długich namowach Caluma i Michaela zgodził się. Poza tym naprawdę marzył o tym, by chociaż raz w życiu iść tam w sylwestrową noc. Według niego, był to obowiązek każdego nowojorczyka, więc nie chciał być inny i w końcu spełnić jedno ze swoich marzeń. Luke wiedział, że trudno będzie mu nie zwracać uwagi na Ann i Ashtona, z którymi nie rozmawiał od kilku tygodni. Planował jednak głównie przebywać w towarzystwie Caluma i Michaela, nie zwracając uwagę na tamtą irytującą go dwójkę.
Z przyjaciółmi umówił się o godzinie osiemnastej. Wcześniej się uszykował i ciepło ubrał, gdyż temperatura na dworze spadła kilka stopni poniżej zera a całe miasto pokryte było śniegiem. Usiadł więc na kanapie w salonie i wyczekiwał aż ktoś po niego przyjedzie.
Oczywiście nie mogło obyć się bez małego spóźnienia. Dokładnie o osiemnastej dwanaście Luke usłyszał, że jego telefon dzwoni. Czym prędzej odebrał.
- Dłużej się nie dało? – warknął zirytowany.
- Wybacz, stary – Calum przeprosił. – Czekamy pod twoim domem, chodź.
- Okej – rozłączył się, po czym poprawił jeszcze owinięty wokół swojej szyi szalik a następnie opuścił mieszkanie, uprzednio zamykając je na klucz.
Kiedy wyszedł na zewnątrz, od razu dostrzegł należące do jego przyjaciela czarne audi, stojące na parkingu. Siedzący za kierownicą Michael radośnie machał do niego, śmiejąc się przy tym. Na przednim siedzeniu znajdował się Calum. Oznaczało to, iż z tyłu swoje miejsca znaleźli Ann i Ashton. Luke’owi nie przypadła do gustu wizja siedzenia obok nich w drodze na Manhattan, jednak nie mógł nic z tym zrobić. Musiał po prostu jakoś to znieść. Wziął głęboki wdech, zbliżył się do samochodu, po czym otworzył drzwi. Coś jednak było nie tak. Brakowało jednej osoby.
- Cześć  - przywitał się, wsiadając do środka i zajmując miejsce obok brunetki siedzącej po drugiej stronie.
- Siema, stary – Calum krzyknął.
- Hej – Ann powiedziała cicho, posyłając mu lekki uśmiech.
- Nie zapytasz nawet dlaczego nie ma z nami Ashtona? – odezwał się Mike.
- Nie – odparł Luke.
- Dlaczego?
- Bo mnie to nie interesuje – rzekł obojętnym tonem, wzruszając przy tym ramionami.
- Daj spokój, Hemmings – wtrącił się siedzący na przodzie Hood.
- Okej – Luke westchnął zrezygnowany – Dlaczego nie ma z wami Ashtona? – spytał w końcu.
Udawał, że go to nie obchodzi, ale w głębi duszy zżerała go ciekawość, dlaczego Irwin się nie pojawił.
- Jego babcia, która mieszka w Bostonie jest ciężko chora i musiał jechać z rodzicami do niej – wyjaśniła Ann.
- Och, przykro mi – Luke powiedział, udając zmartwionego.
W środku natomiast ogromnie się cieszył. Oczywiście nie z powodu chorej babci Ashtona, lecz dlatego, że jego z nimi nie było. Próbował ukryć uśmiech, który powoli zaczął wdzierać się na jego usta. Przychodziło mu to z niemałym trudem. Ukradkiem zerknął na Ann i zauważył, że nie była w zbyt dobrym nastroju z racji tego, że jej „przyjaciel” był nieobecny w tak ważną dla nich wszystkich noc. Biorąc pod uwagę to, że wciąż bezgranicznie ją kochał, postanowił tego wieczoru ponownie zacząć działać. Miał ułatwione zadanie, gdyż wśród nich nie było Ashtona, do którego Ann najwyraźniej coś czuła. Luke chciał zrobić wszystko, by to właśnie on stał się dla niej tym, z którym chce być. Miał konkretny plan, który zamierzał wprowadzić w życie w ciągu kolejnych kilku godzin.
Droga z Brooklynu na Times Square zajęła im trochę czasu, zważając na to jak bardzo zatłoczony był Nowy Jork tego dnia. Na głównej scenie wystąpić miały same największe gwiazdy, dlatego też na ulice przepełnione były dziesiątkami tysięcy ludzi. Calum z ogromnym trudem znalazł wolne miejsce parkingowe, które natychmiast zajął. Przyjaciele wyszli na zewnątrz, rozglądając się po okolicy. Na placu znajdowało się tak dużo osób, że można by odnieść wrażenie, że zjechała się tutaj połowa ludności zamieszkującej Stany Zjednoczone. Luke był zachwycony tym widokiem. Od zawsze chciał w tym uczestniczyć, ale wcześniej po prostu nie miał okazji, gdyż Sylwestra zazwyczaj spędzał na domówkach. W tym roku nareszcie mógł na własne oczy zobaczyć to wydarzenie, o którym głośno było na całym świecie.
- Wow – zachwycił się.
- Szkoda, że będziemy tak daleko od sceny – rzekła Ann, robiąc smutną minę – Chciałam zobaczyć występ Taylor Swift.
- I zobaczysz – zapewnił ją Michael.
- Niby jak mam się przepchać przez taki tłum ludzi?
- Mamy plan – powiedział Calum, uśmiechając się szeroko.
- Bardzo dobry plan – dodał Mike, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Hoodem.
- Możecie w końcu powiedzieć o co wam chodzi, idioci? – odezwał się Luke, będąc zirytowany wyjątkowo dziwnym zachowaniem chłopaków.
- Chodźcie za nami – Clifford nakazał, po czym ruszył na przód, następnie skręcając w jedną z bocznych uliczek.
Luke spojrzał na niego pytająco, ale ten posłał mu jedynie jeden ze swoich uśmiechów mówiących „zaufaj mi”. Postanowił więc zdać się na niego i Caluma i cierpliwie podążał za nimi, gdy ci ciągle skręcali w małe, wąskie uliczki, które na pierwszy rzut oka wydawały się być niebezpieczne. Hemmings co chwilę zerkał na idącą za nim Ann, upewniając się, czy aby na pewno nic jej nie jest. Z dziewczyną na szczęście wszystko było w porządku, ale tak samo jak Luke, nie miała pojęcia gdzie prowadzą ich Michael z Calumem.
- Dobra, chłopaki, stop! – brunetka krzyknęła nagle. – Gdzie wy nas prowadzicie? Zaraz przegapimy wszystkie występy. Nie przyjechałam tu po to, żeby błądzić w jakiś uliczkach.
- Jeszcze chwila i będziemy na miejscu – powiedział Hood, wciąż idąc przed siebie.
- Jesteście dziwni – stwierdził Luke, nie mogąc odgadnąć zamiarów jakie mieli jego przyjaciele.
- I kto to mówi – Michael rzucił sarkastycznie.
Minęło nie więcej niż kilka minut i idący przodem chłopaki nareszcie się zatrzymali.
- Może w końcu nas oświecicie i powiecie co robimy na jakimś zadupiu w noc, którą mieliśmy spędzić na Times Square? – spytał zdenerwowany Luke.
- Oczywistym było to, że dziś będzie tutaj tyle tysięcy ludzi i że nie uda nam się zobaczyć wszystkiego z bliska – zaczął Calum.
- Dlatego przyjechaliśmy tutaj kilka dni temu, żeby się rozejrzeć – Mike kontynuował.
- I? – wtrąciła się Ann.
- Widzicie tamte schody? – Hood wskazał dłonią na schody przeciwpożarowe na budynku, pod którym właśnie się znajdowali.
Luke i Ann jednocześnie skinęli głowami, wciąż zastanawiając się nad tym jaki plan chłopaki wymyślili.
- Jeżeli wejdziemy nimi na samą górę, będziemy mieć idealny widok na scenę i na cały Times Square – wyjaśnił Michael.
- Ja tam nie wejdę, wiecie, że mam lęk wysokości – zaprotestowała Ann, wycofując się kilka kroków w tył, wpadając tym samym prosto na Luke’a, który odruchowo chwycił ją za ramiona, gdy ta się z nim zderzyła.
Spojrzeli sobie prosto w oczy. Niestety moment ten został przerwany przez głośne chrząknięcie Caluma, który dalej chciał objaśniać plan, który obmyślił wraz z Cliffordem.
- To tylko kilka pięter, Ann, nie bój się – Luke próbował dodać dziewczynie otuchy.
Pomysł wejścia na dach tego budynku naprawdę bardzo mu się spodobał. Lubił od czasu do czasu poczuć trochę adrenaliny i zrobić coś szalonego, dlatego bardzo entuzjastycznie podszedł do tego wszystkiego.
- Zobaczysz Taylor Swift – powiedział Michael, próbując namówić brunetkę by się zgodziła.
- I Justina Timberlake’a, Maroon 5 a nawet One Direction – Calum zaczął wymieniać artystów, którzy tego wieczoru mieli wystąpić na głównej scenie, chcąc przekonać Ann, by znalazła w sobie trochę odwagi i poszła na dach razem z nimi.
- Wszyscy wiemy, że nadal lubisz One Direction – Mike zaśmiał się, poklepując dziewczynę po ramieniu.
- No i co z tego – odparła, udając obrażoną przez to co powiedział.
- Nie możesz przegapić ich występu! – Luke krzyknął.
- No nie wiem – zaczęła się zastanawiać – Naprawdę się boję – dodała, spuszczając głowę w dół i przenosząc wzrok na swoje buty.
Hemmings wiedział, że lęk wysokości był jedną z jej największych fobii, dlatego był świadomy tego, że przekonanie jej do wejścia na dach kilkupiętrowego budynku to nie lada wyzwanie. Postanowił jednak się nie poddawać i chciał zrobić wszystko, by tylko ją na to namówić.
- Nic ci się nie stanie – powiedział, kładąc dłoń na jej ramieniu – Będę szedł zaraz za tobą, nie spadniesz. – spojrzał jej prosto w oczy, wypowiadając te słowa, gdyż chciał, by wiedziała, że może mu zaufać i że nic złego się nie stanie.
- Obiecuję ci, że nie będziesz tego żałować  – rzekł Calum.
- Dobrze – Ann w końcu uległa, jednak strach, który krył się w jej oczach niestety nie zniknął i dziewczyna wciąż była niesamowicie przerażona.
Luke niemalże pisnął z wrażenia słysząc, że się zgodziła. Zarówno on jak i reszta chłopaków, był naprawdę podekscytowany tym wszystkim a wizja oglądania Times Square w Sylwestra na dachu jednego z budynków przyprawiała go wręcz o dreszcze. Nie mógł się już doczekać aż znajdzie się na górze i w towarzystwie swoich przyjaciół będzie podziwiał to spektakularne wydarzenie. Przez ostatnie godziny przestał nawet myśleć o swojej zazdrości o Ann, kiedy widywał ją z Ashtonem. W tamtej chwili był tak szczęśliwy, że byłby nawet w stanie wybaczyć Irwinowi, to co wydarzyło się na jego imprezie urodzinowej. Poczuł ogarniającą go radość. Brakowało mu tego. Przez ostatnie miesiące zarówno jego umysł jak i ciało wypełniał smutek oraz pustka, której niczym nie mógł zapełnić. Dziś jednak wszystko się zmieniło i chłopak znów poczuł, że żyje. Znów czuł się tak, jakby mógł zrobić wszystko.
Na schody pierwszy wszedł Calum a zaraz po nim Michael. Ann przełknęła głośno ślinę, patrząc na Luke’a oczami przepełnionymi strachem. On natomiast posłał jej ciepły uśmiech zapewniający o tym, że nic złego się wydarzy i że w jego towarzystwie dziewczyna może czuć się bezpiecznie. W końcu brunetka chwyciła się poręczy i powoli zaczęła stawiać kroki, wchodząc stopień po stopniu do góry. Hemmings szedł tuż za nią, uważnie obserwują każdy, nawet najmniejszy jej ruch. Dał jej słowo, że wszystko będzie dobrze, dlatego teraz jego obowiązkiem było zadbać o nią i o jej bezpieczeństwo.
- Spokojnie, już niedaleko – pocieszał ją, widząc jak kurczowo trzyma się barierki i stawia każdy następny krok z coraz to większym trudem. – Jestem tu, nie bój się – dodał, po czym położył jedną dłoń na jej biodrze, dając jej  tym samym znak, że nie powinna się niczego obawiać, bo w razie gdyby upadła, on na pewno ją złapie.
Ann odwróciła głowę w jego stronę i posłała mu wdzięczny uśmiech, na który Luke’owi od razu zrobiło się cieplej na sercu.
- Jesteśmy na miejscu! – krzyknął Michael, który jako pierwszy dotarł do celu.
- Ja pierdolę! – wrzasnął Calum, gdy również wszedł na dach i miał szansę zobaczyć widok, który rozprzestrzeniał się stamtąd.
Luke powoli szedł za Ann, nie pospieszając jej, gdyż nie chciał, by ogarnęła ją panika. W końcu udało im się dotrzeć na samą górę budynku.
- O mój Boże – dziewczyna zachwyciła się, zakrywając usta dłonią.
- Niesamowite – Hemmings powiedział, podchodząc do krawędzi, po czym wychylił się i ujrzał pod sobą główną scenę, na której właśnie występowała Taylor Swift.

 _____________________________________________

czytacie to w ogóle? :(

zapisujcie się do zakładki INFORMOWANI
a jeśli zmieniacie username na Twitterze to napiszcie mi o tym, żebym mogła dalej was informować.

już w sobotę 1 listopada ruszam z zupełnie nowym fanfiction, dlatego jeśli lubicie czytać historie pisane przeze mnie, dodajcie GOOD MEETS EVIL do reading list a prolog zobaczycie już za kilka dni!

twitter: @ayejusteen

nie zapominajcie o hashtagu #AmnesiaFF 
:)
 

poniedziałek, 20 października 2014

Rozdział 16


Różnokolorowe światełka zawieszone na stojącej na środku salonu choince, rozświetlały całe pomieszczenie nadając mu magicznego, świątecznego klimatu. Za oknem padał gęsty śnieg, a większość mieszkańców Nowego Jorku znajdowała się we własnych domach, gdyż w dzień tak wyjątkowy jak Wigilia, wszyscy chcieli spędzić jak najwięcej czasu wśród rodzin i przyjaciół.
Luke zawsze lubił święta. Odkąd był małym chłopcem, z niecierpliwością wyczekiwał grudnia. Uwielbiał nie tylko to, że rodzice zawsze dawali mu wtedy prezenty, to nie było dla niego aż tak bardzo istotne. Bardziej cieszyło go ubieranie choinki, dekorowanie domu wielokolorowymi światełkami i ozdobami, lepienie bałwana na podwórku czy rzucanie się śnieżkami z przyjaciółmi. Był naprawdę wdzięczny, że zawsze miał z kim spędzać święta, nigdy nie czuł się samotny w ten wyjątkowy czas w roku.
Nawet teraz, kiedy już dorósł, cieszył się ze świąt tak samo jak kilkanaście lat temu, kiedy był dzieckiem. W tym roku postanowił spędzić Boże Narodzenie z rodzicami. Samotność powoli zaczynała doskwierać mu coraz bardziej. Od kilku tygodni nie spotykał się z przyjaciółmi. Zarówno Calum jak i Michael, a nawet Ashton dzwonili do niego niezliczoną ilość razy, jednak on za każdym razem ich ignorował. Z dnia na dzień stawał się coraz bardziej aspołeczny; zaczął odizolowywać się od ludzi. Całe dnie spędzał samotnie we własnym mieszkaniu.
Po długich namowach mamy, zgodził się wrócić do rodzinnego domu na kilka dni. Po prostu nie chciał spędzać świąt w samotności. Pamiętał jak jeszcze kilka miesięcy wcześniej, jeszcze przed wypadkiem, wraz z Ann planowali wyjechać na Boże Narodzenie do Bostonu, gdzie jej rodzice mieli drugi, nieduży dom, znajdujący się na obrzeżach miasta. Chcieli spędzić te dni tylko we dwoje, ciesząc się nawzajem swoją obecnością. Wszystkie plany niestety legły w gruzach.
Późnym wieczorem w Wigilię Luke wyszedł na taras i rozsiadł się na jednym z krzeseł stojących zaraz przy oknie. Na dworze tego dnia było wyjątkowo zimno, dlatego chłopak musiał ubrać się naprawdę ciepło, by nie przemarznąć. Siedział w ciszy przez kilkanaście minut, wpatrując się w padający śnieg oraz obserwując kolorowe lampki, którymi udekorowana była cała ulica, na której znajdował się dom jego rodziców. Tęsknota, którą odczuwał, z dnia na dzień stawała się coraz silniejsza. Brakowało mu nie tylko Ann, ale również dawnego życia, które prowadził. Tęsknił za przyjaciółmi, za chodzeniem na imprezy, za pracą w sklepie muzycznym, za byciem szczęśliwym. Przez ostatnie miesiące wszystko wywróciło się do góry nogami, a on został zupełnie sam. Nie był w stanie wyobrazić sobie tego jak będzie wyglądała jego dalsza przyszłość.
Nagle rozbrzmiał głośny dźwięk telefonu, dzwoniącego w kieszeni kurtki Luke’a. Chłopak aż podskoczył, gdyż wcześniej był tak zamyślony, że miał wrażenie, że stracił na kilka minut kontakt z otaczającą go rzeczywistością.
- Halo? – przyłożył urządzenie do ucha, nie patrząc nawet na to kto próbował się z nim skontaktować.
- Cześć, Luke – usłyszał rozbawiony głos po drugiej stronie.
- Calum.
- Co słychać? – Hood spytał.
- Nic – Luke odparł obojętnie.
- Jesteś zajęty?
- Tak.
- Robisz coś ważnego?
- Tak.
- Co?
- Coś.
- Mógłbyś zacząć w końcu normalnie odpowiadać? – Calum wyraźnie się zirytował wymijającymi odpowiedziami Hemmingsa.
- Nie – Luke dalej kontynuował, udzielając odpowiedzi tak krótkich jak to tylko było możliwe.
- Wpadniesz do nas?
- Nie – odparł bez chwili namysłu.
- Hemmings jeżeli zaraz się nie ogarniesz to obiecuję, że za chwilę do ciebie przyjadę i ci przyłożę – powiedział zdenerwowany Calum.
- Ta – Luke mruknął.
- Jesteś niemożliwy.
- Skończyłeś? – Luke powiedział, ziewając, gdyż ta rozmowa powoli zaczynała go nużyć.
- Nie – Hood krzyknął. – Wiem, że w tej chwili nic nie robisz więc zabieraj swój leniwy tyłek do samochodu i przyjeżdżaj do mnie, bo musimy pogadać.
- Jezu, Hood, nie odpuścisz, prawda?
- Nie.
- Po co mam przyjechać?
- Musimy pogadać.
- Musimy? Mówisz o sobie czy jest z tobą ktoś jeszcze?
- Michael.
- A ona tam jest?
- Ann?
- Tak?
- Nie ma.
- A ten dupek Irwin?
- Nie.
- Dobra, będę za piętnaście minut – powiedział zrezygnowany Luke, gdyż wiedział, że Calum nie odpuści.
Rozłączył się, po czym schował komórkę do kieszeni a następnie ponownie wrócił do domu. Przechodząc przez salon kątem oka dostrzegł rodziców siedzących wygodnie na dużej skórzanej kanapie i oglądających wspólnie jakiś film. Wiedział, że najprawdopodobniej któreś z nich zaraz go zawoła. Chciał tego uniknąć, dlatego też szedł po pomieszczeniu tak cicho jak tylko to było możliwe. Niestety w pewnym momencie potknął się o stojące na podłodze buty, które wcześniej tam zostawił. O mały włos uniknął upadku, ale narobił wystarczająco dużo hałasu, by zostać zauważonym. Przeklął sam siebie w myślach za bycie tak bardzo niezdarnym i nieuważnym.
- Luke, oglądamy z tatą film, dołącz do nas - odezwała się mama radosnym głosem.
- Może później - chłopak odparł dalej idąc w stronę schodów, by wejść na górę prosto do swojego pokoju. - Zaraz wychodzę - dodał.
- Gdzie? - spytał ojciec.
- Jadę do Caluma.
- Luke, dziś Wigilia - rzekła pani Hemmings.
- I co z tego?
- To, że w taki dzień powinno się być w domu z rodziną.
- Mhm - Luke mruknął obojętnie, nie chcąc dalej słuchać matki, której słowa i tak nic dla niego nie znaczyły.
Pobiegł szybko na górę, założył czystą koszulkę po czym ponownie zszedł na dół, zgarniając po drodze leżące na stoliku kluczyki do samochodu.
- Wrócę niedługo - krzyknął, chwytając za klamkę i wychodząc na zewnątrz.
Dom Caluma nie znajdował się stosunkowo daleko, dlatego Luke dotarł tam już po niecałych piętnastu minutach. Zaparkował auto na podjeździe, po czym wyszedł z niego, mocno trzaskając przy tym drzwiami. Zawsze to robił kiedy był zdenerwowany lub zestresowany, sam do końca nie był pewien dlaczego tak się zachowywał. Zbliżył się do drzwi wejściowych, w które następnie dwukrotnie zapukał. Kilka chwil później ujrzał w progu roześmianą twarz swojego przyjaciela.
- No nareszcie - powiedział rozentuzjazmowany Calum, gestem dłoni zapraszając Luke'a do środka.
- Ciebie też miło widzieć - Hemmings rzucił sarkastycznie.
Kiedy szedł tuż za Calumem, który prowadził go do salonu, już z oddali mógł usłyszeć głośne rozmowy i śmiechy dochodzące z pomieszczenia. Zdziwiło go to, ponieważ Hood zapewniał go, że poza nim jest tu tylko Michael. Luke domyślał się kto poza Cliffordem znajduje się w pokoju, ale nie był do końca pewien, dlatego też postanowił to sprawdzić. Jego przypuszczenia się potwierdziły zaraz po przekroczeniu progu salonu.
- Ok, to ja spadam, na razie - Luke powiedział, odwracając się w stronę wyjścia, w międzyczasie posyłając Calumowi groźne spojrzenie, na które on tylko wzruszył ramionami. Widząc twarze, których nie chciał ujrzeć, postanowił czym prędzej się stamtąd ewakuować.
- Nie bądź dzieckiem - odezwał się Michael.
- Ja przynajmniej nikogo nie okłamuję - Hemmings syknął, ponownie mierząc wzrokiem Caluma, którego najwyraźniej rozbawiła ta sytuacja.
- Daj spokój - Hood poklepał go po ramieniu, po czym chwycił go za materiał koszulki i siłą wciągnął do pomieszczenia. - Musimy pogadać.
- Niby o czym? - Luke warknął, kątem oka zerkając na siedzącą na fotelu Ann i Ashtona, który zajmował miejsce obok niej.
- Najpierw usiądź i uspokój się - powiedział Michael.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić - Hemmings oburzył się słysząc jego słowa.
- Nikt nie lubi humorzastego Luke'a, więc przestań do cholery zachowywać się jak obrażona na cały świat nastolatka i usiądź z nami, bo musimy coś omówić - zdenerwował się Calum.
Luke przewrócił jedynie oczami, udając, że słowa jego przyjaciela go nie obchodzą. Tak naprawdę wkurzyło go to niemiłosiernie, ale nie chciał kolejnej kłótni, dlatego w celu uspokojenia nerwów policzył w myślach do dziesięciu, po czym zajął miejsce na kanapie obok Michaela. Patrzył pytająco na wszystkich, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi, by móc czym prędzej opuścić to pomieszczenie. Widok jego byłej dziewczyny siedzącej obok jego byłego najlepszego przyjaciela był  dla niego dobijający. Nie chciał na to patrzeć i uświadamiać sobie tego, że już prawdopodobnie nigdy nie uda mu się jej odzyskać.
- No więc - Ann w końcu się odezwała - Za tydzień Sylwester i razem z Ashtonem pomyśleliśmy, żeby...
- Pff - Luke prychnął ironicznie kiedy dziewczyna wypowiedziała słowa "razem z Ashtonem".
Brunetka tak samo jak i reszta przyjaciół przebywających w salonie zmierzyła go wzrokiem, jednak on zdawał się w ogóle tym nie przejmować.
- Na czym skończyłam? - Ann kontynuowała, ignorując wcześniejsze zachowanie Luke'a. - Ach, no tak. Więc wpadliśmy na taki pomysł, że może wszyscy razem poszlibyśmy wtedy na Times Square?
- Mieszkamy tu od zawsze a nigdy jeszcze nie spędziliśmy tam Sylwestra - dodał Ashton.
- Jestem za! - krzyknął Calum.
- Ja również! - zawtórował mu Michael.
Wtedy wszystkie pary oczu ponownie spojrzały na Luke'a, który siedział na kanapie i patrzył w okno. Kiedy zorientował się, że wszyscy wręcz gapią się na niego, odwrócił głowę.
- Ja nie idę - odparł, wzruszając ramionami.
- Dlaczego? - spytała Ann.
- Bo nie lubię zatłoczonych miejsc.
Kłamał patrząc jej prosto w oczy. Chciał spędzić tam Sylwestra, od zawsze o tym marzył. Wspólnie z Ann mieli zamiar wybrać się tam w tym roku, niestety jednak dziewczyna o tym nie pamiętała, co bardzo go zasmuciło.
- Nie bądź taki, Luke - odezwał się Calum, patrząc prosząco na niego, by jednak zmienił zdanie.
- Jaki? - Hemmings dopytywał.
- Taki, no wiesz - Hood próbował wyjaśnić mu co miał na myśli, ale nie mógł dobrać odpowiednich słów, które odzwierciedliłby jego myśli.
- Dużo mi to mówi, dzięki.
- Chodź z nami, będzie fajnie - namawiał go Michael.
- Zobaczę co da się zrobić - Luke powiedział, po czym wstał z kanapy, poprawił koszulkę a następnie zaczął iść w stronę drzwi wyjściowych - A teraz wybaczcie, ale wracam do domu, obiecałem rodzicom, że spędzę ten wieczór z nimi - rzekł, opuszczając mieszkanie.

______________________________________________________

wybaczcie za jeden dzień spóźnienia.
kolejny przejściowy rozdział, który po prostu musiał się pojawić.

musicie być świadomi tego, że teraz być może czasami będę się troszkę spóźniać z dodawaniem rozdziałów. studia i te sprawy, no wiecie. nie jest łatwo, ale opowiadanie skończę, nie martwcie się. planuję jeszcze około 10 rozdziałów. 

jeżeli czytasz, skomentuj, będę naprawdę wdzięczna. 

jeśli macie jakieś pytania zapraszam na aska @YourDream16

I NIE ZAPOMINAJCIE O HASHTAGU ---> #AmnesiaFF

no i zapomniałabym o jeszcze jednym, a więc zapraszam wszystkich na moje zupełnie nowe fanfiction. Na razie pojawił się tylko wstęp, ale prolog już wkrótce. Opowieść tym razem będzie o Calumie :) 

możecie dodawać już do swojej listy lektur i czekać na rozpoczęcie tej zupełnie nowej historii :)

niedziela, 12 października 2014

Rozdział 15


Zdenerwowana i przemarznięta Ann stała na jednej z głównych alejek w Central Parku, co chwilę przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Na dworze było wyjątkowo zimno tego dnia. Temperatura spadła sporo poniżej zera a cały Nowy Jork pokryty był już dużą warstwą śniegu. Ann najbardziej lubiła tę porę roku i zawsze z niecierpliwością wyczekiwała grudnia, jednak w tej chwili była skłonna oddać wszystko, by tylko móc znaleźć się w w jakimś ciepłym pomieszczeniu, ponieważ mróz z minuty na minutę stawał się coraz cięższy do zniesienia.
Brunetka zacisnęła mocniej szalik, który miała zawiązany wokół szyi oraz naciągnęła czapkę, chcąc przykryć zmarznięte uszy. Wyjęła komórkę z torebki i spojrzała na wyświetlacz, by zorientować się która dokładnie była godzina. Szesnasta dwadzieścia siedem. Oznaczało to, że Luke spóźniał się już prawie pół godziny. Dziewczyna była przekonana, że Hemmings zgodzi się na to spotkanie, niestety jednak najwyraźniej się myliła. Chciała po prostu z nim porozmawiać, wyjaśnić wszystko co zaszło pomiędzy nią a Ashtonem na imprezie, oraz przedyskutować to, jak będzie wyglądała ich dalsza przyszłość. Ann nie chciała tracić Luke'a. Był dobrym przyjacielem, a teraz przez jej własną głupotę ich znajomość wisiała na włosku.
Z listy kontaktów wybrała numer do Hemmingsa, po czym przyłożyła telefon do ucha chcąc jak najszybciej się z nim skontaktować i poznać powód, dla którego chłopak nie przyszedł na spotkanie.
- Cześć, tu Luke. Nie mogę teraz rozmawiać, zostaw wiadomość po sygnale - Ann usłyszała jego głos, który wcześniej nagrał sobie na pocztę głosową, a później już tylko piszczący odgłos oznaczający, że rozmowa zaczęła się nagrywać.
- Luke to ja - powiedziała cicho -   Odbierz, to naprawdę ważne - dodała, po czym zakończyła połączenie, schowała telefon z powrotem do torebki i zaczęła iść w kierunku wyjścia z Central Parku.
Była niesamowicie zawiedziona tym, że Luke ją wystawił. Nie miała zamiaru dłużej stać w miejscu i marznąć, gdyż wiedziała, że chłopak na pewno już się nie pojawi.
Postanowiła go zaskoczyć i złożyć mu małą wizytę.
Złapała pierwszą taksówkę stojącą na parkingu i udała się na ulicę, na której mieszkał Hemmings. Przez całą drogę układała sobie "przemowę", którą zamierzała przed nim wygłosić. Próbowała przewidzieć również scenariusze tego jak potoczy się ich dalsza rozmowa. Wyobrażała sobie słowa, które mogły paść z ust Luke'a. O ile chłopak w ogóle będzie chciał wpuścić ją do mieszkania. Znając jego i jego humory, Ann może mieć z tym mały problem. Ale brunetka pozostawała dobrej myśli, będąc całkowicie przekonana o tym, że wszystko potoczy się tak jak sama sobie to wyobraziła.
Po kilkunastu minutach była na miejscu. Wysiadła z samochodu i udała się do mieszkania Luke'a. Kiedy znalazła się tuż przy drzwiach wyjściowych, wzięła głęboki wdech i w myślach policzyła do dziesięciu, chcąc się uspokoić i zmniejszyć nieco ogarniające ją nerwy. W końcu jednak zebrała się na odwagę i wcisnęła guzik dzwonka, który już po chwili zaczął głośno dzwonić. Odczekała kilka dłuższych momentów, i gdy nie usłyszała żadnego odzewu, zadzwoniła ponownie. Powtórzyła tę czynność jeszcze trzy razy, gdyż doskonale wiedziała, że Luke był w środku. Po parunastu minutach usłyszała kroki zbliżające się do drzwi. Ręką szybko zakryła wizjer, by Hemmings nie mógł zobaczyć, kto postanowił złożyć mu wizytę.
- Kto tam? - Luke krzyknął zza ściany.
Ann słyszała, że jego głos brzmiał tak, jakby chłopak był zdenerwowany, dlatego nie odpowiedziała nic i tym razem zapukała.
- Ashton, jeśli to ty, to spadaj stąd. - Hemmings ponownie się odezwał.
Brunetka nie dawała za wygraną i postanowiła dobijać się do drzwi do skutku. Wiedziała, że Luke w końcu ulegnie i otworzy. Zależało jej na zobaczeniu jego zdziwionej miny.
Zapukała ponownie. W końcu udało jej osiągnąć cel. Wkurzony chłopak szarpnął za klamkę.
- Kurwa, Irwin mówiłem ci przecież że... - zaczął, ale przerwał swoją wypowiedź widząc dziewczynę stojącą w progu.
- Cześć, Luke - odezwała się, posyłając mu wymuszony uśmiech.

                                                                              *

- Co ty tu robisz, Ann? - spytał, wciąż pozostając zdziwionym, że w drzwiach zastał kogoś, kogo się nie spodziewał.
Specjalnie nie poszedł na spotkanie, o które Hastings go poprosiła. Nie chciał się z nią widzieć. Według niego nie minęło jeszcze wystarczająco dużo czasu. Wciąż był na nią zły za to co wydarzyło się na imprezie urodzinowej Ashtona. Nie mógł jej wybaczyć tego ot tak.
- Musimy pogadać, Luke - dziewczyna oznajmiła, wpraszając się sama do środka i wymijając go w drzwiach.
Zdjęła swój czerwony płaszcz, po czym powiesiła go na stojącym nieopodal wieszaku.To samo zrobiła z szalikiem i czapką. Następnie udała się do salonu i wygodnie rozsiadła się na kanapie, czekając aż blondyn do niej dołączy.  Po chwili Luke pojawił się na miejscu, wciąż lustrując Ann pytającym wzrokiem. Sam nie wiedział czy chciał słuchać tego co dziewczyna miała mu do powiedzenia. Postanowił jednak dać jej szansę, gdyż chciał dowiedzieć się dlaczego pocałowała Ashtona i czy łączy ją z nim coś więcej niż tylko przyjaźń.
- Ok - powiedział, zajmując miejsce na kanapie tuż obok niej. Nie usiadł zbyt blisko, chcąc zachować bezpieczny dystans.
- Chciałam ci wyjaśnić to co stało się na imprezie - zaczęła, spuszczając wzrok. Po chwili jednak ponownie zerknęła na Luke'a, który skinieniem głowy dał jej sygnał, by kontynuowała. - Więc jeśli chodzi o ten pocałunek... - zatrzymała się na chwilę. - To ja to zrobiłam. To ja pocałowałam go pierwsza. Nie musiałeś od razu rzucać się na niego z pięściami. Mogłeś pozwolić mu to wyjaśnić.
- Zasłużył sobie na to - Hemmings warknął, zaciskając dłoń w pięść.
Teraz dotarło do niego, że Irwin jednak mówił prawdę i że to Ann pocałowała jego, a nie on ją. To tylko potwierdziło przekonanie Luke'a, że dziewczyna najprawdopodobniej coś do niego czuła.
- Możliwe, ale dało się załatwić to w inny sposób. 
- Przyszłaś tu tylko po to, żeby mi to powiedzieć? - spytał.
- Nie tylko to - odparła. - Posłuchaj, musimy wyjaśnić sobie to co jest między nami.
- Kochasz go?
- Słucham? - zdziwiona Ann uniosła brwi, patrząc na Luke'a.
- Czy go kochasz? - ponowił pytanie.
- Kogo?
- Ashtona.
Zapadła cisza, która trwała przez dłuższą chwilę. Ani Ann, ani Luke nie odzywali się do siebie ani słowem. Oboje siedzieli na kanapie i patrzyli sobie prosto w oczy jak gdyby chcieli odczytać z nich całą prawdę. W końcu jednak dziewczyna przerwała kontakt wzrokowy i przeniosła swoje spojrzenie na podłogę, nie mogą dłużej znieść przenikliwego wzroku blondyna.
- Wiem, co było między nami przed wypadkiem - zaczęła. - Przykro mi, ale nic nie jest w stanie przywrócić mi wspomnień.
- Odpowiedz na moje pytanie - Luke zignorował jej słowa, wciąż uparcie wyczekując na jedno krótkie tak lub nie.
W pomieszczeniu ponownie zapanowało milczenie. Jednak tym razem trwało ono zdecydowanie krócej niż poprzednio.
- Nie - dziewczyna odparła krótko, nie patrząc mu w oczy.
- To dlaczego go całowałaś? - spytał.
- Nie wiem, Luke! - Ann podniosła nieco ton swojego głosu. - Nie myślałam o tym co robię i to po prostu się stało, przecież to nic wielkiego.
- Może dla ciebie - Luke szepnął. - Jeżeli chcesz z nim być to proszę bardzo, droga wolna, ja nie mam prawa ci tego zabronić.
- Luke...
- No co? - wrzasnął. - Staram się jak głupi próbując cię odzyskać, robiłem wszystko by spróbować przywrócić ci chociażby jedno wspomnienie związane ze mną a ty tak po prostu całujesz mojego najlepszego przyjaciela i mówisz mi, że to nic wielkiego - powiedział, po czym wstał z kanapy i kopnął stolik stojący obok. Kopanie rzeczy powoli zaczęło stawać się jego nawykiem, gdyż zawsze to robił kiedy był zdenerwowany.
- Uspokój się - brunetka odezwała się, gdyż zachowanie Luke'a zaczęło ją trochę przerażać.
- Dlaczego nie dasz mi szansy? - spytał z desperacją w głosie.
- Po prostu potrzebuję czasu - wyjaśniła. - Zrozum to, że po wypadku straciłam wszystkie wspomnienia związane z tobą więc gdy się obudziłam byłeś dla mnie zupełnie obcą osobą.
- Jak długo mam czekać? Tydzień, miesiąc, rok?
- Tyle ile będzie trzeba.
- Pozwól, że spróbuję czegoś - Luke powiedział, powodując, ża Ann spojrzała niego pytająco, nie mając pojęcia o co może mu chodzić.
- Czego?
Wtedy Hemmings szybko zbliżył się do niej, zajął miejsce tuż przy jej boku, przyciągnął ją do siebie, po czym złączył swoje usta z jej pełnymi wargami, za którymi tak bardzo tęsknił. Niedane mu było jednak nacieszyć tą chwilą, gdyż dosłownie po sekundzie Ann odepchnęła go od siebie, nie chcąc odwzajemniać pocałunku. Luke był tym niesamowicie zasmucony. Myślał, że jeżeli zrobi kolejny krok, to dziewczyna w końcu się do niego przekona. Niestety jednak stało się inaczej. Brunetka najwyrażniej nie była zachwycona jego zachowaniem.
- Oszalałeś?! - krzyknęła, po czym wstała z kanapy. - Dlaczego to zrobiłeś?! - spytała.
- Chciałem coś sprawdzić - wyjaśnił.
- Co?
- Już nieważne, zapomnij.
- Jesteś nienormalny! - wrzasnęła, po czym zaczęła iść w kierunku drzwi wyjściowych. Zarzuciła na siebie swój czerwony płaszcz, owinęła szyję szalikiem i zamierzała opuścić to mieszkanie jak najszybciej.
Luke stał i obserwował jej zachowanie. Nie odzywał się ani słowem. Po prostu się przyglądał. Niestety jego najgorsze obawy właśnie się potwierdziły. Gdyby Ann czuła coś do niego, odwzajemniłaby pocałunek. To właśnie Hemmings chciał sprawdzić. Wszystko jednak potoczyło się zupełnie inaczej. Chłopak powoli zaczynał wątpić, że jeszcze kiedykolwiek uda mu się ją odzyskać. Z dnia na dzień szanse malały, a w tej chwili były już praktycznie na poziomie zerowym. Dobijało go to. Nie chciał żyć z myślą, że Ann najprawdopodobniej już nigdy nie będzie jego dziewczyną. Po prostu nie był w stanie wyobrazić sobie swojej przyszłości bez niej u swoim boku.
- Żegnam! - dziewczyna powiedziała obojętnie, po czym chwyciła za klamkę i z impetem otworzyła drzwi, chcąc pokazać swoje zdenerwowanie.
- Powodzenia z Ashtonem - Luke odparł sarkastycznie, po czym został spiorunowany wzrokiem przez brunetkę.
Następnie odwrócił się i ponownie udał się do salonu. Pierwszą rzeczą jaką zrobił było wzięcie stojącej na stoliku tuż obok kanapy ramki ze zdjęciem i schowanie jej do najbliższej szuflady. Nie mógł na nie patrzeć. Nie chciał oglądać tych szczęśliwych twarzy znajdujących się na fotografii. Jedyne czego pragnął to to, by następnego ranka móc obudzić się z amnezją i zapomnieć o tamtych cudownych chwilach, przez które teraz tak bardzo cierpiał.

____________________________________________

wybaczcie, że rozdział pojawia się tak późno, ale studia dają mi nieźle w kość. 
mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. miałam dodawać jutro, ale postanowiłam jednak nie czekać.

doceńcie moje starania i skomentujcie. naprawdę chcialabym się dowiedzieć ile osób tak naprawdę do czyta. z rozdziału na rozdział jest coraz mniej komentarzy :(

no i na koniec dziękuję za prawie 12 000 wyświetleń tutaj i ponad 5000 na wattpadzie :)

#AmnesiaFF

niedziela, 5 października 2014

Rozdział 14



Obserwując intensywnie padający śnieg, Ann siedziała na swoim parapecie z podkulonymi nogami, ściskając w dłoniach wypełniony gorącą herbatą kubek, z którego unosiła się para. Zamyślona brunetka patrzyła przez okno, zastanawiają się nad wszystkim. Ogarniało ją poczucie winy przez to, co wydarzyło się na imprezie w zeszłą sobotę. Miała wiele powodów, przez które czuła się naprawdę zasmucona. Po pierwsze, spowodowała kłótnię i bójkę pomiędzy najlepszymi przyjaciółmi - Lukiem i Ashtonem. Było jej z tym naprawdę źle, ponieważ chłopcy byli ze sobą dość blisko, a przez nią ich przyjaźń najprawdopodobniej została zniszczona. Za wszelką cenę chciała to naprawić. To ona pocałowała Irwina, nie on ją. Nie była do końca pewna dlaczego się tak zachowała. Nie była w stanie tego wyjaśnić. Lubiła Ashtona, ale nie była pewna, czy pomiędzy nimi mogło być coś więcej.
Próbowała to wszystko wyjaśnić Luke'owi, ale ten nie odzywał się do niej przez ostatnie dni. Martwiła się o niego. Obawiała się, że chłopak pod wpływem emocji będzie zdolny zrobić lekkomyślne i nieprzemyślane rzeczy. Gdyby coś mu się stało, nigdy by sobie tego nie wybaczyła, gdyż byłaby to tylko i wyłącznie jej wina. Ann widziała w jaki sposób Luke na nią patrzył, była świadoma uczuć, którymi ją darzył. Było jej przykro, że przez wypadek utraciła wszystkie związane z nim wspomnienia, o których teraz mogła usłyszeć jedynie z opowieści przyjaciół. Ciężko było jej uwierzyć, że kiedyś go kochała, że była z nim przez trzy lata. W tej chwili nie chciała by łączyło ich coś więcej niż przyjaźń. Wiedziała jednak, że Luke'owi to nie wystarcza, gdyż chłopak robił wszystko, by Ann ponownie coś do niego poczuła. Ona jednak nie była w stanie odwzajemnić jego uczuć, bynajmniej nie w najbliższym czasie. Odkąd wybudziła się z trwającej całe trzy tygodnie śpiączki minął zaledwie miesiąc. Dziewczyna nie była w stanie zakochać się w kimś w tak krótkim czasie, biorąc pod uwagę jak dużo przeszła przez ostatnie miesiące i jak bardzo skomplikowane stało się całe jej życie. Jedyne czego potrzebowała to czas. Lekarze mówili, że szanse na odzyskanie pamięci są niewielkie, ale ona nie przestawała wierzyć. Była w stanie oddać wszystko, by tylko móc odzyskać ostatnie trzy lata życia, które dosłownie straciła.
Nagle do uszu Ann dobiegł dźwięk cichego pukania do drzwi. Wstała z parapetu, w międzyczasie ocierając łzy, które mimowolnie wypłynęły z jej oczu, po czym zajęła miejsce na krześle przy swoim biurku.
- Proszę - powiedziała, chcąc dowiedzieć się, kto składa jej wizytę podczas późnego, sobotniego wieczoru.
Po chwili drzwi powoli zaczęły się uchylać a Ann zobaczyła w nich znajomą twarz, która nieśmiało się do niej uśmiechała.
- Ashton? - spojrzała na niego pytająco. Nie widziała go od dnia imprezy, kiedy został pobity przez Luke'a. Lewe oko Irwina wciąż było fioletowo-zielone, a na nosie widniało duże rozcięcie. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej przyjaciel oberwał aż tak mocno. Zrobiło jej się jeszcze bardziej przykro, dlatego czym prędzej wstała z miejsca, podbiegła do niego i mocno go przytuliła.
- Cześć, Ann - Ashton odpowiedział, obejmując ją ramionami i delikatnie gładząc jej plecy.
- Jak się czujesz? - spytała, wypuszczając go z objęć i stając na przeciwko niego. Dłonią dotknęła jego twarzy, ale szybko ją zabrała gdy chłopak cicho syknął z bólu.
- Musimy pogadać - odparł, podchodząc do stojącego w rogu łóżka, po czym wygodnie się na nim rozsiadł. Ciągle pocierał dłońmi o swoje spodnie, co oznaczało, że był zdenerwowany.
- Dobrze - Hastings przytaknęła zajmując miejsce obok niego.
- Posłuchaj, Ann - Irwin zaczął, przenosząc swój wzrok na brunetkę. - To co się wydarzyło w zeszłą sobotę...
- Wiem, przepraszam za to - przerwała mu. - Nie powinnam była tego robić - dodała, spuszczając głowę.
- Po prostu to nie powinno się wydarzyć. Ja... - zatrzymał się na chwilę, spoglądając na okno. - Ja nie mogę mu tego zrobić, Ann, zrozum to. Luke to mój najlepszy przyjaciel a ja zachowałem się wobec niego jak skończony dupek.
- Ale mógł chociaż pozwolić ci to wyjaśnić a nie od razu rzucać się na ciebie z pięściami.
- Zasłużyłem na to.
- Nie mów tak - Ann przysunęła się do niego i w geście pocieszenia położyła dłoń na jego ramieniu.
- Lubię cię, naprawdę, wiesz o tym - Ashton powiedział, chwytając jej rękę. - Ale nie mogę, po prostu nie mogę - puścił jej dłoń, po czym szybko wstał i zaczął kierować się z stronę drzwi, by opuścić to pomieszczenie czym prędzej.
- Ashton, zaczekaj! - Ann krzyknęła, również wstając i podbiegając do niego, chcąc go zatrzymać. - Porozmawiajmy.
- Muszę iść go przeprosić - Irwin szepnął, odsuwając się od drzwi i ponownie zajmując miejsce na łóżku.
- Ja również - brunetka przytaknęła, dosiadając się do niego.
- On cię kocha. Gdybyś wiedziała przez co on przechodził, gdy byłaś nieprzytomna... - chłopak spuścił głowę, przypominając sobie wydarzenia sprzed kilku tygodni. - A ja zachowałem się jak skończony idiota, dlatego nie ma się co dziwić, że nie wytrzymał kiedy zobaczył nas razem.
- Nie powinnam była tego robić, przepraszam.
- Po prostu zapomnijmy, że to kiedykolwiek się wydarzyło, ok? - Ash zaproponował.
- Nie wiem czy będę w stanie to zrobić. 

*

Przez ostatni tydzień Luke nawet na krótką chwilę nie opuścił swojego mieszkania. Nie wychodził na zewnątrz, nie pojawiał się w pracy, nie odbierał telefonów od rodziny i przyjaciół. Całymi dniami leżał na kanapie i oglądał telewizję, popijając zimne piwo, którego w lodówce miał cały zapas. Próbował poukładać sobie wszystko w głowie, lecz naprawdę kiepsko mu szło. Przed oczami ciągle pojawiał mu się obraz Ann całującej jego byłego najlepszego przyjaciela. Hemmings całkowicie stracił zaufanie do Ashtona. Zawiódł się na nim i nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Myślał, że Irwin jest inny.
Cały jego plan dotyczący odzyskania Ann legł w gruzach. Luke był teraz całkowicie pewien tego, że Ann jednak czuje coś do Ashtona. Wcześniej już to podejrzewał, ale teraz był tego całkowicie pewien. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek uda mu się wyleczyć z miłości do dziewczyny, z którą był przez ostatnie trzy lata. Kochał ją bezgranicznie, obiecał jej, że nigdy nie przestanie. Nigdy nie wybaczy sobie tego, że to przez jego głupotę i lekkomyślność wydarzył się wypadek, po którym ta cholerna amnezja dopadła Ann.
Gdy na zegarze wybiła godzina dwudziesta druga, Luke wyłączył telewizor i zamierzał położyć się spać, nie mając nic ciekawszego do roboty. Kiedy wstał z kanapy, usłyszał dźwięk dzwonka do drzwi. Zastanawiał się, kto o tej porze może chcieć składać mu wizytę. Westchnął głęboko po czym podszedł do wizjera, by sprawdzić kto postanowił go odwiedzić. Przez nieduży otwór dostrzegł znajomą twarz, na którą w tamtej chwili nie miał najmniejszej ochoty patrzeć. Powoli zaczął odchodzić od drzwi, nie mając zamiaru ich otwierać.
- Luke, wiem, że tam jesteś - Ashton nie odpuszczał, prosząc, by Hemmings wpuścił go do środka. - Musimy pogadać, otwórz drzwi - nalegał dalej.
Luke jednak ignorował go, stojąc kilka metrów od wejścia, wciąż nasłuchując próśb Irwina. Nie chciał na niego patrzeć. Bał się, że znów nie będzie w stanie się opanować i go pobije tak jak zrobił to ostatnim razem.
Z minuty na minutę pukanie i dźwięk dzwonka stawały się coraz bardziej irytujące, dlatego Hemmings w końcu nie wytrzymał i gwałtownie szarpnął za klamkę stając twarzą w twarz z Ashtonem. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy, to ogromny siniak nad jego lewym okiem, który przybrał ciemno fioletowy odcień. Chłopak nie sądził, że ma aż tak mocne uderzenie.
- Czego? - ryknął na niego, posyłając mu groźne spojrzenie, na które Irwin zareagował cofnięciem się kilka kroków w tył.
- Pogadajmy - powiedział w końcu, po chwili milczenia.
- Nie mamy o czym gadać, a teraz spadaj stąd - Luke zaczął już zamykać drzwi, ale noga Irwina w porę mu to uniemożliwiła. - Nie rozumiesz co do ciebie mówię? - warknął zdenerwowany.
- Nie rozumiem, kurwa! - Ashton krzyknął, nie mogąc dłużej utrzymać w sobie ogarniającej go złości. - Posłuchaj, Hemmings - pchnął go, powodując, że Luke uderzył plecami o jedną ze ścian. Był niesamowicie zdezorientowany, gdyż po raz pierwszy widział naprawdę wkurzonego Irwina, który nie panował nad sobą. Nie chcąc zaczynać kolejnej bójki, odpuścił i postanowił dać mu szansę na wyjaśnienia, o którą tak bardzo go prosił.
- Masz pięć minut - blondyn powiedział, odpychając od siebie Ashtona, po czym udał się do kuchni i zajął miejsce na jednym z krzeseł.
- Słuchaj, stary... - zaczął.
- Nie nazywaj mnie tak - oburzył się Luke.
- Ok, słuchaj, naprawdę mi przykro przez to co wydarzyło się w zeszłą sobotę - Ash powiedział, zajmując miejsce obok niego. Chłopak był już nieco spokojniejszy.
- Szkoda, że nie było ci przykro jak ją całowałeś - Luke zadrwił.
- Żałuję tego, rozumiesz? - Irwin podniósł lekko głos. - Przepraszam.
- Nieważne, nie obchodzi mnie to - Hemmings wzruszył ramionami udając obojętność, choć tak naprawdę było zupełnie inaczej.
- Nie mogę cofnąć tego co zrobiłem, ale wiedz, że tego żałuję. Nie możemy po prostu o tym zapomnieć i żyć dalej?
- Serio, Irwin?! - Luke wrzasnął, wstając z miejsca. - Wiedziałeś, że ją kocham. Wiedziałeś, że próbowałem robić wszystko by ją odzyskać! Kiedy wszystko powoli zaczynało wracać do normy musiałeś to spieprzyć! Skoro też ją kochasz, to proszę bardzo biegnij teraz do niej! Pewnie od razu wskoczy ci w ramiona, bo najwyraźniej nie jesteś jej obojętny!
- O czym ty do cholery mówisz? - Ashton spytał, nie do końca wiedząc, co Hemmings miał na myśli.
- Nie udawaj debila, dobra? - Luke zirytował się.
- Uspokój się.
- Nie, a teraz wyjdź stąd, rozmowa skończona!
- Ok, Hemmings, jak chcesz. Ja przeprosiłem, powiedziałem, że tego żałuję i że mi przykro, ale ty nawet nie raczyłeś mnie słuchać. Skoro nie chcesz się już przyjaźnić to nie, nie będę się o to prosił. Wiedz tylko, że nie jestem takim dupkiem za jakiego mnie masz i nie zamierzam odbierać ci szansy na odzyskanie jej...
- Tak się składa, że już to zrobiłeś - Luke przerwał mu.
- Tak, wiem o tym, nie musisz mi tego przypominać co pięć sekund - Ashton oburzył się, po czym zaczął kierować się w stronę wyjścia. - Ale przemyśl sobie to wszystko, dobra?
- Ta jasne, pa - otworzył mu drzwi, po czym gestem dłoni nakazał mu wyjść.
- Na razie - Irwin powiedział kiedy opuszczał mieszkanie.
- Spierdalaj - Luke szepnął sam do siebie, po czym trzasnął drzwiami za całej siły.
Zdenerwowany udał się do kuchni, po czym wyjął z lodówki kolejną butelkę piwa. Otworzył ją jednym szybkim ruchem i zaczął pić. Był wściekły. Sam nie wiedział czemu, ale nie wierzył w żadne słowo wypowiedziane przez Ashtona. Całkowicie stracił do niego zaufanie i nie był w stanie wybaczyć mu tego co zrobił, na pewno nie w najbliższym czasie. Musiał sobie wszystko najpierw przemyśleć, choć nie zamierzał zmieniać decyzji, które podjął.
Nagle usłyszał dźwięk telefonu, który leżał gdzieś w salonie. Szybko więc pobiegł tam chcąc dowiedzieć się, kto chce się z nim skontaktować. Szukał urządzenia nasłuchując skąd dobiega dźwięk, lecz nie mógł go znaleźć. Kiedy zauważył komórkę leżącą tuż pod jedną z poduszek, ta przestała dzwonić. Luke odblokował ekran, chcąc zobaczyć od kogo ma nieobrane połączenie. Za wyświetlaczu pojawiło się imię, przez które poczuł nieprzyjemne ukłucie w sercu. Po chwili na ekranie ukazała się nowa wiadomość tekstowa:
"Spotkajmy się jutro w Central Parku. Musimy pogadać - Ann". 

_________________________________________________________

nudnawy, przejściowy rozdział, ale musiał się pojawić.

dzięki, że to czytacie. to miłe widzieć, że twoje starania nie idą na marne. 

zapisujcie się do zakładki INFORMOWANI to z chęcią napiszę do was o tym, że pojawił się nowy rozdział :)