sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 24



W sklepie muzycznym, w którym pracował Luke wraz z Ashtonem, od samego rana panował niesamowity ruch. Coś takiego zdarzało się tam naprawdę rzadko, dlatego żaden z nich nie był przygotowany na tak dużą ilość klientów, którymi w większości były nastolatki, ponieważ jeden z najpopularniejszych zespołów na świecie wydał właśnie swój nowy album, na który wszyscy długo czekali i chcieli nabyć go od razu w dniu premiery. Przez to chłopaki nie mieli ani chwili wytchnienia, aż do przerwy, która rozpoczęła się dopiero o godzinie trzynastej i miała trwać przez następne trzydzieści minut. Drzwi sklepu zostały zamknięte, a Luke ze swoim przyjacielem w końcu mogli usiąść i choć przez chwilę odpocząć od nadmiaru klientów. Ashton udał się na zaplecze, po czym wrócił  trzymając w dłoniach dwie puszki gazowanego napoju, następnie jedną z nich podając Hemmingsowi.
- Mogłeś mnie uprzedzić, że dzisiaj będzie tu tyle ludzi, bo One Direction wydali nową płytę – powiedział Luke, siadając na jednym z krzeseł i biorąc łyka napoju.
- Skąd miałem wiedzieć? Przecież nie jestem Directioner – odparł Ash, powodując, że po chwili oboje zaczęli głośno się śmiać. – Ale wybrali dobrą porę na wydanie albumu, w końcu w Walentynki…
Słysząc ostatnie słowo wypowiedziane przez Irwina, Luke zakrztusił się napojem, który pił i zaczął kaszleć, nie mogąc złapać oddechu.
- Wszystko okej? – zapytał Ashton, podchodząc do niego i klepiąc go po plecach, chcąc mu pomóc.
- Możesz powtórzyć to co mówiłeś wcześniej?
- To znaczy co? – zdziwił się Ash, nie wiedząc co jego przyjaciel ma na myśli.
- Który jest dzisiaj? – Luke dalej dopytywał.
- Czternasty lutego – odparł Irwin.
- Cholera jasna, jak mogłem zapomnieć, nie mam nic dla Ann. – Hemmings wstał z krzesła i zaczął panikować, chodząc w kółko i trzymając się za głowę.
- Najpierw się uspokój – poradził mu Ashton. – Myślę, że nie musisz jej nic dawać, wystarczy, że do niej zadzwonisz.
- Ta, jasne – prychnął Luke. – Co mógłbym jej kupić? – zaczął się zastanawiać.
- Może płytę? Wiesz jak Ann lubi One Direction – zaproponował jego przyjaciel.
- Dobra, zapakuj ją jakoś ładnie – Hemmings podszedł do działu z płytami i wziął jedną z nich, następnie podając ją Ashtonowi, by ten mógł ją zapakować. – Ale to nie wystarczy – Luke dalej kontynuował zamartwianie się.
- Zaproś ją na wieczór, obejrzyjcie film czy coś, to powinno wystarczyć – Irwin dalej podsuwał mu pomysły.
- Mogę wyjść dzisiaj godzinę wcześniej? Myślisz, że twój tata nie będzie miał nic przeciwko? Chciałbym jakoś to wszystko ogarnąć.
- Nie ma sprawy, nie powiem mojemu ojcu, sam dam sobie radę – odparł Ashton a Luke od razu odetchnął z ulgą.
O godzinie szesnastej wybiegł ze sklepu, wsiadł w samochód i ruszył w stronę swojego mieszkania. Na początku planował zrobić tam jakiś porządek, bo nie sprzątał tam przez ostatni tydzień, czego efektem była sterta brudnych talerzy ustawiona w zlewie i na szafkach, stos ubrań porozrzucanych na podłodze, pudełka po pizzy walające się w każdym pomieszczeniu, niepościelone łóżko, zwiędłe kwiatki na parapecie oraz meble pokryte dużą warstwą kurzu. Luke każdy dzień tego tygodnia spędzał w pracy, więc po prostu nie miał wystarczająco dużo czasu na to, by wziąć się za porządki. Nie mógł przecież zaprosić Ann do mieszkania, które dosłownie było w opłakanym stanie, dlatego jak najszybciej chciał tam dotrzeć, by szybko wszystko posprzątać.
Jadąc, w pewnym momencie w oczy rzucił mu się nieduży sklepik, który na zewnątrz przystrojony był walentynkowymi dekoracjami. Postanowił do niego zajrzeć i kupić coś jeszcze, ponieważ uważał, że płyta jej ulubionego zespołu nie była wystarczająco dobrym prezentem. Zaparkował więc auto na poboczu, po czym wysiadł z niego i wszedł do sklepu. Zaczął rozglądać się wokoło. Nadmiar czerwieni, serduszek, amorków i róż zaczął go przytłaczać, ale wiedział, że musi coś wybrać. Chodził między regałami, ale nic nie wpadało mu w oko. W końcu ze zrezygnowaniem postanowił poprosić sprzedawcę o pomoc, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że samemu nie uda mu się nic wybrać.
Po parunastu minutach wyszedł ze sklepu z dużym bukietem czerwonych róż oraz pudełkiem czekoladek z karmelowym nadzieniem. Miał nadzieję, że Ann nie będzie zawiedziona tym jak bardzo przeciętne były prezenty, które zamierzał jej podarować. Wsiadł do samochodu, położył wszystko na tylnym siedzeniu, po czym ponownie wyjechał na ulicę i zaczął kierować się w stronę swojego mieszkania.
Kiedy dotarł do celu, pierwsze co zrobił to wyjął z kieszeni telefon i w kontaktach wyszukał numer do Ann. Był strasznie zestresowany i z trudem udawało mu się przesuwać palcem po ekranie, ponieważ jego dłonie z sekundy na sekundę coraz bardziej się trzęsły.
- Cześć, Luke – radosny głos dziewczyny odezwał się po drugiej stronie.
Hemmings wziął głęboki wdech, próbując choć trochę opanować ogarniające go nerwy.
- Cześć – odparł. – Masz jakieś plany na wieczór? – spytał od razu.
- Nie mam, a co?
- Może się spotkamy? – zaproponował.
- Jasne, o której? – Ann bez namysłu zgodziła się, co niezmiernie go ucieszyło.
- Przyjadę po ciebie o dwudziestej.
- Nie musisz, powiem tacie, żeby mnie do ciebie zawiózł.
- Mogę przyjechać jeśli chcesz…
- Nie trzeba, to widzimy się o dwudziestej, pa – powiedziała, po czym rozłączyła się, nie dając Luke’owi szans na odmowę.
Wzruszył jedynie ramionami, odkładając telefon na stojący obok niego stolik. Takie rozwiązanie było mu nawet bardziej na rękę, ponieważ miał więcej czasu na posprzątanie mieszkania i doprowadzenie samego siebie do porządku.
Na szczęście wyrobił się ze wszystkim w czasie i kiedy kończył poprawiać swoją fryzurę w wiszącym na ścianie lustrze, usłyszał dzwonek do drzwi. Doskonale wiedział, kto stał po drugiej stronie. Wziął więc jeszcze jeden głęboki oddech i pociągnął za klamkę, po czym ujrzał stojącą w progu, uśmiechniętą Ann.
- Hej – powitał ją.
Ona natomiast weszła do środka, zbliżyła się do niego, następnie witając go szybkim całusem w usta. Luke był lekko zdezorientowany jej zachowaniem, sam nie wiedział co powinien w tej sytuacji zrobić, lecz nie mógł zaprzeczyć, że mu się to nie podobało. Oznaczało to, że relacja między nim a Ann, była już na szczeblu przewyższającym przyjaźń. Pragnął tego od kilku miesięcy, więc był naprawdę bardzo szczęśliwy, że wszystkie jego starania nie poszły na marne.
- Więc, co dziś robimy? – spytała entuzjastycznie, odsuwając się od niego i ponownie stając w progu.
- Nie wiem, myślałem, że może posiedzimy i…
- Daj spokój – Ann przerwała mu. – Są Walentynki, zróbmy coś ciekawszego.
Luke zaczął denerwować się jeszcze bardziej. Jego pomysł ze wspólnym siedzeniem na kanapie i oglądaniem filmu najwyraźniej nie przypadł jej do gustu, ale nie dziwił jej się, bo która dziewczyna chciałaby spędzać czternasty lutego w taki sposób? Potrzebował jakiegoś genialnego pomysłu, natychmiast.
- Tak w ogóle to mam coś dla ciebie – zaczął nieśmiało, drapiąc się po karku. Próbował robić wszystko, by zyskać dodatkowy czas na wymyślenie czegoś ciekawego na ten wieczór.
Chwycił dłoń Ann i pociągnął ją za sobą do salonu, po czym wręczył jej kupione wcześniej prezenty, które najwyraźniej bardzo jej się spodobały, ponieważ na jej ustach od razu zagościł szeroki uśmiech, a ona sama wpadła w ramiona Luke’a, po czym ponownie delikatnie musnęła wargami jego usta.
- Dziękuję, to wspaniałe, naprawdę – mówiła, wciąż będąc w niego wtulona. On natomiast gładził dłońmi jej plecy, ciesząc się tym cudownym momentem. – I mam nadzieję, że dając mi płytę, nie nabijasz się ze mnie dlatego, że lubię One Direction – dodała po chwili, chichocząc.
- Nie ma za co i oczywiście, że się nie nabijam, jak mógłbym? – odparł po chwili, w międzyczasie wciąż próbując wymyślić to, jak mogliby spędzić ten wieczór. Przez kilka następnych minut nic nie przychodziło mu do głowy, ale w końcu coś wpadło mu na myśl. Przypomniał sobie to, jak bardzo Ann była zachwycona Times Square w Sylwestra. Pomyślał, że nic nie szkodzi na przeszkodzie, by ponownie się tam udali, a biorąc pod uwagę to, że w Walentynki również panowała tam niezwykła atmosfera, pomysł ten wydawał się naprawdę trafny. Chwycił ją więc za rękę, po czym skierował się wraz z nią do drzwi wyjściowych. Szybko zaczął się ubierać, nie chcąc tracić cennego czasu.
- Gdzie idziemy? – pytała zdezorientowana brunetka, patrząc ze zdziwieniem na Luke’a.
- Chodź, zaraz się przekonasz. – odparł, po czym wraz z dziewczyną opuścił mieszkanie.
Kiedy wyszli na zewnątrz, Luke zatrzymał pierwszą taksówkę, która przejeżdżała po ulicy, następnie ciągnąc za sobą Ann i wsiadając do środka.
- Times Square – Hemmings szepnął taksówkarzowi tak, by dziewczyna siedząca obok niego nie mogła go usłyszeć.
Ann nie zadawała jednak zbędnych w tej sytuacji pytań. Po prostu cierpliwie czekała na to, dokąd zawiezie ich taksówka.
Po trzydziestu minutach dotarli do celu. Brunetka wyjrzała przez szybę i od razu ujrzała miliony różnokolorowych świateł, z których słynęło Times Square. Tego dnia jednak dominowała tam czerwień i walentynkowe dekoracje, a wszędzie pełno było zakochanych par, przechadzających się po chodnikach. Na jej ustach od razu zagościł szeroki uśmiech. Luke od razu to zauważył i wiedział, że jego pomysł na pewno się jej spodobał. Wiedział, że od zawsze fascynowało ją to miejsce, dlatego był pewien, że spędzenie wieczoru tam, zachwyci ją.
Hemmings wysiadł z taksówki, po czym podał dłoń Ann. Ona od razu ją ujęła i podążyła za nim. Stanęła, otworzyła szerzej oczy i zaczęła powoli rozglądać się wkoło, podziwiając piękno panujące wokół niej. Ścisnęłam mocniej dłoń Luke’a, następnie opierając głowę na jego ramieniu.
- Tutaj jest cudownie – zachwyciła się. – Mówiłam ci już jak bardzo kocham to miejsce?
- Mówiłaś – odparł. – Z tysiąc razy. – dodał, po czym oboje z nich zaczęli się śmiać.
- To w takim razie powtarzam po raz tysiąc pierwszy – odpowiedziała. – Muszę ci coś powiedzieć, Luke – odezwała się po chwili.
On od razu wziął głęboki wdech, nie wiedząc na co powinien być przygotowany. Nie miał pojęcia co chciała mu powiedzieć, ale słowa, które przed chwilą padły z jej ust, brzmiały dość poważnie, więc zaczął obawiać się, że coś było nie tak.
Skinieniem głowy zasygnalizował jej, by kontynuowała to, co zaczęła.
- Jesteś niesamowity, wiesz o tym? – rzekła po chwili, a on od razu odetchnął z ulgą, następnie uśmiechając się, gdyż poczuł przyjemne ciepło na sercu, słysząc słowa, które Ann wypowiedziała. Tak długo czekał, by usłyszeć od niej coś takiego. W końcu jego marzenia zaczęły stawać się rzeczywistością.
- Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, prawda?
- Wiem o tym, dlatego powiedziałam, że jesteś niesamowity i przepraszam za to, że na początku tak źle cię traktowałam, że cię odrzucałam na każdym kroku, że nie dałam ci szansy – zaczęła mówić, a jej mina posmutniała.
Luke natomiast jedną dłonią uniósł jej podbródek tak, by mogła spojrzeć mu w oczy.
- To nieważne, Ann. – odpowiedział. – Liczy się to co jest tu i teraz. Zapomnijmy o przeszłości.
- Masz rację – zgodziła się z nim. - Jeszcze raz dziękuję, za wszystko. – dodała, po czym oplotła jego szyję ramionami i mocno się do niego przytuliła. On również wtulił się w nią, obejmując ją w pasie.
Trwali w tym magicznym momencie jeszcze przez kilkanaście najbliższych minut, nie mówiąc nic. Oboje po prostu cieszyli się swoją obecnością i tym, że spędzali ten wieczór razem, w tym wyjątkowym i magicznym dla ich obojgu miejscu.
 ________

wybaczcie, że tak długo, ale czekałam z tym rozdziałem specjalnie do walentynek. mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe :)