wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 29


Prace społeczne i dwa tysiące dolarów grzywny do zapłacenia to kary, które sąd wymierzył Luke'owi za poważne pobicie Davida Walkera. Gdyby nie dobry adwokat, którego załatwili jego rodzice, kara na pewno byłaby dużo większa, biorąc pod uwagę jak poważny był stan przyjaciela Ann. Po rozmowie, którą Luke odbył z nią na komisariacie, chłopak zrozumiał, że naprawdę źle postąpił i od razu przyznał się do winy. Czuł się źle, okłamując wszystkich i w dodatku namawiając jeszcze Ashtona, by również zeznał fałszywą wersję wydarzeń. Tak nie powinno być i Luke doskonale o tym wiedział, dlatego też po przyznaniu się, od razu odczuł ogromną ulgę i poczuł jak spadł z niego duży ciężar spowodowany poczuciem winy i wyrzutami sumienia. Zdawał sobie sprawę z tego, że zawiódł wszystkich i mógł przekonać się o tym, kiedy jeden z policjantów wykonał telefon do jego rodziców, a oni zjawili się na posterunku kilkadziesiąt minut później. Widząc rozczarowanie i smutek malujący się na ich twarzach, było mu naprawdę wstyd i jedyne o czym marzył to cofnięcie czasu, by drugi raz nie postąpić tak lekkomyślnie i jedynie upomnieć Davida, nie włączając w to żadnych rękoczynów. Chcąc okazać skruchę, kilka dni później udał się do szpitala i przeprosił chłopaka za swoje bezmyślne zachowanie, zapewniając go, że naprawdę żałuje tego, co zrobił.
Od tamtych wydarzeń minęło już kilka tygodni, podczas których Ann dalej nie rozmawiała z Lukiem. Tym razem wiedział, co było tego powodem i sam gdyby był na jej miejscu również zachowywałby się identycznie. Przestał więc codziennie do niej wydzwaniać i wysyłać dziesiątki wiadomości, wiedząc, że to i tak niczego nie zmieni. Jedyne co mogło naprawić ich relacje to czas, którego oboje potrzebowali, więc nie pozostawało nic innego jak uzbrojenie się w cierpliwość i czekanie na to, jak wszystko dalej się potoczy.
Podczas jednego z ciepłych kwietniowych wieczorów, kiedy zmęczony po powrocie z pracy Luke leżał na kanapie oglądając mecz w telewizji, usłyszał wibrujący telefon, który położony był na stoliku. Niechętnie się podniósł, chcąc zobaczyć kto do niego napisał. Kiedy na wyświetlaczu zobaczył jej imię, od razu się ożywił i pospiesznie odblokował ekran, by móc jak najszybciej odczytać wiadomość. 
Od: Ann
„Spotkajmy się w Central Parku za godzinę."
Przez następne kilkadziesiąt sekund stał w bezruchu, wpatrując się w wyświetlacz telefonu, nie wierząc, że Ann naprawdę do niego napisała, w dodatku chciała się spotkać. Nie miał pojęcia co było powodem, dla którego dziewczyna chciała się z nim zobaczyć, ale zaczynał się nieco obawiać a w myślach od razu układał najczarniejsze scenariusze. Uspokoił się dopiero, kiedy wziął kilka głębszych oddechów i nie chcąc dłużej czekać, założył na siebie bluzę, po czym chwytając leżące na stoliku kluczyki od samochodu, wybiegł z mieszkania, o mały włos unikając upadku na schodach. Pospiesznie wsiadł do auta i od razu ruszył w stronę Central Parku. Pech chciał, że akurat tego dnia Nowy Jork był zatłoczony tak bardzo, że przejechanie kilku kilometrów zajęło mu niemal całą godzinę. Kiedy dojechał na miejsce i z trudem udało mu się znaleźć wolne miejsce parkingowe, wysiadł z samochodu i pobiegł w stronę parku, gdzie miał się spotkać z Ann. Dziewczyna nie podała mu konkretnego miejsca, lecz Luke wiedział, że na pewno miała na myśli ławkę, na której zawsze mieli w zwyczaju się spotykać. Gdy dotarł do celu, zerknął na zegarek i zauważył, że wciąż miał kilka minut do umówionej godziny, więc ze spokojem usiadł, chcąc odpocząć i przygotować się na rozmowę z Ann, która mogła zakończyć się korzystnie dla niego lub wręcz przeciwnie.
Czekając, z każdą kolejną sekundą denerwował się coraz bardziej. Ann spóźniała się już kilka minut, ale nie miał jej tego za złe, biorąc pod uwagę, że przez ogromne korki, mogła mieć problem z punktualnym dotarciem na miejsce. Cierpliwie więc wypatrywał jej wśród przechadzających się po uliczkach ludzi. W końcu dostrzegł idącą w jego kierunku brunetkę. Od razu wstał z ławki, nie spuszczając z niej wzroku, gdyż tak dawno jej nie widział i po prostu brakowało mu patrzenia na nią i podziwiania jej. Czuł jak jego serce gwałtownie przyspiesza a oddech staje się nierównomierny. Sam nie był pewien, dlaczego aż tak bardzo się tym wszystkim stresował. Zdenerwowanie osiągnęło punkt kulminacyjny, kiedy Ann stanęła naprzeciwko niego i spojrzała mu prosto w oczy.
- Cześć, Luke – odezwała się, a on od razu poczuł przyjemne ciepło na sercu, słysząc jej aksamitny głos, za którym tak tęsknił.
- Cześć, Ann – odpowiedział, posyłając jej uśmiech, którego ona nie odwzajemniła. W tamtej chwili wiedział już, że czekała go poważna rozmowa z nią, lecz wciąż nie wiedział, czego miała ona dotyczyć.
- Co u ciebie słychać? – spytała, po czym usiadła na ławce, a Luke po chwili do niej dołączył. Ann za wszelką cenę próbowała zachowywać spokój, ale marnie jej to wychodziło, gdyż bezustannie zaciskała nerwowo ręce lub pocierała nimi o spodnie, co było oznaką podenerwowania.
- W porządku – odparł Luke, wzruszając ramionami. – Odrobiłem wczoraj ostatnie dwie godziny prac społecznych i nareszcie mam to za sobą – dodał.
- To dobrze – powiedziała Ann, posyłając mu wymuszony uśmiech.
- A co u ciebie? – zapytał Luke po chwili.
- Wszystko ok, ale jest coś o czym musimy pogadać – odpowiedziała, spuszczając głowę w dół. Wyglądała na naprawdę bardzo zdenerwowaną i zmartwioną, dlatego Luke coraz bardziej obawiał się tego, co zamierzała za chwilę mu przekazać.
- Coś się stało? – spytał z przejęciem, a ona podniosła głowę i spojrzała na niego.
- Nie – zaprzeczyła. – To znaczy tak, już sama nie wiem... - mówiła zakłopotana, nie będąc pewna swoich słów.
- Ann, spokojnie – powiedział Luke, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Wybacz, że przez ostatnie miesiące ciągle cię unikałam – odezwała się po dłuższej chwili milczenia.
- Miałaś prawo być zła przez to, co zrobiłem. Każdy zachowałby się tak na twoim miejscu.
- To nie o to chodzi, Luke – pokręciła głową, a on spojrzał na nią zmieszany, nie wiedząc, co dokładnie miała na myśli. Uniósł brwi, i spojrzał na nią pytająco, czekając na dalsze wyjaśnienia. – Oczywiście, że byłam wkurzona za to, co zrobiłeś Davidowi, ale to nie był powód, dla którego udawałam, że cały czas byłam na ciebie wściekła i nie chciałam z tobą rozmawiać.
- Nie rozumiem – odezwał się Luke.
- Robiłam to wszystko celowo – odpowiedziała Ann.
- Dlaczego? – spytał zdziwiony Hemmings.
- Myślałam, że unikając cię i przestając się z tobą spotykać, będzie mi łatwiej się z tobą rozstać po wyprowadzce – wyjaśniła.
- Wyprowadzce? O czym ty mówisz, Ann? – dopytywał zdezorientowany Luke.
- Za tydzień przeprowadzam się do Londynu, na stałe – odparła, ponownie spuszczając wzrok w dół. Słysząc jej słowa, Luke poczuł jakby ktoś wbił mu nóż prosto w serce i miał nadzieję, że dziewczyna tylko robiła sobie z niego żarty.
- Dlaczego? – spytał, podnosząc lekko głos.
- Tata dostał tam dobrą ofertę pracy, poza tym jesienią zamierzam pójść tam na studia, zawsze o tym marzyłam – odpowiedziała, a on odwrócił od niej wzrok i zaczął beznamiętnie wpatrywać się w przestrzeń przed sobą, cały czas nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że to co kilka chwil wcześniej powiedziała mu Ann było prawdą. Bezsilność, którą odczuwał wiedząc, że nic nie mógł na to poradzić dobijała go.
- Ashton o tym wiedział? – zapytał, chcąc upewnić się czy jego najlepszy przyjaciel przypadkiem tego przed nim nie zataił.
- Nie – zaprzeczyła. – Gdybym mu powiedziała, na pewno nie utrzymałby języka za zębami. Nikt o tym nie wie, jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię – wytłumaczyła.
- Zamierzałaś wyjechać bez pożegnania?
- Początkowo tak – skinęła głową. – Rozłąka z tobą i pozostałymi przyjaciółmi jest czymś czego obawiam się najbardziej. Chciałam o tobie zapomnieć, o tym jak wiele dla mnie znaczysz i jak ciężko będzie mi tam bez ciebie – mówiła, a z jej oczu wypłynęło kilka łez, które natychmiast otarła ręką, nie chcąc pokazywać swojej słabości.
Pomimo tego, że wieści, które przekazała mu Ann były naprawdę druzgocące, to miały również i tę dobrą stronę. Luke był pewien, że wciąż jej na nim zależało i nie chciała się z nim rozstawać. Żałował jedynie, że zamiast spędzać ostatnie miesiące razem, nie odzywali się do siebie ani słowem i zmarnowali tyle cennego czasu, którego teraz mieli tak niewiele.
- Będzie dobrze, Ann – próbował ją pocieszyć, obejmując ją ramieniem, a ona od razu oparła na nim głowę. Sam nie wierzył w swoje słowa, ale nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć w tej sytuacji. Było mu naprawdę ciężko i z trudem powstrzymywał cisnące mu się do oczu łzy.
- To się nie uda, Luke – powiedziała. – Związki czy przyjaźnie na odległość nie są w stanie przetrwać więcej niż kilka miesięcy, czy rok.
- Nie mów tak – odparł, zerkając na nią, po czym jedną dłonią uniósł jej podbródek tak, by mogła na niego spojrzeć. – Patrz na dobre strony tego wszystkiego, od zawsze chciałaś tam studiować, i teraz nareszcie spełnisz swoje marzenie – dodał. Oczywiście, że nie chciał, by wyjeżdżała i go zostawiała, bo nie wyobrażał sobie swojego dalszego życia bez niej, ale nie miał prawa stawać jej na drodze, kiedy ona próbowała rozpocząć nowy etap w swoim życiu. Nie miał innego wyjścia, niż pogodzenie się z tym wszystkim i zaakceptowanie jej decyzji.
- Nie wiem, czy ta przeprowadzka to dobra decyzja. Wcześniej byłam tym taka podekscytowana, a teraz coraz bardziej się boję i nie wiem, czy postępuję właściwie.
- Bez względu na to, co zadecydujesz, zawsze będziesz mieć moje wsparcie – zapewnił ją Luke. – Wiem, że tego nie pamiętasz, ale w dzień naszego wypadku, kiedy zabrałem cię do Central Parku chciałaś, żebym coś ci obiecał.
- Co to było, Luke? – spytała, ocierając kolejną łzę.
- Obiecałem ci, że zawsze, bez względu na wszystko będę cię kochał, a ja zawsze dotrzymuję słowa – powiedział, po czym delikatnie pocałował ją w czoło i mocniej ją objął, chcąc nacieszyć się ostatnimi wspólnymi chwilami.

Rozdział 28


Czuł się jak zawodowy przestępca, kiedy wysiadał z policyjnego radiowozu tuż pod komisariatem. Od razu został zaprowadzony do sali przesłuchań, gdzie czekało na niego dwóch pokaźnie zbudowanych funkcjonariuszy, rzucających mu podejrzliwe spojrzenia, zupełnie jakby był winien poważnej kradzieży lub morderstwa. Jeden z policjantów nakazał Luke'owi zająć miejsce po drugiej stronie stolika, więc chłopak od razu spełnił jego żądanie. W międzyczasie wciąż dokładnie planował co zamierzał powiedzieć, ponieważ chciał brzmieć jak najbardziej wiarygodnie i przekonująco. Prawdopodobnie nie było żadnych dowodów na to, że to on pobił Davida, więc jeśli wystarczająco dobrze opowie swoją wersję wydarzeń, policja powinna dać mu spokój.
- Panie Hemmings – zaczął jeden z mężczyzn, zerkając w papiery leżące na stole. – Na początek, chcielibyśmy się dowiedzieć, gdzie pan był i co pan robił dzisiejszego dnia w godzinach popołudniowych? – zapytał.
Luke wziął głębszy oddech, licząc w myślach do dziesięciu w celu uspokojenia przyspieszonego bicia serca oraz nerwów, które uniemożliwiały mu sprawne wypowiadanie się, bez zbędnego jąkania. Nie był zbyt dobrym kłamcą, dlatego bał się, że wszystko potoczy się nie tak, jak sobie to zaplanował i dokładnie ułożył w głowie.
- Byłem w pracy – powiedział, patrząc funkcjonariuszom w oczy.
- Gdzie pan pracuje i czy ma pan dowody na to, że właśnie wtedy pan tam był? – spytał drugi mężczyzna.
- Sklep muzyczny na Brooklynie, Monroe Street siedemnaście – wyjaśnił Luke, ciesząc się w myślach, że nie przekręcił nazwy ulicy. Był strasznie zestresowany, ręce mu drżały a słowa z trudem wychodziły z jego ust. – Mój przyjaciel, Ashton może potwierdzić, że tam byłem – dodał, udając pewnego siebie.
Jeden z policjantów poprosił go o podanie dokładnych danych osobowych, oraz numeru telefonu do Ashtona, chcąc wezwać go na komisariat, by potwierdził to, co Luke zeznawał.
- Czy zna pan Davida Warnera? – kolejne pytanie zostało zadane.
- Spotkałem go tylko raz w życiu – odpowiedział Luke. – Jest znajomym mojej... - zatrzymał się, gdyż nie wiedział jakiego określenia powinien użyć, opisując Ann. - ... dziewczyny – dodał po chwili, nie będąc pewnym tego, czy dobrze zrobił tak ją nazywając, skoro nie rozmawiali ze sobą już od dłuższego czasu i nawet nie był pewien tego, czy dziewczyna wciąż chciała utrzymywać z nim dalszy kontakt.
- Dlaczego więc pan Warner twierdzi, że to właśnie pan go pobił? – zapytał jeden z mężczyzn, a Luke tylko wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia – pokręcił głową. – Może chciał mnie wrobić?
- Tego nie wiemy – odparł drugi policjant. – Będziemy go dokładniej przesłuchiwać dopiero jutro. Aktualnie znajduje się w szpitalu. Ma złamany nos i kilka żeber, ale jego stan jest stabilny.
Luke żałował tego, że tak urządził Davida. Mógł zakończyć to na wyzwiskach i darować sobie wszelkie rękoczyny. Było mu głupio i czuł się winny, a wyrzuty sumienia zaczynały dawać o sobie znać. Nie mógł jednak powiedzieć prawdy, bo gdyby Ann się o tym dowiedziała, nie wybaczyłaby mu już nigdy.
Policjanci zadali Luke'owi jeszcze kilka pytań, po czym kazali mu opuścić pomieszczenie, do którego teraz wszedł Ashton, który zjawił się na komisariacie kilka minut wcześniej. Hemmings widząc go, posłał mu znaczące spojrzenie, mając nadzieję, że jego przyjaciel powie dokładnie to, o co Luke go poprosił dzwoniąc do niego, gdy jeszcze był w domu.
Siedział na korytarzu, nerwowo pocierając ręce i tupiąc nogą o podłogę. Cały czas czuł na sobie wzrok ochroniarza, stojącego przy wyjściu, ale starał się to ignorować. Przesłuchanie Ashtona trwało o wiele krócej i chłopak wyszedł z sali już po piętnastu minutach. Po wyjściu od razu podszedł do siedzącego pod ścianą Luke'a.
- Powiesz mi w końcu, co ty odwalasz? – spytał wyraźnie zdenerwowany.
- Musiałem to zrobić, Ash – odparł Hemmings.
- Mogłeś z nim pogadać, a nie od razu łamać mu żebra – zadrwił Ashton.
- Tak wyszło, nie mogę już tego cofnąć.
- Dlaczego po prostu się nie przyznasz? Przecież nie wsadzą cię za coś takiego do więzienia – Irwin, jak na dobrego przyjaciela przystało, próbował przekonać go do tego, by postąpił właściwie i powiedział prawdę policji o tym, co naprawdę się wydarzyło.
- Nie boję się kary – Luke pokręcił głową. – Nie chcę tylko, żeby Ann się dowiedziała.
- Przecież i tak David jej o tym powie, poza tym wcześniej już raz go pobiłeś, więc na pewno dla niej będziesz pierwszym podejrzanym – odpowiedział Ashton.
- Cholera – zaklął Luke, zaciskając dłonie w pięści i coraz bardziej żałując swojego występku.
- Tak w ogóle to Ann już tutaj jedzie, ją też chcą przesłuchać - na słowa swojego przyjaciela, Hemmings od razu wstał z miejsca.
- Co?! – krzyknął, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych na korytarzu. Wiedział, że już był skończony. – No to już po mnie – dodał, ponownie siadając na krześle i chowając twarz w dłoniach.
Kilkanaście minut później Ann dotarła na komisariat. Kiedy Luke zobaczył ją idącą w stronę sali przesłuchań, od razu do niej pobiegł, jednak ona szybko się odsunęła i weszła do środka pomieszczenia, nie racząc go nawet jednym spojrzeniem. Na jej twarzy malowała się złość zmieszana ze smutkiem i żalem. Wiedział, że ją zawiódł.
Zniecierpliwiony czekał pod drzwiami na Ann. Minął kwadrans, a ona nadal nie wychodziła. Luke zaczynał coraz bardziej się denerwować. Próbował wymyślać przeprosiny, które zamierzał jej powiedzieć, ale pod wpływem stresu nie był w stanie ułożyć żadnego, konkretnego i dobrze brzmiącego zdania. Jedyne co mu pozostało to improwizacja i nadzieja, że wszystko będzie dobrze.
Po kolejnych kilkunastu minutach Ann w końcu wyszła z sali. Tym razem jednak nie zignorowała Luke'a tak jak zrobiła to wcześniej. Podeszła i usiadła na krzesełku tuż obok niego.
- Dlaczego to zrobiłeś? – spytała ze spokojem w głosie, a Luke podniósł głowę i spojrzał na nią wzrokiem pełnym wyrzutów sumienia, które tak bardzo go dręczyły.
- Skąd wiesz... - zaczął, jednak ona od razu gestem dłoni mu przerwała.
- Wiem, że ty to zrobiłeś, Luke – powiedziała. – W dodatku okłamujesz policję twierdząc, że nie masz z tym nic wspólnego. Co się z tobą stało? Dlaczego tak się zachowujesz? – pytała.
- Przepraszam, naprawdę – odparł Hemmings, spuszczając głowę w dół. Był zażenowany sam sobą. Nie pamiętał czy kiedykolwiek w jego życiu było mu tak bardzo wstyd. Zachował się jak skończony idiota, martwiący się tylko i wyłącznie o siebie.
- To nie mnie powinieneś przepraszać, Luke – odpowiedziała Ann. – Ten wyskok z pobiciem na imprezie mogłam jeszcze zrozumieć, ale to, że napadłeś na niego i pobiłeś do nieprzytomności sprawia, że boję się w tej chwili przebywać w twojej obecności. Nie poznaję cię, Luke, naprawdę – dodała.
- Jestem popieprzony, wiem – stwierdził, wciąż nie odrywając wzroku od podłogi.
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego go pobiłeś? – pytała dalej.
- Bałem się, że mi ciebie zabierze – odparł.
- Mówiłam ci, że to mój znajomy, nic mnie z nim nie łączy, Luke, dlaczego nie mogłeś mi zaufać?
- Nie wiem, Ann – odpowiedział.
- Przemyśl sobie dokładnie to, co zrobiłeś, dobrze? – poradziła mu, po czym chcąc zakończyć rozmowę, wstała z krzesła i zaczęła kierować się do wyjścia. Luke pospieszne podążył za nią i chwycił ją za ramię, powstrzymując od wyjścia z komisariatu.
- Masz rację – skinął głową. – Zrobię to, co powinienem zrobić od razu – dodał poważnym tonem.
- Czyli co? – spytała Ann, unosząc brew.
- Przyznam się – odparł, po czym puścił ją i udał się do sali przesłuchań, gdzie zamierzał powiedzieć prawdę odnośnie tego, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej. Stwierdził, że tak będzie właściwie. Był winny i zamierzał ponieść karę za to, co zrobił, bez względu na to jak surowa miała ona być.
__
THE END IS NEAR

Rozdział 27


Mijały dni, tygodnie, a Ann wciąż nie zamieniła z Lukiem nawet jednego słowa. Łącząca ich relacja słabła coraz bardziej, a on nie miał pojęcia jak temu zaradzić. Miał wrażenie, że próbował już absolutnie wszystkiego, lecz efekt końcowy zawsze był taki sam. Dzwonił, pisał, jeździł do niej, prosił, żeby chociaż z nim porozmawiała, ale ona pozostawała nieugięta i za każdym razem powtarzała, że potrzebuje czasu, żeby wszystko przemyśleć i nie jest w stanie wybaczyć mu tak z dnia na dzień. Luke starał się być cierpliwy i nie naciskać na nią za bardzo, lecz stawało się to dla niego coraz trudniejsze; nie potrafił się na niczym skupić, nic poprawnie zrobić, gdyż jego głowę nieustannie zaprzątały myśli o niej. Nie wiedział, jak długo jeszcze będzie w stanie to znosić.
Jednego z ciepłych, marcowych dni, kiedy wracał do domu z pracy i stał w korku już dobre pół godziny, dostrzegł znajomą postać idącą po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnięta Ann, spacerowała po chodniku, trzymając w dłoni telefon, który przyłożony miała do ucha. Luke od razu zaczął zastanawiać się z kim tak zaciekle rozmawiała. Po chwili dziewczyna rozłączyła się, chowając komórkę do torebki, a następnie usiadła na jednej z ławek stojących nieopodal. Kilka minut później wstała, gdyż ktoś do niej dołączył. Luke początkowo nie mógł rozpoznać kim była ta osoba, ale już po chwili jego wątpliwości zostały rozwiane, kiedy ujrzał chłopaka, którego pobił ostatnio na imprezie. To właśnie przez niego Ann przestała z nim rozmawiać. Z nerwów i zazdrości zacisnął dłonie na kierownicy, obserwując wszystko z daleka. Zastanawiał się kim był, skąd pochodził, ile miał lat oraz przede wszystkim dlaczego się z nią spotkał. Luke postanowił zadzwonić do Ashtona, żeby poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania.
- Halo? – Irwin odebrał już po dwóch sygnałach.
- Siema, musisz mi pomóc – Luke od razu przeszedł do sedna sprawy.
- O co chodzi? – spytał Ash.
- Wiesz coś o tym chłopaku z imprezy, którego pobiłem?
- Coś tam wiem, a co?
- Po prostu chcę wiedzieć.
- Ok – zgodził się Ashton. – A więc, nazywa się David i jest przyjacielem Ann z dzieciństwa.
- Coś więcej? – dopytywał zaciekawiony Luke.
- Ann mówiła, że wyjechał z Nowego Jorku, kiedy miał dziesięć lat, ale teraz postanowił wrócić, tyle wiem – odpowiedział Irwin.
- Wielkie dzięki, Ash – powiedział Hemmings, po czym się rozłączył.
Informacje, które dostał od przyjaciela sprawiły, że poczuł się jeszcze bardziej zagrożony. David znał Ann o wiele dłużej niż on, więc obawiał się, że dziewczyna przebywając w towarzystwie dawnego kolegi szybko o nim zapomni i już nigdy nie będzie chciała mu wybaczyć. Nie zamierzał tak tego zostawiać i postanowił rozprawić się z ciemnowłosym chłopakiem.
Zjechał na pobocze i cały czas obserwował jak Ann wraz z Davidem siedzieli na ławce i rozmawiali. Kiedy wstali, Luke odpalił silnik, od razu podążając za nimi i śledząc każdy ich ruch przez następny kwadrans. W końcu stracił ich z oczu, gdy oboje weszli do jednego z kin znajdujących się w centrum miasta. Zezłoszczony do granic możliwości Luke wiedział, że prawdopodobnie jego ukochana była na randce. Nie pamiętał kiedy ostatnio czuł się tak bardzo zazdrosny. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, więc postanowił poczekać aż opuszczą budynek. Nie zamierzał tak tego zostawić, za wszelką cenę chciał się dowiedzieć czy łączyło ich coś więcej niż przyjaźń. Przysiągł, że go zabije jeśli jego przypuszczenia okażą się prawdziwe.
Czas mijał mu bardzo powoli a minuty dłużyły się niczym godziny. Znudzony siedział w samochodzie, słuchając muzyki i stukając palcami w kierownicę. Nawet na sekundę nie spuścił wzroku z drzwi prowadzących do kina, do którego kilkadziesiąt minut wcześniej weszła Ann wraz z Davidem. Luke był naprawdę bardzo zmęczony po siedmiogodzinnej zmianie w sklepie muzycznym i miał wrażenie, że za chwilę zaśnie. Wiedział jednak, że nie może sobie na to pozwolić. Zerkał na zegarek co chwilę i kiedy myślał, że już nie wytrzyma i wróci do domu, zauważył, że brunetka ze swoim przyjacielem wyszli na zewnątrz. Luke pochylił się, by przypadkiem nie zauważyli, że bezustannie ich obserwował. Po paru minutach Ann przytuliła Davida, po czym oboje się rozeszli i ruszyli w przeciwnych kierunkach. Hemmings zaczął wahać się nad tym za kim powinien podążyć. Ostatecznie jednak wybrał opcję śledzenia chłopaka. Zamierzał dać mu jasno do zrozumienia, żeby z nim nie zadzierał i trzymał z daleka od Ann, bo źle się to dla niego skończy. Odpalił więc silnik i ruszył w kierunku, w którym szedł brunet. Jechał powoli, ani na chwilę nie spuszczając go z oczu. Czekał na moment, aż David znajdzie się w miejscu, w którym nie będzie ludzi, bo nie chciał robić niepotrzebnego zamieszania. To dotyczyło tylko ich dwoje, więc wkład dodatkowych osób był zupełnie niepotrzebny. Kilkanaście minut później chłopak wyszedł już z najbardziej zatłoczonej części miasta i znalazł się w tej nieco spokojniejszej; wtedy Luke postanowił interweniować. Zaparkował samochód, wysiadł z niego, po czym zarzucając kaptur na głowę ruszył z Davidem. Czuł się jak jakiś przestępca, ale nie przejmował się tym, gdyż sprawa dotyczyła dziewczyny, którą tak bezgranicznie kochał. Nie obawiał się go, ponieważ był od niego zdecydowanie wyższy, poza tym na imprezie, kiedy był kompletnie pijany i tak był w stanie go pobić. Nie stanowił więc on dla niego żadnego zagrożenia. Szedł dosłownie kilka kroków za nim i czekał tylko na odpowiedni moment, by rozpocząć działanie. Kiedy przechodzili obok bocznej, kompletnie pustej i wąskiej uliczki, Luke podbiegł do Davida, szarpnął go za bluzę, po czym zaciągnął do miejsca, w którym nikt nie mógł ich zauważyć.
- Puść mnie, idioto! Czego ty chcesz? – krzyczał spanikowany brunet, nie rozpoznając początkowo Luke'a. Dopiero kiedy ten zdjął z głowy kaptur, wszystko stało się jasne. – To znowu ty? – spytał zdziwiony.
- Posłuchaj, koleś – zaczął Luke, popychając chłopaka na ścianę, chcąc tym samym pokazać mu, że ma nad nim przewagę. – Nie będę powtarzał tego drugi raz, więc się skup.
- Ty jesteś jakiś nienormalny – stwierdził David, patrząc z pogardą na Hemmingsa, co rozzłościło go jeszcze bardziej.
- Zamknij się i słuchaj – rozkazał surowym tonem. – Jeśli jeszcze raz zobaczę cię z Ann, pożałujesz tego.
David zaczął się śmiać, ale po chwili przestał, kiedy Luke groźnie na niego spojrzał.
- Żartujesz sobie, prawda? – zapytał.
- A wyglądam jakbym żartował? – odparł zdenerwowany Hemmings.
- Zabronisz mi spotykania się z moją przyjaciółką?
- Zabronię, a teraz wypierdalaj stąd – potrząsnął nim kilka razy, popychając go w stronę wyjścia z uliczki.
- Gówno mnie obchodzą twoje słowa, jesteś popieprzony – odparł David.
Luke nie wytrzymał i z całej siły wycelował pięść prosto w twarz chłopaka. Po chwili to powtórzył, tylko, że ze zdwojoną siłą. Z nosa bruneta zaczęła lecieć krew, a Hemmings nie przestawał okładać go mocnymi ciosami, nie dającymi mu żadnych szans na ucieczkę.
- To za to, że próbujesz mi ją odebrać – powiedział Luke, uderzając twarz Davida po raz ostatni.
Zakrwawiony chłopak leżał na ziemi i nie mógł się podnieść. Próbował krzyczeć, lecz Luke mu to uniemożliwił kopiąc z całej siły jego brzuch. Wiedział, że był zdecydowanie zbyt brutalny, ale nie potrafił się powstrzymać.
- Mam nadzieję, że dotarło do ciebie to co powiedziałem – rzekł, po czym zakładając kaptur na głowę wybiegł na główną ulicę, pospiesznie kierując się w stronę zaparkowanego kilkadziesiąt metrów dalej samochodu. Szybko wsiadł do środka i odjechał, nie chcąc by ktokolwiek dowiedział się, że to on tak urządził Davida.
Po chwili zobaczył pędzącą z naprzeciwka karetkę. Domyślił się, że ktoś musiał zauważyć prawie nieprzytomnego chłopaka, leżącego na ziemi i wijącego się z bólu. W głębi duszy żałował tego co zrobił, ale kiedy przypomniał sobie jak Ann przytulała go na pożegnanie pod kinem, wszystkie wątpliwości od razu opuściły jego umysł. Wiedział, że jeśli dziewczyna dowie się o tym co zrobił, już nigdy mu nie wybaczy i na zawsze wyrzuci go ze swojego życia, dlatego też zamierzał wszystkiemu zaprzeczyć i nie przyznawać się do winy, tłumacząc wszystkim, że to ktoś inny pobił Davida, a ten chciał się zemścić na Luke'u i wkręcił go w to wszystko.
Kiedy Luke dotarł do swojego mieszkania, na dworze było już ciemno. Z trudem udało mu się włożyć klucz w drzwi, by móc wejść do środka. Jego ręce bezustannie się trzęsły a on sam był kłębkiem nerwów. Nie wiedział co ma robić, by się uspokoić. Był pewien, że sam sobie z tym nie poradzi, ale nie mógł nikomu o tym powiedzieć. To miał być jego sekret, o którym nikt nigdy się nie dowie. Wiedział jednak, że David tak tego nie zostawi i na pewno będzie próbował zrobić wszystko, by tylko zemścić się na Luke'u. Najbardziej jednak obawiał się tego, że skończy na posterunku policyjnym z zarzutami brutalnego pobicia. Pilnie potrzebował dobrego alibi. Wyjął więc telefon i jak zwykle w kryzysowej sytuacji zadzwonił do najlepszego przyjaciela, który odebrał połączenie niemal natychmiastowo.
- Ashton, posłuchaj uważnie – zaczął Luke, nie siląc się nawet na jakiekolwiek słowo na przywitanie. – Jeśli ktoś będzie pytał, to dzisiaj musieliśmy zostać w sklepie kilka godzin dłużej i skończyliśmy pracę około osiemnastej, ok?
- Luke, co zrobiłeś? – spytał wyraźnie zaniepokojony Ash.
- Nie pytaj – odparł poddenerwowany Luke.
- Powiedz – nalegał Irwin.
- Wplątałem się w niezłe bagno, stary – odpowiedział Hemmings, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego jak poważne konsekwencje mogą go czekać. – Pamiętaj, musieliśmy dziś zostać do osiemnastej – dodał, po czym rozłączył się, pozostawiając Ashtona bez jakichkolwiek słów wyjaśnienia.
Odłożył telefon na stolik, po czym wzdychając głęboko, położył się na kanapie, próbując się uspokoić. Nie trwało to jednak długo, bo po chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Nie mając pojęcia kto złożył mu wizytę, wstał, następnie naciskając na klamkę. W wejściu zobaczył wysokiego i dobrze zbudowanego funkcjonariusza policji.
- Pan Luke Hemmings? – spytał mężczyzna, a blondyn skinął głową. – Musi pan jechać ze mną na komisariat złożyć zeznania w sprawie pobicia Davida Warnera. - dodał.
Luke wiedział, że ma kłopoty i nie będzie łatwo mu się z tego wszystkiego wyplątać.