wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 29


Prace społeczne i dwa tysiące dolarów grzywny do zapłacenia to kary, które sąd wymierzył Luke'owi za poważne pobicie Davida Walkera. Gdyby nie dobry adwokat, którego załatwili jego rodzice, kara na pewno byłaby dużo większa, biorąc pod uwagę jak poważny był stan przyjaciela Ann. Po rozmowie, którą Luke odbył z nią na komisariacie, chłopak zrozumiał, że naprawdę źle postąpił i od razu przyznał się do winy. Czuł się źle, okłamując wszystkich i w dodatku namawiając jeszcze Ashtona, by również zeznał fałszywą wersję wydarzeń. Tak nie powinno być i Luke doskonale o tym wiedział, dlatego też po przyznaniu się, od razu odczuł ogromną ulgę i poczuł jak spadł z niego duży ciężar spowodowany poczuciem winy i wyrzutami sumienia. Zdawał sobie sprawę z tego, że zawiódł wszystkich i mógł przekonać się o tym, kiedy jeden z policjantów wykonał telefon do jego rodziców, a oni zjawili się na posterunku kilkadziesiąt minut później. Widząc rozczarowanie i smutek malujący się na ich twarzach, było mu naprawdę wstyd i jedyne o czym marzył to cofnięcie czasu, by drugi raz nie postąpić tak lekkomyślnie i jedynie upomnieć Davida, nie włączając w to żadnych rękoczynów. Chcąc okazać skruchę, kilka dni później udał się do szpitala i przeprosił chłopaka za swoje bezmyślne zachowanie, zapewniając go, że naprawdę żałuje tego, co zrobił.
Od tamtych wydarzeń minęło już kilka tygodni, podczas których Ann dalej nie rozmawiała z Lukiem. Tym razem wiedział, co było tego powodem i sam gdyby był na jej miejscu również zachowywałby się identycznie. Przestał więc codziennie do niej wydzwaniać i wysyłać dziesiątki wiadomości, wiedząc, że to i tak niczego nie zmieni. Jedyne co mogło naprawić ich relacje to czas, którego oboje potrzebowali, więc nie pozostawało nic innego jak uzbrojenie się w cierpliwość i czekanie na to, jak wszystko dalej się potoczy.
Podczas jednego z ciepłych kwietniowych wieczorów, kiedy zmęczony po powrocie z pracy Luke leżał na kanapie oglądając mecz w telewizji, usłyszał wibrujący telefon, który położony był na stoliku. Niechętnie się podniósł, chcąc zobaczyć kto do niego napisał. Kiedy na wyświetlaczu zobaczył jej imię, od razu się ożywił i pospiesznie odblokował ekran, by móc jak najszybciej odczytać wiadomość. 
Od: Ann
„Spotkajmy się w Central Parku za godzinę."
Przez następne kilkadziesiąt sekund stał w bezruchu, wpatrując się w wyświetlacz telefonu, nie wierząc, że Ann naprawdę do niego napisała, w dodatku chciała się spotkać. Nie miał pojęcia co było powodem, dla którego dziewczyna chciała się z nim zobaczyć, ale zaczynał się nieco obawiać a w myślach od razu układał najczarniejsze scenariusze. Uspokoił się dopiero, kiedy wziął kilka głębszych oddechów i nie chcąc dłużej czekać, założył na siebie bluzę, po czym chwytając leżące na stoliku kluczyki od samochodu, wybiegł z mieszkania, o mały włos unikając upadku na schodach. Pospiesznie wsiadł do auta i od razu ruszył w stronę Central Parku. Pech chciał, że akurat tego dnia Nowy Jork był zatłoczony tak bardzo, że przejechanie kilku kilometrów zajęło mu niemal całą godzinę. Kiedy dojechał na miejsce i z trudem udało mu się znaleźć wolne miejsce parkingowe, wysiadł z samochodu i pobiegł w stronę parku, gdzie miał się spotkać z Ann. Dziewczyna nie podała mu konkretnego miejsca, lecz Luke wiedział, że na pewno miała na myśli ławkę, na której zawsze mieli w zwyczaju się spotykać. Gdy dotarł do celu, zerknął na zegarek i zauważył, że wciąż miał kilka minut do umówionej godziny, więc ze spokojem usiadł, chcąc odpocząć i przygotować się na rozmowę z Ann, która mogła zakończyć się korzystnie dla niego lub wręcz przeciwnie.
Czekając, z każdą kolejną sekundą denerwował się coraz bardziej. Ann spóźniała się już kilka minut, ale nie miał jej tego za złe, biorąc pod uwagę, że przez ogromne korki, mogła mieć problem z punktualnym dotarciem na miejsce. Cierpliwie więc wypatrywał jej wśród przechadzających się po uliczkach ludzi. W końcu dostrzegł idącą w jego kierunku brunetkę. Od razu wstał z ławki, nie spuszczając z niej wzroku, gdyż tak dawno jej nie widział i po prostu brakowało mu patrzenia na nią i podziwiania jej. Czuł jak jego serce gwałtownie przyspiesza a oddech staje się nierównomierny. Sam nie był pewien, dlaczego aż tak bardzo się tym wszystkim stresował. Zdenerwowanie osiągnęło punkt kulminacyjny, kiedy Ann stanęła naprzeciwko niego i spojrzała mu prosto w oczy.
- Cześć, Luke – odezwała się, a on od razu poczuł przyjemne ciepło na sercu, słysząc jej aksamitny głos, za którym tak tęsknił.
- Cześć, Ann – odpowiedział, posyłając jej uśmiech, którego ona nie odwzajemniła. W tamtej chwili wiedział już, że czekała go poważna rozmowa z nią, lecz wciąż nie wiedział, czego miała ona dotyczyć.
- Co u ciebie słychać? – spytała, po czym usiadła na ławce, a Luke po chwili do niej dołączył. Ann za wszelką cenę próbowała zachowywać spokój, ale marnie jej to wychodziło, gdyż bezustannie zaciskała nerwowo ręce lub pocierała nimi o spodnie, co było oznaką podenerwowania.
- W porządku – odparł Luke, wzruszając ramionami. – Odrobiłem wczoraj ostatnie dwie godziny prac społecznych i nareszcie mam to za sobą – dodał.
- To dobrze – powiedziała Ann, posyłając mu wymuszony uśmiech.
- A co u ciebie? – zapytał Luke po chwili.
- Wszystko ok, ale jest coś o czym musimy pogadać – odpowiedziała, spuszczając głowę w dół. Wyglądała na naprawdę bardzo zdenerwowaną i zmartwioną, dlatego Luke coraz bardziej obawiał się tego, co zamierzała za chwilę mu przekazać.
- Coś się stało? – spytał z przejęciem, a ona podniosła głowę i spojrzała na niego.
- Nie – zaprzeczyła. – To znaczy tak, już sama nie wiem... - mówiła zakłopotana, nie będąc pewna swoich słów.
- Ann, spokojnie – powiedział Luke, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Wybacz, że przez ostatnie miesiące ciągle cię unikałam – odezwała się po dłuższej chwili milczenia.
- Miałaś prawo być zła przez to, co zrobiłem. Każdy zachowałby się tak na twoim miejscu.
- To nie o to chodzi, Luke – pokręciła głową, a on spojrzał na nią zmieszany, nie wiedząc, co dokładnie miała na myśli. Uniósł brwi, i spojrzał na nią pytająco, czekając na dalsze wyjaśnienia. – Oczywiście, że byłam wkurzona za to, co zrobiłeś Davidowi, ale to nie był powód, dla którego udawałam, że cały czas byłam na ciebie wściekła i nie chciałam z tobą rozmawiać.
- Nie rozumiem – odezwał się Luke.
- Robiłam to wszystko celowo – odpowiedziała Ann.
- Dlaczego? – spytał zdziwiony Hemmings.
- Myślałam, że unikając cię i przestając się z tobą spotykać, będzie mi łatwiej się z tobą rozstać po wyprowadzce – wyjaśniła.
- Wyprowadzce? O czym ty mówisz, Ann? – dopytywał zdezorientowany Luke.
- Za tydzień przeprowadzam się do Londynu, na stałe – odparła, ponownie spuszczając wzrok w dół. Słysząc jej słowa, Luke poczuł jakby ktoś wbił mu nóż prosto w serce i miał nadzieję, że dziewczyna tylko robiła sobie z niego żarty.
- Dlaczego? – spytał, podnosząc lekko głos.
- Tata dostał tam dobrą ofertę pracy, poza tym jesienią zamierzam pójść tam na studia, zawsze o tym marzyłam – odpowiedziała, a on odwrócił od niej wzrok i zaczął beznamiętnie wpatrywać się w przestrzeń przed sobą, cały czas nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że to co kilka chwil wcześniej powiedziała mu Ann było prawdą. Bezsilność, którą odczuwał wiedząc, że nic nie mógł na to poradzić dobijała go.
- Ashton o tym wiedział? – zapytał, chcąc upewnić się czy jego najlepszy przyjaciel przypadkiem tego przed nim nie zataił.
- Nie – zaprzeczyła. – Gdybym mu powiedziała, na pewno nie utrzymałby języka za zębami. Nikt o tym nie wie, jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię – wytłumaczyła.
- Zamierzałaś wyjechać bez pożegnania?
- Początkowo tak – skinęła głową. – Rozłąka z tobą i pozostałymi przyjaciółmi jest czymś czego obawiam się najbardziej. Chciałam o tobie zapomnieć, o tym jak wiele dla mnie znaczysz i jak ciężko będzie mi tam bez ciebie – mówiła, a z jej oczu wypłynęło kilka łez, które natychmiast otarła ręką, nie chcąc pokazywać swojej słabości.
Pomimo tego, że wieści, które przekazała mu Ann były naprawdę druzgocące, to miały również i tę dobrą stronę. Luke był pewien, że wciąż jej na nim zależało i nie chciała się z nim rozstawać. Żałował jedynie, że zamiast spędzać ostatnie miesiące razem, nie odzywali się do siebie ani słowem i zmarnowali tyle cennego czasu, którego teraz mieli tak niewiele.
- Będzie dobrze, Ann – próbował ją pocieszyć, obejmując ją ramieniem, a ona od razu oparła na nim głowę. Sam nie wierzył w swoje słowa, ale nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć w tej sytuacji. Było mu naprawdę ciężko i z trudem powstrzymywał cisnące mu się do oczu łzy.
- To się nie uda, Luke – powiedziała. – Związki czy przyjaźnie na odległość nie są w stanie przetrwać więcej niż kilka miesięcy, czy rok.
- Nie mów tak – odparł, zerkając na nią, po czym jedną dłonią uniósł jej podbródek tak, by mogła na niego spojrzeć. – Patrz na dobre strony tego wszystkiego, od zawsze chciałaś tam studiować, i teraz nareszcie spełnisz swoje marzenie – dodał. Oczywiście, że nie chciał, by wyjeżdżała i go zostawiała, bo nie wyobrażał sobie swojego dalszego życia bez niej, ale nie miał prawa stawać jej na drodze, kiedy ona próbowała rozpocząć nowy etap w swoim życiu. Nie miał innego wyjścia, niż pogodzenie się z tym wszystkim i zaakceptowanie jej decyzji.
- Nie wiem, czy ta przeprowadzka to dobra decyzja. Wcześniej byłam tym taka podekscytowana, a teraz coraz bardziej się boję i nie wiem, czy postępuję właściwie.
- Bez względu na to, co zadecydujesz, zawsze będziesz mieć moje wsparcie – zapewnił ją Luke. – Wiem, że tego nie pamiętasz, ale w dzień naszego wypadku, kiedy zabrałem cię do Central Parku chciałaś, żebym coś ci obiecał.
- Co to było, Luke? – spytała, ocierając kolejną łzę.
- Obiecałem ci, że zawsze, bez względu na wszystko będę cię kochał, a ja zawsze dotrzymuję słowa – powiedział, po czym delikatnie pocałował ją w czoło i mocniej ją objął, chcąc nacieszyć się ostatnimi wspólnymi chwilami.

1 komentarz:

  1. Boże to jest takie piękne! <3 wgl jak zobaczyłam że dodałaś rozdziały to od razy miałam banana na twarzy :D nie chce żeby Ann się przeprowadzała ;o wyobrażam sobie że ona odzyska pamięć i bd z Luke'iem szczęśliwi jak kiedyś :") życzę weny! ;* czekam nn <3 xoxo

    OdpowiedzUsuń