poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 21


Kiedy jasne promienie słoneczne dostały się do pomieszczenia przez okno i oświetliły jej twarz, od razu się obudziła. Przetarła ręką oczy i kilkakrotnie ziewnęła. Rozejrzawszy się wkoło, zdała sobie sprawę, że nie znajdowała się w swoim łóżku. Po kilku chwilach przypomniała sobie wszystko co działo się zeszłego wieczora i że ostatecznie po długich namowach Luke’a, postanowiła zostać na noc w jego mieszkaniu. Czuła się z tym wszystkim dość dziwnie i niezręcznie, ale nie żałowała tego, że podjęła taką decyzję, bo jego łóżko było naprawdę bardzo wygodne i pomimo tego, że spała tylko pięć może szczęść godzin, miała wrażenie jakby trwało to o wiele dłużej.
Wstała, kładąc stopy na miękkim dywanie leżącym na podłodze, po czym przeciągnęła się, chcąc się nieco rozbudzić, bo wyjście spod pościeli, pod którą było jej tak przyjemnie ciepło, było dla niej niełatwym zadaniem. Kiedy stanęła na równe nogi, podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Ulice przykryte były sporą warstwą białego śniegu, który w połączeniu z mroźną temperaturą i blaskiem słońca, mienił się i błyszczał tysiącami przeróżnych kolorów. Ann stała tak jeszcze przez kilka minut i podziwiała widok, który rozpościerał się przed nią. Nagle jednak do jej uszu dobiegł dźwięk cichego pochrapywania dochodzącego ze znajdującego się zaraz obok salonu.  Udała się więc tam, chcąc obudzić pogrążonego w głębokim śnie Luke’a. Kiedy weszła do środka zobaczyła go leżącego na podłodze obok kanapy i owiniętego w ciemno niebieski koc. Pod jego głową znajdowało się kilka poduszek, a on sam leżał na brzuchu i spał jak zabity. Ann naprawdę rozbawił ten widok i z trudem udało się jej powstrzymać ogarniający ją napad śmiechu. Zakryła usta dłonią i zaczęła cicho się śmiać, patrząc na śpiącego Luke’a. Nie miała serca go budzić, gdyż patrzenie na niego sprawiało jej przyjemność; sama nie wiedziała dlaczego tak właśnie się działo, ale była pewna tego, że mogłaby patrzeć na niego godzinami. Wyglądał tak uroczo i niewinnie kiedy spał, nawet jeśli znajdował się na podłodze, a nie na kanapie, na której w nocy prawdopodobnie zasnął. Postanowiła więc pozwolić mu pospać jeszcze przez jakiś czas, a sama udała się do łazienki, by wziąć orzeźwiający prysznic. Zamknęła więc za sobą drzwi i zdjęła z siebie ubrania, które Luke dał jej zeszłej nocy. Nie mogła zaprzeczyć, że jego koszulka była naprawdę bardzo wygodna, w dodatku pachniała dość przyjemnym zapachem jego perfum, dlatego też niechętnie ją zdjęła, po czym dokładnie złożyła i położyła na jednej z szafek.
Po kilkudziesięciu minutach wyszła z kabiny prysznicowej i owinęła swoje ciało w ręcznik, który wisiał na wieszaku. Wytarła jeszcze mokre włosy i pozwoliła im swobodnie opadać na jej nagie ramiona. W końcu wyszła z łazienki i udała się z powrotem do salonu. Była całkowicie przekonana o tym, że Luke wciąż spał, jednak myliła się. Kiedy weszła do środka, zastała chłopaka krzątającego się  w kuchni i próbującego przygotować śniadanie. Próbowała przemknąć niezauważona obok niego, ponieważ miała na sobie jedynie ręcznik i czuła się wyjątkowo niezręcznie. Jej plan niestety się nie powiódł. Gdy była już przy drzwiach prowadzących do sypialni w salonie zjawił się  Luke, witając ją radosnym uśmiechem. Ona odwzajemniła ten miły gest i spuściła głowę w dół, będąc nieco zażenowana całą tą sytuacją. Jej policzki od razu przybrały różowo-czerwony odcień, który za wszelką cenę próbowała przed nim ukryć.
- Cześć – Luke odezwał się w końcu, po panującej od kilku chwil ciszy.
- Hej – Ann odpowiedziała, wciąż nie patrząc na niego. Sama nie wiedziała czemu czuła się aż tak bardzo niezręcznie. W końcu jednak podniosła wzrok i spojrzała na niego.
- Wyspałaś się? – spytał, opierając się o framugę drzwi, w których stał.
- Tak – skinęła głową, zaciskając mocniej ręcznik, w który była owinięta, gdyż naprawdę obawiała się tego, że w każdej chwili może spaść. – A ty? – spytała po chwili.
- Też, pomimo tego, że obudziłem się na podłodze – zaśmiał się, a Ann od razu mu zawtórowała, przypominając sobie jak jeszcze niedawno weszła do salonu i zastała go leżącego obok kanapy na stosie miękkich poduszek. – Pewnie mnie widziałaś jak wstałaś.
- Tak – przytaknęła. – Wyglądało to przezabawnie, uwierz mi.
- Mogłaś mnie obudzić – powiedział, wciąż nie odrywając od niej wzroku.
- Tak słodko spałeś – odparła, uśmiechając się jeszcze szerzej. – Poza tym, dziękuję, że mogłam u ciebie przenocować i ogólnie dzięki za wczorajszy wieczór, było naprawdę miło.
- Nie ma sprawy, Ann. Musimy to kiedyś powtórzyć.
- Zdecydowanie tak – zgodziła się z nim – Pójdę się ubrać, zaraz wrócę.
- Okej, ja idę dalej robić śniadanie, będę czekał w kuchni – powiedział, po czym zniknął za drzwiami, pozwalając Ann udać się do sypialni i ubrać.
                                                                         *
Przeklął się w myślach za to, że jego umiejętności kulinarne były tak bardzo kiepskie, że udało mu się przypalić wszystkie naleśniki, które próbował przygotować na śniadanie dla niego i Ann. Był tak rozkojarzony, że nie potrafił skupić się dosłownie na niczym. Kiedy wszedł do salonu i ujrzał ją stojącą naprzeciwko niego jedynie w ręczniku, poczuł jak jego twarz przybiera czerwony odcień a jemu samemu zrobiło się nadzwyczajnie gorąco. Ciężko było mu to przed nią ukryć, ale jednak jakoś mu się to udało. Od tamtej chwili nie był w stanie myśleć o niczym innym, dlatego też zapomniał o smażących się naleśnikach, które w końcowym efekcie się przypaliły. Zaczął panikować, ponieważ nie wiedział jak ma wybrnąć z tej sytuacji. Nie miał więcej składników, z których mógłby przygotować nowe placki, a jedynymi innymi rzeczami, które miał w zanadrzu były czekoladowe płatki i mleko. Nie takie śniadanie chciał jej przygotować, ale niestety nie miał innego wyjścia i to musiało wystarczyć.
Po kilkunastu minutach Ann weszła do kuchni. Luke spojrzał na nią i od razu zauważył, że miała na sobie jedną z jego koszulek. Na ten widok mimowolnie przygryzł dolną wargę, gdyż zawsze uwielbiał kiedy nosiła jego ubrania. W przeszłości miało to miejsce naprawdę często.
- To moja koszulka? – spytał celowo, przyprawiając ją o zakłopotanie.
- Tak – odparła, spuszczając głowę w dół. – Nie masz nic przeciwko? – zapytała, chcąc się upewnić.
- Oczywiście, że nie – odpowiedział bez chwili namysłu. Jak dla niego, Ann mogła nosić jego ubrania już do końca życia. Naprawdę to lubił.
- Co dobrego na śniadanie? – brunetka spytała, zmieniając temat, po czym podeszła do stolika i zajęła miejsce na jednym z krzeseł.
- Wiem, że pewnie liczyłaś na coś lepszego, ale jedyne co mam to płatki i mleko… - powiedział Luke, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Chciał jej zaimponować, a wszystko jak zwykle musiało skończyć się nie tak jak planował. 
Ann zaśmiała się widząc jego nieporadność.
- Uwielbiam płatki, zwłaszcza czekoladowe – odparła, widząc leżące na półce opakowanie.
- To świetnie – Luke odetchnął z ulgą, po czym otworzył szafkę i wyciągnął z niej dwie jednakowe miseczki, które po chwili postawił na stole. Sięgnął jeszcze po mleko z lodówki i również położył je na blacie, a następnie zajął miejsce naprzeciwko Ann. – Pamiętam jak kiedyś pokłóciliśmy się kiedy zamiast czekoladowych płatków kupiłem cynamonowe –powiedział, śmiejąc się na samo wspomnienie tamtego dnia.
- Naprawdę? – zdziwiła się Ann, po czym wzięła w dłoń karton mleka i wlała trochę do swojej miski.
- Tak – Luke skinął głową. – Nie odzywałaś się do mnie przez cały poranek, bo nienawidziłaś cynamonu a ja kupiłem płatki właśnie o takim smaku.
- To głupie – stwierdziła Ann. – Ale to z tym cynamonem to prawda, naprawdę go nie lubię – dodała po chwili.
- Wiem, powtarzałaś mi to z milion razy – odpowiedział.
- Często się kłóciliśmy? – spytała, robiąc nieco poważniejszą minę. Wzięła łyżkę pełną płatków do ust i spojrzała na siedzącego naprzeciwko niej Luke’a.
- Cóż… - zaczął. – Zdarzało nam się, ale nie za często.  Zazwyczaj chodziło o różne głupoty. Później zawsze godziliśmy się po kilku godzinach, czasem nawet minutach.
- A takie poważniejsze kłótnie? Mieliśmy jakieś? – dziewczyna pytała dalej.
Luke zaczął się zastanawiać, próbując przypomnieć sobie większe sprzeczki, do których w przeszłości dochodziło pomiędzy nimi. Wahał się czy mówić jej o tym, czy może lepiej zachować to w tajemnicy, nie chcąc przypominać jej gorszych dni, jakie miały miejsce w ich związku. W końcu jednak uznał, że lepszym wyjściem będzie pozostanie szczerym. Kłamstwo ma krótkie nogi i prędzej czy później wszystko wyszłoby na jaw. Wiedział również, że Ann nienawidziła być okłamywana.
- Raz powiedziałem ci, że jadę na kolację do rodziców a tak naprawdę poszedłem z Ashtonem na imprezę.
- I o to była taka wielka kłótnia? – spytała zdziwiona.
- Poczekaj, daj mi dokończyć – odparł. – Wróciłem następnego dnia w południe, kompletnie pijany, a tego dnia ty miałaś mieć rozmowę o pracę a ja miałem cię tam zawieźć, ale oczywiście nie zrobiłem tego, bo nie byłem w stanie. Ty musiałaś wziąć taksówkę, i ostatecznie spóźniłaś się ponad godzinę, bo były straszne korki i spotkanie właśnie dobiegło końca. O mało co mnie wtedy nie zabiłaś – zaśmiał się, wypowiadając ostatnie zdanie.
- Rzeczywiście, dobry powód do kłótni – przytaknęła.
- Nie odzywałaś się do mnie przez trzy dni. To były trzy najgorsze dni mojego życia.
- Dlaczego?
- Bo jestem… to znaczy byłem w tobie tak zakochany, że ciężko było mi wytrzymać bez ciebie kilka godzin a co tu mówić dopiero o dniach.
Ann nie odpowiedziała, a jedyne co zrobiła to posłała mu uśmiech, słysząc słowa, które padły z jego ust. Jednak to co mówił było najszczerszą prawdą. Pomimo tego iż mówił to wszystko w czasie przeszłym, jego uczucia ani trochę nie zmieniły się od tamtej pory. Wciąż mocno ją kochał i każda sekunda, którą mógł z nią spędzać, była dla niego cudowna i sprawiała mu ogromną radość.
Przez następne kilka minut jedli w ciszy. Panujące wśród nich milczenie nie było ani trochę niezręczne. Oboje mieli kilka rzeczy do przemyślenia, więc pozostawanie cicho, było dobrym wyborem. W końcu oboje skończyli posiłek. Ann wstała od stołu i zabrała brudne miski, które następnie włożyła do zlewu.
- Nie idziesz dziś do pracy? – spytała nagle.
- Nie. Dziś sobota więc mam dzień wolny – odpowiedział.
- Chyba powinnam się już zbierać, mama pewnie się martwi dlaczego nie ma mnie tak długo – powiedziała, po czym udała się do przedpokoju, gdzie na stojącym przy drzwiach wieszaku wisiał jej czerwony płaszcz.
- Możesz zostać jeśli chcesz – Luke od razu zaproponował, podążając za nią.
- Chętnie, ale naprawdę powinnam już wracać – odparła, po czym zaczęła się ubierać. Kiedy próbowała zapinać guziki swojego płaszcza, zdała sobie sprawę, że wciąż ma na sobie koszulkę należącą do Luke’a. – Zapomniałam oddać ci koszulki. – powiedziała zmartwiona.
- Oddasz mi innym razem, albo jeśli chcesz możesz ją zatrzymać.
- Okej, dzięki. – rzekła, następnie zakładając na głowę czapkę a dłonie wsunęła w miękkie rękawiczki.
Luke stał oparty o ścianę i obserwował każdy jej ruch. Tak bardzo nie chciał, by opuszczała jego mieszkanie. Był w stanie zrobić wszystko, by tylko ją zatrzymać, lecz wiedział, że nie może być aż tak nachalny i musi pozwolić jej wrócić do własnego domu. Jednak nim Ann miała go opuścić, Luke chciał na pożegnanie chociażby ją przytulić. Zbliżył się więc do niej kilka kroków, nie wiedząc co dokładniej ma zrobić. Próbował dać jej sygnał, że liczy na jakiś gest z jej strony. Ona najwyraźniej zrozumiała jego małą sugestię, bo dosłownie po kilku sekundach podeszła do niego i pocałowała jego policzek.
- Do zobaczenia – szepnęła, oddalając się od niego, po czym chwyciła za klamkę i wyszła na zewnątrz.
Luke przez kilka dłuższych momentów stał w miejscu, rozkoszując się pocałunkiem, którym został obdarowany. Nawet jeśli był to tylko mały całus w policzek, dla niego znaczył on naprawdę dużo.
Nagle wpadł na pewien pomysł. Pospiesznie ruszył w kierunku drzwi, chcąc jeszcze dogonić Ann, która w tamtej chwili prawdopodobnie czekała już na taksówkę. Na szczęście udało mu się ją jeszcze złapać nim zdążyła odjechać.
- Poczekaj! – krzyknął, wybiegając na zewnątrz. Zapomniał o tym, że była zima a on miał na sobie jedynie koszulkę z krótkim rękawem. Nie przejął się tym jednak, gdyż miał ważniejsze rzeczy na głowie.
- Coś się stało? Zapomniałam czegoś? – spytała zdziwiona Ann.
- Nie – Luke pokręcił przecząco głową. – Po prostu chciałem zapytać… co… co robisz dziś wieczorem? – w końcu z trudem udało mu się wypowiedzieć to jedno krótkie zdanie.
- W sumie to chyba nic.
- Spotkamy się?
- Chętnie.
- Może być dziewiętnasta?
- Oczywiście.
 __________________
wybaczie, że znów musieliście czekaż aż dwa tygodnie.
studia mnie wykańczają i naprawdę brakuje mi czasu na wszysktko. poza tym miałam też problem z weną i wszystko co pisałam było okropne i nie nadawało się do opublikowania. 
skomentuj jeśli czytasz.  ;)
zbliża się przerwa świąteczna więc rozdziały powinny pojawiać się bez żadnych spóźnień :)

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 20


Kiedy czekasz na coś z ogromną niecierpliwością, czas zaczyna niemiłosiernie się dłużyć, a minuty zdają się trwać tyle co godziny. Tak było również w przypadku Luke’a. Podczas jednego z nudnych piątkowych wieczorów, miał spotkać się z Ann oraz Ashtonem. Biorąc pod uwagę to, że niedawno pogodził się z Irwinem, chciał spędzić z nim trochę czasu. Ten jednak zaproponował, by do ich spotkania dołączyła również i ich przyjaciółka. Luke oczywiście nie protestował, bo jak najbardziej odpowiadało mu przebywanie w jej towarzystwie. Pomysł ten naprawdę mu się spodobał.
Patrzył na zegarek i nerwowo tupał nogą o podłogę. Sam nie był pewien tego, dlaczego się denerwował. Wcześniej nawet udało mu się ogarnąć bałagan panujący w mieszkaniu. Chciał po prostu zrobić na Ann dobre wrażenie, dlatego pochował porozrzucane po całej sypialni ubrania do szafy, pozmywał naczynia i nawet podlał stojące na parapecie kwiatki. Sam dziwił się sobie, że to robił, ponieważ nie należał do osób lubiących porządki. Raczej pozostawał wobec tego obojętny i sprzątał zazwyczaj wtedy, kiedy widział, że bałagan był już zbyt duży.
Dokładnie o osiemnastej czterdzieści sześć, usłyszał dźwięk dzwonka. Wziął głęboki wdech, po czym wstał z miejsca i zaczął kierować się w stronę drzwi wejściowych. Chwycił za klamkę, następnie je otwierając.
- Hej! – Ann krzyknęła radośnie, uśmiechając się do niego promiennie.
On od razu odwzajemnił jej gest, a dziewczyna powitała go przyjaznym uściskiem. Uwielbiał gdy go przytulała. Mógłby być w jej ramionach już do końca swojego życia, i nie chciałby puszczać jej nawet na ułamek sekundy. Poza tym to przypominało mu o tym, kiedy ona jeszcze była jego dziewczyną. Posmutniał na krótką chwilę, ale zaraz ponownie się rozpromienił, gdyż nie chciał zepsuć sobie i im tego dnia, będąc przygnębionym.
- Siema – powiedział Ashton, przybijając z nim piątkę.
- Cześć – Luke odparł. – Wejdźcie – gestem dłoni zaprosił ich do środka.
Przyjaciele od razu zaczęli kierować się do salonu, rozglądając się po drodze po wyjątkowo czystym mieszkaniu Hemmingsa.
- Wow, posprzątałeś – Irwin zaśmiał się, ale za chwilę przestał, gdyż został spiorunowany wzrokiem przez stojącego obok niego Luke’a.
- Więc, co będziemy robić? – Ann spytała, podchodząc do kanapy i wygodnie się na niej rozsiadając. – Mam ochotę obejrzeć jakiś film, a wy?
- Może być – Ashton skinął głową, dosiadając się do niej. – Co ty na to, Hemmings?
- Okej – Luke również przytaknął.
Nie pamiętał kiedy ostatnio oglądał coś z nią. Było to na pewno przed wypadkiem. Przypominał sobie jak w każdy czwartek robili sobie filmowe wieczory. Przygotowywali popcorn i różne inne przekąski, kładli się na łóżku i oglądali filmy dosłownie ze wszystkich gatunków aż do późnej nocy. Zazwyczaj kończyło się to tak, że Ann zasypiała jako pierwsza, nie będąc zainteresowana oglądaniem aż tak bardzo jak Luke.
- Ja wybieram film! – brunetka krzyknęła radośnie.
- Nie ma mowy, nie mam ochoty na kolejny dramat albo jakieś romansidło w stylu „Pamiętnika” – powiedział Ash.
- A ja nie mam ochoty na jakieś nudne thrillery albo kryminały – dziewczyna odparła, mierząc Irwina wzrokiem. – Luke, ty coś wybierz – dodała.
- Ja? – chłopak spytał, gdyż na chwilę się „wyłączył”, gdyż ponownie zalała go fala wspomnień. Nienawidził gdy to się działo, ponieważ wtedy zawsze na jakiś czas tracił kontakt z otaczającą go rzeczywistością.
- Tak – Ann skinęła głową.
- No dobra.
Pomimo tego, iż wybranie filmu na wieczór stało się zadaniem Luke’a, ostatecznie wszystko skończyło się na trwającej może godzinie kłótni , ponieważ gdy on coś wybierał, za każdym razem albo nie pasowało to Ashtonowi, albo Ann. W końcu się poddał i usiadł na kanapie. Nie miał siły dłużej słuchać tego wszystkiego, dlatego wybór pozostawił im.
W końcu udało im się dojść do porozumienia i wspólnie wybrali jakąś komedię, która niedawno weszła do kin. Luke przyniósł z kuchni dużą miskę przepełnioną popcornem oraz butelkę coli, którą postawił na stoliku obok kanapy, na której po chwili usiadł. Miejsce obok niego zajęła Ann, gdyż nalegała, że koniecznie musi siedzieć w środku. Siedziała ta blisko niego, że ich ramiona się stykały, i jedyne co Luke miał ochotę zrobić, to objąć ją i przyciągnąć do siebie tak, by była do niego wtulona. Wiedział jednak, że nie może pozwolić sobie na taki krok, nie teraz, nie w towarzystwie Ashtona. Poza tym to mogłoby ją wystraszyć, a on naprawdę nie chciał być zbyt nachalny, pomimo tego, iż z ogromnym trudem powstrzymał się od przytulenia brunetki.
Kolejne dwie godziny zleciały im naprawdę bardzo szybko. Co chwilę śmiali się, albo komentowali film, który swoją drogą był naprawdę zabawny i cała trójka była  zadowolona ze swojego wyboru. Luke kilkakrotnie musiał biegać do kuchni i donosić popcorn, ponieważ kończył się on w naprawdę zastraszająco szybkim tempie. Może to przez to, że Irwin co chwilę rozrzucał go po całym pokoju.
- Oglądamy coś jeszcze? – Ann spytała, upijając ze swojej szklanki duży łyk zimnej coli. Widać było, że naprawdę podobało jej się spędzanie wieczoru z przyjaciółmi. Z jej twarzy nawet na chwilę nie schodził uśmiech.
Chłopaki od razu przytaknęli i zgodzili się na jej propozycje, również ciesząc się z tego jak dobrze spędza im się czas razem. Luke był wdzięczny Ashtonowi, że zaproponował zaproszenie Ann tutaj. We dwójkę na pewno nie bawili by się aż tak dobrze.
Kiedy minęła połowa następnego filmu, który wybrali, Ann zaczynała coraz częściej ziewać i nie była już tak rozentuzjazmowana jak jeszcze kilka godzin wcześniej. Zmęczenie najwyraźniej zaczęło dawać się jej we znaki. W końcu przymknęła powieki i zasnęła. Jej głowa samowolnie oparła się na ramieniu siedzącego po jej lewej stronie Luke’a. Chłopak był pochłonięty oglądaniem filmu, dlatego nieco się wzdrygnął, kiedy jej głowa spoczęła na jego ramieniu. Spojrzał na nią i zauważył, że prawdopodobnie już spała i nie kontrolowała tego co robi. Uśmiechnął się sam do siebie, gdyż zdał sobie sprawę z tego jak blisko siebie się właśnie znajdowali. Wtedy film przestał go w ogóle interesować. Obserwował śpiącą brunetkę. Jej oddech stał się równomierny i cichy a ona sama wydawała się być tak bardzo spokojna. Kilkakrotnie zdarzyło mu się nawet pogładzić jej policzek dłonią. Po parunastu minutach sam poczuł się naprawdę wyjątkowo senny, dlatego poszedł w ślady Ann i sam przymknął powieki na krótką chwilę. Nie spodziewał się, że po kilku minutach pogrąży się we śnie.
Nagle w całym pokoju rozległ się połączony z głośnymi wibracjami dźwięk dzwonka telefonu Hemmingsa. Chłopak zapomniał go wyciszyć. Wyrwał się ze snu i aż podskoczył, od razu stając się w pełni rozbudzonym. Swoim pochopnym i gwałtownym ruchem obudził również Ann, która teraz patrzyła na niego zdezorientowana i przecierała swoje oczy, ziewając jednocześnie.
- Wybacz, że cię obudziłem – Luke odezwał się, biorąc leżący na stoliku telefon, by odczytać wiadomość, którą kilka chwil temu dostał.
- Nie szkodzi – Ann powiedziała, po czym odwróciła głowę w prawą stronę i zauważyła, że w pokoju brakuje jednej osoby. – A gdzie Ashton?
- Właśnie mi napisał, że musiał iść, bo ma coś ważnego do załatwienia – wyjaśnił jej.
Od razu wiedział o co w tym wszystkim chodziło. Prawdopodobnie była to jedna z części planu, który Irwin sobie obmyślił. Widząc ich jak oboje zasnęli podczas oglądania filmu, postanowił zostawić ich samych.
- Tak w ogóle, to która już godzina? – Ann spytała po chwili.
Luke ponownie chwycił za telefon i zerknął na wyświetlacz.
- W pół do drugiej… - rzekł, otwierając szerzej oczy, by upewnić się, czy aby na pewno mu się nie przewidziało.
- Serio? – brunetka również niedowierzała.
- Tak – Hemmings skinął głową.
- No to trochę sobie pospaliśmy – dziewczyna zaśmiała się. – Powinnam chyba wracać do domu – dodała po chwili.
- Może porobimy coś jeszcze, co ty na to? – Luke spytał, nie wierząc, że wypowiedział te słowa na głos.
- Jest druga w nocy, wiesz o tym?
-  Przecież Nowy Jork to miasto, które nigdy nie śpi.
- Racja. – Ann zgodziła się z nim. – Moglibyśmy gdzieś wyjść, ale jest strasznie zimno.
- To musimy się ciepło ubrać – powiedział, po czym wstał z kanapy i udał się w stronę drzwi wejściowych, ponieważ tuż obok nich stał wieszak, na którym wisiały ich kurtki. – Chodźmy, Ann – zawołał ją, posyłając jej zachęcający uśmiech.
Ona od razu odwzajemniła jego gest i chwilę później stała już przy nim, zakładając na siebie swój czerwony płaszcz i obwiązując szyję grubym szalikiem, który miał ochronić ją przez bardzo niską temperaturą panującą na zewnątrz.
- Jestem gotowa, możemy wychodzić – powiedziała, kiedy skończyła się ubierać.
Luke otworzył przed nią drzwi, a następnie sam przez nie wyszedł. Po paru chwilach oboje znaleźli się już na zewnątrz. Od razu uderzyła w nich fala wyjątkowo mroźnego powietrza. Nie myśleli, że będzie aż tak zimno, ale w końcu czego innego można było się spodziewać w połowie stycznia?
- Chyba zaraz zamarznę – Ann rzekła, a po jej ciele przeszedł dreszcz, przez który cała aż zadrżała.
Luke tym razem postanowił dłużej nie czekać, dlatego też przybliżył się do niej i szybko objął ją ramieniem, przyciągając do siebie. Nie zamierzał dalej ukrywać tego jak bardzo chciał to zrobić, poza tym teraz byli sami, więc nie musiał obawiać się o to czy ktoś będzie to widział. Ku jego zdziwieniu, dziewczyna uśmiechnęła się na miły gest, który wykonał i mocniej się do niego wtuliła, chcąc się ogrzać.
Szli tak przez kilka, może kilkanaście minut nie odzywając się do siebie. Słowa w tej sytuacji były zupełnie zbędne. Milczenie było całkowicie przyjemne dla obojgu z nich.
- Może kupimy kawę? – Luke w końcu przerwał panującą wśród nich ciszę. – Co ty na to?
- No skoro już stoimy obok naszej ulubionej kawiarni – brunetka zaśmiała się, po czym zaczęła kierować się w stronę wejścia do „Sweet Heaven”, które na ich szczęście, otwarte było dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Luke uśmiechnął się, kiedy dziewczyna powiedziała, że to „ich” ulubione miejsce. Cieszył się, że nie zapomniała o tym jak niedługo po wypadku spotkali się tam i on opowiadał jej o wszystkich rzeczach, które wypadły jej z pamięci, przez amnezję, której doznała.
Kupili dwa kubki wypełnione gorącym napojem, po czym ponownie wyszli na zewnątrz i zaczęli iść przed siebie. Sami do końca nie wiedzieli dokąd zmierzają.
- Jest naprawdę miło, prawda? – Hemmings odezwał się nagle, upijając łyk ciepłej kawy.
- Tak – Ann skinęła głową. – Zimno, ale przyjemnie.
- Możemy już wracać, jeśli chcesz – zaproponował.
- Nie, nie – zaprzeczyła. – Wiesz co, Luke? – uniosła lekko głowę, by móc na niego spojrzeć.
- Hm?
- Cieszę się, że cię mam. Jesteś naprawdę wspaniałym przyjacielem.
- Co dokładnie masz na myśli?
- Chodzi mi o to, że naprawdę lubię spędzać z tobą czas.
- Cóż, w takim razie miło mi to słyszeć. – uśmiechnął się, lecz gest ten był z jego strony nieco wymuszony, ponieważ posmutniał nieco, gdy został nazwany „przyjacielem”. Robił wszystko, starał się jak mógł, by ich relacja weszła na poziom wyższy od przyjaźni, lecz jak na razie nie było widać efektów. Wiedział, że musi być cierpliwy, ale to ciągłe czekanie powoli zaczęło go przerastać. Dlatego też odwrócił głowę w jej stronę, jedną z dłoni uniósł jej podbródek ku górze i po chwili zbliżył się do niej i czule ją pocałował, nie mogąc dłużej czekać na ten moment. Od dawna marzył, by móc ponownie poczuć smak jej ust. Ostatnim razem kiedy próbował to zrobić, ona od razu go od siebie odepchnęła, tym razem jednak to się nie stało. Ann oplotła swoimi rękoma jego szyję, by móc być niego jeszcze bliżej. Jego dłonie natomiast spoczęły na jej talii, delikatnie gładząc jej ciało.
Stali tak jeszcze przez kilka dłuższych chwil, aż w końcu się od siebie odsunęli. Dziewczyna spuściła wzrok w dół, unikając spojrzenia Luke’a.
- Przepraszam za to – chłopak powiedział, nie wiedząc co ma robić. Bał się, że pocałunek to był naprawdę kiepski pomysł i Ann za chwilę zostawi go tutaj samego.
- Nie przepraszaj – odparła. – To było miłe – uśmiechnęła się do niego, a ich spojrzenia w końcu się spotkały.
- Wracajmy już – Hemmings rzekł, po czym chwycił jej otuloną miękką rękawiczką dłoń i splótł ich palce razem.
- Okej – brunetka odpowiedziała, przybliżając się nieco do niego.
Po kilkunastu minutach spaceru ponownie znaleźli się w mieszkaniu Luke’a, w którym panowało naprawdę przyjemne ciepło.
- Rodzice mnie zabiją za to, że wrócę tak późno – Ann powiedziała, robiąc zmartwioną minę.
- To zostań tutaj, przecież nie będą mieć nic przeciwko – Luke zaproponował.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- O tej godzinie ciężko ci będzie złapać taksówkę do domu.
- W sumie masz rację… - Ann wciąż nie była pewna tego, czy podejmuje właściwą decyzję. – Ale…
- Nie martw się, ja będę spał na kanapie – Hemmings powiedział, od razu rozwiewając wszystkie jej wątpliwości. Wiedział, że właśnie o to bała się najbardziej. – Po prostu zostań, okej?
- Okej – odparła, po czym zdjęła swój czerwony płaszcz i powiesiła go na stojącym obok wieszaku.

______________________

wybaczcie, że musieliście czekać aż dwa tygodnie.
macie za to kolejny Lann moment, który pisało mi się naprawdę bardzo przyjemnie ;)
komentujcie jeśli czytacie ;)


niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 19


Kiedy podczas jednego z mroźnych, styczniowych popołudni dopadła go nuda, postanowił wyjąć swoją gitarę, na której nie grał już od dobrych kilku miesięcy. Najzwyczajniej nie miał na to czasu lub po prostu nie był w nastroju, by to robić. Tym razem jednak było inaczej. Chciał przypomnieć sobie dlaczego kiedyś tak bardzo to lubił, dlatego wyciągnął instrument i ułożył go ostrożnie na swoim kolanie. Kiedy po raz pierwszy przejechał palcami po strunach, wydobył się z nich niezidentyfikowany dźwięk, spowodowany tym, iż gitara była rozstrojona. Czym prędzej więc ją nastroił, po czym ponownie zaczął grać pojedyncze akordy. Teraz jednak dźwięk był idealnie czysty i absolutnie przyjemny dla uszu. Luke już zapomniał jak bardzo to kochał i jak dużą radość mu to sprawiało. Zaczął żałować, że na kilka miesięcy porzucił swoje hobby.
Po kilkudziesięciu minutach, przypadkowe dźwięki powoli zaczynały układać się w jedną, spójną całość, dlatego Luke wyjął pierwszą wolną kartkę, chwycił w dłoń długopis i zaczął zapisywać melodię, którą grał. Na końcu zabrał się za układanie słów, co przychodziło mu z wyjątkowo dużą łatwością. Wiele przeszedł przez ostatnie miesiące, dlatego nie brakowało mu rzeczy, o których chciałby napisać.
Kiedy skończył pierwszą zwrotkę i już miał zaczynać zabierać się na refren, w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, na który Luke aż się wzdrygnął, gdyż wcześniej był całkowicie skupiony na komponowaniu własnej piosenki i nie zwracał uwagi na to, co działo się wówczas wokół niego.
Z ogromną niechęcią odłożył gitarę na bok, po czym głęboko wzdychając wstał z kanapy i powolnym krokiem zbliżył się do drzwi, chcąc dowiedzieć się, kto złożył mu wizytę. Chwycił za klamkę i otworzył.
- Ashton? – powiedział, będąc zdziwionym, gdyż w progu stała osoba, której ani trochę się nie spodziewał.
- Cześć, Luke – chłopak odparł nieśmiało, posyłając Hemmingsowi lekki uśmiech – Mogę wejść? – spytał.
Luke stał w bezruchu, wręcz gapiąc się na stojącego naprzeciw niego Irwina. Lustrował go spojrzeniem od stóp do głów, nie wiedząc co zrobić. Zastanawiał się nad tym, czy zaprosić go do środka, porozmawiać o wszystkim, wyjaśnić rozpoczęty pomiędzy nimi konflikt dotyczący Ann, czy też po prostu zamknąć mu drzwi przed nosem i zapomnieć o tym, że w ogóle się tu pojawił. Nie była to łatwa decyzja, dlatego podjęcie jej zajęło mu kilka dłuższych chwil, podczas których przyglądał się Ashtonowi, marszcząc przy tym brwi.
- To mogę wejść czy nie? – Irwin ponowił pytanie.
Ponownie nastała cisza. Hemmings znów się nie odezwał, wciąż rozważając to jak powinien się zachować w tamtej chwili. Postanowił jednak, że właściwym zachowaniem będzie wpuszczenie go do środka. Naprawdę miał żal do Ashtona przez to co wydarzyło się na jego imprezie urodzinowej, jednak ich przyjaźń wciąż była dla niego ważna. Znał go odkąd byli małymi dziećmi i braterska więź, która ich łączyła była naprawdę silna, dlatego też Luke nie chciał, by to wszystko przepadło. Gdzieś w głębi duszy wciąż potrafił mu wybaczyć, to co zrobił, wiedział, że tak właśnie powinien postąpić.
- Tak – odezwał się w końcu – Wejdź – powiedział, po czym gestem dłoni zaprosił go środka, następnie zamykając za nim drzwi.
Ashton powoli wszedł do mieszkania. Zawsze gdy miał w zwyczaju tam przychodzić, zachowywał się tak, jakby był u siebie w domu; robił wszystko na co miał ochotę, nie pytając nawet Luke’a o zdanie, gdyż wiedział, że i tak jego słowa na nic się nie zdadzą. Byli przyjaciółmi, którzy dla siebie nawzajem byli jak bracia, dlatego tak właśnie zachowywali się w swojej obecności. Tym razem jednak Ash czuł panujące pomiędzy nimi napięcie, dlatego też wiedział, iż musi zachować niezbędny w takiej sytuacji dystans.
Luke stał oparty o framugę jednych z drzwi i obserwował każdy ruch Irwina. Patrzył jak chłopak ściąga kurtkę, wiesza ją na wieszaku, po czym staje naprzeciw niego i czeka na jego ruch. Hemmings postanowił dłużej nie zwlekać i udał się do salonu. Zajął miejsce na stojącej na środku pomieszczenia kanapie, czekając aż Ashton do niego dołączy. Po chwili jego przyjaciel siedział już obok niego.
Żaden z nich nie wiedział jak zacząć tę wyjątkowo trudną rozmowę, która musiała kiedyś w końcu się odbyć. Wiedzieli, że nie można już dłużej z tym zwlekać, jednak każdemu z nich brakowało odwagi, by odezwać się jako pierwszy.
- Więc… - Luke w końcu przełamał się i zagadnął.
- Więc… - Ashton powtórzył, nerwowo pocierając dłońmi o spodnie.
- Po co przyszedłeś? – Hemmings spytał, zerkając na niego.
- Musimy porozmawiać, Luke – zaczął – Ja już dłużej tak nie mogę. Nie chcę, żebyśmy się kłócili. Chciałbym, żeby było tak jak wcześniej, przed wypadkiem.
Na wspomnienie o tamtym dniu, Luke od razu posmutniał.
- Przyszedłem powiedzieć ci, że jest mi naprawdę przykro za to co się stało – Ashton kontynuował – Gdybym wiedział, że to wszystko tak się skończy, nigdy bym tego nie zrobił.
- Co się stało, to się nie odstanie – szepnął Luke.
- Wiem, o tym – Irwin przytaknął, spuszczając głowę w dół, gdyż naprawdę żałował tego, co zrobił. – Nie chcę ci jej odbierać, wiem jak bardzo ją kochasz. Nigdy nie mógłbym zrobić czegoś takiego najlepszemu przyjacielowi.
Luke uśmiechnął się lekko, kiedy został nazwany „najlepszym przyjacielem”. Oznaczało to, że ich przyjaźń wcale nie musiała się kończyć. Wiedział, że jeśli odpowiednio to wszystko rozegra, może ją uratować i sprawić, by było jak dawniej. Obawiał się jednak, że wybaczenie Ashtonowi nie będzie łatwe, jednak postanowił,  że musi to zrobić.
- Wybacz, że cię pobiłem. Byłem wtedy strasznie wkurzony, nie wiedziałem co robię  – Hemmings powiedział cicho, również spuszczając głowę w dół, gdyż poczuł się zawstydzony tym, że targające nim wtedy emocje spowodowały, że posunął się do rękoczynów.
- Okej, zasłużyłem na to, ale muszę przyznać, że nie wiedziałem, że masz aż tyle siły – na usta Irwina wkradł się niewielki uśmiech. – Ale spoko, wybaczam.
- Dzięki – Luke odetchnął z ulgą.

Skoro Ash był zdolny mu to wybaczyć, to wiedział, że on również będzie musiał wybaczyć jemu. Tak robią przyjaciele. A oni zawsze nimi byli.
- Zapomnijmy o tym, tak będzie najlepiej – Irwin zaproponował. – Wiem, że to niełatwe, ale to chyba najlepsze rozwiązanie, co nie?
Luke ponownie zaczął się zastanawiać. Czy odrzucenie tego wszystkiego w niepamięć było możliwe? Cóż, tego nie był pewien, ale postanowił spróbować. Musiał w końcu zostawić przeszłość za sobą i ruszyć na przód.
- Racja – przytaknął. – Dalsze kłótnie nie mają sensu.
- Czyli między nami wszystko w porządku? – Ashton zapytał, chcąc się upewnić.
- Tak, sądzę, że tak – Luke odparł.
Wyciągnął prawą dłoń w kierunku swojego przyjaciela, którą on po chwili mocno uścisnął. Następnie oboje przybili sobie piątkę, jak za starych dobrych czasów.
- Może pójdziemy na jakieś piwo czy coś? – Ash zaproponował.
Między nimi ponownie zapanowała przyjazna atmosfera, a dystans, który oboje zachowywali stawał się coraz mniejszy.
- Nie chce mi się nigdzie wychodzić, mam zapas piwa w lodówce, poczekaj zaraz przyniosę – powiedział, po czym wstał z kanapy i udał się do kuchni, otworzył drzwi lodówki i wyciągnął z niej cztery butelki wypełnione przyjemnie chłodnym trunkiem, które następnie zaniósł do salonu i postawił na stoliku stojącym obok kanapy.
- Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało, stary – Irwin powiedział, biorąc jedną z butelek w dłoń i otwierając ją jednym, szybkim ruchem. – Tylko, żeby nie skończyło się to tak jak ostatnim razem, kiedy zadzwoniłeś do mnie i…
- Nawet mi tego nie przypominaj – Luke przerwał mu, nie chcąc słuchać o tym, jak jego problemy z alkoholem wymknęły się spod kontroli.
Oboje zaśmiali się i wzięli po dużym łyku zimnego piwa prosto z butelki.
Luke’owi również brakowało tych chwil spędzanych ze swoim najlepszym przyjacielem. Wcześniej spotykali się niemal każdego dnia, chodzili do klubów na imprezy, grali razem w gry i przede wszystkim pracowali w tym samym miejscu.
- Chcesz wrócić do pracy w sklepie mojego ojca? – Ashton spytał, jakby mógł czytać Luke’owi w myślach, gdyż w tamtej chwili chłopak właśnie o tym myślał.
- Mógłbym?
- No jasne. Przecież musisz mieć kasę na czynsz. Poza tym, nudno mi tam bez ciebie, nawet nie mam z kim pogadać i całe dnie siedzę sam, bo klientów jak zwykle praktycznie nie ma.
- Dzięki, Ash.
Hemmings wiedział, że prędzej czy później będzie musiał znaleźć sobie jakąś pracę, bo jego rodzicom nie za bardzo odpowiadało to, iż musieli opłacać jego mieszkanie każdego miesiąca. On sam też czuł się z tym źle, obciążając ich finansowo. Obiecał im kiedyś, że sam będzie płacił za czynsz, dlatego też chciał dotrzymać słowo.
- A właśnie, zapomniałem zapytać – Ashton zagadnął, zmieniając całkowicie temat – Jak było na Sylwestrze?
- Zajebiście – Luke uśmiechnął się na wspomnienie tamtego dnia – Mieliśmy najpierw iść na główny plac, gdzie byli ci wszyscy ludzie, ale jak zwykle Mike i Cal wpadli na genialny pomysł, żeby wejść na dach jakiegoś budynku i wszystko oglądać stamtąd.
- Na dach? – Irwin otworzył szeroko oczy, nie dowierzając,
- Tak – Hemmings skinął głową – Mówię ci, stary, coś niesamowitego. Żałuj, że cię z nami nie było.
- Żałuję, ale musiałem akurat wtedy jechać do babci.
- Naprawdę?
- Co?
- Czy naprawdę musiałeś tam jechać?
- No tak.
Luke zaczął zastanawiać się czy jego przyjaciel mówił prawdę czy nie. Dla niego cała ta sytuacja była dość podejrzana. Jednak bał się zapytać Ashtona o to wprost. Uznał, że lepiej będzie jak porzuci ten temat. Pomimo tego, że Irwin powiedział, że naprawdę musiał tam jechać, on nie do końca mu wierzył. Być może kłamał, ale to nie miało już dla niego znaczenia. Tamten wieczór był jednym z najlepszych wieczorów w ciągu ostatnich kilku miesięcy i Luke w głębi duszy naprawdę był wdzięczny Ashtonowi za to, iż wtedy go tam nie było.
- Ann była zachwycona występem One Direction – Hemmings odezwał się po dłuższej chwili milczenia, która nastała pomiędzy nimi.
Irwin się zaśmiał.
- Ona nadal ich lubi?
- Najwyraźniej tak – Luke odpowiedział, biorąc z butelki łyk piwa.
- Między wami jest wszystko okej? – Ashton spytał, po raz kolejny zmieniając temat. Wyraz jego twarzy znów stał się nieco poważniejszy.
- Tak, chyba tak. – Luke odparł niepewnie.
- Myślisz, że kiedyś jeszcze będziecie razem?
- Nie wiem, Ash. Chciałbym, ale w najbliższym czasie wątpię, żeby to nastąpiło – Hemmings posmutniał.
- Pomogę ci ją odzyskać – Irwin oznajmił.
Luke zmarszczył brwi i spojrzał na niego pytająco.
- Niby jak?
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.

*

Po upłynięciu kilku godzin, chłopaki wypili jeszcze kilka butelek piwa, rozmawiając w tym czasie, śmiejąc się i grając wspólnie w gry na konsoli. Obojgu z nich brakowało spędzania czasu razem, dlatego teraz wszystkie te rzeczy sprawiały im tak ogromną radość. Cieszyli się, że ich przyjaźń jednak nie została zniszczona i wszystko wróciło do normy. Obaj potrafili wybaczyć sobie nawzajem.
- Dobra, chyba powinienem się już zbierać – Ashton wstał z kanapy, na której siedział przez ostatnie kilka godzin, zachwiał się przy tym, gdyż wypita przez niego dość duża ilość piw sprawiła, że chłopak był trochę pijany.
- Dzięki, że tu dzisiaj przyszedłeś – powiedział Luke. – Dobrze, że wszystko sobie wyjaśniliśmy – dodał.
- No – Irwin przytaknął – Od teraz spodziewaj się mnie tutaj częściej – zaśmiał się, przybijając piątkę z Hemmingsem, po czym założył swoją kurtkę i chwiejnym krokiem wyszedł z jego mieszkania.
Luke uśmiechnął się sam do siebie, a następnie udał się z powrotem do salonu i wygodnie rozsiadł się na kanapie. Naprawdę cieszył się, że pomiędzy nim a Ashtonem wszystko wróciło do normy. Zastanawiało go jednak to, jak Irwin zamierzał pomóc mu w odzyskaniu Ann. Czy to w ogóle było możliwe? Czy były jakiekolwiek szanse na to, by dziewczyna znów mogła go pokochać?


___________________________________

spieprzyłam ten rozdział. w dodatku spóźniłam się z dodaniem go aż o 5 dni.
wybaczcie,

studia mnie wykańczają, a dopiero się zaczęły. na filologii angielskiej wcale nie jest tak kolorowo. wręcz przeciwnie.

bądźcie cierpliwi.

dziękuję za prawie 16 tys wyświetleń tutaj, ponad 10 tys na wattpadzie i ponad 2 tys przy zwiastunie na yt. i przede wszystkim dziękuję, że to czytacie. 


#AmnesiaFF 

wtorek, 4 listopada 2014

Rozdział 18


- Chłopaki, szybko! – donośny krzyk Ann dobiegł do uszu Luke’a, kiedy ten siedział oparty o mur i prowadził dyskusję na temat samochodów z Calumem i Michealem, popijając w tym samym czasie piwo, które Hood przyniósł ze sobą w plecaku – Szybko! – dziewczyna ponownie wrzasnęła, gestem dłoni pokazując chłopakom, by jak najszybciej do niej podeszli.
Nie chcąc dłużej zwlekać, Luke podniósł się jako pierwszy i podszedł do Ann, która w tamtej chwili z zapartym tchem obserwowała to, co działo się na głównej scenie rozstawionej na Times Square, oraz wychylała się tak bardzo, że Hemmings zaczął się obawiać, iż dziewczyna za chwilę może wypaść. Zastanawiał się, gdzie nagle podział się jej lęk wysokości, który miała jeszcze kilka godzin wcześniej, kiedy wchodzili na dach budynku.
- Co się stało? – spytał, stając tuż obok niej i wychylając się, chcąc dowiedzieć się, kto miał za chwilę dać występ przed kilkuset tysięczną publicznością zgromadzoną na placu.
- To One Direction! – rozentuzjazmowana Ann krzyknęła tak głośno, że usłyszeć mogła ją co najmniej połowa mieszkańców Nowego Jorku.
Luke’a i chłopaków naprawdę rozbawiła ta sytuacja, ponieważ dziewczyna pomimo ukończonych już kilka miesięcy wcześniej dziewiętnastu lat, wciąż zachowywała się jak trzynastolatka, mdlejąca na widok kilku sławnych chłopaków z boybandu. Być może działo się tak, gdyż Ann po wypadku zapomniała kilka ostatnich lat i wciąż czuła się jak niedojrzała nastolatka.
- Zayn jest moim ulubieńcem! – powiedział Michael, szturchając łokciem Ann.
Dziewczyna przewróciła jedynie oczami słysząc jego słowa, które chłopak wypowiadał w żartach.
- A moim Niall – dodał Calum, śmiejąc się przy tym. – Luke, a ty kogo lubisz najbardziej? – spytał, nie mogąc powstrzymać ogarniającego go rozbawienia.
- Hmm, pomyślmy – Hemmings zaczął udawać, że się zastanawia. – Harry, zdecydowanie – powiedział, robiąc poważną minę, co było dla niego nie lada wyzwaniem, gdyż z trudem udało mu się nie wybuchnąć śmiechem.
- Ha ha, bardzo śmieszne – odezwała się w końcu Ann, ignorując wcześniejsze żarty chłopaków.
Dziewczyna przeniosła swój wzrok na scenę, gdzie piątka chłopaków właśnie się znajdowała i rozpoczynała swój występ.
- Muszę kiedyś iść na ich koncert – powiedziała rozmarzona, obserwując z fascynacją jak One Direction śpiewają jeden ze swoich największych hitów.
- Byłaś na ich koncercie – odparł Luke.
- Co?! – krzyknęła, nie dowierzając. – Kiedy? Gdzie? Z kim?
- Dwa lata temu, Madison Square Garden, ze mną… - wyjaśnił, po czym posmutniał nieco, zdając sobie sprawę z tego, że Ann niestety o tym nie pamiętała.
Przypominał sobie ten dzień, tak jakby miał on miejsce miesiąc, może dwa wcześniej. Pamiętał jak na siedemnaste urodziny wręczył dziewczynie dwa bilety, gwarantujące miejsca pod samą sceną. Chcąc je kupić, musiał wziąć kilka dodatkowych zmian z sklepie. Kosztowały go setki dolarów, ale nigdy nie żałował,  że zapłacił aż tak dużo. Radość, którą wtedy zobaczył w oczach Ann była nie do opisania. Dziewczyna uroniła kilka łez ze szczęścia, po czym rzuciła mu się na szyję i nie wypuszczała z objęć przez następne kilkanaście minut, będąc wdzięczna za prezent, który otrzymała. A kiedy kilka tygodni później  poszli na koncert, Ann nie mogła uwierzyć, że to działo się naprawdę. Luke wciąż musiał zapewniać ją, że to nie sen i że jej marzenia właśnie się spełniają. Cieszył się, że to dzięki niemu jedno z jej największych, najbardziej pożądanych życzeń zostało zrealizowane. Pomimo tego, że sam nie przepadał za muzyką jaką wykonywali chłopcy z One Direction, poszedł na koncert, chcąc towarzyszyć ukochanej dziewczynie podczas jednego z najwspanialszych dni w jej życiu.
- Luke? – krzyknął Michael, szturchając Hemmingsa w ramię. – Słuchasz mnie?
Chłopak wzdrygnął się, po czym powrócił do rzeczywistości, zostawiając wspomnienia za sobą. Nie chciał by w dzień tak wyjątkowy jak Sylwester, było mu przykro z powodu przeszłości. Otrząsnął się, następnie przenosząc spojrzenie na swojego przyjaciela.
- Tak – skłamał, gdyż tak naprawdę nie miał pojęcia co działo się wokół niego przez ostatnie kilka lub może i kilkanaście minut. Zupełnie się wyłączył, pogrążając się we wspomnieniach sprzed kilku lat. Wspomnieniach, których ona nie pamiętała…
 - To co przed chwilą powiedziałem? – spytał Clifford, wiedząc, że Luke go nie słuchał.
- Nie wiem – Hemmings wzruszył ramionami, przenosząc wzrok na Ann, która wciąż stała i obserwowała występ na głównej scenie.
- Dzięki, uwielbiam być ignorowany – Michael udał obrażonego.
- Odpuść, Mike, nie mam siły na twoje głupoty – powiedział Luke.
- Jesteś po prostu przemiły, wiesz? Powinieneś dostać jakiś medal za bycie najmilszym człowiekiem roku – rzekł sarkastycznie Clifford.
- Dobra, co mówiłeś wcześniej? – Luke spytał w końcu, nie chcąc jeszcze bardziej wkurzać swojego przyjaciela.
- Skończyło się piwo – wyjaśnił.
- Już wszystko wypiliście, Jezu.
- Hemmings, sam wypiłeś połowę, więc nie denerwuj mnie, bo nie ręczę za siebie.
- Idziemy do tego sklepu niedaleko, idziesz z nami? – wtrącił się Calum, nie mogąc dłużej słuchać irytującej wymiany zdań pomiędzy Lukiem a Michaelem.
- Nie chce mi się – odpowiedział – Oglądam występ One Direction! – dodał, śmiejąc się, przez co został spiorunowany wzrokiem przez stojącą obok niego Ann.
- Jak chcesz, zaraz wracamy – powiedział Calum, po czym wraz z Cliffordem zeszli schodami w dół, udając się do niedużego sklepu, w którym można było kupić alkohol.
Na ustach Luke’a od razu pojawił się uśmiech. W duchu naprawdę się cieszył i był wdzięczny swoim przyjaciołom za przyprowadzenie go tutaj. Zastanawiał się, czy to wszystko aby na pewno nie było ustawione z góry. Myślał, czy ta historia z chorą babcią Ashtona to prawda czy nie. Może Irwin zrobił to specjalnie? Może wymyślił to wszystko, by pokazać mu, że wciąż zależy mu na ich przyjaźni i nie zamierza odebrać mu Ann? Luke nie wiedział tego, ale pewne przypuszczenia snuły się w jego umyśle. Czy Michael i Calum specjalnie zostawili go tutaj samego z nią, idąc do najbliższego sklepu po piwo? Nie był tego pewien, ale w głębi duszy był im naprawdę wdzięczny za ułatwienie mu zadania, polegającego na odzyskaniu Ann.
- Są niesamowici – brunetka rzekła, odsuwając się od muru, gdyż One Direction właśnie zakończyli swój występ – Nie podziękowałam Ci nawet, że zabrałeś mnie na ich koncert.  – powiedziała, zerkając na Luke’a.
- Nie ma sprawy, chciałem po prostu spełnić twoje marzenie – odparł, uśmiechając się ciepło w jej kierunku.
Dziewczyna od razu odwzajemniła ten miły gest.
- Szkoda, że tego nie pamiętam – jej mina nagle posmutniała, a ona sama przykucnęła, po czym usiadła i plecami oparła się o mur.
Luke od razu do niej dołączył, zajmując miejsce obok niej. Siedzieli tak blisko siebie, że ich ramiona się ze sobą stykały. Hemmings ponownie poczuł przyjemny dreszcz ogarniający jego ciało pod wpływem jej dotyku. Kochał to uczucie, którego ostatnimi czasy tak bardzo mu brakowało.
Siedzieli w ciszy przez kilka następnych minut, patrząc w niebo, które przykryte było chmurami, zwiastującymi opady. Dosłownie po chwili, pierwsze płatki śniegu zaczęły spadać z góry.
Ann zadrżała, pocierając o siebie dłonie, by wytworzyć choć trochę ciepła, po czym naciągnęła czapkę na uszy i mocniej zacisnęła owinięty wokół szyi szalik. Na dworze tego dnia było naprawdę zimno, a biorąc pod uwagę to, że przebywała na zewnątrz już od dobrych kilku godzin, zaczęła marznąć.
- Zimno ci? – Luke spytał z troską w głosie.
Brunetka skinęła jedynie głową.
- Chodź tu – powiedział, po czym jedną ręką przyciągnął ją do siebie tak, że dziewczyna oparła głowę na jego klatce piersiowej. Jego drugie ramię natomiast powędrowało na jej talię, delikatnie ją gładząc. Obejmował ją mocno, by choć trochę ją ogrzać. – Tak lepiej?
Ann ponownie przytaknęła, wtulając się w jego ciepły szalik.
- Ile minut zostało do północy? – spytała cicho.
Luke sięgnął po telefon spoczywający w kieszeni jego kurtki, po czym wyjął go i zerknął na wyświetlacz.
- Dwadzieścia jeden – odpowiedział, chowając urządzenie.
Milczenie ponownie nastało pomiędzy nimi, jednak nie przeszkadzało to żadnemu z nich. Oboje siedzieli spokojnie, obserwując padający śnieg.
- Przepraszam – Ann szepnęła, przerywając panującą wokół nich ciszę.
- Za co?
- Za to, że niczego nie pamiętam.
Luke przyciągnął ją mocniej do siebie, chcąc ją pocieszyć, gdyż nie chciał, by była smutna w tę wyjątkową dla nich wszystkich noc.  Pogładził lekko jej ramię, chcąc dodać jej jak najwięcej otuchy.
- Nie masz za co przepraszać, bo to moja wina, Ann – powiedział, spuszczając głowę. – Ale nie myślmy o tym w tej chwili, proszę.
- Lekarze mówią, że jeśli do tej pory moja pamięć nie wróciła, to szanse na to, że w przyszłości to nastąpi, są naprawdę nikłe. Tak właściwie to nie ma już żadnych szans. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jakie to okropne uczucie mieć w głowie pustkę i nie pamiętać tak wielu rzeczy.
- Jak wrócimy do domu, opowiem ci dosłownie wszystko co działo się przez ostatnie trzy lata, każdy najmniejszy szczegół, każdy detal, obiecuję, że niczego nie pominę i wtedy twoja pamięć nie będzie musiała wracać.
- Naprawdę?
- Tak.
- Dziękuję.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie…
Ostatnie słowo wyszło z jego ust z naprawdę ogromnym trudem. Wahał się czy je wypowiedzieć czy nie. W końcu jednak podjął decyzję i powiedział je na głos. Ciekawiło go jaka będzie jej reakcja, jednak ona nie dała po sobie poznać zupełnie niczego. Nic nie powiedziała, nie poruszyła się, jej oddech wciąż miał to samo, równe tempo. Może tego nie usłyszała?
- Nowa dostawa piwa! – nagle rozległ się krzyk Caluma, który już po chwili wraz z Michaelem znalazł się na dachu budynku, trzymając w ręku dużą torbę wypełnioną szklanymi butelkami.
- Co tak długo? – Ann zerwała się, wyswobadzając się z objęć Luke’a i stając na równe nogi. – Zaraz północ!
- Kolejka była ogromna – Hood wyjaśnił. – Kto by pomyślał, że o tej godzinie tylu ludziom akurat zabraknie alkoholu.
- Jeśli inni piją tyle co Hemmings… - Mike zażartował.
- Nawet nie zaczynaj – Luke zmierzył go groźnym spojrzeniem.
- Ile jeszcze minut? – spytał Clifford, zmieniając temat, wychylając się zza murku i spoglądając w dół, gdzie wśród ogromnego tłumu zaczęło tworzyć się poruszenie. Wszyscy z niecierpliwością wyczekiwali nadejścia nowego roku.
- Pięć – Luke mu odpowiedział.
Calum wyjął z torebki piwa, po czym każdemu oprócz Ann wręczył jedną butelkę. Dziewczyna nie chciała pić, gdyż było jej naprawdę zimno, dlatego też odmówiła. Stała oparta o murek i obserwowała scenę, na której aktualnie nie występował żaden znany jej artysta.
Północ zbliżała się coraz większymi krokami i już po chwili wszyscy zaczęli odliczać ostatnie dziesięć sekund przed wybiciem godziny dwunastej. Zrobiło się niesamowicie głośno.
Pięć.
Cztery.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
Zero.
Po chwili wszędzie rozległy się krzyki i wiwatowania zebranych na Times Square ludzi. Północ wybiła a nowy rok właśnie się rozpoczął. Niektórzy rzucili się sobie w objęcia, obdarowując się nawzajem pocałunkami i uściskami, jedni klaskali, drudzy skakali z radości. Następnie tysiące różnokolorowych fajerwerków rozbłysło nad niebem otaczającym Nowy Jork, wzbudzając zachwyt w każdym, kto mógł być tego świadkiem i podziwiać to spektakularne wydarzenie na żywo.
Luke nie zastanawiając się dłużej, zbliżył się do Ann i mocno ją przytulił. Dziewczyna od razu odwzajemniła jego gest, oplatając dłońmi jego szyję. Jego ręce spoczęły na jej plecach, delikatnie je gładząc. Uwielbiał być blisko niej.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Luke – szepnęła mu do ucha.

- Nawzajem, Ann – chłopak odparł, wciąż nie wypuszczając jej ze swoich objęć.

______________________


czemu mam wrażenie, że coraz mniej osób to czyta? :(
kolejne rozdziały mogą pojawić się z opóźnieniem, bo listopad zapowiada się naprawdę ciężko, więc nie wiem jak to będzie. 

Luke+Ann= Lann? ( nie wiem jak inaczej wymyślić wspólne imię haha) 
no więc, shippujecie ich? :D

WAŻNE!!
zaczęłam pisać nowe ff, tym razem o Calumie i dodałam już prolog więc chciałam was serdecznie na nie zaprosić ---> GOOD MEETS EVIL

piszcie pod hashtagiem na twitterze: 
#AmnesiaFF #AmnesiaFF #AmnesiaFF


wtorek, 28 października 2014

Rozdział 17




Kilka dni po świętach Luke ponownie wrócił do swojego mieszkania na Brooklynie. Przebywanie w domu jego rodziców było dla niego po prostu zbyt uciążliwe. Denerwowało go to, że za każdym razem musiał im się tłumaczyć gdy gdzieś wychodził lub gdy skądś wracał. Pomimo tego, że miał już skończone dziewiętnaście lat, matka i ojciec traktowali go tak, jakby wciąż był małym chłopcem, o którego trzeba się martwić i pilnować na każdym kroku, by nie stało mu się nic złego. Luke nie lubił gdy ktoś go kontrolował. Był samodzielny i doskonale potrafił zadbać sam o siebie, nie potrzebując do tego niczyjej pomocy. Dlatego też właśnie spakował rzeczy, które wcześniej ze sobą przywiózł, po czym udał się do swojego własnego kąta, gdzie mógł znaleźć spokój, którego tak bardzo potrzebował.
W Sylwestra wstał z łóżka dopiero o godzinie dwunastej trzydzieści w południe. Nie miał nic do roboty, dlatego też postanowił wylegiwać się do aż tak późnej pory, wpatrując się w sufit i rozmyślając o wszystkim i o niczym. Chciał również być dobrze wyspany, gdyż całą noc miał zamiar spędzić z przyjaciółmi na Times Square. Pomysł pójścia tam początkowo nie przypadł mu do gustu, ale po długich namowach Caluma i Michaela zgodził się. Poza tym naprawdę marzył o tym, by chociaż raz w życiu iść tam w sylwestrową noc. Według niego, był to obowiązek każdego nowojorczyka, więc nie chciał być inny i w końcu spełnić jedno ze swoich marzeń. Luke wiedział, że trudno będzie mu nie zwracać uwagi na Ann i Ashtona, z którymi nie rozmawiał od kilku tygodni. Planował jednak głównie przebywać w towarzystwie Caluma i Michaela, nie zwracając uwagę na tamtą irytującą go dwójkę.
Z przyjaciółmi umówił się o godzinie osiemnastej. Wcześniej się uszykował i ciepło ubrał, gdyż temperatura na dworze spadła kilka stopni poniżej zera a całe miasto pokryte było śniegiem. Usiadł więc na kanapie w salonie i wyczekiwał aż ktoś po niego przyjedzie.
Oczywiście nie mogło obyć się bez małego spóźnienia. Dokładnie o osiemnastej dwanaście Luke usłyszał, że jego telefon dzwoni. Czym prędzej odebrał.
- Dłużej się nie dało? – warknął zirytowany.
- Wybacz, stary – Calum przeprosił. – Czekamy pod twoim domem, chodź.
- Okej – rozłączył się, po czym poprawił jeszcze owinięty wokół swojej szyi szalik a następnie opuścił mieszkanie, uprzednio zamykając je na klucz.
Kiedy wyszedł na zewnątrz, od razu dostrzegł należące do jego przyjaciela czarne audi, stojące na parkingu. Siedzący za kierownicą Michael radośnie machał do niego, śmiejąc się przy tym. Na przednim siedzeniu znajdował się Calum. Oznaczało to, iż z tyłu swoje miejsca znaleźli Ann i Ashton. Luke’owi nie przypadła do gustu wizja siedzenia obok nich w drodze na Manhattan, jednak nie mógł nic z tym zrobić. Musiał po prostu jakoś to znieść. Wziął głęboki wdech, zbliżył się do samochodu, po czym otworzył drzwi. Coś jednak było nie tak. Brakowało jednej osoby.
- Cześć  - przywitał się, wsiadając do środka i zajmując miejsce obok brunetki siedzącej po drugiej stronie.
- Siema, stary – Calum krzyknął.
- Hej – Ann powiedziała cicho, posyłając mu lekki uśmiech.
- Nie zapytasz nawet dlaczego nie ma z nami Ashtona? – odezwał się Mike.
- Nie – odparł Luke.
- Dlaczego?
- Bo mnie to nie interesuje – rzekł obojętnym tonem, wzruszając przy tym ramionami.
- Daj spokój, Hemmings – wtrącił się siedzący na przodzie Hood.
- Okej – Luke westchnął zrezygnowany – Dlaczego nie ma z wami Ashtona? – spytał w końcu.
Udawał, że go to nie obchodzi, ale w głębi duszy zżerała go ciekawość, dlaczego Irwin się nie pojawił.
- Jego babcia, która mieszka w Bostonie jest ciężko chora i musiał jechać z rodzicami do niej – wyjaśniła Ann.
- Och, przykro mi – Luke powiedział, udając zmartwionego.
W środku natomiast ogromnie się cieszył. Oczywiście nie z powodu chorej babci Ashtona, lecz dlatego, że jego z nimi nie było. Próbował ukryć uśmiech, który powoli zaczął wdzierać się na jego usta. Przychodziło mu to z niemałym trudem. Ukradkiem zerknął na Ann i zauważył, że nie była w zbyt dobrym nastroju z racji tego, że jej „przyjaciel” był nieobecny w tak ważną dla nich wszystkich noc. Biorąc pod uwagę to, że wciąż bezgranicznie ją kochał, postanowił tego wieczoru ponownie zacząć działać. Miał ułatwione zadanie, gdyż wśród nich nie było Ashtona, do którego Ann najwyraźniej coś czuła. Luke chciał zrobić wszystko, by to właśnie on stał się dla niej tym, z którym chce być. Miał konkretny plan, który zamierzał wprowadzić w życie w ciągu kolejnych kilku godzin.
Droga z Brooklynu na Times Square zajęła im trochę czasu, zważając na to jak bardzo zatłoczony był Nowy Jork tego dnia. Na głównej scenie wystąpić miały same największe gwiazdy, dlatego też na ulice przepełnione były dziesiątkami tysięcy ludzi. Calum z ogromnym trudem znalazł wolne miejsce parkingowe, które natychmiast zajął. Przyjaciele wyszli na zewnątrz, rozglądając się po okolicy. Na placu znajdowało się tak dużo osób, że można by odnieść wrażenie, że zjechała się tutaj połowa ludności zamieszkującej Stany Zjednoczone. Luke był zachwycony tym widokiem. Od zawsze chciał w tym uczestniczyć, ale wcześniej po prostu nie miał okazji, gdyż Sylwestra zazwyczaj spędzał na domówkach. W tym roku nareszcie mógł na własne oczy zobaczyć to wydarzenie, o którym głośno było na całym świecie.
- Wow – zachwycił się.
- Szkoda, że będziemy tak daleko od sceny – rzekła Ann, robiąc smutną minę – Chciałam zobaczyć występ Taylor Swift.
- I zobaczysz – zapewnił ją Michael.
- Niby jak mam się przepchać przez taki tłum ludzi?
- Mamy plan – powiedział Calum, uśmiechając się szeroko.
- Bardzo dobry plan – dodał Mike, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Hoodem.
- Możecie w końcu powiedzieć o co wam chodzi, idioci? – odezwał się Luke, będąc zirytowany wyjątkowo dziwnym zachowaniem chłopaków.
- Chodźcie za nami – Clifford nakazał, po czym ruszył na przód, następnie skręcając w jedną z bocznych uliczek.
Luke spojrzał na niego pytająco, ale ten posłał mu jedynie jeden ze swoich uśmiechów mówiących „zaufaj mi”. Postanowił więc zdać się na niego i Caluma i cierpliwie podążał za nimi, gdy ci ciągle skręcali w małe, wąskie uliczki, które na pierwszy rzut oka wydawały się być niebezpieczne. Hemmings co chwilę zerkał na idącą za nim Ann, upewniając się, czy aby na pewno nic jej nie jest. Z dziewczyną na szczęście wszystko było w porządku, ale tak samo jak Luke, nie miała pojęcia gdzie prowadzą ich Michael z Calumem.
- Dobra, chłopaki, stop! – brunetka krzyknęła nagle. – Gdzie wy nas prowadzicie? Zaraz przegapimy wszystkie występy. Nie przyjechałam tu po to, żeby błądzić w jakiś uliczkach.
- Jeszcze chwila i będziemy na miejscu – powiedział Hood, wciąż idąc przed siebie.
- Jesteście dziwni – stwierdził Luke, nie mogąc odgadnąć zamiarów jakie mieli jego przyjaciele.
- I kto to mówi – Michael rzucił sarkastycznie.
Minęło nie więcej niż kilka minut i idący przodem chłopaki nareszcie się zatrzymali.
- Może w końcu nas oświecicie i powiecie co robimy na jakimś zadupiu w noc, którą mieliśmy spędzić na Times Square? – spytał zdenerwowany Luke.
- Oczywistym było to, że dziś będzie tutaj tyle tysięcy ludzi i że nie uda nam się zobaczyć wszystkiego z bliska – zaczął Calum.
- Dlatego przyjechaliśmy tutaj kilka dni temu, żeby się rozejrzeć – Mike kontynuował.
- I? – wtrąciła się Ann.
- Widzicie tamte schody? – Hood wskazał dłonią na schody przeciwpożarowe na budynku, pod którym właśnie się znajdowali.
Luke i Ann jednocześnie skinęli głowami, wciąż zastanawiając się nad tym jaki plan chłopaki wymyślili.
- Jeżeli wejdziemy nimi na samą górę, będziemy mieć idealny widok na scenę i na cały Times Square – wyjaśnił Michael.
- Ja tam nie wejdę, wiecie, że mam lęk wysokości – zaprotestowała Ann, wycofując się kilka kroków w tył, wpadając tym samym prosto na Luke’a, który odruchowo chwycił ją za ramiona, gdy ta się z nim zderzyła.
Spojrzeli sobie prosto w oczy. Niestety moment ten został przerwany przez głośne chrząknięcie Caluma, który dalej chciał objaśniać plan, który obmyślił wraz z Cliffordem.
- To tylko kilka pięter, Ann, nie bój się – Luke próbował dodać dziewczynie otuchy.
Pomysł wejścia na dach tego budynku naprawdę bardzo mu się spodobał. Lubił od czasu do czasu poczuć trochę adrenaliny i zrobić coś szalonego, dlatego bardzo entuzjastycznie podszedł do tego wszystkiego.
- Zobaczysz Taylor Swift – powiedział Michael, próbując namówić brunetkę by się zgodziła.
- I Justina Timberlake’a, Maroon 5 a nawet One Direction – Calum zaczął wymieniać artystów, którzy tego wieczoru mieli wystąpić na głównej scenie, chcąc przekonać Ann, by znalazła w sobie trochę odwagi i poszła na dach razem z nimi.
- Wszyscy wiemy, że nadal lubisz One Direction – Mike zaśmiał się, poklepując dziewczynę po ramieniu.
- No i co z tego – odparła, udając obrażoną przez to co powiedział.
- Nie możesz przegapić ich występu! – Luke krzyknął.
- No nie wiem – zaczęła się zastanawiać – Naprawdę się boję – dodała, spuszczając głowę w dół i przenosząc wzrok na swoje buty.
Hemmings wiedział, że lęk wysokości był jedną z jej największych fobii, dlatego był świadomy tego, że przekonanie jej do wejścia na dach kilkupiętrowego budynku to nie lada wyzwanie. Postanowił jednak się nie poddawać i chciał zrobić wszystko, by tylko ją na to namówić.
- Nic ci się nie stanie – powiedział, kładąc dłoń na jej ramieniu – Będę szedł zaraz za tobą, nie spadniesz. – spojrzał jej prosto w oczy, wypowiadając te słowa, gdyż chciał, by wiedziała, że może mu zaufać i że nic złego się nie stanie.
- Obiecuję ci, że nie będziesz tego żałować  – rzekł Calum.
- Dobrze – Ann w końcu uległa, jednak strach, który krył się w jej oczach niestety nie zniknął i dziewczyna wciąż była niesamowicie przerażona.
Luke niemalże pisnął z wrażenia słysząc, że się zgodziła. Zarówno on jak i reszta chłopaków, był naprawdę podekscytowany tym wszystkim a wizja oglądania Times Square w Sylwestra na dachu jednego z budynków przyprawiała go wręcz o dreszcze. Nie mógł się już doczekać aż znajdzie się na górze i w towarzystwie swoich przyjaciół będzie podziwiał to spektakularne wydarzenie. Przez ostatnie godziny przestał nawet myśleć o swojej zazdrości o Ann, kiedy widywał ją z Ashtonem. W tamtej chwili był tak szczęśliwy, że byłby nawet w stanie wybaczyć Irwinowi, to co wydarzyło się na jego imprezie urodzinowej. Poczuł ogarniającą go radość. Brakowało mu tego. Przez ostatnie miesiące zarówno jego umysł jak i ciało wypełniał smutek oraz pustka, której niczym nie mógł zapełnić. Dziś jednak wszystko się zmieniło i chłopak znów poczuł, że żyje. Znów czuł się tak, jakby mógł zrobić wszystko.
Na schody pierwszy wszedł Calum a zaraz po nim Michael. Ann przełknęła głośno ślinę, patrząc na Luke’a oczami przepełnionymi strachem. On natomiast posłał jej ciepły uśmiech zapewniający o tym, że nic złego się wydarzy i że w jego towarzystwie dziewczyna może czuć się bezpiecznie. W końcu brunetka chwyciła się poręczy i powoli zaczęła stawiać kroki, wchodząc stopień po stopniu do góry. Hemmings szedł tuż za nią, uważnie obserwują każdy, nawet najmniejszy jej ruch. Dał jej słowo, że wszystko będzie dobrze, dlatego teraz jego obowiązkiem było zadbać o nią i o jej bezpieczeństwo.
- Spokojnie, już niedaleko – pocieszał ją, widząc jak kurczowo trzyma się barierki i stawia każdy następny krok z coraz to większym trudem. – Jestem tu, nie bój się – dodał, po czym położył jedną dłoń na jej biodrze, dając jej  tym samym znak, że nie powinna się niczego obawiać, bo w razie gdyby upadła, on na pewno ją złapie.
Ann odwróciła głowę w jego stronę i posłała mu wdzięczny uśmiech, na który Luke’owi od razu zrobiło się cieplej na sercu.
- Jesteśmy na miejscu! – krzyknął Michael, który jako pierwszy dotarł do celu.
- Ja pierdolę! – wrzasnął Calum, gdy również wszedł na dach i miał szansę zobaczyć widok, który rozprzestrzeniał się stamtąd.
Luke powoli szedł za Ann, nie pospieszając jej, gdyż nie chciał, by ogarnęła ją panika. W końcu udało im się dotrzeć na samą górę budynku.
- O mój Boże – dziewczyna zachwyciła się, zakrywając usta dłonią.
- Niesamowite – Hemmings powiedział, podchodząc do krawędzi, po czym wychylił się i ujrzał pod sobą główną scenę, na której właśnie występowała Taylor Swift.

 _____________________________________________

czytacie to w ogóle? :(

zapisujcie się do zakładki INFORMOWANI
a jeśli zmieniacie username na Twitterze to napiszcie mi o tym, żebym mogła dalej was informować.

już w sobotę 1 listopada ruszam z zupełnie nowym fanfiction, dlatego jeśli lubicie czytać historie pisane przeze mnie, dodajcie GOOD MEETS EVIL do reading list a prolog zobaczycie już za kilka dni!

twitter: @ayejusteen

nie zapominajcie o hashtagu #AmnesiaFF 
:)