Kilka dni po świętach Luke ponownie wrócił do swojego
mieszkania na Brooklynie. Przebywanie w domu jego rodziców było dla niego po
prostu zbyt uciążliwe. Denerwowało go to, że za każdym razem musiał im się
tłumaczyć gdy gdzieś wychodził lub gdy skądś wracał. Pomimo tego, że miał już
skończone dziewiętnaście lat, matka i ojciec traktowali go tak, jakby wciąż był
małym chłopcem, o którego trzeba się martwić i pilnować na każdym kroku, by nie
stało mu się nic złego. Luke nie lubił gdy ktoś go kontrolował. Był samodzielny
i doskonale potrafił zadbać sam o siebie, nie potrzebując do tego niczyjej
pomocy. Dlatego też właśnie spakował rzeczy, które wcześniej ze sobą przywiózł,
po czym udał się do swojego własnego kąta, gdzie mógł znaleźć spokój, którego
tak bardzo potrzebował.
W Sylwestra wstał z łóżka dopiero o godzinie dwunastej
trzydzieści w południe. Nie miał nic do roboty, dlatego też postanowił
wylegiwać się do aż tak późnej pory, wpatrując się w sufit i rozmyślając o
wszystkim i o niczym. Chciał również być dobrze wyspany, gdyż całą noc miał
zamiar spędzić z przyjaciółmi na Times Square. Pomysł pójścia tam początkowo
nie przypadł mu do gustu, ale po długich namowach Caluma i Michaela zgodził
się. Poza tym naprawdę marzył o tym, by chociaż raz w życiu iść tam w
sylwestrową noc. Według niego, był to obowiązek każdego nowojorczyka, więc nie
chciał być inny i w końcu spełnić jedno ze swoich marzeń. Luke wiedział, że
trudno będzie mu nie zwracać uwagi na Ann i Ashtona, z którymi nie rozmawiał od
kilku tygodni. Planował jednak głównie przebywać w towarzystwie Caluma i
Michaela, nie zwracając uwagę na tamtą irytującą go dwójkę.
Z przyjaciółmi umówił się o godzinie osiemnastej. Wcześniej
się uszykował i ciepło ubrał, gdyż temperatura na dworze spadła kilka stopni
poniżej zera a całe miasto pokryte było śniegiem. Usiadł więc na kanapie w
salonie i wyczekiwał aż ktoś po niego przyjedzie.
Oczywiście nie mogło obyć się bez małego spóźnienia. Dokładnie
o osiemnastej dwanaście Luke usłyszał, że jego telefon dzwoni. Czym prędzej
odebrał.
- Dłużej się nie dało? – warknął zirytowany.
- Wybacz, stary – Calum przeprosił. – Czekamy pod twoim
domem, chodź.
- Okej – rozłączył się, po czym poprawił jeszcze owinięty
wokół swojej szyi szalik a następnie opuścił mieszkanie, uprzednio zamykając je
na klucz.
Kiedy wyszedł na zewnątrz, od razu dostrzegł należące do
jego przyjaciela czarne audi, stojące na parkingu. Siedzący za kierownicą
Michael radośnie machał do niego, śmiejąc się przy tym. Na przednim siedzeniu
znajdował się Calum. Oznaczało to, iż z tyłu swoje miejsca znaleźli Ann i
Ashton. Luke’owi nie przypadła do gustu wizja siedzenia obok nich w drodze na
Manhattan, jednak nie mógł nic z tym zrobić. Musiał po prostu jakoś to znieść.
Wziął głęboki wdech, zbliżył się do samochodu, po czym otworzył drzwi. Coś
jednak było nie tak. Brakowało jednej osoby.
- Cześć - przywitał
się, wsiadając do środka i zajmując miejsce obok brunetki siedzącej po drugiej
stronie.
- Siema, stary – Calum krzyknął.
- Hej – Ann powiedziała cicho, posyłając mu lekki uśmiech.
- Nie zapytasz nawet dlaczego nie ma z nami Ashtona? –
odezwał się Mike.
- Nie – odparł Luke.
- Dlaczego?
- Bo mnie to nie interesuje – rzekł obojętnym tonem,
wzruszając przy tym ramionami.
- Daj spokój, Hemmings – wtrącił się siedzący na przodzie
Hood.
- Okej – Luke westchnął zrezygnowany – Dlaczego nie ma z
wami Ashtona? – spytał w końcu.
Udawał, że go to nie obchodzi, ale w głębi duszy zżerała go
ciekawość, dlaczego Irwin się nie pojawił.
- Jego babcia, która mieszka w Bostonie jest ciężko chora i
musiał jechać z rodzicami do niej – wyjaśniła Ann.
- Och, przykro mi – Luke powiedział, udając zmartwionego.
W środku natomiast ogromnie się cieszył. Oczywiście nie z
powodu chorej babci Ashtona, lecz dlatego, że jego z nimi nie było. Próbował
ukryć uśmiech, który powoli zaczął wdzierać się na jego usta. Przychodziło mu
to z niemałym trudem. Ukradkiem zerknął na Ann i zauważył, że nie była w zbyt
dobrym nastroju z racji tego, że jej „przyjaciel” był nieobecny w tak ważną dla
nich wszystkich noc. Biorąc pod uwagę to, że wciąż bezgranicznie ją kochał,
postanowił tego wieczoru ponownie zacząć działać. Miał ułatwione zadanie, gdyż
wśród nich nie było Ashtona, do którego Ann najwyraźniej coś czuła. Luke chciał
zrobić wszystko, by to właśnie on stał się dla niej tym, z którym chce być.
Miał konkretny plan, który zamierzał wprowadzić w życie w ciągu kolejnych kilku
godzin.
Droga z Brooklynu na Times Square zajęła im trochę czasu,
zważając na to jak bardzo zatłoczony był Nowy Jork tego dnia. Na głównej scenie
wystąpić miały same największe gwiazdy, dlatego też na ulice przepełnione były
dziesiątkami tysięcy ludzi. Calum z ogromnym trudem znalazł wolne miejsce
parkingowe, które natychmiast zajął. Przyjaciele wyszli na zewnątrz,
rozglądając się po okolicy. Na placu znajdowało się tak dużo osób, że można by
odnieść wrażenie, że zjechała się tutaj połowa ludności zamieszkującej Stany
Zjednoczone. Luke był zachwycony tym widokiem. Od zawsze chciał w tym uczestniczyć,
ale wcześniej po prostu nie miał okazji, gdyż Sylwestra zazwyczaj spędzał na
domówkach. W tym roku nareszcie mógł na własne oczy zobaczyć to wydarzenie, o
którym głośno było na całym świecie.
- Wow – zachwycił się.
- Szkoda, że będziemy tak daleko od sceny – rzekła Ann,
robiąc smutną minę – Chciałam zobaczyć występ Taylor Swift.
- I zobaczysz – zapewnił ją Michael.
- Niby jak mam się przepchać przez taki tłum ludzi?
- Mamy plan – powiedział Calum, uśmiechając się szeroko.
- Bardzo dobry plan – dodał Mike, wymieniając
porozumiewawcze spojrzenie z Hoodem.
- Możecie w końcu powiedzieć o co wam chodzi, idioci? –
odezwał się Luke, będąc zirytowany wyjątkowo dziwnym zachowaniem chłopaków.
- Chodźcie za nami – Clifford nakazał, po czym ruszył na
przód, następnie skręcając w jedną z bocznych uliczek.
Luke spojrzał na niego pytająco, ale ten posłał mu jedynie
jeden ze swoich uśmiechów mówiących „zaufaj mi”. Postanowił więc zdać się na
niego i Caluma i cierpliwie podążał za nimi, gdy ci ciągle skręcali w małe,
wąskie uliczki, które na pierwszy rzut oka wydawały się być niebezpieczne.
Hemmings co chwilę zerkał na idącą za nim Ann, upewniając się, czy aby na pewno
nic jej nie jest. Z dziewczyną na szczęście wszystko było w porządku, ale tak
samo jak Luke, nie miała pojęcia gdzie prowadzą ich Michael z Calumem.
- Dobra, chłopaki, stop! – brunetka krzyknęła nagle. – Gdzie
wy nas prowadzicie? Zaraz przegapimy wszystkie występy. Nie przyjechałam tu po
to, żeby błądzić w jakiś uliczkach.
- Jeszcze chwila i będziemy na miejscu – powiedział Hood,
wciąż idąc przed siebie.
- Jesteście dziwni – stwierdził Luke, nie mogąc odgadnąć
zamiarów jakie mieli jego przyjaciele.
- I kto to mówi – Michael rzucił sarkastycznie.
Minęło nie więcej niż kilka minut i idący przodem chłopaki
nareszcie się zatrzymali.
- Może w końcu nas oświecicie i powiecie co robimy na jakimś
zadupiu w noc, którą mieliśmy spędzić na Times Square? – spytał zdenerwowany
Luke.
- Oczywistym było to, że dziś będzie tutaj tyle tysięcy ludzi
i że nie uda nam się zobaczyć wszystkiego z bliska – zaczął Calum.
- Dlatego przyjechaliśmy tutaj kilka dni temu, żeby się
rozejrzeć – Mike kontynuował.
- I? – wtrąciła się Ann.
- Widzicie tamte schody? – Hood wskazał dłonią na schody
przeciwpożarowe na budynku, pod którym właśnie się znajdowali.
Luke i Ann jednocześnie skinęli głowami, wciąż zastanawiając
się nad tym jaki plan chłopaki wymyślili.
- Jeżeli wejdziemy nimi na samą górę, będziemy mieć idealny
widok na scenę i na cały Times Square – wyjaśnił Michael.
- Ja tam nie wejdę, wiecie, że mam lęk wysokości –
zaprotestowała Ann, wycofując się kilka kroków w tył, wpadając tym samym prosto
na Luke’a, który odruchowo chwycił ją za ramiona, gdy ta się z nim zderzyła.
Spojrzeli sobie prosto w oczy. Niestety moment ten został
przerwany przez głośne chrząknięcie Caluma, który dalej chciał objaśniać plan,
który obmyślił wraz z Cliffordem.
- To tylko kilka pięter, Ann, nie bój się – Luke próbował
dodać dziewczynie otuchy.
Pomysł wejścia na dach tego budynku naprawdę bardzo mu się
spodobał. Lubił od czasu do czasu poczuć trochę adrenaliny i zrobić coś
szalonego, dlatego bardzo entuzjastycznie podszedł do tego wszystkiego.
- Zobaczysz Taylor Swift – powiedział Michael, próbując
namówić brunetkę by się zgodziła.
- I Justina Timberlake’a, Maroon 5 a nawet One Direction –
Calum zaczął wymieniać artystów, którzy tego wieczoru mieli wystąpić na głównej
scenie, chcąc przekonać Ann, by znalazła w sobie trochę odwagi i poszła na dach
razem z nimi.
- Wszyscy wiemy, że nadal lubisz One Direction – Mike zaśmiał
się, poklepując dziewczynę po ramieniu.
- No i co z tego – odparła, udając obrażoną przez to co powiedział.
- Nie możesz przegapić ich występu! – Luke krzyknął.
- No nie wiem – zaczęła się zastanawiać – Naprawdę się boję –
dodała, spuszczając głowę w dół i przenosząc wzrok na swoje buty.
Hemmings wiedział, że lęk wysokości był jedną z jej
największych fobii, dlatego był świadomy tego, że przekonanie jej do wejścia na
dach kilkupiętrowego budynku to nie lada wyzwanie. Postanowił jednak się nie
poddawać i chciał zrobić wszystko, by tylko ją na to namówić.
- Nic ci się nie stanie – powiedział, kładąc dłoń na jej
ramieniu – Będę szedł zaraz za tobą, nie spadniesz. – spojrzał jej prosto w
oczy, wypowiadając te słowa, gdyż chciał, by wiedziała, że może mu zaufać i że
nic złego się nie stanie.
- Obiecuję ci, że nie będziesz tego żałować – rzekł Calum.
- Dobrze – Ann w końcu uległa, jednak strach, który krył się
w jej oczach niestety nie zniknął i dziewczyna wciąż była niesamowicie
przerażona.
Luke niemalże pisnął z wrażenia słysząc, że się zgodziła.
Zarówno on jak i reszta chłopaków, był naprawdę podekscytowany tym wszystkim a
wizja oglądania Times Square w Sylwestra na dachu jednego z budynków
przyprawiała go wręcz o dreszcze. Nie mógł się już doczekać aż znajdzie się na
górze i w towarzystwie swoich przyjaciół będzie podziwiał to spektakularne
wydarzenie. Przez ostatnie godziny przestał nawet myśleć o swojej zazdrości o
Ann, kiedy widywał ją z Ashtonem. W tamtej chwili był tak szczęśliwy, że byłby
nawet w stanie wybaczyć Irwinowi, to co wydarzyło się na jego imprezie
urodzinowej. Poczuł ogarniającą go radość. Brakowało mu tego. Przez ostatnie
miesiące zarówno jego umysł jak i ciało wypełniał smutek oraz pustka, której
niczym nie mógł zapełnić. Dziś jednak wszystko się zmieniło i chłopak znów
poczuł, że żyje. Znów czuł się tak, jakby mógł zrobić wszystko.
Na schody pierwszy wszedł Calum a zaraz po nim Michael. Ann
przełknęła głośno ślinę, patrząc na Luke’a oczami przepełnionymi strachem. On natomiast
posłał jej ciepły uśmiech zapewniający o tym, że nic złego się wydarzy i że w
jego towarzystwie dziewczyna może czuć się bezpiecznie. W końcu brunetka
chwyciła się poręczy i powoli zaczęła stawiać kroki, wchodząc stopień po
stopniu do góry. Hemmings szedł tuż za nią, uważnie obserwują każdy, nawet
najmniejszy jej ruch. Dał jej słowo, że wszystko będzie dobrze, dlatego teraz
jego obowiązkiem było zadbać o nią i o jej bezpieczeństwo.
- Spokojnie, już niedaleko – pocieszał ją, widząc jak
kurczowo trzyma się barierki i stawia każdy następny krok z coraz to większym
trudem. – Jestem tu, nie bój się – dodał, po czym położył jedną dłoń na jej
biodrze, dając jej tym samym znak, że
nie powinna się niczego obawiać, bo w razie gdyby upadła, on na pewno ją
złapie.
Ann odwróciła głowę w jego stronę i posłała mu wdzięczny
uśmiech, na który Luke’owi od razu zrobiło się cieplej na sercu.
- Jesteśmy na miejscu! – krzyknął Michael, który jako
pierwszy dotarł do celu.
- Ja pierdolę! – wrzasnął Calum, gdy również wszedł na dach
i miał szansę zobaczyć widok, który rozprzestrzeniał się stamtąd.
Luke powoli szedł za Ann, nie pospieszając jej, gdyż nie
chciał, by ogarnęła ją panika. W końcu udało im się dotrzeć na samą górę
budynku.
- O mój Boże – dziewczyna zachwyciła się, zakrywając usta
dłonią.
- Niesamowite – Hemmings powiedział, podchodząc do krawędzi,
po czym wychylił się i ujrzał pod sobą główną scenę, na której właśnie
występowała Taylor Swift.
_____________________________________________
czytacie to w ogóle? :(
zapisujcie się do zakładki INFORMOWANI
a jeśli zmieniacie username na Twitterze to napiszcie mi o tym, żebym mogła dalej was informować.
już w sobotę 1 listopada ruszam z zupełnie nowym fanfiction, dlatego jeśli lubicie czytać historie pisane przeze mnie, dodajcie GOOD MEETS EVIL do reading list a prolog zobaczycie już za kilka dni!
ask: @YourDream16
twitter: @ayejusteen
nie zapominajcie o hashtagu #AmnesiaFF
:)
Ja czytam! Rany, udzieliło mi się podekscytowanie Luke'a, chociaż nie mam pojęcia, jak chce odzyskać Ann.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że ta chora babcia Irwina to ściema. Litości, jaki chłopak poświęca sylwestra na Times Square dla babci? ;d
Też moim zdaniem babcia to zupelnie co innego haha ashton chce pomoc luke'owi taaak support dla luke'a
OdpowiedzUsuńMyślę podobnie, jak moje poprzedniczki ;) mam nadzieję, że Luke odzyska w końcu Ann ;)
OdpowiedzUsuń@esparquez
Cieszę się szczęściem Luke'a, serioXDD Rozdział mega mi się podoba:) Luke nie traci nadziei i oby tak dalej! Czekam na dalsze losy <3
OdpowiedzUsuńczytamy, czytamy! Luke sie cieszył, jeej <3
OdpowiedzUsuńZnalazłam to ff przypadkiem. Bardzo mi się podoba. Praktycznie w każdym rozdziale jest moment kiedy się poplacze. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńJejuu jejj taka ekscytacja radością Luke'a 😍 niech ten jego planik zadziała <3
OdpowiedzUsuńKocham to ff i to nie tylko dlatego że główna bohaterka jest moją imenniczką i słucha One Direction! Ciekawe co takiego zaplanował ten nasz Hemmings...
OdpowiedzUsuń