wtorek, 28 października 2014

Rozdział 17




Kilka dni po świętach Luke ponownie wrócił do swojego mieszkania na Brooklynie. Przebywanie w domu jego rodziców było dla niego po prostu zbyt uciążliwe. Denerwowało go to, że za każdym razem musiał im się tłumaczyć gdy gdzieś wychodził lub gdy skądś wracał. Pomimo tego, że miał już skończone dziewiętnaście lat, matka i ojciec traktowali go tak, jakby wciąż był małym chłopcem, o którego trzeba się martwić i pilnować na każdym kroku, by nie stało mu się nic złego. Luke nie lubił gdy ktoś go kontrolował. Był samodzielny i doskonale potrafił zadbać sam o siebie, nie potrzebując do tego niczyjej pomocy. Dlatego też właśnie spakował rzeczy, które wcześniej ze sobą przywiózł, po czym udał się do swojego własnego kąta, gdzie mógł znaleźć spokój, którego tak bardzo potrzebował.
W Sylwestra wstał z łóżka dopiero o godzinie dwunastej trzydzieści w południe. Nie miał nic do roboty, dlatego też postanowił wylegiwać się do aż tak późnej pory, wpatrując się w sufit i rozmyślając o wszystkim i o niczym. Chciał również być dobrze wyspany, gdyż całą noc miał zamiar spędzić z przyjaciółmi na Times Square. Pomysł pójścia tam początkowo nie przypadł mu do gustu, ale po długich namowach Caluma i Michaela zgodził się. Poza tym naprawdę marzył o tym, by chociaż raz w życiu iść tam w sylwestrową noc. Według niego, był to obowiązek każdego nowojorczyka, więc nie chciał być inny i w końcu spełnić jedno ze swoich marzeń. Luke wiedział, że trudno będzie mu nie zwracać uwagi na Ann i Ashtona, z którymi nie rozmawiał od kilku tygodni. Planował jednak głównie przebywać w towarzystwie Caluma i Michaela, nie zwracając uwagę na tamtą irytującą go dwójkę.
Z przyjaciółmi umówił się o godzinie osiemnastej. Wcześniej się uszykował i ciepło ubrał, gdyż temperatura na dworze spadła kilka stopni poniżej zera a całe miasto pokryte było śniegiem. Usiadł więc na kanapie w salonie i wyczekiwał aż ktoś po niego przyjedzie.
Oczywiście nie mogło obyć się bez małego spóźnienia. Dokładnie o osiemnastej dwanaście Luke usłyszał, że jego telefon dzwoni. Czym prędzej odebrał.
- Dłużej się nie dało? – warknął zirytowany.
- Wybacz, stary – Calum przeprosił. – Czekamy pod twoim domem, chodź.
- Okej – rozłączył się, po czym poprawił jeszcze owinięty wokół swojej szyi szalik a następnie opuścił mieszkanie, uprzednio zamykając je na klucz.
Kiedy wyszedł na zewnątrz, od razu dostrzegł należące do jego przyjaciela czarne audi, stojące na parkingu. Siedzący za kierownicą Michael radośnie machał do niego, śmiejąc się przy tym. Na przednim siedzeniu znajdował się Calum. Oznaczało to, iż z tyłu swoje miejsca znaleźli Ann i Ashton. Luke’owi nie przypadła do gustu wizja siedzenia obok nich w drodze na Manhattan, jednak nie mógł nic z tym zrobić. Musiał po prostu jakoś to znieść. Wziął głęboki wdech, zbliżył się do samochodu, po czym otworzył drzwi. Coś jednak było nie tak. Brakowało jednej osoby.
- Cześć  - przywitał się, wsiadając do środka i zajmując miejsce obok brunetki siedzącej po drugiej stronie.
- Siema, stary – Calum krzyknął.
- Hej – Ann powiedziała cicho, posyłając mu lekki uśmiech.
- Nie zapytasz nawet dlaczego nie ma z nami Ashtona? – odezwał się Mike.
- Nie – odparł Luke.
- Dlaczego?
- Bo mnie to nie interesuje – rzekł obojętnym tonem, wzruszając przy tym ramionami.
- Daj spokój, Hemmings – wtrącił się siedzący na przodzie Hood.
- Okej – Luke westchnął zrezygnowany – Dlaczego nie ma z wami Ashtona? – spytał w końcu.
Udawał, że go to nie obchodzi, ale w głębi duszy zżerała go ciekawość, dlaczego Irwin się nie pojawił.
- Jego babcia, która mieszka w Bostonie jest ciężko chora i musiał jechać z rodzicami do niej – wyjaśniła Ann.
- Och, przykro mi – Luke powiedział, udając zmartwionego.
W środku natomiast ogromnie się cieszył. Oczywiście nie z powodu chorej babci Ashtona, lecz dlatego, że jego z nimi nie było. Próbował ukryć uśmiech, który powoli zaczął wdzierać się na jego usta. Przychodziło mu to z niemałym trudem. Ukradkiem zerknął na Ann i zauważył, że nie była w zbyt dobrym nastroju z racji tego, że jej „przyjaciel” był nieobecny w tak ważną dla nich wszystkich noc. Biorąc pod uwagę to, że wciąż bezgranicznie ją kochał, postanowił tego wieczoru ponownie zacząć działać. Miał ułatwione zadanie, gdyż wśród nich nie było Ashtona, do którego Ann najwyraźniej coś czuła. Luke chciał zrobić wszystko, by to właśnie on stał się dla niej tym, z którym chce być. Miał konkretny plan, który zamierzał wprowadzić w życie w ciągu kolejnych kilku godzin.
Droga z Brooklynu na Times Square zajęła im trochę czasu, zważając na to jak bardzo zatłoczony był Nowy Jork tego dnia. Na głównej scenie wystąpić miały same największe gwiazdy, dlatego też na ulice przepełnione były dziesiątkami tysięcy ludzi. Calum z ogromnym trudem znalazł wolne miejsce parkingowe, które natychmiast zajął. Przyjaciele wyszli na zewnątrz, rozglądając się po okolicy. Na placu znajdowało się tak dużo osób, że można by odnieść wrażenie, że zjechała się tutaj połowa ludności zamieszkującej Stany Zjednoczone. Luke był zachwycony tym widokiem. Od zawsze chciał w tym uczestniczyć, ale wcześniej po prostu nie miał okazji, gdyż Sylwestra zazwyczaj spędzał na domówkach. W tym roku nareszcie mógł na własne oczy zobaczyć to wydarzenie, o którym głośno było na całym świecie.
- Wow – zachwycił się.
- Szkoda, że będziemy tak daleko od sceny – rzekła Ann, robiąc smutną minę – Chciałam zobaczyć występ Taylor Swift.
- I zobaczysz – zapewnił ją Michael.
- Niby jak mam się przepchać przez taki tłum ludzi?
- Mamy plan – powiedział Calum, uśmiechając się szeroko.
- Bardzo dobry plan – dodał Mike, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Hoodem.
- Możecie w końcu powiedzieć o co wam chodzi, idioci? – odezwał się Luke, będąc zirytowany wyjątkowo dziwnym zachowaniem chłopaków.
- Chodźcie za nami – Clifford nakazał, po czym ruszył na przód, następnie skręcając w jedną z bocznych uliczek.
Luke spojrzał na niego pytająco, ale ten posłał mu jedynie jeden ze swoich uśmiechów mówiących „zaufaj mi”. Postanowił więc zdać się na niego i Caluma i cierpliwie podążał za nimi, gdy ci ciągle skręcali w małe, wąskie uliczki, które na pierwszy rzut oka wydawały się być niebezpieczne. Hemmings co chwilę zerkał na idącą za nim Ann, upewniając się, czy aby na pewno nic jej nie jest. Z dziewczyną na szczęście wszystko było w porządku, ale tak samo jak Luke, nie miała pojęcia gdzie prowadzą ich Michael z Calumem.
- Dobra, chłopaki, stop! – brunetka krzyknęła nagle. – Gdzie wy nas prowadzicie? Zaraz przegapimy wszystkie występy. Nie przyjechałam tu po to, żeby błądzić w jakiś uliczkach.
- Jeszcze chwila i będziemy na miejscu – powiedział Hood, wciąż idąc przed siebie.
- Jesteście dziwni – stwierdził Luke, nie mogąc odgadnąć zamiarów jakie mieli jego przyjaciele.
- I kto to mówi – Michael rzucił sarkastycznie.
Minęło nie więcej niż kilka minut i idący przodem chłopaki nareszcie się zatrzymali.
- Może w końcu nas oświecicie i powiecie co robimy na jakimś zadupiu w noc, którą mieliśmy spędzić na Times Square? – spytał zdenerwowany Luke.
- Oczywistym było to, że dziś będzie tutaj tyle tysięcy ludzi i że nie uda nam się zobaczyć wszystkiego z bliska – zaczął Calum.
- Dlatego przyjechaliśmy tutaj kilka dni temu, żeby się rozejrzeć – Mike kontynuował.
- I? – wtrąciła się Ann.
- Widzicie tamte schody? – Hood wskazał dłonią na schody przeciwpożarowe na budynku, pod którym właśnie się znajdowali.
Luke i Ann jednocześnie skinęli głowami, wciąż zastanawiając się nad tym jaki plan chłopaki wymyślili.
- Jeżeli wejdziemy nimi na samą górę, będziemy mieć idealny widok na scenę i na cały Times Square – wyjaśnił Michael.
- Ja tam nie wejdę, wiecie, że mam lęk wysokości – zaprotestowała Ann, wycofując się kilka kroków w tył, wpadając tym samym prosto na Luke’a, który odruchowo chwycił ją za ramiona, gdy ta się z nim zderzyła.
Spojrzeli sobie prosto w oczy. Niestety moment ten został przerwany przez głośne chrząknięcie Caluma, który dalej chciał objaśniać plan, który obmyślił wraz z Cliffordem.
- To tylko kilka pięter, Ann, nie bój się – Luke próbował dodać dziewczynie otuchy.
Pomysł wejścia na dach tego budynku naprawdę bardzo mu się spodobał. Lubił od czasu do czasu poczuć trochę adrenaliny i zrobić coś szalonego, dlatego bardzo entuzjastycznie podszedł do tego wszystkiego.
- Zobaczysz Taylor Swift – powiedział Michael, próbując namówić brunetkę by się zgodziła.
- I Justina Timberlake’a, Maroon 5 a nawet One Direction – Calum zaczął wymieniać artystów, którzy tego wieczoru mieli wystąpić na głównej scenie, chcąc przekonać Ann, by znalazła w sobie trochę odwagi i poszła na dach razem z nimi.
- Wszyscy wiemy, że nadal lubisz One Direction – Mike zaśmiał się, poklepując dziewczynę po ramieniu.
- No i co z tego – odparła, udając obrażoną przez to co powiedział.
- Nie możesz przegapić ich występu! – Luke krzyknął.
- No nie wiem – zaczęła się zastanawiać – Naprawdę się boję – dodała, spuszczając głowę w dół i przenosząc wzrok na swoje buty.
Hemmings wiedział, że lęk wysokości był jedną z jej największych fobii, dlatego był świadomy tego, że przekonanie jej do wejścia na dach kilkupiętrowego budynku to nie lada wyzwanie. Postanowił jednak się nie poddawać i chciał zrobić wszystko, by tylko ją na to namówić.
- Nic ci się nie stanie – powiedział, kładąc dłoń na jej ramieniu – Będę szedł zaraz za tobą, nie spadniesz. – spojrzał jej prosto w oczy, wypowiadając te słowa, gdyż chciał, by wiedziała, że może mu zaufać i że nic złego się nie stanie.
- Obiecuję ci, że nie będziesz tego żałować  – rzekł Calum.
- Dobrze – Ann w końcu uległa, jednak strach, który krył się w jej oczach niestety nie zniknął i dziewczyna wciąż była niesamowicie przerażona.
Luke niemalże pisnął z wrażenia słysząc, że się zgodziła. Zarówno on jak i reszta chłopaków, był naprawdę podekscytowany tym wszystkim a wizja oglądania Times Square w Sylwestra na dachu jednego z budynków przyprawiała go wręcz o dreszcze. Nie mógł się już doczekać aż znajdzie się na górze i w towarzystwie swoich przyjaciół będzie podziwiał to spektakularne wydarzenie. Przez ostatnie godziny przestał nawet myśleć o swojej zazdrości o Ann, kiedy widywał ją z Ashtonem. W tamtej chwili był tak szczęśliwy, że byłby nawet w stanie wybaczyć Irwinowi, to co wydarzyło się na jego imprezie urodzinowej. Poczuł ogarniającą go radość. Brakowało mu tego. Przez ostatnie miesiące zarówno jego umysł jak i ciało wypełniał smutek oraz pustka, której niczym nie mógł zapełnić. Dziś jednak wszystko się zmieniło i chłopak znów poczuł, że żyje. Znów czuł się tak, jakby mógł zrobić wszystko.
Na schody pierwszy wszedł Calum a zaraz po nim Michael. Ann przełknęła głośno ślinę, patrząc na Luke’a oczami przepełnionymi strachem. On natomiast posłał jej ciepły uśmiech zapewniający o tym, że nic złego się wydarzy i że w jego towarzystwie dziewczyna może czuć się bezpiecznie. W końcu brunetka chwyciła się poręczy i powoli zaczęła stawiać kroki, wchodząc stopień po stopniu do góry. Hemmings szedł tuż za nią, uważnie obserwują każdy, nawet najmniejszy jej ruch. Dał jej słowo, że wszystko będzie dobrze, dlatego teraz jego obowiązkiem było zadbać o nią i o jej bezpieczeństwo.
- Spokojnie, już niedaleko – pocieszał ją, widząc jak kurczowo trzyma się barierki i stawia każdy następny krok z coraz to większym trudem. – Jestem tu, nie bój się – dodał, po czym położył jedną dłoń na jej biodrze, dając jej  tym samym znak, że nie powinna się niczego obawiać, bo w razie gdyby upadła, on na pewno ją złapie.
Ann odwróciła głowę w jego stronę i posłała mu wdzięczny uśmiech, na który Luke’owi od razu zrobiło się cieplej na sercu.
- Jesteśmy na miejscu! – krzyknął Michael, który jako pierwszy dotarł do celu.
- Ja pierdolę! – wrzasnął Calum, gdy również wszedł na dach i miał szansę zobaczyć widok, który rozprzestrzeniał się stamtąd.
Luke powoli szedł za Ann, nie pospieszając jej, gdyż nie chciał, by ogarnęła ją panika. W końcu udało im się dotrzeć na samą górę budynku.
- O mój Boże – dziewczyna zachwyciła się, zakrywając usta dłonią.
- Niesamowite – Hemmings powiedział, podchodząc do krawędzi, po czym wychylił się i ujrzał pod sobą główną scenę, na której właśnie występowała Taylor Swift.

 _____________________________________________

czytacie to w ogóle? :(

zapisujcie się do zakładki INFORMOWANI
a jeśli zmieniacie username na Twitterze to napiszcie mi o tym, żebym mogła dalej was informować.

już w sobotę 1 listopada ruszam z zupełnie nowym fanfiction, dlatego jeśli lubicie czytać historie pisane przeze mnie, dodajcie GOOD MEETS EVIL do reading list a prolog zobaczycie już za kilka dni!

twitter: @ayejusteen

nie zapominajcie o hashtagu #AmnesiaFF 
:)
 

8 komentarzy:

  1. Ja czytam! Rany, udzieliło mi się podekscytowanie Luke'a, chociaż nie mam pojęcia, jak chce odzyskać Ann.
    Wydaje mi się, że ta chora babcia Irwina to ściema. Litości, jaki chłopak poświęca sylwestra na Times Square dla babci? ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Też moim zdaniem babcia to zupelnie co innego haha ashton chce pomoc luke'owi taaak support dla luke'a

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę podobnie, jak moje poprzedniczki ;) mam nadzieję, że Luke odzyska w końcu Ann ;)
    @esparquez

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się szczęściem Luke'a, serioXDD Rozdział mega mi się podoba:) Luke nie traci nadziei i oby tak dalej! Czekam na dalsze losy <3

    OdpowiedzUsuń
  5. czytamy, czytamy! Luke sie cieszył, jeej <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Znalazłam to ff przypadkiem. Bardzo mi się podoba. Praktycznie w każdym rozdziale jest moment kiedy się poplacze. Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejuu jejj taka ekscytacja radością Luke'a 😍 niech ten jego planik zadziała <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham to ff i to nie tylko dlatego że główna bohaterka jest moją imenniczką i słucha One Direction! Ciekawe co takiego zaplanował ten nasz Hemmings...

    OdpowiedzUsuń