niedziela, 28 września 2014

Rozdział 13


Luke przez dłuższą chwilę stał w miejscu i wpatrywał się w coś, czego na pewno by się nie spodziewał. Z niedowierzania, przetarł jeszcze oczy, chcąc upewnić się, że to co widzi jest prawdziwe. W końcu jednak nie wytrzymał i wybuchł gromkim śmiechem, omal nie wypuszczając z rąk Caluma, który nie był w stanie stać na własnych nogach. Hemmings nie mógł powstrzymać ogarniającego go rozbawienia, które spowodował widok półnagiego Michaela wykonującego jakiś dziwny taniec na samym środku salonu, w towarzystwie dziewczyny, która wcześniej próbowała z nim rozmawiać kiedy usiadł obok niej na kanapie. Clifford nigdy nie chciał ściągać koszulki, nawet przy swoich przyjaciołach, a w tej chwili trzymał ją w ręku i wymachiwał nią nad swoją głową. Wokół niego zebrał się mały tłum, obserwujący całą sytuację. Prawie każdy trzymał w ręku telefon i nagrywał wygłupy wykonywane przez chłopaka.
Po kilku minutach Luke się opanował, ocierając łzy, które wypłynęły z jego oczu kiedy śmiał się ze swojego przyjaciela. Współczuł mu tylko tego, że następnego dnia będzie tym tak zażenowany, że nie będzie chciał wyjść ze swojego pokoju.
- To Michael tam tańczy bez koszulki, czy mam jakieś zwidy? – odezwał się nagle Calum, podnosząc wzrok i rozglądając się po pomieszczeniu.
- Tak, to on – Luke przytaknął.
- Biedny Mikey, za dużo wypił – Hood się zaśmiał, wypowiadając swoje słowa wyjątkowo niewyraźnie.
- Chodź zaprowadzę cię na górę, prześpisz się trochę, może wytrzeźwiejesz – Hemmings powiedział, po czym ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą swojego przyjaciela, gdyż ten nie był w stanie sam się poruszać.
- Czekaj, chcę jeszcze popatrzeć! - Calum protestował, stawiając opór.
- Wszyscy to nagrywają, obejrzysz to jutro w necie - Luke rzekł, po czym ponownie przerzucił ramię bruneta przez swoją szyję, pomagając mu utrzymać równowagę.
Z trudem udało im się pokonać schody prowadzące na piętro, gdzie znajdowały się pokoje, w których Calum mógł spokojnie odpocząć. W końcu jednak dotarli pod drzwi prowadzące do jednej z sypialni.
- Dobra, idź się połóż i nie wychodź stąd, wrócę po ciebie za godzinę – Luke pchnął niemal bezwładne ciało Hooda na łóżko, po czym opuścił pomieszczenie zamykając je na klucz, by przypadkiem ktoś nie wszedł do środka.
Gdy znalazł się z powrotem na korytarzu głęboko westchnął, następnie zaśmiał się sam do siebie, przypominając sobie tańczącego Michaela. Wiedział, że ten widok będzie prześladował go prawdopodobnie już do końca życia i nigdy nie będzie w stanie wyrzucić go z pamięci. Jego przyjaciele najwyraźniej nie mieli tak mocnej głowy do alkoholu jak on. Pomimo tego, że często zdarzało mu się doprowadzić do takiego stanu, to nigdy nie było to spowodowane wypiciem kilku piw. On potrzebował znacznie więcej. Przez krótką chwilę poczuł się jak alkoholik, ale uczucie to zniknęło tak szybko jak się pojawiło.
Hemmings zbiegł na dół po schodach, po czym udał się do kuchni, w celu znalezienia sobie czegoś do picia. Z racji tego, że było już dość późno alkohol powoli się kończył, dlatego znalezienie czegokolwiek co zawierało procenty, nie było wcale takim łatwym zadaniem. Luke otwierał po kolei wszystkie szafki, nie znajdując niczego w żadnej z nich. W końcu zdenerwowany opuścił pomieszczenie i udał się ponownie do salonu, myśląc, że może tam uda mu się dostać coś co mogło ugasić jego pragnienie. Na szczęście na stoliku dostrzegł kilka butelek piw, więc czym prędzej pobiegł i wziął jedną, by przypadkiem ktoś nie zabrał mu jej sprzed nosa. Uśmiechnął się trzymając w dłoni swoją „zdobycz”, po czym powoli zaczął pić zawartość. Od razu poczuł ulgę, kiedy gorzki napój rozgrzewał jego żołądek. Po opróżnieniu butelki do połowy, Luke postanowił udać się do łazienki. Leniwym krokiem wszedł po schodach na górę, po drodze zaglądając jeszcze do pokoju, w którym spał Calum. Kiedy otworzył drzwi, zobaczył swojego przyjaciela leżącego na podłodze obok łóżka. Owinięty był w kołdrę, a jego twarz schowana była w poduszce. Chrapał tak głośno, że usłyszeć mógł go prawdopodobnie cały Nowy Jork. Nie chcąc go budzić, Hemmings ponownie zamknął drzwi, zostawiając go samego, pogrążonego w głębokim śnie. Chciał jak najszybciej skorzystać z łazienki, więc szybkim krokiem udał się do drzwi znajdujących się na końcu korytarza po lewej stronie. Chwycił za klamkę, po czym przekręcając ją pchnął drzwi, chcąc wejść do środka, by nieco się odświeżyć. Powoli wszedł, wciąż mając wzrok wpatrzony w podłogę, która wyłożona była białymi płytkami, które swoim kolorem zaczęły razić go w oczy. Kiedy podniósł głowę, chcąc rozejrzeć się po pomieszczeniu, butelka z piwem momentalnie wypadła z jego rąk i roztrzaskała się na setki kawałków. Zszokowany Hemmings otworzył szeroko oczy, nie dowierzając w to co właśnie widział. Nawet uszczypnął się w ramię, myśląc, że to tylko koszmar, z którego za wszelką cenę chciałby się wybudzić. Widok jego ukochanej dziewczyny całującej jego najlepszego przyjaciela był najgorszą rzeczą z jaką się spotkał w całym swoim życiu. Nie sądził, że Ashton może być do tego zdolny. Nie spodziewał się tego po nim. Ufał mu, wierzył, że nigdy nie posunie się do takich czynów. Niestety zawiódł się na nim.
Emocje, które zaczęły ogarniać całe jego ciało rosły z sekundy na sekundę. Złość, zazdrość, smutek, rozpacz, wściekłość, niedowierzanie, żal.
- Luke... - odezwała się Ann, odsuwając się kilka kroków od Ashtona i patrząc na stojącego w progu Hemmingsa, w oczach którego powoli zaczęły zbierać się łzy.
Chłopak nie mógł uwierzyć, że to działo się naprawdę. Wciąż wmawiał sobie, że to tylko zły sen, pomimo tego, iż wiedział jaka jest prawda. Nie chcąc dalej tego oglądać, powoli zaczął się wycofywać i już po chwili znów znajdował się na korytarzu. Następnie szybko odwrócił się i zaczął zbiegać po schodach, chcąc jak najszybciej opuścić ten dom, by nie musieć dalej obserwować tego czego wcześniej był świadkiem.
- Luke, zaczekaj! - Ashton krzyczał, próbując go dogonić, on jednak go ignorował i wciąż zmierzał ku drzwiom wyjściowym.
Kiedy był już prawie u celu, poczuł dłoń chwytającą jego ramię. Zdenerwowany odwrócił się, doskonale wiedząc do kogo należała ręka, która go zatrzymała. Nie kontrolował w pełni tego co myślał i czuł, dlatego bał się jak dalej wszystko się potoczy.
- Pozwól mi to wyjaśnić, prze... - zaczął, ale Hemmings zaraz mu przerwał.
- Zamknij się. - warknął, patrząc na niego groźnie.
Jego twarz poczerwieniała ze złości, a żyła znajdująca się na jego czole zaczęła pulsować, pod wpływem ogarniających go nerwów. Wiedział, że zaraz wybuchnie.
- Prze... - Irwin ponownie próbował się usprawiedliwić, jednak tym razem został uciszony przez pięść Hemmingsa, która uderzyła prosto w jego nos, który o mało co nie został złamany. Krew zaczęła spływać po jego twarzy, a przerażony Ashton nie wiedział co ma robić.
- To za to, że ją całowałeś. - krzyknął Luke, zwracając na siebie uwagę wszystkich znajdujących się w domu, którzy nagle ucichli i zgromadzili się wokół nich, obserwując z uwagą całe zajście.
Chłopak po chwili popchnął Irwina na ścianę i zbliżył się do niego, po czym ponownie zadał mu wyjątkowo mocny cios, tym razem w okolicach skroni. - To za to, że jesteś takim chujem. - powiedział, dysząc ze złości, następnie uderzając go z całej siły w brzuch. - A to, za to, że spieprzyłeś wszystko.
Ashton próbował się bronić, ale Hemmings, który górował nad nim wzrostem, nie pozwolił mu na to. Kiedy Luke chciał uderzyć go po raz kolejny, do pomieszczenie weszła zdezorientowana Ann, która natychmiast do niego podbiegła, próbując odciągnąć go od wijącego się z bólu Irwina.
- Luke, uspokój się, to nie jego wina, proszę przestań. - błagała, szarpiąc jego ramię, by nie mógł wyrządzić jeszcze większej krzywdy jej przyjacielowi. - To wszystko przeze mnie.
Zrezygnowany Hemmings odwrócił się do niej i posłał jej jedynie pełne bólu i rozczarowania spojrzenie, po czym odsunął się od Ashtona i pospiesznie opuścił dom, wybiegając na zewnątrz, mocno trzaskają przy tym drzwiami. Doszedł do zaparkowanego nieopodal samochodu, po czym wsiadł do środka. Wiedział, że nie był trzeźwy, ponieważ na imprezie wypił kilka piw, jednak nie przejmując się tym, odpalił silnik i wyjechał na ulicę. Nie obchodziło go to, że łamał po drodze większość z obowiązujących przepisów drogowych. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu, znajdującym się kilka kilometrów od domu Hastingsów.
Jadąc, zastanawiał się nad słowami, które wcześniej wypowiedziała Ann, kiedy on okładał pięściami swojego najlepszego przyjaciela. Nie wiedział co dokładnie dziewczyna miała na myśli, mówiąc, że to wszystko jej wina. Czy to ona sprowokowała ten pocałunek? Czy Ashton jej uległ? Te i różne inne pytania zaczęły zaprzątać jego umysł. Tak czy inaczej to co się stało już się nie odstanie. Luke był świadomy tego, że szanse na odzyskanie Ann spadły w tej chwili praktycznie do zera, gdyż ona prawdopodobnie czuła coś do Irwina, którego Luke pobił na jej oczach. Ale co miał zrobić w takiej sytuacji? Nie panował nad sobą. Nie kontrolował swoich czynów i wszystko potoczyło się właśnie tak, a nie inaczej. Nie żałował jednak tego co zrobił, ponieważ według niego Ashtonowi się to należało.
Kiedy był już niedaleko swojej ulicy, dostrzegł jasno oświetlone logo baru, do którego czasami miał w zwyczaju chadzać z przyjaciółmi. Stwierdził, że potrzebuje czegoś, by choć na chwilę zapomnieć o wydarzeniach mających miejsce kilkadziesiąt minut wcześniej, i wcale nie miał na myśli upicia się do nieprzytomności. Tym razem postanowił pójść na całość.
 Zaparkował samochód na pierwszym wolnym miejscu, po czym wszedł do lokalu, zajmując miejsce na wysokim krzesełku tuż przy barze. Po chwili barmanka stojąca za ladą zbliżyła się do niego i zaczęła lustrować go swoim spojrzeniem, nie przestając polerować trzymanej w dłoni szklanki.
- Dwa razy wódka z colą. - Luke powiedział, nie odrywając wzroku od blatu, na którym oparł ręce.
- Ciężki dzień? -  spytała, po czym spełniła prośbę Hemmingsa, napełniając dwa kieliszki, które po chwili mu podsunęła.
- Coś w tym stylu. - odparł, tym razem jednak spoglądając na nią.
Była młoda, na oko dwadzieścia cztery może pięć lat, w dodatku całkiem atrakcyjna. Spodobała mu się, dlatego postanowił to wykorzystać. Wszystko szło tak jak sobie to wcześniej zaplanował. Luke nie był typem faceta, który zapraszał do domu dziewczyny, które widział pierwszy raz na oczy, ale tym razem wydarzenia mające miejsce w domu Ann, zmieniły jego nastawienie do praktycznie całego otaczającego go świata. Był wściekły i za wszelką cenę chciał jakoś rozładować ogarniające go emocje, które były nie do zniesienia.
- Problemy z dziewczyną? - barmanka zagadnęła, ponownie napełniając jego kieliszek, który już po chwili znów został opróżniony.
- Niezupełnie. - Hemmings odparł, patrząc jej w oczy.
- Jestem Kylie. - dziewczyna przedstawiła się, puszczając mu oczko. Najwyraźniej też była nim zainteresowana, co chłopakowi bardzo odpowiadało, gdyż nie musiał się starać by zdobyć jej uwagę.
- Luke. - odpowiedział, posyłając jej uśmiech. - O której kończysz? - zapytał, przechodząc od razu do rzeczy, pomijając zbędny flirt, który w tej sytuacji był po prostu niepotrzebny, gdyż oboje doskonale wiedzieli jak to wszystko ma się zakończyć.
- Za godzinę. - odpowiedziała.
- Świetnie. - szepnął Hemmings, wypijając kolejny kieliszek, który miał pomóc zapomnieć mu o wszystkim, nawet o Ann, którą mimo tego co zrobiła, wciąż bezgranicznie kochał.





__________________________________________________

pierwsza w nocy a ja dodaję rozdział. wybaczcie, ale nie mam innego wyjścia, ponieważ w południe wyjeżdżam, to znaczy wyprowadzam się do akademika i wiem, że nie będę miała czasu. 
tak bardzo nie chcę iść na studia.

anyway, wszyscy spodziewali się, że Luke na początku, wchodząc do salonu zobaczy Ann z Ashtonem. Czy nie byłoby to zbyt oczywiste? Michael bez koszulki to przecież też niecodzienny widok hahahaha 

no nieważne, nie rozpisuję się już.
dziękuję za wyświetlenia i chociaż te kilka komentarzy. osoby, którym chce się poświęcić tą minutkę na napisanie chociażby kilku słów są wspaniałe, jeszcze raz dziękuję.

jeśli nie czytacie jeszcze mojego drugiego ff "FAKE" to zapraszam, może was zainteresuje :)

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 12


- Calum, mówiłam ci trzy razy, że tort ma być z kremem czekoladowym, a nie waniliowym! - krzyknęła Ann, kiedy jej spóźniony przyjaciel pojawił się w drzwiach, trzymając w rękach duże pudełko z ciastem w środku.
- Mam iść go wymienić? - chłopak spytał, wciąż dysząc ze zmęczenia, gdyż wcześniej pokonał szybkim biegiem odcinek od cukierni do domu Hastingsów.
- Nie, niech już zostanie taki jak przyniosłeś. - powiedziała zrezygnowana. - I tak już jesteśmy ze wszystkim spóźnieni. - dodała, rozglądając się po mieszkaniu, w którym w najlepsze trwały przygotowania do urodzin Ashtona.
- Przyniosłem balony. - w drzwiach niespodziewanie pojawił się Michael. - Mogą być czarne?
- Co? - Ann szeroko otworzyła oczy. - Czyś ty oszalał? Mówiłam ci, żebyś kupił wszystkie kolory poza czarnymi!
- Ale myślałem, że...
- Dobra, niech będą czarne. - pokiwała głową zawiedziona, przerywając mu usprawiedliwianie się. - Porozwieszajcie je po całym salonie, a ja biorę się z przygotowywanie przekąsek.
Chłopcy równocześnie skinęli głowami i zgodnie z tym, co nakazała im przyjaciółka, rozpoczęli dekorowanie pomieszczenia. Ann w tej sytuacji pełniła rolę przywódcy. Była główną organizatorką przyjęcia i najwięcej rzeczy było na jej głowie, jednak zdawała się tym nie przejmować i z uśmiechem na ustach zajmowała się wszystkim.
- Chłopaki? - odezwała się nagle, powodując, że Calum i Mike na nią spojrzeli. - Gdzie jest Luke? Miał być tutaj godzinę temu! - wrzasnęła poddenerwowana.

                                                                      *

Hemmings zaparkował swoje auto pod domem państwa Hastings. Nie wysiadał jednak na zewnątrz. Z głośników wciąż leciały dźwięki jego ulubionej piosenki, a chłopak siedział ciągle na swoim miejscu, wpatrując się w przestrzeń. Pomysł z przyjęciem urodzinowym Ashtona nie przypadł mu zbytnio do gustu, dlatego jego cały entuzjazm dotyczący tej sprawy był na poziomie zerowym. Był świadomy tego, że spóźnił się już o całą godzinę i przyjaciele prawdopodobnie będą za to na niego wściekli.
Sięgnął do schowka i wyjął z niej dwustu mililitrową buteleczkę wódki, którą kupił kilka dni wcześniej. Stwierdził, że na trzeźwo nie poradzi sobie z tym wszystkim, dlatego też odkręcił zakrętkę i szybkimi łykami zaczął pić gorzką zawartość, niemiłosiernie się przy tym krzywiąc. Wiedział, że nie był to dobry pomysł, bo już po chwili zrobiło mu się niedobrze, ale postanowił zignorować nieprzyjemne uczucie. Wysiadł z auta i skierował się do drzwi wejściowych, następnie wciskając guzik dzwonka.
- Luke, no nareszcie! - na wejściu powitała go Ann, której wyraz twarzy wyrażał coś pomiędzy szczęściem a zdenerwowaniem. - Wchodź. - zaprosiła go środka, po czym zamknęła drzwi.
- Cześć, Ann. Ciebie też miło widzieć. - powiedział sarkastycznie, wywracając oczami.
Hemmings rozejrzał się po salonie, który był już prawie całkowicie udekorowany. Zaśmiał się na widok czarnych balonów rozwieszonych na suficie, które sprawiały iż końcowy efekt był naprawdę mroczny. Wiedział również, że Ashton lubił ten kolor, dlatego też na pewno będzie zachwycony.
- Siema, chłopaki. - przywitał się z Calumem i Michaelem, którzy kręcili się po całym mieszkaniu, ustawiając plastikowe kubki i talerze w różnych miejscach.
- Luke, chodź do kuchni i mi pomóż! - chłopak usłyszał krzyk Ann, dochodzący z pomieszczenia znajdującego się obok.
- Co mam robić? - spytał, stając koło brunetki, która wyjmowała właśnie różne rodzaje ciastek z pudełek.
- Zanieś to wszystko do salonu. - wskazała na kilka talerzy i misek, w których znajdowały przeróżne przekąski.
Luke skinął głową i zrobił to, co nakazała mu Ann.
Kiedy niósł już ostatnie naczynie wypełnione po brzegi kolorowymi żelkami, poczuł, że alkohol krążący w jego żyłach, coraz bardziej zaczyna dawać o sobie znać. Nie była to jakaś przesadnie duża ilość, ale wystarczająca, by spowodować zawroty głowie i nieprzyjemne uczucie utrudniające poruszanie się. Hemmings zachwiał się nieco, po czym wziął głęboki wdech chcąc się uspokoić. Nie chciał, by przyjaciele zaczęli coś podejrzewać. Z trudem przychodziło mu utrzymanie wyprostowanej postawy, ale postarał się i wciąż zachowywał pozory, że czuje się dobrze.
- Chłopaki, idźcie do piwnicy po skrzynki z piwem! - rozkazała Ann, krzycząc, gdyż wciąż znajdowała się w kuchni.
Luke zaśmiał się na samą wzmiankę o alkoholu. Swoim zachowaniem zwrócił na siebie uwagę Michaela i Caluma, którzy spojrzeli na niego dziwnie, zastanawiając się dlaczego chłopak stoi na środku salonu i śmieje się sam do siebie.
- Co cię tak bawi? - spytał w końcu Hood.
- Co? - Hemmings odparł niewyraźnie.
Coraz trudniej było mu utrzymywać kontrolę nad swoim ciałem i sposobem zachowania. Powoli zaczynał żałować, że zachciało mu się pić, zanim zdążył tu przyjść. W myślach przeklął się za bycie tak nierozsądną i nieodpowiedzialną osobą, ale już po chwili stwierdził, iż to nic złego, ponieważ ma dopiero dziewiętnaście lat, więc podejmowanie lekkomyślnych decyzji było czymś całkowicie normalnym w tym wieku.
- Z czego się tak śmiejesz? - odezwał się Michael, wciąż dziwnie patrząc na rozentuzjazmowanego Luke'a.
- Z niczego. - blondyn wzruszył ramionami, po czym starał się przybrać poważny wyraz twarzy.
Pomimo tego, iż kręciło mu się w głowie tak bardzo, jakby dopiero co zszedł z kolejki górskiej, czuł się dobrze. Uśmiechnął się po raz ostatni, po czym poszedł za chłopakami na dół, by przynieść alkohol, o który poprosiła Ann. Na imprezie miało być około dwudziestu osób, dlatego napojów wysokoprocentowych musiało być sporo.
Luke szedł ostatni, zaraz za Calumem, przed którym szedł Michael. Kiedy byli już na samym dole schodów i Hemmingsowi został do zejścia tylko jeden stopień, chłopak na chwilę zamknął oczy, przez co nie zauważył schodka i poleciał do przodu, upadając prosto na plecy Caluma, powodując iż obaj w końcowym efekcie wylądowali na podłodze. Po chwili do ich uszu dobiegł niekontrolowany śmiech Clifforda, którego najwyraźniej bardzo rozbawił ten incydent.
- Co to kurwa miało być? - rozzłoszczony Hood spojrzał na Luke'a, który wciąż nie podnosił się z podłogi, przygniatając go swoim ciężarem.
- Sorry, nie zauważyłem tego schodka. - blondyn zaczął się usprawiedliwiać, po czym wstał, podając dłoń swojemu przyjacielowi.
- Jesteś pijany, czy co? - Calum spytał, podchodząc bliżej niego i patrząc mu w oczy, które teraz rozglądały się po całym pomieszczeniu, uciekając od ciekawskiego wzroku bruneta. - Ja pierdole, jesteś pijany. - stwierdził, po czym sam zaczął się śmiać.
- Luke, czy ty jesteś normalny? - wtrącił się Michael. - Miałeś przecież nie pić.
- Nie jestem pijany. - zaprzeczył, jednak wiedział, iż jego słowa nic dla nich nie znaczą, ponieważ oboje doskonali znali prawdę.
- Ty nie jesteś pijany, ja jestem królową Elżbietą, a Michael to Barack Obama. - Calum zadrwił.
- Stary, mogłeś chociaż poczekać do imprezy. - Clifford poklepał go po ramieniu.
- Nieważne. - Luke zrzucił jego rękę, robiąc zgorzkniałą minę. - Nie mówcie Ann, ok? - poprosił.
- Jeżeli będziesz się przewracał i śmiał sam do siebie, to sama zauważy, uwierz mi. - Calum zaśmiał się po raz kolejny. - A teraz ogarnij się i pomóż nam z tym piwem.
- Tylko nie wypij wszystkiego po drodze. - Michael zażartował, ponownie wybuchając głośnym śmiechem.
- Pieprz się. - odparł zirytowany Hemmings.
Luke czuł się naprawdę zażenowany tym co się wydarzyło, ale nie mógł nic na to poradzić. Mógł zawdzięczać to tylko i wyłącznie własnej głupocie.
Jakimś cudem udało mu się wynieść skrzynkę z piwem z piwnicy, nie wyrządzając przy tym żadnych szkód sobie i innym. Postawił ją w kuchni, po czym wyszedł na dwór, by się przewietrzyć i przede wszystkim wytrzeźwieć.

                                                                     *

O dziewiętnastej zaczęli schodzić się goście. Ann z radością witała wszystkich przybyłych i zapraszała ich do środka. Po jakimś czasie wszyscy zaproszeni byli już na miejscu. Brakowało już tylko jednej osoby, Ashtona. Wszyscy z niecierpliwością na niego wyczekiwali. Dokładnie o dziewiętnastej trzydzieści rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Podekscytowana Ann podbiegła do nich, by je otworzyć.
- To on. - powiedziała kiedy wyjrzała przez wizjer i dostrzegła uśmiechniętą twarz swojego przyjaciela.
- Niespodzianka! - krzyknęli wszyscy równocześnie, kiedy zdziwiony Irwin stanął w progu.
Chłopak najwyraźniej niczego się nie spodziewał, dlatego na samym początku był w niemałym szoku, spowodowanym widokiem znajomych mu osób, którzy postanowili urządzić mu imprezę z okazji jego dwudziestych pierwszych urodzin.
- To twoja zasługa Ann? - spytał podchodząc do dziewczyny, przytulając ją i unosząc ją przy tym lekko do góry.
Luke widząc to zacisnął dłoń w pięść i szybko odwrócił wzrok. Był już całkowicie trzeźwy, dlatego ciężko mu było radzić sobie z zazdrością, którą wywoływał widok Ann spoczywającej w ramionach Irwina.
-Nie tylko moja. Gdyby nie oni - wskazała na trójkę chłopaków, którzy zbliżali się do nich. - Nie dałabym sobie rady.
- Dzięki chłopaki, jesteście zajebiści. - Ashton stwierdził, przybijając piątkę z każdym z nich.
Hemmings posłał mu jedynie wymuszony uśmiech, powiedział "wszystkiego najlepszego", po czym oddalił się w stronę kuchni. Nie był w nastroju na imprezowanie. Wszystko zaczęło go irytować, dlatego ulotnił się w miejsce, w którym poza nim nie było nikogo, gdyż wszyscy przebywali w salonie.
Luke zaczął obawiać się, że jego plan dotyczący Ann się nie powiedzie. Widział, że dziewczyna nie jest nim zainteresowana w sposób, w jaki on by tego chciał. Brunetka widziała w nim jedynie dobrego przyjaciela, z którym czasem można wyskoczyć do kina, czy spędzić wieczór oglądając nudny film w telewizji. Jemu jednak to nie odpowiadało. Nie przestał jej kochać i był świadomy, że nigdy nie przestanie, dlatego też czym prędzej musiał zacząć działać. Bał się jednak, że jeśli będzie zbyt nachalny, wystraszy ją i jego szanse przepadną do zera.

Minęło trochę czasu, na dworze zrobiło się całkowicie ciemno, a impreza coraz bardziej się rozkręcała. Luke pił już trzecią butelkę piwa, siedząc samotnie w kuchni, do której od czasu do czasu ktoś wpadał by donieść przekąski, które szybko się kończyły.
- Luke, czemu do nas nie dołączysz? - odezwała się Ann, wchodząc do pomieszczenia i siadając na krzesełku obok blondyna.
- Zaraz przyjdę. - odparł, biorąc ostatni łyk i opróżniając przy tym butelkę.
- Chodź, bo przegapisz całą imprezę. - powiedziała wciąż uśmiechając się do niego. - Poza tym Calum tańczy na stole na środku salonu, musisz to zobaczyć. - zaśmiała się melodyjnie, po czym pociągnęła go za ramię by wstał, jednak on ani drgnął i ciągle pozostawał w tej samej pozycji.
- Oszczędzę sobie tego widoku. - stwierdził, przenosząc wzrok w podłogę.
- No dalej, nie bądź taki. - dalej próbowała go przekonać.
- Jaki? - spytał, zerkając na nią.
- Po prostu chodź ze mną. - Ann złapała jego dłoń.
Luke w końcu uległ i wstał z miejsca. Całe jego ciało ogarnęło przyjemne uczucie, kiedy ręka jego i Ann były ze sobą złączone. Poszedł za brunetką prosto do salonu, gdzie wszyscy świetnie się bawili pijąc, tańcząc i wygłupiając się.
Po jakimś czasie Luke'owi również udało się nieco wyluzować. Siedział na kanapie tuż obok Michaela, Ashtona, Ann i Caluma, który opowiadał jakiś nieśmieszny żart, który rozbawił wszystkich swoją bezsensownością. Ukradkiem zerkał na siedzącą obok niego brunetkę, która co chwilę wybuchała głośnym śmiechem obserwując swojego pijanego przyjaciela. W pewnej chwili poczuł, że zaczyna robić mu się niedobrze od zbyt dużej ilości piwa, którą wcześniej wypił, dlatego postanowił na chwilę udać się z powrotem do kuchni i napić się wody, która miała przywrócić jego stan do normy. Kiedy był już w pomieszczeniu, wziął pierwszą lepszą szklankę, napełnił ją i opróżnił zawartość za jednym razem. Poczuł ogromną ulgę. Wziął głęboki wdech i oparł się o blat stołu, chcąc całkowicie przywrócić się do porządku. Postanowił zacząć działać. Wiedział, że jeśli nic nie zrobi, nie uda mu się odzyskać Ann, dlatego uznał, iż najwyższy czas w końcu coś z tym zrobić.
Po kilku minutach, kiedy poczuł się już lepiej, opuścił kuchnię i szedł ponownie do salonu. Nigdzie jednak nie widział swoich przyjaciół. Rozglądał się po całym pomieszczeniu, ale po całej czwórce nie było śladu, jakby rozpłynęli się w powietrzu. Luke podszedł do kanapy stojącej na środku i usiadł na niej, zajmując miejsce obok jakiejś blondynki, której imienia nie pamiętał.
- Fajna impreza. - dziewczyna zagadnęła, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Ta. - Hemmings odparł od niechcenia, nie mając zamiaru nawiązywać z nią rozmowy.
- Jestem Sarah, w liceum chodziliśmy razem na angielski, pamiętasz? - blondynka nie dawała za wygraną.
- Jasne. - Luke odpowiedział, po czym zachowując się jak ostatni palant, wstał z miejsca i zignorował dziewczynę, zostawiając ją samą na kanapie.
Wiedział, że jego zachowanie było po prostu chamskie i niegrzeczne, ale w tamtej chwili nie przejmował się tym aż tak bardzo. Jedyne czego chciał to odnalezienie swoich przyjaciół, a zwłaszcza Ann. Rozejrzał się ponownie wkoło, po czym postanowił zacząć ich szukać, nie chcąc spędzać reszty nocy w samotności lub w towarzystwie ludzi, których ledwo znał. Postanowił na początek sprawdzić czy nie ma ich na zewnątrz. Kiedy otworzył drzwi, zimne, grudniowe powietrze uderzyło w niego, powodując nieprzyjemne dreszcze. Wyszedł na nieduży taras i już po chwili dostrzegł Caluma śpiącego na jednym z rozkładanych krzeseł. Zaśmiał się na widok Hooda, który najwyraźniej przesadził z alkoholem. Luke wiedział, że musi mu pomóc, ponieważ jeśli spędzi tu jeszcze trochę czasu to zamarznie.
- Calum, wstawaj. - potrząsnął jego ramię.
W odpowiedzi uzyskał jedynie jakieś niezrozumiałe mruknięcie ze strony przyjaciela, które rozbawiło go jeszcze bardziej.
- Chcesz zamarznąć? Wstawaj, do cholery. - Hemmings podniósł głos, chwytając bruneta i stawiając go na nogi.
- Co ty robisz, Michael? - spytał zdezorientowany Calum, który nie wiedział co się wokół niego działo.
- Od kiedy to jestem Michaelem?
- Sorry, Ashton. - Hood poprawił się, powodując wybuch głośnego śmiechu Luke'a.
- Chodź o środka. - Luke przerzucił jego ramię na swoją szyję i pomógł mu dojść do drzwi wejściowych, z trudem powstrzymując go od upadku.
W końcu udało im się wejść ponownie do domu. Przyjemne ciepło od razu ogarnęło ich oboje. Hemmings prowadził swojego przyjaciela, przepychając się między ludźmi tańczącymi na środku salonu. Wtedy niespodziewanie ktoś na niego wpadł, powodując, że omal się nie przewrócił wraz z Calumem. Podniósł głowę i już chciał coś powiedzieć do osoby, która go popchnęła ale w tym czasie jego wzrok zatrzymał się na czymś innym. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i z niedowierzaniem obserwował coś, czego się nie spodziewał.





__________________________________________________

dlaczego lubię ten rozdział?
dlaczego lubię pijanego Caluma? hahah

to chyba najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam, mam nadzieję, że to docenicie :)

dziękuję za wyświetlenia i komentarze, jesteście kochani.

nie zapomnijcie zajrzeć na moje drugie ff --> FAKE 

przypominam o hashtagu #AmnesiaFF

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 11


 KONIECZNIE PRZECZYTAJ WAŻNĄ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!


Dokładnie o godzinie ósmej trzydzieści po całym mieszkaniu rozległ się przeraźliwie głośny dźwięk budzika, który obudził pogrążonego w głębokim śnie Luke'a. Chłopak leniwie przekręcił się na drugi bok, sięgnął ręką po telefon leżący na stoliku i szybko wyłączył denerwującą melodię, której nienawidził słyszeć, zwłaszcza o porankach, kiedy jego łóżko było najwygodniejszym i najcudowniejszym miejscem na całej planecie, w którym chciałby spędzić resztę dnia, a nawet życia. Wiedział jednak, iż to niemożliwe. Czekała go siedmiogodzinna zmiana w sklepie muzycznym, dlatego też czym prędzej musiał wstać. Ostatni raz przeciągnął się, ziewnął kilka razy, przetarł zmęczone oczy, po czym ściągnął z siebie miękką kołdrę i stanął na równe nogi. Udał się do łazienki w celu wzięcia orzeźwiającego prysznica, który miał go ożywić. Następnie zabrał się za przygotowywanie śniadania. Z racji tego, iż nie był dobrym kucharzem i miał dość ograniczone umiejętności kulinarne, musiała wystarczyć mu miska czekoladowych płatków zalanych mlekiem, wyjętym bezpośrednio z lodówki.
Wyszedł z mieszkania, uprzednio zamykając je na klucz, który schował do tylnej kieszeni swoich jeansów. Wsiadł do auta, włączył swoją ulubioną płytę i ruszył w stronę centrum miasta, gdzie znajdował się "Musicland". Pomimo strasznych korków (co było czymś zupełnie normalnym o tej porze w mieście tak zatłoczonym jak Nowy Jork) udało mu się dotrzeć na miejsce na czas.
- Siema, Irwin. - przywitał się ze swoim przyjacielem, który już stał za ladą i przekładał w rękach płyty.
- Cześć, Luke. - odparł. - Mamy dziś sporo roboty. Właśnie przyszedł nowy towar. - wskazał na kilka pudeł stojących na podłodze. - Trzeba to wszystko rozpakować i wyłożyć na półki.
Luke pokiwał jedynie twierdząco głową, po czym bez słowa udał się na zaplecze, założył swoją firmową, czerwoną koszulkę, po czym wrócił do Ashtona i razem z nim zaczął segregować płyty oraz rozkładać nowe instrumenty, które dziś rano zostały dostarczone do sklepu.
*
Czas mijał wyjątkowo powoli. Na zegarze wybiła właśnie czternasta, co oznaczało, że do końca zmiany Luke'a pozostały jeszcze trzy, długie godziny. Hemmings z nudów zainteresował się nową gitarą, która została przywieziona dzisiejszego poranka. Usiadł na jednym z krzeseł i zaczął grać nieznaną mu melodię. Lubił to robić. Muzyka zawsze go odprężała i sprawiała, że na chwilę odrywał się od rzeczywistości. W końcu pojedyncze akordy, zaczęły układać się w jedną, spójną całość, a Luke żałował, że nie miał przy sobie nic do pisania, żeby zapamiętać melodię, którą właśnie grał.
- Wszystko w porządku, stary? - zagadnął nagle Ashton, zajmując miejsce obok swojego przyjaciela.
- Tak, a co? - Luke spytał zdziwiony.
- Nic. - Irwin wzruszył ramionami. - Chciałem tylko wiedzieć, jak się trzymasz. - dodał.
- Mam nudne życie, nudną pracę, sam jestem nudny. - blondyn odparł odkładając gitarę na stojak. - Poza tym dziewczyna, którą kocham od ponad trzech lat, mnie nie pamięta, bo ma pieprzoną amnezję i nic nie jest w stanie przywrócić jej pamięci. - powiedział ironicznie. - Cóż za cudowne życie, ale poza tym wszystko w porządku.
Luke sam nie wiedział dlaczego tak bardzo zirytowało go pytanie jego przyjaciela. Wiedział, że Ashton próbuje mu pomóc, że troszczy się o niego. Hemmings jednak był typem indywidualisty, który twierdził, że jest w stanie ze wszystkim poradzić sobie sam, i że niczyja pomoc nie jest mu potrzebna.
- Wyluzuj, stary. - Ash próbował go uspokoić. - Jeszcze nie wszystko stracone, możesz ją przecież odzyskać.
- Jak? - Luke uniósł pytająco brew, patrząc na przyjaciela.
- Daj jej trochę czasu. - poradził mu Irwin.
- No jasne. - syknął.
Ich rozmowa nagle przerwana została przez dźwięk dzwonka wiszącego tuż nad drzwiami, co oznaczało, że nowy klient postanowił ich odwiedzić. Oboje podnieśli głowy, by zobaczyć kim była ta osoba. Okazała się nią wysoka, szczupła brunetka o dużych, brązowych oczach.
- Cześć, chłopaki. - Ann przywitała się podchodząc zarówno do Ashtona jak i do Luke'a i oboje z nich obdarowała uściskiem.
- Annie. - szepnął jej Ash, kiedy brunetka go obejmowała. - Co tu robisz? - spytał.
- Przechodziłam akurat obok i pomyślałam, że wpadnę i zobaczę co u was słychać. - odparła, a z jej twarzy wciąż nie schodził uśmiech.
- Jak widzisz nic się u nas nie dzieje. Nudzimy się i czekamy aż nasza zmiana dobiegnie końca. - chłopak wyjaśnił.
- O której kończycie? - dziewczyna zapytała.
- O siedemnastej. - odpowiedział jej Luke.
- Wyślij mi smsem swój adres. Wpadnę do Ciebie, bo muszę z tobą porozmawiać. - rzekła Ann, po czym pożegnała się z chłopakami i opuściła sklep.
*
Wybiła dziewiętnasta. Luke nerwowo przechadzał się z kuchni do salonu i tak w kółko przez ostatnie pół godziny, niedużo brakowało do tego, by wydeptał w tym miejscu ścieżkę. Dręczyło go pytanie, na jaki temat Ann chciała z nim porozmawiać. W jego głowie pojawiły się setki przeróżnych odpowiedzi. Czyżby pamięć jej wróciła, a może przemyślała sobie wszystko i postanowiła ponownie z nim zamieszkać? Chłopak nie miał pojęcia o co mogło jej chodzić. Był zdenerwowany jak nigdy dotąd. Z tego wszystkiego nawet posprzątał całe mieszkanie, które teraz lśniło czystością. Wcześniej nigdy nie miał w zwyczaju tego robić, gdyż był raczej człowiekiem leniwym, któremu życie w bałaganie aż tak bardzo nie przeszkadzało.
Nasłuchiwał tykania zegara, które z sekundy na sekundy stawało się coraz głośniejsze. Niecierpliwił się. W końcu jednak usłyszał upragniony dźwięk dzwonka do drzwi. Z zawrotną prędkością podbiegł do nich, szybko chwycił okrągłą klamkę i jednym gwałtownym ruchem je otworzył. Uprzednio jednak wziął jeszcze bardzo głęboki wdech, starając się uspokoić, by dziewczyna nie mogła wyczuć tego, jak bardzo się denerwował.
- Hej. - Ann powiedziała, posyłając Luke'owi szczery uśmiech, na widok którego chłopakowi zrobiło się cieplej na sercu.
- Hej. - odparł, po czym gestem dłoni zaprosił ją do środka. - Wejdź.
Brunetka skinęła jedynie głową, po czym przekroczyła próg mieszkania. Zdjęła płaszcz oraz szal a następnie powiesiła je na stojącym nieopodal wieszaku. Zaczęła rozglądać się po wszystkich pomieszczeniach.
- Nieźle się tu urządziłeś. - stwierdziła z podziwem.
- Tak właściwie, to ty zajmowałaś się wystrojem kiedy się tu przeprowadzaliśmy. - Luke wyjaśnił jej, przypominając sobie tym samym wydarzenia sprzed około pół roku, kiedy właśnie wtedy wraz z Ann wynajęli to mieszkanie. Pamiętał jak bardzo dziewczyna była nim zachwycona i z jak ogromną ekscytacją wzięła się za rozpakowywanie wszystkich rzeczy i ustawianie ich na półkach. Po kilku godzinach wnętrze wyglądało naprawdę dobrze.
- Naprawdę? - spytała z lekkim niedowierzaniem.
Luke jedynie skinął głową, po czym udał się do salonu a brunetka podążyła za nim, nie przerywając rozglądania się po pomieszczeniach. Nagle jej wzrok przykuła fotografia stojąca na stoliku obok kanapy. Dziewczyna podeszła do niej i delikatnie ujęła ją w dłonie, wcześniej podziwiając piękną, złotą ramkę, w którą zdjęcie było oprawione. Ann przyglądała się obrazkowi z niezwykłym zaciekawieniem. W końcu uśmiechnęła się i odwróciła w stronę Luke'a, który zdążył już zająć miejsce na kanapie. Brunetka zbliżyła się i usiadła obok niego, nie wypuszczając fotografii z dłoni.
- Kiedy to zdjęcie zostało zrobione? - spytała, patrząc na niego.
- Zeszłoroczny Sylwester. - Luke odparł.
- Wyglądamy na szczęśliwych. - stwierdziła, przejeżdżając dłonią po dwóch uśmiechniętych postaciach przedstawionych na obrazku.
- Bo tacy byliśmy. - Hemmings szepnął. - A to zdjęcie, dałaś mi na naszą rocznicę dwa miesiące temu, wtedy kiedy mieliśmy ten cholerny wypadek.
- Wtedy była nasza rocznica? - zapytała, na co Luke odpowiedział jej skinieniem głowy. - Która?
- Trzecia.
Zapadła cisza. Żadne z nich nie odzywało się przez kilka następnych minut. Oboje pogrążyli się we własnych myślach wpatrując się w fotografię. Luke tak bardzo żałował, że Ann tego nie pamiętała. To był jeden z najpiękniejszych dni w jego życiu. Tęsknił za tamtymi czasami. Nie chciał jednak o tym myśleć. Szybko otrząsnął się i wrócił do rzeczywistości. Spojrzał na siedzącą obok niego dziewczynę, która wciąż nie przerywała oglądania zdjęcia.
- Chciałaś o czymś porozmawiać. - odezwał się w końcu, przerywając milczenie.
- Ach tak. - odparła, po czym odłożyła ramkę z powrotem na miejsce, w którym znajdowała się ona wcześniej.
- Więc, o co chodzi? - Luke spytał, udając obojętnego, choć tak naprawdę w jego umyśle pojawiały się setki różnych zdań i słów, które za chwilę miały paść z jej ust.
- Chodzi o Ashtona.
Hemmings momentalnie posmutniał. Dziwił się,  jak mógł być tak głupi myśląc, że Ann mogła zmienić zdanie co do przeprowadzki lub przypomnieć sobie wszystkie wydarzenia sprzed wypadku. Sprawa nawet nie dotyczyła jego. Tylko Ashtona.
Chłopak nie chciał tego słuchać, ale postanowił tego nie okazywać, więc uniósł jedynie brwi, dając tym samym sygnał Ann, by kontynuowała.
- W sobotę są jego urodziny. - powiedziała. - Pomyślałam, że moglibyśmy razem z Calumem i Michaelem coś przygotować.
- Co na przykład? - Luke spytał, choć pomysł ten nie za bardzo przypadł mu do gustu. Był po prostu zazdrosny, że dziewczyna interesowała się nie nim, tylko jego najlepszym przyjacielem - Ashtonem.
- Może przyjęcie niespodzianka? - zaproponowała. - Akurat w weekend moi rodzice wyjeżdżają do Bostonu, więc będę mieć cały dom dla siebie i tam moglibyśmy zrobić imprezę. Co ty na to? Wchodzisz w to? - zapytała podekscytowana.
- Ok, czemu nie?. - Luke wzruszył jedynie ramionami.
- To świetnie. - Ann klasnęła w dłonie z radości. - Muszę teraz jeszcze zadzwonić do chłopaków i ich poinformować. - powiedziała, po czym wstała z kanapy. - Cieszę się, że chcesz mi w tym pomóc.
- Nie ma sprawy. - Hemmings rzucił obojętnie.
Brunetka posłała mu jedynie uśmiech, po czym zaczęła kierować się w stronę drzwi wyjściowych, następnie założyła swój czerwony płaszcz, na którym o dziwo nie było już śladu po kawie, którą kilka dni wcześniej wylał na nią Luke, owinęła szyję ciepłym szalem, po czym czekała aż jej przyjaciel otworzy jej drzwi, by mogła opuścić mieszkanie.
- Spotkajmy się jutro z Calumem i Michaelem. - poinformowała go. - Pojedziemy na zakupy i kupimy wszystkie potrzebne rzeczy.
- Do siedemnastej jestem w pracy.- odparł Luke.
- W takim razie o osiemnastej przyjedziemy po ciebie, bądź gotowy. - odpowiedziała, po czym szybko go przytuliła i opuściła mieszkanie zostawiając go samego.
Chłopak zamknął drzwi i z powrotem udał się do salonu. Idąc, kopnął jeszcze z całej siły w stolik, na którym znajdowała się lampa, która pod wpływem uderzenia spadła na podłogę i rozbiła się na setki kawałków, robiąc przy tym spory hałas.
- Zajebiście. - Luke wykrzyczał, po czym rzucił się na kanapę, włączył telewizor i zaczął oglądać pierwszy lepszy program, który i tak w ogóle go nie interesował.
Zdał sobie sprawę z tego, że musi zacząć działać. Wiedział, iż najwyższy czas wprowadzić w życie drugą część planu. Przyjęcie urodzinowe Ashtona było do tego świetną okazją, której nie mógł zmarnować.

______________________________________________

Ważna notka, przeczytaj do końca, proszę.

1. Nie wiem czy wiecie, ale zaczęłam pisać drugie, zupełnie nowe ff. Tematyka "FAKE" jest całkowicie inna od "Amnesii". Jeśli lubicie kryminały, thrillery i tego typu rzeczy, to zapraszam was do czytania. Jak na razie jest tylko jeden rozdział, ale jutro już pojawi się kolejny. Jeśli Wam się spodoba, to napiszcie komentarz czy cokolwiek, żebym poznała waszą opinię na ten temat.
linki:

2. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Wcześniej zastanawiałam się czy jest sens dalej to pisać, bo i tak czyta to 4 czy 5 osób. Jak się jednak okazało, jest was nieco więcej. Dlatego też postanowiłam nie wątpić w to ff i będę je pisać dalej. Zamierzam je skończyć, bo całą fabułę na dalsze rozdziały mam mniej więcej w głowie. Więc jeśli doceniacie moją pracę i siedzenie po kilka godzin nad jednym rozdziałem, to bardzo bym prosiła by KAŻDY kto to przeczyta zostawił maleńki ślad po sobie, w postaci zwykłego "czytam" lub innego słowa. To naprawdę dużo dla mnie znaczy.

3. Pewnie teraz pomyślicie, że to beznadziejny pomysł, ale no trudno. Postanowiłam go w końcu zaproponować. A więc, czy hashtag #AmnesiaFF to głupota i ściąganie z innych blogów? Pomyślałam, że moze jeśli nie chce wam się tutaj komentować to może chociaż na Twitterze ktoś coś o tym wspomni? Głupi pomysł, wiem, bo nikt raczej niczego nie tweetnie, ale warto spróbować :)

4. Kolejna maleńka prośba do Was. A więc, chciałabym, aby choć troszkę więcej osób czytało "Amnesię" więc jeśli moglibyście to polecajcie to ff innym. Np. gdy na twitterze ktoś pyta czy znacie jakieś ff, to wyślijcie mu linka do mojego, a może mu się spodoba, kto wie? :)

5. Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń przy zwiastunie.

6. Jeśli macie jakieś pytania to wpadacie na mojego ASKA, chętnie odpowiem na wszystko.

7. Rozdział nie jest zbyt interesujący, wiem to, ale musiał się pojawić. Pełni on funkcję rozdziału przejściowego, wybaczcie.

ale się rozpisałam. pewnie i tak nikt tego nie przeczytał.

poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział 10



Trzymając w dłoni telefon, Luke siedział na jednej z ławek znajdujących się w Central Parku i wpatrywał się w kolorowy wyświetlacz. Zastanawiał się czy wykonać połączenie czy nie. Nie był pewien, czy Ann zgodzi się na jego propozycję. W ciągu ostatnich dwóch tygodni opracował szczegółowy plan. Twierdził, że jeśli kiedyś udało mu się ją w sobie rozkochać, tym razem może również wszystko się powiedzie. Przypomniał sobie jak dokładnie wyglądał początek ich znajomości trzy lata wcześniej. Pamiętał każdy, nawet ten najmniejszy detal. Postanowił więc sprawić, by ostatnie lata wydarzyły się ponownie.
Wziął ostatni, głęboki wdech i wcisnął zieloną słuchawkę, oznaczającą rozpoczęcie połączenia.
Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty i nic. Ann nie odebrała. Luke był początkowo nieco zawiedziony, ale postanowił się nie poddawać. Przez ostatnie miesiące dużo przeszedł, ale wyciągnął też z tego ważną lekcję. Zdał sobie sprawę z tego, że musi być silny i nie może tak po prostu odpuścić sobie dziewczyny, która była miłością jego życia.
Spróbował więc ponownie. Jeden sygnał, drugi, trzeci…
- Halo? – odezwał się cichy głos po drugiej stronie.
- Cześć, Ann. – Luke powiedział starając się brzmieć radośnie.
- Cześć. – dziewczyna odparła, prawdopodobnie uśmiechając się, gdyż ton jej głosu zmienił nieco swoją barwę.
- Co robisz? – Hemmings spytał, usiłując się nie zdradzać tego jak bardzo był zdenerwowany.
- Siedzę w domu i słucham muzyki. A ty?
- Jestem właśnie w Central Parku i pomyślałem, że może… - przełknął głośno ślinę, po czym wziął głęboki oddech. – Chciałabyś tu przyjść to moglibyśmy razem coś porobić. – zaproponował ze spokojem w głosie, choć tak naprawdę wypowiedzenie każdego słowa sprawiało mu trudność. Czuł się jakby zapraszał na randkę dziewczynę, której nie znał. W pewnym sensie tak było, gdyż po wypadku Luke dla Ann był zupełnie obcą osobą.
- Chętnie. – dziewczyna zgodziła się. – Powiedz gdzie dokładnie jesteś.
- Na naszej ławce… - zatrzymał się, przypominając sobie, że przecież ona tego nie pamięta. – To znaczy na ławce niedaleko jeziora, przy budce z hot-dogami. – poprawił się.
- Ok, będę za dwadzieścia minut. – powiedziała, po czym rozłączyła się.
Na twarzy Luke pojawił się uśmiech. Cieszył się, że pierwsza część jego planu powiodła się. Obawiał się tego, że Ann nie będzie chciała się z nim spotkać, ale na szczęście nic takiego się nie stało i dziewczyna bardzo chętnie zgodziła się przyjść w umówione miejsce.
Teraz przyszedł czas na drugą, trudniejszą część planu opracowanego przez Luke’a. Wiedział, iż tym razem nie będzie tak łatwo, ale postanowił się nie poddawać. Wstał z ławki i udał się do miejsca, gdzie starszy mężczyzna sprzedawał kawę. Czuł się jakby przeżywał coś w rodzaju deja-vu, ponieważ prawie identyczna sytuacja miała miejsce trzy lata wcześniej. Ale taki właśnie był jego plan.
Ustawił się w kolejce składającej się z około pięciu osób i cierpliwie czekał, szukając w międzyczasie drobnych, by móc zapłacić za gorący napój. Kiedy w końcu dostał zamówioną kawę ponownie udał się na ławkę, na której siedział wcześniej. Z racji tego, iż była już druga połowa listopada, na dworze było naprawdę bardzo zimno. Luke objął dłońmi ciepły kubek, chcąc nieco się ogrzać, podczas oczekiwania na pojawienie się Ann.
Po upływie około dziesięciu minut zauważył znajomą postać zbliżającą się w jego kierunku. Uśmiechnął się na jej widok, gdyż wyglądała naprawdę pięknie. Miała na sobie czerwony płaszcz sięgający do połowy ud, wokół szyi obwiązany miała ciepły, beżowy szal a spod jasnej czapki wystawały brązowe kosmyki jej włosów opadające na ramiona. Luke szybko jednak spuścił z niej wzrok i odwrócił się do niej plecami, by dziewczyna nie zauważyła, że wcześniej się jej przyglądał. Sekundy mijały coraz wolniej, dłużąc się niczym godziny.  Oddech chłopaka stawał się coraz bardziej przyspieszony a ręce zaczęły drżeć z ogarniających go nerwów. Stał, co chwilę przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Nagle poczuł delikatny dotyk dłoni na swoim ramieniu. Udał, że się przestraszył i jednym, gwałtownym oraz szybkim ruchem odwrócił się sprawiając, że zawartość kubka z kawą trzymanego w dłoni znalazła się na płaszczu dziewczyny, pozostawiając na nim dużą plamę.
- O Boże, Ann, przepraszam. – powiedział szybko, udając zmartwionego.
Czuł się źle z tym, że zachowywał się jakby wylanie gorącego napoju na nią było przypadkiem. Jednak to wszystko to nie był tylko zbieg okoliczności. Trzy lata temu poznali się właśnie w ten sposób. Pamiętał ten dzień jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj. Pomyślał, że jeśli powtórzy to ponownie, to dziewczyna może zacznie sobie coś przypominać.
- Tak mi przykro, nie zauważyłem cię. – zaczął dalej się usprawiedliwiać.
Ann tylko westchnęła, wyciągając z torebki chusteczkę.
- Nic nie szkodzi, to był wypadek. – odparła, starając się wytrzeć brązową plamę, jednak bezskutecznie. – Będę musiała iść się przebrać i…
- Nie. – przerwał jej. – Pozwól, że wynagrodzę ci to i zabiorę cię na kawę.
- Chyba mam już dość kawy jak na jeden dzień. - zażartowała.
- Nie daj się prosić.
- Ale, Luke…
- Żadnych „ale”. Chodź.
Brunetka skinęła głową i ruszyła za Lukiem. Chłopak cieszył się teraz jeszcze bardziej, gdyż wszystko toczyło się dokładnie tak jak to zaplanował; dokładnie tak jak trzy lata temu. Po kilku minutach dotarli do samochodu zaparkowanego na rogu ulicy. Hemmings otworzył drzwi od strony pasażera, by Ann mogła wsiąść do środka. Dziewczyna podziękowała, posyłając mu niewinny uśmiech.
- Gdzie jedziemy? – spytała, zapinając pas bezpieczeństwa.
- Do naszej ulub… - zatrzymał się, ponownie przypominając sobie, że Ann i tak nie pamięta tego, że „Sweet Heaven” było jednym z ich ulubionych miejsc, które odwiedzali naprawdę bardzo często. – Do jednej z najlepszych kawiarni. – poprawił się, na co Ann przytaknęła.
Po kilku minutach dotarli na miejsce. Weszli do środka, gdzie panowało przyjemne ciepło w porównaniu z mroźną temperaturą jaka była na zewnątrz. Podeszli do stolika znajdującego się przy oknie i zajęli miejsca. Chwilę później podeszła do nich kelnerka, która w jednej dłoni trzymała nieduży notes a w drugiej długopis.
- Co podać? - spytała, wymuszając uśmiech.
Ann chwyciła kartę i zaczęła się jej przyglądać, lecz po upływie dosłownie dwóch sekund odłożyła ją z powrotem na miejsce.
- Dla mnie karmelowe latte i kawałek szarlotki. - powiedziała uprzejmym głosem.
Luke zaczął się uśmiechać, przyglądając się dziewczynie. Był ciekaw czy zamówi to co brała za każdym razem kiedy tu przychodzili. Miał rację. Jej gust jak widać nie uległ zmianie.
- Czemu się śmiejesz? - brunetka spytała patrząc na Luke'a ze zdziwieniem. - Mam coś na twarzy? - zaczęła pocierać dłońmi skórę swoich policzków myśląc, że coś się na nich znajdowało i właśnie to rozbawiło jej towarzysza.
- Nie. - chłopak pokręcił głową. - Po prostu zawsze zamawiasz to samo. Od trzech lat, za każdym razem kiedy tu przychodziliśmy...
- Luke, posłuchaj. - dziewczyna przerwała mu.
- Tak? - uniósł brew, posyłając jej pytające spojrzenie, nie wiedząc co dziewczyna dokładnie ma na myśli.
- Wiem, że wcześniej coś nas łączyło. - zaczęła, biorąc głęboki wdech. - To znaczy nie wiem, ale wszyscy tak mówią. Ale ja naprawdę tego nie pamiętam, przepraszam. - mina brunetki nieco posmutniała.
- I pomyśleć, że to wszystko moja wina. - Luke spuścił wzrok, wlepiając go w podłogę.
W głowie ponownie zaczęły pojawiać mu się wspomnienia z wypadku mającego miejsce kilka miesięcy wcześniej. Oddałby wszystko, by móc cofnąć czas i nie dopuścić, by to kiedykolwiek się wydarzyło. Niestety to nie było możliwe. Życie toczyło się dalej i trzeba było pogodzić się z tym co się stało.
Luke potrząsnął głową, odganiając od siebie nieprzyjemne wspomnienia.
- To był wypadek, nie obwiniaj się. - Ann próbowała go pocieszyć. - Lekarze mówią, że jest nadzieja, że utracone wspomnienia wrócą. Bardzo mała, ale jednak jest.
- Tak bardzo za nami tęsknię, wiesz?
Dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć, dlatego posłała mu jedynie lekki uśmiech, po czym odwróciła wzrok, wpatrując się w okno.
- Może opowiesz mi jak to między nami było? - zaproponowała. - Jak się poznaliśmy, jak się nam układało i tak dalej.
W oczach Luke'a pojawiły się maleńkie iskierki nadziei. Od razu ożywił się słysząc słowa dziewczyny. Rozpoczął opowiadać jej wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, opisując nawet to w co była ubrana podczas danego dnia. Chłopak miał bardzo dobrą pamięć, dlatego zapamiętywanie takich detali nie sprawiało mu trudności. Ann nawet na chwilę mu nie przerwała. Bezustannie słuchała z zaciekawieniem wpatrując się w niego. Nim zdążyli się zorientować, na dworze nastał wieczór.
- Zaraz, zaraz. - dziewczyna w końcu się odezwała po długim milczeniu. - Czyli dziś specjalnie wylałeś na mnie tą kawę!
- Tak. - Luke zaśmiał się. Nie przejmował się tym, że jego plan właśnie został ujawniony. - Pomyślałem, że jeśli dokładnie odtworzę moment naszego pierwszego spotkania to może zaczniesz sobie coś przypominać. - wyjaśnił, upijając łyk gorącej czekolady, którą wcześniej zamówił.
- Niestety, nadal mam pustkę w głowie. Ostatnie co pamiętam to wyjazd na wakacje gdy miałam piętnaście lat. - Ann ponownie posmutniała.
- Powinnaś znów ze mną zamieszkać, może to by pomogło. - chłopak powiedział.
- Luke, wybacz, ale to niemożliwe. - dziewczyna pokręciła przecząco głową. - Przepraszam. - dodała, patrząc mu prosto w oczy.
- Chociaż na kilka dni. - Hemmings nie odpuszczał. - Moglibyśmy spróbować.
- Wybacz, ale to nie jest dobry pomysł. Nic z tego nie będzie, Luke.
Chłopak westchnął wiedząc, że jego prośby i tak na nic się nie zdadzą, ponieważ Ann nie zamierza zmienić zdania. Nie dziwił jej się w ogóle, gdyż po wypadku był on dla niej zupełnie obcą osobą. Sam nie wyobrażał sobie mieszkania z kimś, kogo dopiero co poznał. Nie chciał też za bardzo naciskać na nią, gdyż wtedy dalsza część jego planu mogłaby się nie powieść. Postanowił nie działać pochopnie. Musiał uzbroić się w cierpliwość. Najpierw chciał się z nią zaprzyjaźnić, później zdobyć jej zaufanie a następnie robić kolejne kroki, mające na celu wzbudzenie w niej głębszych uczuć.
- Masz rację. Nie powinienem był w ogóle o to pytać, przepraszam. Zapomnij o tym. - powiedział, zdając sobie, że wcześniej był zbyt nachalny.
- To naprawdę dziwne uczucie, kiedy te wszystkie wspomnienia zniknęły. - Ann zmieniła temat. - Ludzie opowiadają ci różne rzeczy, a ty nie wiesz czy mówią prawdę czy nie, bo tego nie pamiętasz.
- Wszystko co powiedziałem ci o nas, było prawdziwe. - Luke odparł, myśląc, że dziewczynie chodzi o to, iż większość z tego co jej opowiadał była wymyślona.
- Nie twierdzę, że kłamiesz. - rzekła, a on odetchnął z ulgą na te słowa. - To wszystko jest po prostu dziwne, ale muszę do tego przywyknąć i zastąpić stare wspomnienia nowymi.
- Po naszym dzisiejszym spotkaniu już masz jedno nowe do kolekcji. - Luke spojrzał na nią, posyłając jej uśmiech. - Mam nadzieję, że nie gniewasz się za to, że wylałem na ciebie tą kawę, może to nie był dobry pomysł z dokładnym odtwarzaniem naszego pierwszego spotkania.
- Nie, to było całkiem zabawne. - zaśmiała się. - Doceniam to, że próbujesz mi pomóc odzyskać pamięć.
- Gdybym mógł, zrobiłbym wszystko, żebyś sobie mnie przypomniała, wiesz o tym.
- Wiem. - skinęła głową. - A teraz wracajmy już, robi się późno. - powiedziała, zerkając na zegarek znajdujący się na jej nadgarstku, który wskazywał godzinę dwudziestą trzydzieści.
- Racja, wracajmy. - Luke zgodził się, po czym wstał z miejsca.
Oboje założyli swoje kurtki, następnie wychodząc z lokalu i udając się do samochodu zaparkowanego nieopodal.
Dokładnie tak wyglądała ich pierwsza randka. Luke tak dobrze pamiętał ten dzień, kiedy zasiedzieli się w "Sweet Heaven" rozmawiając o wszystkim i o niczym. Już wtedy czuł, że Ann była jego bratnią duszą. Uśmiechnął się na wspomnienie o tym, po czym odpalił silnik i wyjechał na ulicę. Włączył radio, żeby umilić podróż, która miała trwać tylko kilkanaście minut, gdyż mieszkanie Ann znajdowało się niedaleko. Gdy dotarli na miejsce, Luke zatrzymał się na podjeździe, gasząc silnik.
- Dzięki za miły wieczór. - brunetka powiedziała, odwracając swoją głowę w kierunku chłopaka siedzącego za kierownicą. Ich spojrzenia się spotkały i oboje w tym samym czasie się uśmiechnęli. - Musimy to kiedyś powtórzyć.
- Kiedy tylko chcesz. - Luke odparł.
Cieszył się, że Ann miło spędziła z nim ten dzień. Obawiał się wcześniej, że może będzie na niego zła za ubrudzenie jej płaszcza i nie będzie chciała iść z nim do kawiarni. Na szczęście jednak tak się nie stało. Wszystko szło zgodnie z planem.
- To do zobaczenia. - dziewczyna otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz.
- Na razie. - Luke odpowiedział, machając do niej.
Kiedy brunetka zniknęła za drzwiami do jej domu, odpalił ponownie samochód i ruszył przed siebie. Miał naprawdę dobry humor i całą drogę powrotną uśmiechał się sam do siebie, podśpiewując piosenki lecące w radiu. Tęsknił za spędzaniem czasu z Ann, tęsknił za ich rozmowami, za jej aksamitnym głosem i uroczym śmiechem. Dzisiejszy dzień uświadomił mu, że nie może się poddać i musi walczyć, dopóki jej nie odzyska. 

______________________________________________

jeśli to czytasz to proszę skomentuj. Napisz "czytam" czy cokolwiek, nawet głupią kropkę, bo nie wiem czy jest sens dalej to pisać :c  


poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział 9



Podczas kolejnego, chłodnego, listopadowego wieczoru Luke siedział wygodnie na stojącej w salonie kanapie, popijał zimną colę, oglądając w tym czasie film, którym w ogóle nie był zainteresowany. Minęło kilka tygodni, podczas których życie chłopaka powoli zaczynało wracać do dawnego, nudnego porządku. Prawie wszystko było tak jak dawniej. Luke wrócił do pracy w sklepie muzycznym należącym do ojca Ashtona, przeprowadził się na stałe do swojego mieszkania, przestał odwiedzać rodziców. Życie toczyło się dalej, a on musiał zapomnieć o wydarzeniach mających miejsce dwa miesiące wcześniej. Powoli docierało do niego to, co się wydarzyło i z dnia na dzień pogodził się z tym, że już nigdy nie uda mu się odzyskać Ann. Uznał, że dalsze starania nie mają sensu, ponieważ nic nie było w stanie przywrócić jej pamięci. Postanowił więc odpuścić i ruszyć ze wszystkim naprzód.
Kiedy film został przerwany przez reklamy, Luke leniwie podniósł się z kanapy i udał się do kuchni, w celu zrobienia popcornu. Wrzucił opakowanie do mikrofalówki i odczekał kilka minut aż jedzenie będzie gotowe. Wsypał wszystko do miski, po czym ponownie wrócił do pokoju i kontynuował oglądanie filmu, który właśnie ponownie się zaczął. Był późny wieczór, dlatego też po kilkunastu minutach Luke poczuł, że zaczyna robić się senny, a jego powieki stawały się coraz cięższe. Kiedy zamknął oczy i powoli zaczął zasypiać, usłyszał głośne pukanie do drzwi, na dźwięk którego aż podskoczył, wysypując z miski resztki popcornu, które teraz rozrzucone były po całym dywanie. Chłopak westchnął głęboko, zastanawiając się, kto może chcieć odwiedzać go o ósmej wieczorem w piątkowe popołudnie. Podniósł się z miejsca i ruszył w kierunku drzwi. Wyjrzał jeszcze przez wizjer, by zobaczyć kto postanowił złożyć mu wizytę. Przez mały otwór dostrzegł roześmianą twarz swojego przyjaciela. Szarpnął mocno za klamkę, chcąc powiedzieć mu, że nie ma ochoty nigdzie z nim wychodzić.
- Ashton, mówiłem ci, że… - przerwał, kiedy ujrzał chowającą się za plecami chłopaka Ann.
- Cześć Luke, ciebie też miło widzieć. – Ash powiedział sarkastycznie, przewracając oczami.
- Po co przyszedłeś? To znaczy, po co przyszliście? – Luke spytał, opierając się o framugę drzwi. – Cześć, Ann. – mruknął, posyłając dziewczynie wymuszony uśmiech.
- Hej. – odezwała się cicho.
- Pomyśleliśmy, że może chciałbyś gdzieś z nami wyjść, w końcu jest piątek wieczór a ty siedzisz tu sam i znów oglądasz jakieś durne filmy. – prychnął, krzyżując ręce na piersi.
- Dzięki za propozycję, ale nie skorzystam. – Luke zaczął już zamykać drzwi, które po chwili zostały zatrzymane przez stopę Ashtona.
- Nie daj się prosić, Luke. – powiedziała Ann. – Będzie fajnie, chodź z nami. – położyła mu dłoń na ramieniu, ale on szybko ją zrzucił. Nie chciał przypominać sobie jak bardzo tęsknił za jej dotykiem. Wiedział, że już nigdy jej nie odzyska, dlatego wolał całkowicie wyrzucić ją ze swoich myśli, choć była to najtrudniejsze zadanie z jakim kiedykolwiek musiał się mierzyć.
Gdy brązowe tęczówki brunetki patrzyły na niego wyjątkowo przekonującym wzrokiem w końcu uległ i postanowił spędzić trochę czasu z nią i Ashtonem. Chciał wrócić do dawnej normalności, a zamykanie się samemu w domu i oglądanie telewizji każdego wieczoru, na pewno mu w tym nie pomagało. Zaczynał tęsknić za wszystkimi wypadami z przyjaciółmi, podczas których zawsze świetnie się bawili.
- Dobra. – westchnął ze zrezygnowaniem. – Tylko założę kurtkę, poczekajcie chwilę. – na jego słowa Ann aż pisnęła z radości a Ash szeroko się uśmiechnął. Najwyraźniej ucieszyli się, że udało im się w końcu przekonać Luke’a, by wyszedł z domu.
Po chwili blondyn stał już przy nich, zamykając drzwi do mieszkanie na klucz, który następnie schował do tylnej kieszeni swoich czarnych spodni.
- Więc gdzie chcecie iść? – spytał, kiedy całą trójką stali już na ulicy.
- Nie wiemy jeszcze. Czekamy na razie na Michaela i Caluma. – wyjaśnił Ashton, chowając obie dłonie do kieszeni, gdyż na dworze było naprawdę zimno.
Luke stał niezręcznie obok Ann i uważnie obserwował każdy jej ruch podczas gdy ona rozmawiała o czymś z jego przyjacielem. Nie mógł nic poradzić na to, że wciąż ją kochał. Niczego nie pragnął tak bardzo jak tego, by móc znów trzymać ją w swoich ramionach i powtarzać jej, że jest dla niego wszystkim. Był jednak świadomy tego, że to już nigdy się nie wydarzy.
- Już jadą! – Ashton krzyknął, wskazując palcem na zbliżające się w ich kierunku auto, które już po chwili zatrzymało się tuż przy nich.
- Wsiadajcie. – Michael wychylił głowę przez okno, nakazując reszcie by weszła do środka.
Calum zajmował fotel pasażera, co chwilę zmieniając piosenki lecące z radia. Przywitał się z przyjaciółmi, po czym wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Na tylnym siedzeniu usiadł Ash i Luke, a miejsce po środku, między nimi zajęła Ann.
- To gdzie jedziemy? – Luke odezwał się, przerywając krótką chwilę milczenia.
- Myśleliśmy, żeby może jechać gdzieś do klubu. – zaproponował Mike.
- Dawno w żadnym nie byliśmy. – dodał Calum, odwracając się do siedzących z tyłu przyjaciół.
Chłopak miał rację. Od wypadku, mającego miejsce już prawie dwa miesiące temu nigdzie razem nie wychodzili. Nikt nie był w nastroju na jakąkolwiek zabawę, wiedząc jak ciężka była sytuacja, w której wszyscy się znajdowali. Luke w myślach również zgodził się ze swoim przyjacielem, ale nie chciał mówić tego na głos, więc pokiwał jedynie głową, pozostając cicho.
- Który klub? – zapytał Ashton.
- Obojętnie. Ten, który jest najbliżej. – powiedział Michael, dociskając mocniej pedał gazu, po czym ruszył na przód.
Po kilkunastu minutach jazdy, dojechali na miejsce. Luke’owi nie za bardzo przypadł do gustu pomysł z pójściem na imprezę. Nie miał ochoty tańczyć, słuchać przeraźliwie głośnej muzyki. Alkoholu również nie zamierzał pić, gdyż nie chciał wracać do nałogu, z którym wcześniej walczył. Wysiadł więc z auta i powoli podążył za resztą przyjaciół, która stała już w kolejce do wejścia. Chwilę później wszyscy już weszli do środka. Luke rozejrzał się wokoło, schował ręce do kieszeni, po czym udał się do pierwszego wolnego miejsca znajdującego się przy barze. Usiadł na wysokim krzesełku i odwrócił się tyłem do parkietu.
- Co dla pana? – spytał nagle barman.
- Colę. – Luke odparł, nie nawiązując z nim nawet kontaktu wzrokowego.
- Może jednak coś mocniejszego? – mężczyzna nalegał.
- Tylko colę.
Kiedy Luke siedział sam, popijając zimny napój ze szklanki, nagle zauważył, że ktoś usiadł na krzesełku obok niego. Odwrócił powoli głowę, chcąc zobaczyć kim była ta osoba.
- Luke, co z tobą? – Ashton powiedział, patrząc zmartwionym wzrokiem na swojego przyjaciela, który najwyraźniej nie był w nastroju na imprezowanie.
Blondyn wzruszył jedynie ramionami.
- Wszystko ok. – odparł.
- Chodź dołącz do nas. – zaproponował. – Nie siedź ciągle sam.
- Zaraz do was przyjdę, tylko skończę napój. – rzekł, chcąc pozbyć się Asha.
- Luke, Ashton! – nagle rozległ się dźwięk głosu Ann, która już po chwili pojawiła się i objęła ramionami obydwóch chłopaków, stając między nimi. – Co robicie?
Po ciele Luke’a ponownie przeszedł przyjemny dreszcz spowodowany dotykiem brunetki. Brakowało mu tego, dlatego tym razem nie zrzucił jej ręki.
- Gadamy. – powiedział, patrząc na nią.
Tak bardzo kochał jej oczy. Tęsknił za ich idealnie brązowym kolorem i za gęstym wachlarzem rzęs, którymi były otoczone. Coraz bardziej chciał ją odzyskać. Z każdą chwilą uświadamiał sobie, że nie może bez niej żyć.
- Chodźcie tańczyć. – dziewczyna zaproponowała, kierując swoje słowa bardziej do Ashtona, gdyż zapewne wiedziała, iż Luke i tak odrzuci jej propozycję.
Minęła chwila a chłopak z kręconymi blond włosami już wstał z miejsca i stanął obok niej, szeroko się uśmiechając.
- Idziesz, Luke? – spytała, patrząc na chłopaka, który wciąż siedział i kończył pić swój napój.
- Nie. – pokręcił głową.
- Jak chcesz. - brunetka wzruszyła ramionami, po czym odeszła wraz z Ashtonem.
Luke tym razem odwrócił się w stronę parkietu. Chciał móc wszystko obserwować. Skupił swój wzrok na Ann, która chwyciła dłoń Asha i ruszyła z nim w miejsce, gdzie wszyscy tańczyli. Widząc ich złączone ręce, Luke poczuł to okropne ukłucie w sercu. Tak bardzo pragnął być na miejscu swojego przyjaciela. Zacisnął jedną dłoń w pięść, przygryzł mocno dolną wargę i dalej kontynuował obserwację. Z głośników zaczęły wydobywać się dźwięki jakiejś szybkiej piosenki. Ann zarzuciła swoje dłonie na szyję Ashtona, natomiast jego ręce spoczęły na jej biodrach. Luke wiedział, że oboje byli pod wpływem alkoholu, dlatego obawiał się, jak to wszystko dalej będzie się toczyć. Z sekundy na sekundę chłopak stawał się coraz bardziej zdenerwowany widząc swoją byłą dziewczynę odważnie tańczącą z jego najlepszym przyjacielem. Ufał Ashtonowi i wiedział, że nigdy nie zacząłby spotykać się z Ann wiedząc kim wcześniej brunetka była dla niego. Jednak nie był pewien co do dziewczyny. Utraciła wszystkie wspomnienia z ostatnich czterech lat, więc nie był on już dla niej kimś więcej niż tylko przyjacielem. Doskonale pamiętał, jak często opowiadała mu, jak bardzo podobał jej się Ashton kiedy miała czternaście czy tam trzynaście lat. Twierdziła, że była w nim zakochana do szaleństwa, ale on niestety nie odwzajemniał jej uczuć i była ona dla niego tylko najlepszą przyjaciółką. W końcu dziewczyna pogodziła się z tym faktem i odpuściła. Luke obawiał się, że być może Ann ponownie jest nim zainteresowana. Z każdą chwilą jego emocje rosły. Dłonie zaczęły mu się pocić a nogi same zaczęły drżeć. Chłopak sam nie wiedział, co właśnie czuł. Czy to zazdrość? Sam nie był do końca przekonany. Jedyne czego był pewien to to, że nie było to przyjemne  i pozytywne uczucie.
Kolejna piosenka zaczęła rozbrzmiewać po klubie a Ann nadal nie przestawała tańczyć z Ashtonem. Ruchy dziewczyny stawały się coraz bardziej odważne. Luke siedział na swoim miejscu jak na szpilkach. Wiedział, że za chwilę nie wytrzyma i da upust wszystkim swoim emocjom. Zaciskał mocno dłonie, nie przestając obserwować tego, co działo się na parkiecie. Żałował, że tu przyszedł. O wiele bardziej wolałby siedzieć sam w swoim mieszkaniu, oglądać kolejny film i zajadać się niezdrowym jedzeniem. 
- Luke, wszystko w porządku? – odezwał się nagle Calum, który nie wiadomo skąd zjawił się przy barze.
- Tak. – blondyn odparł, starając się zachowywać naturalnie, jak gdyby nic się działo. Nie był jednak zbyt dobrym aktorem, dlatego kiepsko mu to wychodziło.
- Nie wyglądasz najlepiej. Może chcesz wracać do domu? – spytał Cal.
- Wyjdę się przewietrzyć, zaraz wracam. – Luke gwałtownie zerwał się miejsca i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych, zostawiając za sobą swojego przyjaciela, który był nieco zdezorientowany jego zachowaniem.
Kiedy znalazł się na zewnątrz, mroźne, listopadowe powietrze od razu owiało jego ciało, powodując nieprzyjemne dreszcze. On jednak się tym nie przejmował, gdyż był aż za bardzo rozgrzany przez ogarniającego go emocje. Podszedł do barierki, oparł się na niej i głęboko westchnął, chcąc się uspokoić. Sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów, po czym wyjął jednego ze środka, odpalił i mocno się zaciągnął. Sam nie wiedział dlaczego to robił. Nie lubił palić, ale czasem robił to, kiedy chciał ukoić nerwy. Tak też było w tym przypadku. Zaczął wpatrywać się gdzieś w przestrzeń i rozmyślał nad wszystkim.
- Odzyskam ją. – powiedział sam do siebie, zaciskając dłoń w pięść. 

_________________________________________________________

beznadziejny rozdział, przepraszam. 
zaglądajcie też na WATTPAD
wkrótce zaczynam publikować drugie fanfiction.

jeśli zmieniacie swój username na twitterze, a jesteście zapisani u mnie w INFORMOWANYCH to dajcie znać.

jeśli czytacie, skomentujcie, proszę.