niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 26


Ból głowy, który obudził go o poranku, był nie do opisania. Miał wrażenie, że ktoś właśnie wiercił mu dziurę w czaszce lub uderzał nią o ścianę. Poza tym jego żołądek też nie był w najlepszym stanie, po tak ogromnej ilości alkoholu, którą Luke wlał w siebie zeszłego wieczora. Czuł, jakby zaraz miał zwymiotować wszystkie swoje wnętrzności. Nie pamiętał, kiedy ostatnio było mu tak bardzo niedobrze. Upijanie się miało swoje konsekwencje, których on doskonale był świadomy, więc za doprowadzenie się do takiego stanu, mógł mieć pretensje tylko i wyłącznie do samego siebie.
Jęknął kilka razy, po czym powoli podniósł się z łóżka, by znaleźć coś do picia, gdyż  w jego gardle panowała niesamowita suchość. Przechodząc obok szafki, zerknął na zegarek, który wskazywał godzinę trzynastą siedemnaście. Oznaczało to, że przespał połowę dnia. Wtedy zdał sobie sprawę z tego, że była sobota, a jego zmiana w sklepie muzycznym zaczynała się o jedenastej. Spanikowany, zaczął szukać telefonu, w celu skontaktowania się z Ashtonem. Miał nadzieję, że przyjaciel zrozumie jego sytuacje i nie naskarży na niego swojemu ojcu, który zapewne od razu by go zwolnił. Taka opcja nie wchodziła w grę, ponieważ Luke wtedy musiałby sprzedać mieszkanie i ponownie wprowadzić się do rodziców. Skrzywił się na samą myśl o tym, po czym pośpiesznie wybrał odpowiedni numer i wcisnął klawisz oznaczający rozpoczęcie połączenia. Doczekał się natychmiastowego odzewu ze strony przyjaciela.
- No proszę, w końcu się obudziłeś – odezwał się wyraźnie poirytowany Ashton. 
- Stary, przepraszam, zaraz będę w sklepie, daj mi pół godziny – mówił Luke, próbując za wszelką się usprawiedliwiać, w tym samym czasie szukał w szafie czystych ubrań, by móc jak najszybciej się przebrać i wyjść z domu.
- Daj spokój, Hemmings – odparł Irwin. – Ojciec dowiedział się, że nie przyszedłeś dzisiaj – dodał, na co Luke momentalnie zadrżał.
- Naprawdę mi przykro, zapomniałem ustawić budzik – dalej się tłumaczył, mając nadzieję, że uda mu się jakimś cudem uratować swoją beznadziejną sytuację.
- Kac morderca nie ma serca, no nie? – zaśmiał się Ash, rozluźniając nieco atmosferę.
- Czuję się dobrze, nic mi nie jest – skłamał. Tak naprawdę miał wrażenie, że za chwilę umrze z powodu doskwierającego bólu głowy i nudności.
- Wmawiaj to sobie – odparł jego przyjaciel, na co on jedynie westchnął wiedząc, że Ashton i tak wiedział jaka była prawda. – Ojciec odpuścił ci dzisiaj, bo powiedziałem, że miałeś jakiś ważny wyjazd – dodał, na co Luke odetchnął z ulgą, po czym podszedł do łóżka i położył się na nim.
- W następnym tygodniu wezmę dwie zmiany – zaproponował, czując wyrzuty sumienia, gdyż jego najlepszy przyjaciel musiał panować nad całym sklepem sam, ponieważ on zeszłego wieczoru upił się do nieprzytomności a o poranku nie był wstanie obudzić się o wyznaczonej godzinie. Czuł się żałośnie.
- To chyba nie ze mną powinieneś rozmawiać w tej chwili, nie sądzisz? – spytał Ashton, a Luke początkowo nie zrozumiał o co mu chodziło. Dopiero po chwili przypomniał sobie wszystko co wydarzyło się zeszłej nocy. Na samą myśl o tym, co zrobił, miał ochotę wyskoczyć z okna. Jego porywczość i impulsywność  spowodowała, że Ann prawdopodobnie nie odezwie się do niego  w najbliższym czasie, a kto wie, może już nigdy mu nie wybaczy. Był załamany i jednocześnie niesamowicie zażenowany tym co zrobił. Czuł się jak ostatni dupek. Nie był w stanie zapanować nad zazdrością, która go ogarnęła, zwłaszcza po tym kiedy był już w stanie nietrzeźwości.
- Co ja narobiłem? – powiedział na głos, zapominając, że wciąż rozmawiał z Ashtonem, który słyszał każde jego słowo.
- Przegiąłeś, stary – stwierdził Irwin, a Luke jedynie westchnął, ponieważ był świadom tego, że to co mówił jego przyjaciel było prawdą. – Zachowałeś się jak idiota, wiesz o tym?
- Wiem – skinął głową. – Ann mnie nienawidzi, prawda?
- Nie wiem, bo z nią nie gadałem – wyjaśnił Ash. – A teraz kończ gadać ze mną i dzwoń do niej, albo najlepiej do niej jedź. Albo nie, lepiej nie jedź, bo pewnie jeszcze nie zdążyłeś wytrzeźwieć do końca – na jego słowa Luke jedynie wywrócił oczami.
- Jeszcze raz dzięki, odrobię dzisiejszy dzień w przyszłym tygodniu, słowo – obiecał, czując się zobowiązany to zrobić.
- Okej – odparł Irwin, po czym się rozłączył.
Luke odłożył telefon, po czym postanowił doprowadzić się do porządku. Kiedy udał się do łazienki i zerknął w lusterko, przestraszył się własnego odbicia. Wyglądał strasznie; podpuchnięte oczy, twarz blada jak ściana, włosy sterczące we wszystkich kierunkach.
- Nigdy więcej nie piję – powiedział sam do siebie, kiwając głową z zażenowania. Wiedział jednak, że te słowa i tak nie miały żadnego znaczenia, bo przy najbliższej okazji, gdy będzie miał kontakt z alkoholem ponownie doprowadzi się do takiego stanu. Uzależnienie powoli przejmowało nad nim kontrolę i był świadomy tego, że ma problem i potrzebuje pomocy. Nie lubił jednak nikogo o nią prosić, dlatego też został zdany jedynie na siebie i swoją silną wolę.
Po wzięciu orzeźwiającego prysznica, który trwał prawie całą godzinę, wyszedł z łazienki i udał się do kuchni. Wokół niego panował straszny bałagan, ale nie przejmował się tym. Jedyne czego pragnął, to zaspokojenie ogromnego pragnienia. Chwycił więc stojącą na stole butelkę z wodą mineralną i w kilka sekund opróżnił połowę zawartości, czując niesamowitą ulgę. Następnie zamierzał zrobić sobie śniadanie, choć raczej o tej godzinie powinien myśleć o obiedzie. Wciąż jednak było mu niedobrze, więc postanowił nie jeść nic, nie chcąc pogorszyć swojego i tak już beznadziejnego stanu.
Ubrał się w czyste ubrania, po czym opuścił mieszkanie. Zignorował radę Ashtona, dotyczącą tego, że prawdopodobnie wciąż jakiś alkohol znajdował się w jego krwi. Uznał jednak, że czuł się na tyle dobrze, że był w stanie przejechać te kilka kilometrów, by dostać się do domu Hastingsów. Podczas jazdy, zaczął układać przeprosiny, które chciał powiedzieć Ann. Nie szło mu jednak zbyt dobrze, ponieważ ciężko było mu ubrać w słowa wszystko to, co chciał jej przekazać. Ostatecznie postanowił improwizować, gdyż żadne konkretne zdania nie przychodziły mu do głowy. Rozmowa z brunetką zapowiadała się naprawdę ciężko i Luke zaczął obawiać się, że nie uda mu się sprawić, by ponownie się do niego odezwała.
Zaparkował na podjeździe Hastingsów, po czym wysiadł z auta i powolnym krokiem zaczął kierować się w stronę drzwi wejściowych. Był niesamowicie zdenerwowany, a jego ręce z sekundy na sekundę trzęsły się coraz bardziej. Zatrzymał się, trzymając dłoń tuż nad dzwonkiem i wahając się nad dalszymi poczynaniami. Nie chciał wyjść na tchórza, więc dwukrotnie zadzwonił.
Czekał przez następne kilka minut, i kiedy nikt mu nie otworzył, powtórzył czynność, wciskając dzwonek ponownie. Zaczynał coraz bardziej się niecierpliwić. Na szczęście po chwili usłyszał kroki osoby zbliżającej się do drzwi. W głowie pojawiało mu się tysiąc myśli na sekundę i każda z nich dotyczyła tego, jak zacząć tę wyjątkowo trudną rozmowę z  Ann, która była nieunikniona, i czy tego chciał czy nie chciał, to on musiał być tym, który ją zacznie i jako pierwszy powie „przepraszam”.
Kiedy drzwi się otworzyły, zobaczył w nich brunetkę, która na jego widok naprawdę się zdziwiła.
- Cześć A... – zaczął, lecz niestety nie dokończył swojej wypowiedzi, gdyż dziewczyna szybko zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. – Ann! – krzyknął, by ponownie mu otworzyła, ale niestety tego nie zrobiła.
- Odejdź, Luke – odezwała się w końcu zza ściany.
- Najpierw pogadajmy – powiedział.
- Nie mamy o czym – od razu odmówiła.
- Otwórz, proszę – dalej nalegał, nie zamierzając odpuścić. Za bardzo mu zależało na niej, a poczucie winy przez to co zrobił stawało się nie do zniesienia.
- Nie – stanowczo zaprzeczyła.
- Ann… - rzekł błagalnym tonem, mając nadzieję, że to ją przekona.
- Może mnie też pobijesz tak jak wczoraj zrobiłeś to z Davidem? – odparła, na co on nerwowo zacisnął dłonie w pięści i zmarszczył brwi. W dodatku na dźwięk imienia tamtego chłopaka, zrobiło mu się niedobrze.
- Daj spokój, Ann – starał się nie zwracać uwagi na jej wcześniejszą, kąśliwą uwagę, którą naprawdę wziął sobie do serca. Doskonale wiedział, że źle postąpił i nie potrzebował, by ktoś ciągle mu to wypominał.
- W ogóle jesteś trzeźwy? – brunetka dalej nie odpuszczała i rzucała docinkami w jego stronę.

Luke zezłościł się jeszcze bardziej. Miał ochotę szarpnąć mocno za drzwi i wejść do środka, by pokazać jej jak bardzo żałował tego co zrobił. Nie sądził, że dziewczyna będzie tak niemiła w stosunku do niego. Jej ostatnie, złośliwe pytanie dotknęło go tak bardzo, że postanowił odpuścić. Wycofał się, po czym powoli zaczął oddalać się od domu, idąc w kierunku stojącego na podjeździe samochodu. Przechodząc obok kosza na śmieci, kopnął go z całej siły, co spowodowało silny ból w lewej nodze, ale nie zwracał na to uwagi, gdyż naprawdę potrzebował jakoś rozładować swoją złość. Od zawsze miał zwyczaj kopać w różne rzeczy, więc tym razem również to zrobił, niestety jednak nie poczuł wystarczającej ulgi. Wsiadając do samochodu trzasnął drzwiami z całej siły i z piskiem opon ruszył z miejsca. Był zły na Ann. Sądził, że nie była ona aż tak bardzo pamiętliwa, by obrażać się aż tak bardzo, za to co zrobił. Oczywiście, miała prawo być zła i zawiedziona, ale to nie oznaczało, że musiała obdarować go wrednymi uwagami, które jeszcze bardziej wyprowadziły go z równowagi. Luke nie wiedział co ma robić. Wahał się nad tym czy zawrócić i ponownie spróbować ją przeprosić, czy też jechać dalej i dać jej trochę czasu na przemyślenie całej tej sprawy. Ostatecznie jednak wybrał drugą opcję i nie oglądając się za siebie, wyjechał z ulicy, na której mieszkała.