Ból głowy, który
obudził go o poranku, był nie do opisania. Miał wrażenie, że ktoś właśnie
wiercił mu dziurę w czaszce lub uderzał nią o ścianę. Poza tym jego żołądek też
nie był w najlepszym stanie, po tak ogromnej ilości alkoholu, którą Luke wlał w
siebie zeszłego wieczora. Czuł, jakby zaraz miał zwymiotować wszystkie swoje
wnętrzności. Nie pamiętał, kiedy ostatnio było mu tak bardzo niedobrze.
Upijanie się miało swoje konsekwencje, których on doskonale był świadomy, więc
za doprowadzenie się do takiego stanu, mógł mieć pretensje tylko i wyłącznie do
samego siebie.
Jęknął kilka razy, po czym powoli podniósł się z łóżka, by
znaleźć coś do picia, gdyż w jego gardle
panowała niesamowita suchość. Przechodząc obok szafki, zerknął na zegarek,
który wskazywał godzinę trzynastą siedemnaście. Oznaczało to, że przespał połowę
dnia. Wtedy zdał sobie sprawę z tego, że była sobota, a jego zmiana w sklepie
muzycznym zaczynała się o jedenastej. Spanikowany, zaczął szukać telefonu, w
celu skontaktowania się z Ashtonem. Miał nadzieję, że przyjaciel zrozumie jego
sytuacje i nie naskarży na niego swojemu ojcu, który zapewne od razu by go
zwolnił. Taka opcja nie wchodziła w grę, ponieważ Luke wtedy musiałby sprzedać
mieszkanie i ponownie wprowadzić się do rodziców. Skrzywił się na samą myśl o
tym, po czym pośpiesznie wybrał odpowiedni numer i wcisnął klawisz oznaczający
rozpoczęcie połączenia. Doczekał się natychmiastowego odzewu ze strony
przyjaciela.
- No proszę, w końcu się obudziłeś – odezwał się wyraźnie poirytowany
Ashton.
- Stary, przepraszam, zaraz będę w sklepie, daj mi pół
godziny – mówił Luke, próbując za wszelką się usprawiedliwiać, w tym samym
czasie szukał w szafie czystych ubrań, by móc jak najszybciej się przebrać i
wyjść z domu.
- Daj spokój, Hemmings – odparł Irwin. – Ojciec dowiedział
się, że nie przyszedłeś dzisiaj – dodał, na co Luke momentalnie zadrżał.
- Naprawdę mi przykro, zapomniałem ustawić budzik – dalej
się tłumaczył, mając nadzieję, że uda mu się jakimś cudem uratować swoją
beznadziejną sytuację.
- Kac morderca nie ma serca, no nie? – zaśmiał się Ash,
rozluźniając nieco atmosferę.
- Czuję się dobrze, nic mi nie jest – skłamał. Tak naprawdę
miał wrażenie, że za chwilę umrze z powodu doskwierającego bólu głowy i
nudności.
- Wmawiaj to sobie – odparł jego przyjaciel, na co on
jedynie westchnął wiedząc, że Ashton i tak wiedział jaka była prawda. – Ojciec
odpuścił ci dzisiaj, bo powiedziałem, że miałeś jakiś ważny wyjazd – dodał, na
co Luke odetchnął z ulgą, po czym podszedł do łóżka i położył się na nim.
- W następnym tygodniu wezmę dwie zmiany – zaproponował,
czując wyrzuty sumienia, gdyż jego najlepszy przyjaciel musiał panować nad
całym sklepem sam, ponieważ on zeszłego wieczoru upił się do nieprzytomności a
o poranku nie był wstanie obudzić się o wyznaczonej godzinie. Czuł się
żałośnie.
- To chyba nie ze mną powinieneś rozmawiać w tej chwili, nie
sądzisz? – spytał Ashton, a Luke początkowo nie zrozumiał o co mu chodziło.
Dopiero po chwili przypomniał sobie wszystko co wydarzyło się zeszłej nocy. Na
samą myśl o tym, co zrobił, miał ochotę wyskoczyć z okna. Jego porywczość i
impulsywność spowodowała, że Ann
prawdopodobnie nie odezwie się do niego
w najbliższym czasie, a kto wie, może już nigdy mu nie wybaczy. Był
załamany i jednocześnie niesamowicie zażenowany tym co zrobił. Czuł się jak
ostatni dupek. Nie był w stanie zapanować nad zazdrością, która go ogarnęła,
zwłaszcza po tym kiedy był już w stanie nietrzeźwości.
- Co ja narobiłem? – powiedział na głos, zapominając, że
wciąż rozmawiał z Ashtonem, który słyszał każde jego słowo.
- Przegiąłeś, stary – stwierdził Irwin, a Luke jedynie
westchnął, ponieważ był świadom tego, że to co mówił jego przyjaciel było
prawdą. – Zachowałeś się jak idiota, wiesz o tym?
- Wiem – skinął głową. – Ann mnie nienawidzi, prawda?
- Nie wiem, bo z nią nie gadałem – wyjaśnił Ash. – A teraz
kończ gadać ze mną i dzwoń do niej, albo najlepiej do niej jedź. Albo nie,
lepiej nie jedź, bo pewnie jeszcze nie zdążyłeś wytrzeźwieć do końca – na jego
słowa Luke jedynie wywrócił oczami.
- Jeszcze raz dzięki, odrobię dzisiejszy dzień w przyszłym
tygodniu, słowo – obiecał, czując się zobowiązany to zrobić.
- Okej – odparł Irwin, po czym się rozłączył.
Luke odłożył telefon, po czym postanowił doprowadzić się do
porządku. Kiedy udał się do łazienki i zerknął w lusterko, przestraszył się
własnego odbicia. Wyglądał strasznie; podpuchnięte oczy, twarz blada jak
ściana, włosy sterczące we wszystkich kierunkach.
- Nigdy więcej nie piję – powiedział sam do siebie, kiwając
głową z zażenowania. Wiedział jednak, że te słowa i tak nie miały żadnego
znaczenia, bo przy najbliższej okazji, gdy będzie miał kontakt z alkoholem
ponownie doprowadzi się do takiego stanu. Uzależnienie powoli przejmowało nad
nim kontrolę i był świadomy tego, że ma problem i potrzebuje pomocy. Nie lubił
jednak nikogo o nią prosić, dlatego też został zdany jedynie na siebie i swoją
silną wolę.
Po wzięciu orzeźwiającego prysznica, który trwał prawie całą
godzinę, wyszedł z łazienki i udał się do kuchni. Wokół niego panował straszny
bałagan, ale nie przejmował się tym. Jedyne czego pragnął, to zaspokojenie
ogromnego pragnienia. Chwycił więc stojącą na stole butelkę z wodą mineralną i
w kilka sekund opróżnił połowę zawartości, czując niesamowitą ulgę. Następnie
zamierzał zrobić sobie śniadanie, choć raczej o tej godzinie powinien myśleć o
obiedzie. Wciąż jednak było mu niedobrze, więc postanowił nie jeść nic, nie
chcąc pogorszyć swojego i tak już beznadziejnego stanu.
Ubrał się w czyste ubrania, po czym opuścił mieszkanie.
Zignorował radę Ashtona, dotyczącą tego, że prawdopodobnie wciąż jakiś alkohol
znajdował się w jego krwi. Uznał jednak, że czuł się na tyle dobrze, że był w
stanie przejechać te kilka kilometrów, by dostać się do domu Hastingsów. Podczas
jazdy, zaczął układać przeprosiny, które chciał powiedzieć Ann. Nie szło mu
jednak zbyt dobrze, ponieważ ciężko było mu ubrać w słowa wszystko to, co
chciał jej przekazać. Ostatecznie postanowił improwizować, gdyż żadne konkretne
zdania nie przychodziły mu do głowy. Rozmowa z brunetką zapowiadała się
naprawdę ciężko i Luke zaczął obawiać się, że nie uda mu się sprawić, by ponownie
się do niego odezwała.
Zaparkował na podjeździe Hastingsów, po czym wysiadł z auta
i powolnym krokiem zaczął kierować się w stronę drzwi wejściowych. Był
niesamowicie zdenerwowany, a jego ręce z sekundy na sekundę trzęsły się coraz
bardziej. Zatrzymał się, trzymając dłoń tuż nad dzwonkiem i wahając się nad
dalszymi poczynaniami. Nie chciał wyjść na tchórza, więc dwukrotnie zadzwonił.
Czekał przez następne kilka minut, i kiedy nikt mu nie
otworzył, powtórzył czynność, wciskając dzwonek ponownie. Zaczynał coraz
bardziej się niecierpliwić. Na szczęście po chwili usłyszał kroki osoby zbliżającej
się do drzwi. W głowie pojawiało mu się tysiąc myśli na sekundę i każda z nich
dotyczyła tego, jak zacząć tę wyjątkowo trudną rozmowę z Ann, która była nieunikniona, i czy tego chciał
czy nie chciał, to on musiał być tym, który ją zacznie i jako pierwszy powie „przepraszam”.
Kiedy drzwi się otworzyły, zobaczył w nich brunetkę, która
na jego widok naprawdę się zdziwiła.
- Cześć A... – zaczął, lecz niestety nie dokończył swojej
wypowiedzi, gdyż dziewczyna szybko zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. – Ann! –
krzyknął, by ponownie mu otworzyła, ale niestety tego nie zrobiła.
- Odejdź, Luke – odezwała się w końcu zza ściany.
- Najpierw pogadajmy – powiedział.
- Nie mamy o czym – od razu odmówiła.
- Otwórz, proszę – dalej nalegał, nie zamierzając odpuścić.
Za bardzo mu zależało na niej, a poczucie winy przez to co zrobił stawało się
nie do zniesienia.
- Nie – stanowczo zaprzeczyła.
- Ann… - rzekł błagalnym tonem, mając nadzieję, że to ją
przekona.
- Może mnie też pobijesz tak jak wczoraj zrobiłeś to z
Davidem? – odparła, na co on nerwowo zacisnął dłonie w pięści i zmarszczył
brwi. W dodatku na dźwięk imienia tamtego chłopaka, zrobiło mu się niedobrze.
- Daj spokój, Ann – starał się nie zwracać uwagi na jej
wcześniejszą, kąśliwą uwagę, którą naprawdę wziął sobie do serca. Doskonale
wiedział, że źle postąpił i nie potrzebował, by ktoś ciągle mu to wypominał.
- W ogóle jesteś trzeźwy? – brunetka dalej nie odpuszczała i
rzucała docinkami w jego stronę.
Luke zezłościł się jeszcze bardziej. Miał ochotę szarpnąć
mocno za drzwi i wejść do środka, by pokazać jej jak bardzo żałował tego co
zrobił. Nie sądził, że dziewczyna będzie tak niemiła w stosunku do niego. Jej
ostatnie, złośliwe pytanie dotknęło go tak bardzo, że postanowił odpuścić. Wycofał
się, po czym powoli zaczął oddalać się od domu, idąc w kierunku stojącego na
podjeździe samochodu. Przechodząc obok kosza na śmieci, kopnął go z całej siły,
co spowodowało silny ból w lewej nodze, ale nie zwracał na to uwagi, gdyż
naprawdę potrzebował jakoś rozładować swoją złość. Od zawsze miał zwyczaj kopać
w różne rzeczy, więc tym razem również to zrobił, niestety jednak nie poczuł
wystarczającej ulgi. Wsiadając do samochodu trzasnął drzwiami z całej siły i z
piskiem opon ruszył z miejsca. Był zły na Ann. Sądził, że nie była ona aż tak
bardzo pamiętliwa, by obrażać się aż tak bardzo, za to co zrobił. Oczywiście,
miała prawo być zła i zawiedziona, ale to nie oznaczało, że musiała obdarować
go wrednymi uwagami, które jeszcze bardziej wyprowadziły go z równowagi. Luke
nie wiedział co ma robić. Wahał się nad tym czy zawrócić i ponownie spróbować
ją przeprosić, czy też jechać dalej i dać jej trochę czasu na przemyślenie
całej tej sprawy. Ostatecznie jednak wybrał drugą opcję i nie oglądając się za
siebie, wyjechał z ulicy, na której mieszkała.
Oommmggg.. No to Luke nabroił !
OdpowiedzUsuńKiedy next? Jeju.... Luke coś ty narobił :'(
OdpowiedzUsuńLuke doigrałeś się! :P
OdpowiedzUsuń