- Calum, mówiłam ci trzy razy, że tort ma być z kremem czekoladowym, a nie waniliowym! - krzyknęła Ann, kiedy jej spóźniony przyjaciel pojawił się w drzwiach, trzymając w rękach duże pudełko z ciastem w środku.
- Mam iść go wymienić? - chłopak spytał, wciąż dysząc ze zmęczenia, gdyż wcześniej pokonał szybkim biegiem odcinek od cukierni do domu Hastingsów.
- Nie, niech już zostanie taki jak przyniosłeś. - powiedziała zrezygnowana. - I tak już jesteśmy ze wszystkim spóźnieni. - dodała, rozglądając się po mieszkaniu, w którym w najlepsze trwały przygotowania do urodzin Ashtona.
- Przyniosłem balony. - w drzwiach niespodziewanie pojawił się Michael. - Mogą być czarne?
- Co? - Ann szeroko otworzyła oczy. - Czyś ty oszalał? Mówiłam ci, żebyś kupił wszystkie kolory poza czarnymi!
- Ale myślałem, że...
- Dobra, niech będą czarne. - pokiwała głową zawiedziona, przerywając mu usprawiedliwianie się. - Porozwieszajcie je po całym salonie, a ja biorę się z przygotowywanie przekąsek.
Chłopcy równocześnie skinęli głowami i zgodnie z tym, co nakazała im przyjaciółka, rozpoczęli dekorowanie pomieszczenia. Ann w tej sytuacji pełniła rolę przywódcy. Była główną organizatorką przyjęcia i najwięcej rzeczy było na jej głowie, jednak zdawała się tym nie przejmować i z uśmiechem na ustach zajmowała się wszystkim.
- Chłopaki? - odezwała się nagle, powodując, że Calum i Mike na nią spojrzeli. - Gdzie jest Luke? Miał być tutaj godzinę temu! - wrzasnęła poddenerwowana.
*
Hemmings zaparkował swoje auto pod domem państwa Hastings. Nie wysiadał jednak na zewnątrz. Z głośników wciąż leciały dźwięki jego ulubionej piosenki, a chłopak siedział ciągle na swoim miejscu, wpatrując się w przestrzeń. Pomysł z przyjęciem urodzinowym Ashtona nie przypadł mu zbytnio do gustu, dlatego jego cały entuzjazm dotyczący tej sprawy był na poziomie zerowym. Był świadomy tego, że spóźnił się już o całą godzinę i przyjaciele prawdopodobnie będą za to na niego wściekli.
Sięgnął do schowka i wyjął z niej dwustu mililitrową buteleczkę wódki, którą kupił kilka dni wcześniej. Stwierdził, że na trzeźwo nie poradzi sobie z tym wszystkim, dlatego też odkręcił zakrętkę i szybkimi łykami zaczął pić gorzką zawartość, niemiłosiernie się przy tym krzywiąc. Wiedział, że nie był to dobry pomysł, bo już po chwili zrobiło mu się niedobrze, ale postanowił zignorować nieprzyjemne uczucie. Wysiadł z auta i skierował się do drzwi wejściowych, następnie wciskając guzik dzwonka.
- Luke, no nareszcie! - na wejściu powitała go Ann, której wyraz twarzy wyrażał coś pomiędzy szczęściem a zdenerwowaniem. - Wchodź. - zaprosiła go środka, po czym zamknęła drzwi.
- Cześć, Ann. Ciebie też miło widzieć. - powiedział sarkastycznie, wywracając oczami.
Hemmings rozejrzał się po salonie, który był już prawie całkowicie udekorowany. Zaśmiał się na widok czarnych balonów rozwieszonych na suficie, które sprawiały iż końcowy efekt był naprawdę mroczny. Wiedział również, że Ashton lubił ten kolor, dlatego też na pewno będzie zachwycony.
- Siema, chłopaki. - przywitał się z Calumem i Michaelem, którzy kręcili się po całym mieszkaniu, ustawiając plastikowe kubki i talerze w różnych miejscach.
- Luke, chodź do kuchni i mi pomóż! - chłopak usłyszał krzyk Ann, dochodzący z pomieszczenia znajdującego się obok.
- Co mam robić? - spytał, stając koło brunetki, która wyjmowała właśnie różne rodzaje ciastek z pudełek.
- Zanieś to wszystko do salonu. - wskazała na kilka talerzy i misek, w których znajdowały przeróżne przekąski.
Luke skinął głową i zrobił to, co nakazała mu Ann.
Kiedy niósł już ostatnie naczynie wypełnione po brzegi kolorowymi żelkami, poczuł, że alkohol krążący w jego żyłach, coraz bardziej zaczyna dawać o sobie znać. Nie była to jakaś przesadnie duża ilość, ale wystarczająca, by spowodować zawroty głowie i nieprzyjemne uczucie utrudniające poruszanie się. Hemmings zachwiał się nieco, po czym wziął głęboki wdech chcąc się uspokoić. Nie chciał, by przyjaciele zaczęli coś podejrzewać. Z trudem przychodziło mu utrzymanie wyprostowanej postawy, ale postarał się i wciąż zachowywał pozory, że czuje się dobrze.
- Chłopaki, idźcie do piwnicy po skrzynki z piwem! - rozkazała Ann, krzycząc, gdyż wciąż znajdowała się w kuchni.
Luke zaśmiał się na samą wzmiankę o alkoholu. Swoim zachowaniem zwrócił na siebie uwagę Michaela i Caluma, którzy spojrzeli na niego dziwnie, zastanawiając się dlaczego chłopak stoi na środku salonu i śmieje się sam do siebie.
- Co cię tak bawi? - spytał w końcu Hood.
- Co? - Hemmings odparł niewyraźnie.
Coraz trudniej było mu utrzymywać kontrolę nad swoim ciałem i sposobem zachowania. Powoli zaczynał żałować, że zachciało mu się pić, zanim zdążył tu przyjść. W myślach przeklął się za bycie tak nierozsądną i nieodpowiedzialną osobą, ale już po chwili stwierdził, iż to nic złego, ponieważ ma dopiero dziewiętnaście lat, więc podejmowanie lekkomyślnych decyzji było czymś całkowicie normalnym w tym wieku.
- Z czego się tak śmiejesz? - odezwał się Michael, wciąż dziwnie patrząc na rozentuzjazmowanego Luke'a.
- Z niczego. - blondyn wzruszył ramionami, po czym starał się przybrać poważny wyraz twarzy.
Pomimo tego, iż kręciło mu się w głowie tak bardzo, jakby dopiero co zszedł z kolejki górskiej, czuł się dobrze. Uśmiechnął się po raz ostatni, po czym poszedł za chłopakami na dół, by przynieść alkohol, o który poprosiła Ann. Na imprezie miało być około dwudziestu osób, dlatego napojów wysokoprocentowych musiało być sporo.
Luke szedł ostatni, zaraz za Calumem, przed którym szedł Michael. Kiedy byli już na samym dole schodów i Hemmingsowi został do zejścia tylko jeden stopień, chłopak na chwilę zamknął oczy, przez co nie zauważył schodka i poleciał do przodu, upadając prosto na plecy Caluma, powodując iż obaj w końcowym efekcie wylądowali na podłodze. Po chwili do ich uszu dobiegł niekontrolowany śmiech Clifforda, którego najwyraźniej bardzo rozbawił ten incydent.
- Co to kurwa miało być? - rozzłoszczony Hood spojrzał na Luke'a, który wciąż nie podnosił się z podłogi, przygniatając go swoim ciężarem.
- Sorry, nie zauważyłem tego schodka. - blondyn zaczął się usprawiedliwiać, po czym wstał, podając dłoń swojemu przyjacielowi.
- Jesteś pijany, czy co? - Calum spytał, podchodząc bliżej niego i patrząc mu w oczy, które teraz rozglądały się po całym pomieszczeniu, uciekając od ciekawskiego wzroku bruneta. - Ja pierdole, jesteś pijany. - stwierdził, po czym sam zaczął się śmiać.
- Luke, czy ty jesteś normalny? - wtrącił się Michael. - Miałeś przecież nie pić.
- Nie jestem pijany. - zaprzeczył, jednak wiedział, iż jego słowa nic dla nich nie znaczą, ponieważ oboje doskonali znali prawdę.
- Ty nie jesteś pijany, ja jestem królową Elżbietą, a Michael to Barack Obama. - Calum zadrwił.
- Stary, mogłeś chociaż poczekać do imprezy. - Clifford poklepał go po ramieniu.
- Nieważne. - Luke zrzucił jego rękę, robiąc zgorzkniałą minę. - Nie mówcie Ann, ok? - poprosił.
- Jeżeli będziesz się przewracał i śmiał sam do siebie, to sama zauważy, uwierz mi. - Calum zaśmiał się po raz kolejny. - A teraz ogarnij się i pomóż nam z tym piwem.
- Tylko nie wypij wszystkiego po drodze. - Michael zażartował, ponownie wybuchając głośnym śmiechem.
- Pieprz się. - odparł zirytowany Hemmings.
Luke czuł się naprawdę zażenowany tym co się wydarzyło, ale nie mógł nic na to poradzić. Mógł zawdzięczać to tylko i wyłącznie własnej głupocie.
Jakimś cudem udało mu się wynieść skrzynkę z piwem z piwnicy, nie wyrządzając przy tym żadnych szkód sobie i innym. Postawił ją w kuchni, po czym wyszedł na dwór, by się przewietrzyć i przede wszystkim wytrzeźwieć.
*
O dziewiętnastej zaczęli schodzić się goście. Ann z radością witała wszystkich przybyłych i zapraszała ich do środka. Po jakimś czasie wszyscy zaproszeni byli już na miejscu. Brakowało już tylko jednej osoby, Ashtona. Wszyscy z niecierpliwością na niego wyczekiwali. Dokładnie o dziewiętnastej trzydzieści rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Podekscytowana Ann podbiegła do nich, by je otworzyć.
- To on. - powiedziała kiedy wyjrzała przez wizjer i dostrzegła uśmiechniętą twarz swojego przyjaciela.
- Niespodzianka! - krzyknęli wszyscy równocześnie, kiedy zdziwiony Irwin stanął w progu.
Chłopak najwyraźniej niczego się nie spodziewał, dlatego na samym początku był w niemałym szoku, spowodowanym widokiem znajomych mu osób, którzy postanowili urządzić mu imprezę z okazji jego dwudziestych pierwszych urodzin.
- To twoja zasługa Ann? - spytał podchodząc do dziewczyny, przytulając ją i unosząc ją przy tym lekko do góry.
Luke widząc to zacisnął dłoń w pięść i szybko odwrócił wzrok. Był już całkowicie trzeźwy, dlatego ciężko mu było radzić sobie z zazdrością, którą wywoływał widok Ann spoczywającej w ramionach Irwina.
-Nie tylko moja. Gdyby nie oni - wskazała na trójkę chłopaków, którzy zbliżali się do nich. - Nie dałabym sobie rady.
- Dzięki chłopaki, jesteście zajebiści. - Ashton stwierdził, przybijając piątkę z każdym z nich.
Hemmings posłał mu jedynie wymuszony uśmiech, powiedział "wszystkiego najlepszego", po czym oddalił się w stronę kuchni. Nie był w nastroju na imprezowanie. Wszystko zaczęło go irytować, dlatego ulotnił się w miejsce, w którym poza nim nie było nikogo, gdyż wszyscy przebywali w salonie.
Luke zaczął obawiać się, że jego plan dotyczący Ann się nie powiedzie. Widział, że dziewczyna nie jest nim zainteresowana w sposób, w jaki on by tego chciał. Brunetka widziała w nim jedynie dobrego przyjaciela, z którym czasem można wyskoczyć do kina, czy spędzić wieczór oglądając nudny film w telewizji. Jemu jednak to nie odpowiadało. Nie przestał jej kochać i był świadomy, że nigdy nie przestanie, dlatego też czym prędzej musiał zacząć działać. Bał się jednak, że jeśli będzie zbyt nachalny, wystraszy ją i jego szanse przepadną do zera.
Minęło trochę czasu, na dworze zrobiło się całkowicie ciemno, a impreza coraz bardziej się rozkręcała. Luke pił już trzecią butelkę piwa, siedząc samotnie w kuchni, do której od czasu do czasu ktoś wpadał by donieść przekąski, które szybko się kończyły.
- Luke, czemu do nas nie dołączysz? - odezwała się Ann, wchodząc do pomieszczenia i siadając na krzesełku obok blondyna.
- Zaraz przyjdę. - odparł, biorąc ostatni łyk i opróżniając przy tym butelkę.
- Chodź, bo przegapisz całą imprezę. - powiedziała wciąż uśmiechając się do niego. - Poza tym Calum tańczy na stole na środku salonu, musisz to zobaczyć. - zaśmiała się melodyjnie, po czym pociągnęła go za ramię by wstał, jednak on ani drgnął i ciągle pozostawał w tej samej pozycji.
- Oszczędzę sobie tego widoku. - stwierdził, przenosząc wzrok w podłogę.
- No dalej, nie bądź taki. - dalej próbowała go przekonać.
- Jaki? - spytał, zerkając na nią.
- Po prostu chodź ze mną. - Ann złapała jego dłoń.
Luke w końcu uległ i wstał z miejsca. Całe jego ciało ogarnęło przyjemne uczucie, kiedy ręka jego i Ann były ze sobą złączone. Poszedł za brunetką prosto do salonu, gdzie wszyscy świetnie się bawili pijąc, tańcząc i wygłupiając się.
Po jakimś czasie Luke'owi również udało się nieco wyluzować. Siedział na kanapie tuż obok Michaela, Ashtona, Ann i Caluma, który opowiadał jakiś nieśmieszny żart, który rozbawił wszystkich swoją bezsensownością. Ukradkiem zerkał na siedzącą obok niego brunetkę, która co chwilę wybuchała głośnym śmiechem obserwując swojego pijanego przyjaciela. W pewnej chwili poczuł, że zaczyna robić mu się niedobrze od zbyt dużej ilości piwa, którą wcześniej wypił, dlatego postanowił na chwilę udać się z powrotem do kuchni i napić się wody, która miała przywrócić jego stan do normy. Kiedy był już w pomieszczeniu, wziął pierwszą lepszą szklankę, napełnił ją i opróżnił zawartość za jednym razem. Poczuł ogromną ulgę. Wziął głęboki wdech i oparł się o blat stołu, chcąc całkowicie przywrócić się do porządku. Postanowił zacząć działać. Wiedział, że jeśli nic nie zrobi, nie uda mu się odzyskać Ann, dlatego uznał, iż najwyższy czas w końcu coś z tym zrobić.
Po kilku minutach, kiedy poczuł się już lepiej, opuścił kuchnię i szedł ponownie do salonu. Nigdzie jednak nie widział swoich przyjaciół. Rozglądał się po całym pomieszczeniu, ale po całej czwórce nie było śladu, jakby rozpłynęli się w powietrzu. Luke podszedł do kanapy stojącej na środku i usiadł na niej, zajmując miejsce obok jakiejś blondynki, której imienia nie pamiętał.
- Fajna impreza. - dziewczyna zagadnęła, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Ta. - Hemmings odparł od niechcenia, nie mając zamiaru nawiązywać z nią rozmowy.
- Jestem Sarah, w liceum chodziliśmy razem na angielski, pamiętasz? - blondynka nie dawała za wygraną.
- Jasne. - Luke odpowiedział, po czym zachowując się jak ostatni palant, wstał z miejsca i zignorował dziewczynę, zostawiając ją samą na kanapie.
Wiedział, że jego zachowanie było po prostu chamskie i niegrzeczne, ale w tamtej chwili nie przejmował się tym aż tak bardzo. Jedyne czego chciał to odnalezienie swoich przyjaciół, a zwłaszcza Ann. Rozejrzał się ponownie wkoło, po czym postanowił zacząć ich szukać, nie chcąc spędzać reszty nocy w samotności lub w towarzystwie ludzi, których ledwo znał. Postanowił na początek sprawdzić czy nie ma ich na zewnątrz. Kiedy otworzył drzwi, zimne, grudniowe powietrze uderzyło w niego, powodując nieprzyjemne dreszcze. Wyszedł na nieduży taras i już po chwili dostrzegł Caluma śpiącego na jednym z rozkładanych krzeseł. Zaśmiał się na widok Hooda, który najwyraźniej przesadził z alkoholem. Luke wiedział, że musi mu pomóc, ponieważ jeśli spędzi tu jeszcze trochę czasu to zamarznie.
- Calum, wstawaj. - potrząsnął jego ramię.
W odpowiedzi uzyskał jedynie jakieś niezrozumiałe mruknięcie ze strony przyjaciela, które rozbawiło go jeszcze bardziej.
- Chcesz zamarznąć? Wstawaj, do cholery. - Hemmings podniósł głos, chwytając bruneta i stawiając go na nogi.
- Co ty robisz, Michael? - spytał zdezorientowany Calum, który nie wiedział co się wokół niego działo.
- Od kiedy to jestem Michaelem?
- Sorry, Ashton. - Hood poprawił się, powodując wybuch głośnego śmiechu Luke'a.
- Chodź o środka. - Luke przerzucił jego ramię na swoją szyję i pomógł mu dojść do drzwi wejściowych, z trudem powstrzymując go od upadku.
W końcu udało im się wejść ponownie do domu. Przyjemne ciepło od razu ogarnęło ich oboje. Hemmings prowadził swojego przyjaciela, przepychając się między ludźmi tańczącymi na środku salonu. Wtedy niespodziewanie ktoś na niego wpadł, powodując, że omal się nie przewrócił wraz z Calumem. Podniósł głowę i już chciał coś powiedzieć do osoby, która go popchnęła ale w tym czasie jego wzrok zatrzymał się na czymś innym. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i z niedowierzaniem obserwował coś, czego się nie spodziewał.
__________________________________________________
dlaczego lubię ten rozdział?
dlaczego lubię pijanego Caluma? hahah
to chyba najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam, mam nadzieję, że to docenicie :)
dziękuję za wyświetlenia i komentarze, jesteście kochani.
nie zapomnijcie zajrzeć na moje drugie ff --> FAKE
przypominam o hashtagu #AmnesiaFF
haha pijany Calum >>>>>>>>
OdpowiedzUsuńboniuu...a jak on zobaczył Ann i Ashtona jak się calują o boże
not not not
rozdzial świetny jak zwykle la la la haha
O rany, rany, lecisz z rozdziałami z prędkością światła :D
OdpowiedzUsuńKto na niego wpadł? Kurczę, mam nadzieję, że Ashton nie "odbije" przyjacielowi dziewczyny...
Pijany Calum to od dzisiaj mój ulubiony Calum
OdpowiedzUsuńBoże co zobaczył Luke? Mam nadzieję,że nie całującego się Ashtona z Ann.
Rozdział jak zawsze cudowny / @Brooklyn_Girl
Myślę że Luke zobaczył całujących się Ann i Ashtona ;c nieeeeee
OdpowiedzUsuńdam sobie rękę uciąć, że to, co zobaczył Luke to całujący się Ann i Ashton. jeśli to się okaże prawdą, to chyba przestanę lubić Ashtona w tym ff. dlaczego ? bo wie, jak bardzo Luke kocha Ann i że chce ją odzyskać. no chyba, że to wyjdzie z inicjatywy Ann. czekam na następnyy !
OdpowiedzUsuńCzyżby zobaczył Ann całującą Ashtona? Oby nie! To złamie mu serce przecież. No i mam nadzieję, że Luke się ogarnie i przestanie pić. Szkoda go :(
OdpowiedzUsuń@esparquez
OMG, czekam na następny z niecierpliwością. To FF to jedna z najlepszych rzeczy, jakie znalazłam w tym roku <3
OdpowiedzUsuńOMG Calum hahahhaha :p
OdpowiedzUsuńWszyscy piszą że Luke zobaczył Ann i Asha jak sie całują więc sądzę że napiszesz coś czego sie jednak nie spodziewaliśmy ^^ Kocham <33
HA HA HA Calum <333
OdpowiedzUsuńJeju podejrzewam co zobaczył Luke....oby to się nie sprawdziło ..xx :)))