Czuł się jak zawodowy przestępca, kiedy wysiadał z policyjnego radiowozu tuż pod komisariatem. Od razu został zaprowadzony do sali przesłuchań, gdzie czekało na niego dwóch pokaźnie zbudowanych funkcjonariuszy, rzucających mu podejrzliwe spojrzenia, zupełnie jakby był winien poważnej kradzieży lub morderstwa. Jeden z policjantów nakazał Luke'owi zająć miejsce po drugiej stronie stolika, więc chłopak od razu spełnił jego żądanie. W międzyczasie wciąż dokładnie planował co zamierzał powiedzieć, ponieważ chciał brzmieć jak najbardziej wiarygodnie i przekonująco. Prawdopodobnie nie było żadnych dowodów na to, że to on pobił Davida, więc jeśli wystarczająco dobrze opowie swoją wersję wydarzeń, policja powinna dać mu spokój.
- Panie Hemmings – zaczął jeden z mężczyzn, zerkając w papiery leżące na stole. – Na początek, chcielibyśmy się dowiedzieć, gdzie pan był i co pan robił dzisiejszego dnia w godzinach popołudniowych? – zapytał.
Luke wziął głębszy oddech, licząc w myślach do dziesięciu w celu uspokojenia przyspieszonego bicia serca oraz nerwów, które uniemożliwiały mu sprawne wypowiadanie się, bez zbędnego jąkania. Nie był zbyt dobrym kłamcą, dlatego bał się, że wszystko potoczy się nie tak, jak sobie to zaplanował i dokładnie ułożył w głowie.
- Byłem w pracy – powiedział, patrząc funkcjonariuszom w oczy.
- Gdzie pan pracuje i czy ma pan dowody na to, że właśnie wtedy pan tam był? – spytał drugi mężczyzna.
- Sklep muzyczny na Brooklynie, Monroe Street siedemnaście – wyjaśnił Luke, ciesząc się w myślach, że nie przekręcił nazwy ulicy. Był strasznie zestresowany, ręce mu drżały a słowa z trudem wychodziły z jego ust. – Mój przyjaciel, Ashton może potwierdzić, że tam byłem – dodał, udając pewnego siebie.
Jeden z policjantów poprosił go o podanie dokładnych danych osobowych, oraz numeru telefonu do Ashtona, chcąc wezwać go na komisariat, by potwierdził to, co Luke zeznawał.
- Czy zna pan Davida Warnera? – kolejne pytanie zostało zadane.
- Spotkałem go tylko raz w życiu – odpowiedział Luke. – Jest znajomym mojej... - zatrzymał się, gdyż nie wiedział jakiego określenia powinien użyć, opisując Ann. - ... dziewczyny – dodał po chwili, nie będąc pewnym tego, czy dobrze zrobił tak ją nazywając, skoro nie rozmawiali ze sobą już od dłuższego czasu i nawet nie był pewien tego, czy dziewczyna wciąż chciała utrzymywać z nim dalszy kontakt.
- Dlaczego więc pan Warner twierdzi, że to właśnie pan go pobił? – zapytał jeden z mężczyzn, a Luke tylko wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia – pokręcił głową. – Może chciał mnie wrobić?
- Tego nie wiemy – odparł drugi policjant. – Będziemy go dokładniej przesłuchiwać dopiero jutro. Aktualnie znajduje się w szpitalu. Ma złamany nos i kilka żeber, ale jego stan jest stabilny.
Luke żałował tego, że tak urządził Davida. Mógł zakończyć to na wyzwiskach i darować sobie wszelkie rękoczyny. Było mu głupio i czuł się winny, a wyrzuty sumienia zaczynały dawać o sobie znać. Nie mógł jednak powiedzieć prawdy, bo gdyby Ann się o tym dowiedziała, nie wybaczyłaby mu już nigdy.
Policjanci zadali Luke'owi jeszcze kilka pytań, po czym kazali mu opuścić pomieszczenie, do którego teraz wszedł Ashton, który zjawił się na komisariacie kilka minut wcześniej. Hemmings widząc go, posłał mu znaczące spojrzenie, mając nadzieję, że jego przyjaciel powie dokładnie to, o co Luke go poprosił dzwoniąc do niego, gdy jeszcze był w domu.
Siedział na korytarzu, nerwowo pocierając ręce i tupiąc nogą o podłogę. Cały czas czuł na sobie wzrok ochroniarza, stojącego przy wyjściu, ale starał się to ignorować. Przesłuchanie Ashtona trwało o wiele krócej i chłopak wyszedł z sali już po piętnastu minutach. Po wyjściu od razu podszedł do siedzącego pod ścianą Luke'a.
- Powiesz mi w końcu, co ty odwalasz? – spytał wyraźnie zdenerwowany.
- Musiałem to zrobić, Ash – odparł Hemmings.
- Mogłeś z nim pogadać, a nie od razu łamać mu żebra – zadrwił Ashton.
- Tak wyszło, nie mogę już tego cofnąć.
- Dlaczego po prostu się nie przyznasz? Przecież nie wsadzą cię za coś takiego do więzienia – Irwin, jak na dobrego przyjaciela przystało, próbował przekonać go do tego, by postąpił właściwie i powiedział prawdę policji o tym, co naprawdę się wydarzyło.
- Nie boję się kary – Luke pokręcił głową. – Nie chcę tylko, żeby Ann się dowiedziała.
- Przecież i tak David jej o tym powie, poza tym wcześniej już raz go pobiłeś, więc na pewno dla niej będziesz pierwszym podejrzanym – odpowiedział Ashton.
- Cholera – zaklął Luke, zaciskając dłonie w pięści i coraz bardziej żałując swojego występku.
- Tak w ogóle to Ann już tutaj jedzie, ją też chcą przesłuchać - na słowa swojego przyjaciela, Hemmings od razu wstał z miejsca.
- Co?! – krzyknął, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych na korytarzu. Wiedział, że już był skończony. – No to już po mnie – dodał, ponownie siadając na krześle i chowając twarz w dłoniach.
Kilkanaście minut później Ann dotarła na komisariat. Kiedy Luke zobaczył ją idącą w stronę sali przesłuchań, od razu do niej pobiegł, jednak ona szybko się odsunęła i weszła do środka pomieszczenia, nie racząc go nawet jednym spojrzeniem. Na jej twarzy malowała się złość zmieszana ze smutkiem i żalem. Wiedział, że ją zawiódł.
Zniecierpliwiony czekał pod drzwiami na Ann. Minął kwadrans, a ona nadal nie wychodziła. Luke zaczynał coraz bardziej się denerwować. Próbował wymyślać przeprosiny, które zamierzał jej powiedzieć, ale pod wpływem stresu nie był w stanie ułożyć żadnego, konkretnego i dobrze brzmiącego zdania. Jedyne co mu pozostało to improwizacja i nadzieja, że wszystko będzie dobrze.
Po kolejnych kilkunastu minutach Ann w końcu wyszła z sali. Tym razem jednak nie zignorowała Luke'a tak jak zrobiła to wcześniej. Podeszła i usiadła na krzesełku tuż obok niego.
- Dlaczego to zrobiłeś? – spytała ze spokojem w głosie, a Luke podniósł głowę i spojrzał na nią wzrokiem pełnym wyrzutów sumienia, które tak bardzo go dręczyły.
- Skąd wiesz... - zaczął, jednak ona od razu gestem dłoni mu przerwała.
- Wiem, że ty to zrobiłeś, Luke – powiedziała. – W dodatku okłamujesz policję twierdząc, że nie masz z tym nic wspólnego. Co się z tobą stało? Dlaczego tak się zachowujesz? – pytała.
- Przepraszam, naprawdę – odparł Hemmings, spuszczając głowę w dół. Był zażenowany sam sobą. Nie pamiętał czy kiedykolwiek w jego życiu było mu tak bardzo wstyd. Zachował się jak skończony idiota, martwiący się tylko i wyłącznie o siebie.
- To nie mnie powinieneś przepraszać, Luke – odpowiedziała Ann. – Ten wyskok z pobiciem na imprezie mogłam jeszcze zrozumieć, ale to, że napadłeś na niego i pobiłeś do nieprzytomności sprawia, że boję się w tej chwili przebywać w twojej obecności. Nie poznaję cię, Luke, naprawdę – dodała.
- Jestem popieprzony, wiem – stwierdził, wciąż nie odrywając wzroku od podłogi.
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego go pobiłeś? – pytała dalej.
- Bałem się, że mi ciebie zabierze – odparł.
- Mówiłam ci, że to mój znajomy, nic mnie z nim nie łączy, Luke, dlaczego nie mogłeś mi zaufać?
- Nie wiem, Ann – odpowiedział.
- Przemyśl sobie dokładnie to, co zrobiłeś, dobrze? – poradziła mu, po czym chcąc zakończyć rozmowę, wstała z krzesła i zaczęła kierować się do wyjścia. Luke pospieszne podążył za nią i chwycił ją za ramię, powstrzymując od wyjścia z komisariatu.
- Masz rację – skinął głową. – Zrobię to, co powinienem zrobić od razu – dodał poważnym tonem.
- Czyli co? – spytała Ann, unosząc brew.
- Przyznam się – odparł, po czym puścił ją i udał się do sali przesłuchań, gdzie zamierzał powiedzieć prawdę odnośnie tego, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej. Stwierdził, że tak będzie właściwie. Był winny i zamierzał ponieść karę za to, co zrobił, bez względu na to jak surowa miała ona być.
__
THE END IS NEAR
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz