poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 7



Dwadzieścia jeden dni minęło od wypadku. Całe trzy, długie i wyjątkowo męczące tygodnie. Wszystko pozostawało bez zmian. Luke Hemmings – dawniej pełen życia dziewiętnastolatek, dziś upadł na samo dno. Nie był już tym samym człowiekiem co wcześniej. Nie potrafił poradzić sobie z tym co się stało. Ciągle obwiniał samego siebie, całkowicie przestał się odzywać, nie wychodził z pokoju nawet, żeby zjeść. Również w szpitalu przebywał coraz mniej czasu, ponieważ nie mógł znieść widoku nieprzytomnej Ann. Z dnia na dzień tracił nadzieję na to, że kiedyś wszystko wróci do normy, że jego dziewczyna się obudzi i dalej będzie wiódł razem z nią szczęśliwe życie. Jego pesymistyczne nastawienie do otaczającego go świata powodowało, że chłopak wmawiał sobie, że nic już nigdy nie będzie tak jak dawniej a on na zawsze pozostanie samotny i nie odnajdzie swojego szczęścia.
Każdego dnia do Luke’a przychodzili przyjaciele. Jego matka starała się, by ktoś miał go na oku przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, gdyż nie chciała by znów uciekł z domu i żeby musiała odbierać go nieprzytomnego z jego własnego mieszkania. Kobieta była wdzięczna Ashton’owi za to, że wtedy udzielił mu pomocy a następnie po nią zadzwonił. Kto wie, co mogłaby się stać, gdyby go wtedy tam nie było.
Luke nie zwracał uwagi na to, że ktoś przebywał z nim w jednym pokoju. Leżał odwrócony głową do ściany i nie odzywał się ani słowem. Przyjaciele jednak nie opuścili go w tej trudnej sytuacji. Zmieniali „warty” co kilka godzin, tak by chłopak nie był sam ani przez krótką chwilę. Bali się o niego. Wiedzieli, że pod wpływem emocji może być zdolny do zrobienia jakiegoś głupstwa. Nie chcieli go stracić, ponieważ był on dla nich jak brat. Tego popołudnia to Ashton miał spędzić z Lukiem kilka godzin aż do późnego wieczora. Pojawił się w domu Hemmingsów, przywitał się, po czym udał się na piętro, gdzie znajdował się pokój jego przyjaciela. Zapukał, ale nie słysząc żadnego odzewu delikatnie uchylił drzwi i zajrzał do środka. Nic się nie zmieniło od poprzedniego dnia. Luke leżał na swoim łóżku odwrócony tyłem do niego, totalnie go ignorując. Ash jednak nie miał mu tego za złe, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z tego, przez co przechodzi i jak bardzo jest mu ciężko.
- Cześć, Luke. – powiedział, zamykając za sobą drzwi. Usiadł na obrotowym krześle stojącym przy biurku i spojrzał na swojego przyjaciela. – Jak się czujesz? – spytał, nie licząc na żadną odpowiedź. Luke wciąż pozostawał w bezruchu, jakby spał. – Powiedz coś, proszę. Cokolwiek, chociaż jedno słowo. – Ash dalej mówił, ale jego słowa niczego nie zdziałały. Czuł się jakby rozmawiał ze ścianą.
Cisza wypełniła całe pomieszczenie, w którym się znajdowali. Słychać było jedynie ich oddechy.  Ashton zaczął wybijać jakiś nieznany rytm na blacie biurka, po czym wpadł na pewien pomysł. Wiedział, że Luke uwielbiał muzykę. Często widywał go grającego na swojej gitarze, czy śpiewającego. Pomyślał, że może to choć odrobinę poprawi jego nastrój. Uruchomił laptopa stojącego obok, po czym zaczął szukać odpowiedniej piosenki. Po chwili znalazł, ustawił dźwięk na odpowiednią głośność  i włączył utwór. Spokojna melodia zaczęła rozbrzmiewać po całym pokoju. Ash spojrzał na Luke’a, który się poruszył. Zauważył, że zaciska dłoń w pięść.
- Wiem, że lubisz tą…
- Wyłącz to. – Luke odezwał się zachrypniętym głosem, wciąż pozostając w tej samej pozycji.  
- Ale myślałem, że…
- To źle myślałeś. – blondyn ponownie mu przerwał.
Pomimo całej tej sytuacji, Ashton był zadowolony, ponieważ udało mu się sprawić, że Luke po tylu dniach milczenia w końcu coś powiedział. Nie chcąc go zbytnio denerwować, wyłączył piosenkę i odłożył laptopa na miejsce.
Ponownie nastała martwa cisza, w której siedzieli przez następne dwie godziny. Nagle niespodziewanie do pokoju wpadła matka Luke’a. W jej oczach widać było ogromne przerażenie, a ona cała zaczęła drżeć.
- Musimy jechać do szpitala! – krzyknęła.
Na jej słowa Luke zerwał się z miejsca, jakby ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody. Wiedział, że coś się stało. Bał się usłyszeć to co miała mu zaraz powiedzieć jego mama.
- Co się stało? – odezwał się Ash, również wstając z miejsca i ze zdezorientowaniem spojrzał na panią Hemmings.
- Chodzi o Ann. – kobieta powiedziała, po czym zakryła usta dłonią a z jej oczu wypłynęło kilka łez. – Musimy jechać, natychmiast.
Luke wybiegł z pokoju jako pierwszy. Pokonał schody dosłownie sekundę, a po chwili już stał na dworze czekając aż jego matka wyprowadzi samochód z garażu. Był przerażony. Nie wiedział czego ma się spodziewać, ale obawiał się najgorszego. Gdy auto znalazło się na podjeździe razem z Ashton’em pospiesznie wskoczyli do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Pani Hemmings zawsze jeździła zgodnie z przepisami, jednak w tej sytuacji musiała przekroczyć dozwoloną prędkość, by jak najszybciej dotrzeć do celu. Gdy dojechali na miejsce, Luke ponownie jako pierwszy wysiadł na zewnątrz i z zawrotną prędkością zaczął biec do windy, która miała zawieźć go na trzecie piętro. Wciskał przycisk ze strzałką, a drzwi nadal się nie otwierały. W końcu zaczął walić ręką z całej siły w zielony guzik, a po chwili winda przyjechała. Wszedł do środka nie czekając na matkę i Asha, nacisnął trójkę i czekał aż drzwi ponownie się otworzą. Kiedy znalazł się już na zielonym korytarzu, pod drzwiami do sali numer siedem zastał płaczących rodziców Ann. Czym prędzej podbiegł do nich.
- Co się dzieje?! – wykrzyczał zdyszany przez wcześniejszy bieg.
Pani Hastings podniosła wzrok, spojrzała na chłopaka i pokręciła głową, podczas gdy z jej oczu mimowolnie zaczęły wypływać rzeki łez.
- Jej serce się zatrzymało. – odezwał się siedzący tuż obok ojciec Ann, wiedząc, że jego żona nie była w stanie wypowiedzieć tego na głos. Luke otworzył szeroko oczy i usta, nie dowierzając w słowa, które właśnie usłyszał. – Lekarze reanimują ją w tej chwili. – mężczyzna dodał, spuszczając głowę w dół i ponownie wbijając wzrok w podłogę.
Luke podbiegł do drzwi i zajrzał przez niewielką szybkę, chcąc dowiedzieć się co się dzieje. Pierwsze co zobaczył, to monitor, na którym widniała pozioma kreska, oznaczająca, że serce Ann nie zaczęło bić. To, czego tak bardzo się obawiał właśnie zaczęło się dziać. Wokół dziewczyny stało kilku lekarzy i pielęgniarek próbujących wszystkiego, by tylko przywrócić brunetkę do życia. Luke nie mógł dłużej na to patrzeć. Szarpnął za klamkę i bez ostrzeżenia wtargnął do środka. Był tak zdesperowany, że sam nie wiedział co robi. Chciał pomóc, choć wiedział, że nie może.
- Proszę stąd wyjść! – jedna z ubranych na biało pielęgniarek złapała go za rękę i wyprowadziła z pomieszczenia. Gdy wychodził, zobaczył leżące w bezruchu ciało swojej dziewczyny, które prawdopodobnie było już martwe.
Na korytarz dotarli już Ashton wraz z matką jego przyjaciela. Siedzieli w ciszy, nie wiedząc co mają powiedzieć. Luke podszedł do stojącego pod drzwiami krzesła, usiadł na nim, po czym schował twarz w dłoniach. Nie wierzył, że to co właśnie się działo, działo się naprawdę. Pragnął, by był to tylko kolejny koszmar, który ostatnio nawiedzał go każdej nocy.
Upłynęło niecałe pięć minut a z pomieszczenia wyszedł jeden z lekarzy, patrząc po kolei na każdego, kto znajdował się na korytarzu.
- Udało nam się przywrócić puls. – powiedział po czym odetchnął z ulgą, posyłając wszystkim pocieszający uśmiech.
Luke podniósł głowę, a jego oczy momentalnie się rozjaśniły. Widać było w nich maleńkie iskierki nadziei na to, że wszystko będzie dobrze.
- Powoli odzyskuje przytomność. – dodał lekarz.
Luke aż podskoczył kiedy usłyszał jego słowa. Był nawet krótki moment, kiedy niewielki uśmiech wkradł się na jego twarz. Chłopak nieco się rozpromienił. Jedyne czego pragnął to wejście do sali, zobaczenie otwartych oczu Ann oraz przeproszenie jej za wszystko, przez co musiała przechodzić przez ostatnie trzy, ciągnące się w nieskończoność tygodnie, które dla niego były najgorszymi w całym jego życiu.
- Możemy ją zobaczyć? – pani Hastings odezwała się, ocierając ostatnie łzy spływające po jej policzkach. Kobiecie kamień spadł z serca, kiedy usłyszała to co wcześniej powiedział lekarz. Bała się, że straciła swoją małą córeczkę już na zawsze.
- Przykro mi, ale musi pani jeszcze zaczekać. – mężczyzna powstrzymał matkę przed wejściem do pomieszczenia. – Poinformuję państwa kiedy będziecie mogli ją zobaczyć, a teraz przepraszam, ale muszę przeprowadzić jeszcze kilka ważnych badań. – doktor zaczął odchodzić, upewniając się jeszcze czy aby na pewno nikt nie wchodzi do Sali, w której leżała Ann.
Czas zaczął dłużyć się niemiłosiernie. Wszyscy znajdujący się na korytarzu, siedzieli na swoich krzesłach jak na szpilkach. Nikt ze sobą nie rozmawiał. Każdy pogrążony był we własnych myślach. Luke nerwowo stukał stopami o podłogę, zaciskając usta w cienką linię. W myślach układał sobie konkretne zdania, które powie Ann, kiedy ta się obudzi. Nie mógł doczekać się tego momentu. W końcu zaczął odzyskiwać wiarę w to, że już niedługo wszystko będzie dokładnie tak jak przed wypadkiem. Chciał wraz ze swoją dziewczyną wrócić do ich mieszkania na Brooklynie oraz dalej prowadzić szczęśliwe życie z nią u swego boku. Było im razem idealnie. Na myśl o tym, na jego ustach ponownie zagościł niewielki uśmiech, który nie towarzyszył mu przez ostatnie dwadzieścia jeden dni.
W końcu z pomieszczenia wyszła jedna z pielęgniarek. Na jej widok wszyscy momentalnie zerwali się ze swoich miejsc i stanęli na równe nogi, z wyczekiwaniem patrząc na kobietę oraz z niecierpliwością oczekując na to, co ma im do przekazania.
- Pacjentka powoli zaczyna się wybudzać. – wyjaśniła. Wszyscy jednocześnie odetchnęli z ulgą na jej słowa, a Luke zaczął drżeć z ogarniającego go szczęścia. – Ostrzegam, że będzie bardzo zdezorientowana i nie będzie wiedziała co się dzieje i gdzie się znajduje. – kontynuowała a wszyscy słuchali jej z zaciekawieniem. – Dlatego proszę, żeby tylko pani weszła. – wskazała na matkę Ann. – Później reszta będzie mogła dołączyć, kiedy dziewczyna całkowicie odzyska przytomność. – Zapraszam do środka, pani Hastings.
- Ja też idę. – odezwał się Luke, a wszystkie spojrzenia momentalnie przeniosły się na niego.
- Przykro mi, ale…
- Proszę mu pozwolić. – matka Ann przerwała pielęgniarce. – Chłopak tak bardzo cierpiał, proszę.
Kobieta w końcu zgodziła się, kiwając głową. Pani Hastings wraz z Lukiem powoli zaczęli iść w kierunku drzwi prowadzących do Sali numer siedem. Oboje znacząco na siebie spojrzeli przed wejściem, wzięli głębokie oddechy. Blondyn chwycił za klamkę i pchnął drzwi. Na białym, szpitalnym łóżku leżała brunetka, której oczy wciąż pozostawały zamknięte. Na monitorach pokazany był jej puls. Jej oddech był dużo bardziej słyszalny niż przez te trzy tygodnie, kiedy leżała nieprzytomna. W pewnym momencie poruszyła jedną z dłoni. Luke wraz z jej matką zbliżyli się do łóżka dziewczyny i oboje opierając swoje dłonie na metalowej barierce, patrzyli na Ann, oczekując aż w końcu otworzy oczy.
- Ann? – odezwał się cicho Luke. Tak bardzo chciał by go usłyszała. – Ann, słyszysz mnie?
Niestety nie otrzymał żadnej reakcji. Zawiedziony spuścił głowę, wlepiając wzrok w podłogę.
- Kochanie, daj mi jakiś znak, ze mnie słyszysz. – pani Hastings podeszła do swojej córki i delikatnie ujęła jej małą dłoń. Wtedy palce dziewczyny ponownie się poruszyły, a po chwili ścisnęły lekko dłoń matki. Kobieta aż podskoczyła, nie dowierzając. – Ann? – spojrzała na córkę, gładząc drugą dłonią jej ciepły, gładki policzek.
Przez kilka następnych minut dziewczyna nie dawała żadnych znaków. Nie poruszała się, ani nic innego. W końcu niespodziewanie uniosła swoją prawą dłoń, przykładając ją do wciąż zabandażowanego czoła. Luke podbiegł do niej, nachylając się nad nią nieco. Brunetka zmarszczyła nos, po czym jej powieki powoli zaczęły się unosić ku górze. Minęła chwila, a dziewczyna całkowicie otworzyła oczy, które były zamknięte przez ostatnie trzy tygodnie. Jej piękne, duże, brązowe tęczówki ponownie ujrzały światło dzienne.
- O mój Boże, Ann. – Luke szepnął, z trudem powstrzymując zbierające się łzy.
Dziewczyna nie wiedziała co się dzieje oraz gdzie się znajduje. Otworzyła szerzej oczy i powoli zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. W pewnym momencie jej wzrok spotkał twarz Luke’a, który bezustannie się w nią wpatrywał. Po chwili jednak oderwała od niego swoje spojrzenie, które przeniosła na stojącą po drugiej stronie matkę.
- Mamo? – powiedziała cichutko, zachrypniętym głosem.
- Ann, kochanie. Już dobrze. – kobieta uspokoiła ją, gładząc ręką jej włosy.
- Co-Co się stało? – szeptała, patrząc na matkę pytająco, ta jednak nie chciała na razie nic mówić o wypadku, ponieważ wiedziała, że jej córka nie była gotowa na przyjęcie tak wielu, w dodatku złych wieści. Uśmiechnęła się jedynie do niej pocieszająco, a z jej oczu wypłynęło kilka pojedynczych łez.
- Ann? – Luke w końcu nie wytrzymał i odezwał się. – Jak się czujesz? – spytał, po czym delikatnie dotknął jej dłoni.
Dziewczyna zadrżała pod wpływem jego dotyku. Przeniosła swoje spojrzenie na niego. Jego błękitne tęczówki przeszywały ją na wskroś.
- Ma-Mamo. – wyjąkała cicho, zerkając na swoją rodzicielkę. – K-Kto to jest?
Luke zamarł słysząc to co Ann przed chwilą powiedziała. Zaczął kręcić głową, nie dowierzając. Jak to możliwe, że nie wiedziała kim jest osoba, którą kochała ponad życie?
- Ann, nie pamiętasz Luke’a? – pani Hastings spytała, patrząc na córkę.
- Luke’a? – dziewczyna skrzywiła się. – Nie znam żadnego Luke’a. – odpowiedziała po chwili namysłu.
Chłopak stał w bezruchu, zakrywając swoje usta jedną z dłoni.
- Ann… - matka zaczęła, ujmując jej dłoń. – Co jest ostatnią rzeczą jaką pamiętasz?
Brunetka zamyśliła się na chwilę.
- Ostatnio pamiętam jak jechaliśmy na wakacje na Florydę do cioci. – odpowiedziała w końcu.
Pani Hastings spojrzała na Luke’a zmartwionym wzrokiem. Już wiedziała co dolegało jej córce i dlaczego nie potrafiła rozpoznać swojego chłopaka. Przez obrażenia doznane podczas wypadku dziewczyna częściowo musiała utracić swoją pamięć, ponieważ wakacje o których wspomniała, były cztery lata temu. Oznaczało to, że wszystko co wydarzyło się później dosłownie wyparowało z jej głowy, tak jak gdyby nigdy się nie wydarzyło.
Luke nie mogąc dłużej tego wytrzymać wybiegł z pomieszczenia, nie zwracając nawet uwagi na swoich rodziców czy Ashton'a, którzy wciąż siedzieli na korytarzu czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. Chłopak pobiegł do znajdującej się na końcu korytarza łazienki. Podszedł do umywalki i spojrzał na swoje odbicie. Znienawidził sam siebie jeszcze bardziej. Wmawiał sobie że to przez niego utraciła pamięć, że to przez niego miała tą cholerną amnezję. Nie potrafił pogodzić się z tym, że go nie pamiętała. Zacisnął dłoń w pięść, po czym uderzył z całej siły w wiszące na ścianie lustro, które rozbiło się na milion maleńkich kawałków, raniąc jego rękę, z której po chwili zaczęła wypływać krew.

12 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny jak zawsze. Ryczałam od pierwszego rozdziału tak mi szkoda Luke'a. Dobrze,że Ann już się obudziła @xBrooklyn_Girl

    OdpowiedzUsuń
  2. Boniu...rozdzial jest tak piękny
    Nadal płaczę, te wszystkie uczucia Luke'a boże...płaczę

    OdpowiedzUsuń
  3. Najpierw umierałam ze smutku bo myślałam że Anna umrze a pozniej ze szczęścia bo się obudziła. Na koniec rozryczalam sie bo nie poznała Luke'a. Za duzo emocji haha jesteś niesamowita ! /@xsomerhalderowa

    OdpowiedzUsuń
  4. *Ann
    Przepraszam ale mam słownik włączony i robie takie głupie błędy xd /@xsomerhalderowa

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojojo, jak tak dalej pójdzie, to Luke wpadnie w totalną deprechę.
    "Jak można zapomnieć moje totalnie niebieskie tęczówki? No halo, I'm fabulous..." ~ Luke Hemmings. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Co ile sa nowe roddzialy
    O boze przepiekna jest ta opowiesc rycze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nowe rozdziały pojawiają się co tydzień lub częściej.

      Usuń
  7. Miałam łzy w oczach jak to czytałam. Dlaczego to musi być takie smutne? Po prostu boskie. Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu.

    OdpowiedzUsuń
  8. O mój Boże, ryczę;(( kocham to <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Rycze!!! Nie umiem inaczej, dlaczego to musi byc takie smutne?!?!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej! Mam nadzieje ze skonczysz to opowiadanie poniewaz jest genialne! Czekam na kolejny rozdzial i powiem ci ze jak to czytalam to sie poplakalam :/ taka tam wrazliwa @smeksiu :*
    Pozdrawiam cie kochanie i wyczekuje kolejnego rozdzialu ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  11. jeju poplakalam sie jak to czytalam
    ogolnie rozdzial byl swietny i nie moge sie doczekac kolejnych
    @horsieirwin

    OdpowiedzUsuń