Dwadzieścia jeden dni minęło od wypadku. Całe trzy, długie i
wyjątkowo męczące tygodnie. Wszystko pozostawało bez zmian. Luke Hemmings –
dawniej pełen życia dziewiętnastolatek, dziś upadł na samo dno. Nie był już tym
samym człowiekiem co wcześniej. Nie potrafił poradzić sobie z tym co się stało.
Ciągle obwiniał samego siebie, całkowicie przestał się odzywać, nie wychodził z
pokoju nawet, żeby zjeść. Również w szpitalu przebywał coraz mniej czasu,
ponieważ nie mógł znieść widoku nieprzytomnej Ann. Z dnia na dzień tracił
nadzieję na to, że kiedyś wszystko wróci do normy, że jego dziewczyna się
obudzi i dalej będzie wiódł razem z nią szczęśliwe życie. Jego pesymistyczne
nastawienie do otaczającego go świata powodowało, że chłopak wmawiał sobie, że
nic już nigdy nie będzie tak jak dawniej a on na zawsze pozostanie samotny i
nie odnajdzie swojego szczęścia.
Każdego dnia do Luke’a przychodzili przyjaciele. Jego matka
starała się, by ktoś miał go na oku przez dwadzieścia cztery godziny na dobę,
gdyż nie chciała by znów uciekł z domu i żeby musiała odbierać go
nieprzytomnego z jego własnego mieszkania. Kobieta była wdzięczna Ashton’owi za
to, że wtedy udzielił mu pomocy a następnie po nią zadzwonił. Kto wie, co
mogłaby się stać, gdyby go wtedy tam nie było.
Luke nie zwracał uwagi na to, że ktoś przebywał z nim w
jednym pokoju. Leżał odwrócony głową do ściany i nie odzywał się ani słowem.
Przyjaciele jednak nie opuścili go w tej trudnej sytuacji. Zmieniali „warty” co
kilka godzin, tak by chłopak nie był sam ani przez krótką chwilę. Bali się o
niego. Wiedzieli, że pod wpływem emocji może być zdolny do zrobienia jakiegoś
głupstwa. Nie chcieli go stracić, ponieważ był on dla nich jak brat. Tego
popołudnia to Ashton miał spędzić z Lukiem kilka godzin aż do późnego wieczora.
Pojawił się w domu Hemmingsów, przywitał się, po czym udał się na piętro, gdzie
znajdował się pokój jego przyjaciela. Zapukał, ale nie słysząc żadnego odzewu
delikatnie uchylił drzwi i zajrzał do środka. Nic się nie zmieniło od
poprzedniego dnia. Luke leżał na swoim łóżku odwrócony tyłem do niego, totalnie
go ignorując. Ash jednak nie miał mu tego za złe, ponieważ doskonale zdawał
sobie sprawę z tego, przez co przechodzi i jak bardzo jest mu ciężko.
- Cześć, Luke. – powiedział, zamykając za sobą drzwi. Usiadł
na obrotowym krześle stojącym przy biurku i spojrzał na swojego przyjaciela. –
Jak się czujesz? – spytał, nie licząc na żadną odpowiedź. Luke wciąż pozostawał
w bezruchu, jakby spał. – Powiedz coś, proszę. Cokolwiek, chociaż jedno słowo.
– Ash dalej mówił, ale jego słowa niczego nie zdziałały. Czuł się jakby
rozmawiał ze ścianą.
Cisza wypełniła całe pomieszczenie, w którym się znajdowali.
Słychać było jedynie ich oddechy. Ashton
zaczął wybijać jakiś nieznany rytm na blacie biurka, po czym wpadł na pewien
pomysł. Wiedział, że Luke uwielbiał muzykę. Często widywał go grającego na swojej
gitarze, czy śpiewającego. Pomyślał, że może to choć odrobinę poprawi jego
nastrój. Uruchomił laptopa stojącego obok, po czym zaczął szukać odpowiedniej
piosenki. Po chwili znalazł, ustawił dźwięk na odpowiednią głośność i włączył utwór. Spokojna melodia zaczęła
rozbrzmiewać po całym pokoju. Ash spojrzał na Luke’a, który się poruszył.
Zauważył, że zaciska dłoń w pięść.
- Wiem, że lubisz tą…
- Wyłącz to. – Luke odezwał się zachrypniętym głosem, wciąż
pozostając w tej samej pozycji.
- Ale myślałem, że…
- To źle myślałeś. – blondyn ponownie mu przerwał.
Pomimo całej tej sytuacji, Ashton był zadowolony, ponieważ
udało mu się sprawić, że Luke po tylu dniach milczenia w końcu coś powiedział.
Nie chcąc go zbytnio denerwować, wyłączył piosenkę i odłożył laptopa na
miejsce.
Ponownie nastała martwa cisza, w której siedzieli przez
następne dwie godziny. Nagle niespodziewanie do pokoju wpadła matka Luke’a. W
jej oczach widać było ogromne przerażenie, a ona cała zaczęła drżeć.
- Musimy jechać do szpitala! – krzyknęła.
Na jej słowa Luke zerwał się z miejsca, jakby ktoś wylał na
niego wiadro lodowatej wody. Wiedział, że coś się stało. Bał się usłyszeć to co
miała mu zaraz powiedzieć jego mama.
- Co się stało? – odezwał się Ash, również wstając z miejsca
i ze zdezorientowaniem spojrzał na panią Hemmings.
- Chodzi o Ann. – kobieta powiedziała, po czym zakryła usta
dłonią a z jej oczu wypłynęło kilka łez. – Musimy jechać, natychmiast.
Luke wybiegł z pokoju jako pierwszy. Pokonał schody
dosłownie sekundę, a po chwili już stał na dworze czekając aż jego matka
wyprowadzi samochód z garażu. Był przerażony. Nie wiedział czego ma się
spodziewać, ale obawiał się najgorszego. Gdy auto znalazło się na podjeździe
razem z Ashton’em pospiesznie wskoczyli do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Pani
Hemmings zawsze jeździła zgodnie z przepisami, jednak w tej sytuacji musiała
przekroczyć dozwoloną prędkość, by jak najszybciej dotrzeć do celu. Gdy
dojechali na miejsce, Luke ponownie jako pierwszy wysiadł na zewnątrz i z
zawrotną prędkością zaczął biec do windy, która miała zawieźć go na trzecie
piętro. Wciskał przycisk ze strzałką, a drzwi nadal się nie otwierały. W końcu
zaczął walić ręką z całej siły w zielony guzik, a po chwili winda przyjechała.
Wszedł do środka nie czekając na matkę i Asha, nacisnął trójkę i czekał aż
drzwi ponownie się otworzą. Kiedy znalazł się już na zielonym korytarzu, pod
drzwiami do sali numer siedem zastał płaczących rodziców Ann. Czym prędzej
podbiegł do nich.
- Co się dzieje?! – wykrzyczał zdyszany przez wcześniejszy
bieg.
Pani Hastings podniosła wzrok, spojrzała na chłopaka i
pokręciła głową, podczas gdy z jej oczu mimowolnie zaczęły wypływać rzeki łez.
- Jej serce się zatrzymało. – odezwał się siedzący tuż obok
ojciec Ann, wiedząc, że jego żona nie była w stanie wypowiedzieć tego na głos.
Luke otworzył szeroko oczy i usta, nie dowierzając w słowa, które właśnie
usłyszał. – Lekarze reanimują ją w tej chwili. – mężczyzna dodał, spuszczając
głowę w dół i ponownie wbijając wzrok w podłogę.
Luke podbiegł do drzwi i zajrzał przez niewielką szybkę,
chcąc dowiedzieć się co się dzieje. Pierwsze co zobaczył, to monitor, na którym
widniała pozioma kreska, oznaczająca, że serce Ann nie zaczęło bić. To, czego
tak bardzo się obawiał właśnie zaczęło się dziać. Wokół dziewczyny stało kilku
lekarzy i pielęgniarek próbujących wszystkiego, by tylko przywrócić brunetkę do
życia. Luke nie mógł dłużej na to patrzeć. Szarpnął za klamkę i bez ostrzeżenia
wtargnął do środka. Był tak zdesperowany, że sam nie wiedział co robi. Chciał
pomóc, choć wiedział, że nie może.
- Proszę stąd wyjść! – jedna z ubranych na biało
pielęgniarek złapała go za rękę i wyprowadziła z pomieszczenia. Gdy wychodził,
zobaczył leżące w bezruchu ciało swojej dziewczyny, które prawdopodobnie było
już martwe.
Na korytarz dotarli już Ashton wraz z matką jego
przyjaciela. Siedzieli w ciszy, nie wiedząc co mają powiedzieć. Luke podszedł
do stojącego pod drzwiami krzesła, usiadł na nim, po czym schował twarz w
dłoniach. Nie wierzył, że to co właśnie się działo, działo się naprawdę.
Pragnął, by był to tylko kolejny koszmar, który ostatnio nawiedzał go każdej
nocy.
Upłynęło niecałe pięć minut a z pomieszczenia wyszedł jeden
z lekarzy, patrząc po kolei na każdego, kto znajdował się na korytarzu.
- Udało nam się przywrócić puls. – powiedział po czym
odetchnął z ulgą, posyłając wszystkim pocieszający uśmiech.
Luke podniósł głowę, a jego oczy momentalnie się rozjaśniły.
Widać było w nich maleńkie iskierki nadziei na to, że wszystko będzie dobrze.
- Powoli odzyskuje przytomność. – dodał lekarz.
Luke aż podskoczył kiedy usłyszał jego słowa. Był nawet
krótki moment, kiedy niewielki uśmiech wkradł się na jego twarz. Chłopak nieco
się rozpromienił. Jedyne czego pragnął to wejście do sali, zobaczenie otwartych
oczu Ann oraz przeproszenie jej za wszystko, przez co musiała przechodzić przez
ostatnie trzy, ciągnące się w nieskończoność tygodnie, które dla niego były
najgorszymi w całym jego życiu.
- Możemy ją zobaczyć? – pani Hastings odezwała się,
ocierając ostatnie łzy spływające po jej policzkach. Kobiecie kamień spadł z
serca, kiedy usłyszała to co wcześniej powiedział lekarz. Bała się, że straciła
swoją małą córeczkę już na zawsze.
- Przykro mi, ale musi pani jeszcze zaczekać. – mężczyzna
powstrzymał matkę przed wejściem do pomieszczenia. – Poinformuję państwa kiedy
będziecie mogli ją zobaczyć, a teraz przepraszam, ale muszę przeprowadzić
jeszcze kilka ważnych badań. – doktor zaczął odchodzić, upewniając się jeszcze
czy aby na pewno nikt nie wchodzi do Sali, w której leżała Ann.
Czas zaczął dłużyć się niemiłosiernie. Wszyscy znajdujący
się na korytarzu, siedzieli na swoich krzesłach jak na szpilkach. Nikt ze sobą
nie rozmawiał. Każdy pogrążony był we własnych myślach. Luke nerwowo stukał
stopami o podłogę, zaciskając usta w cienką linię. W myślach układał sobie
konkretne zdania, które powie Ann, kiedy ta się obudzi. Nie mógł doczekać się
tego momentu. W końcu zaczął odzyskiwać wiarę w to, że już niedługo wszystko
będzie dokładnie tak jak przed wypadkiem. Chciał wraz ze swoją dziewczyną
wrócić do ich mieszkania na Brooklynie oraz dalej prowadzić szczęśliwe życie z
nią u swego boku. Było im razem idealnie. Na myśl o tym, na jego ustach
ponownie zagościł niewielki uśmiech, który nie towarzyszył mu przez ostatnie
dwadzieścia jeden dni.
W końcu z pomieszczenia wyszła jedna z pielęgniarek. Na jej
widok wszyscy momentalnie zerwali się ze swoich miejsc i stanęli na równe nogi,
z wyczekiwaniem patrząc na kobietę oraz z niecierpliwością oczekując na to, co
ma im do przekazania.
- Pacjentka powoli zaczyna się wybudzać. – wyjaśniła.
Wszyscy jednocześnie odetchnęli z ulgą na jej słowa, a Luke zaczął drżeć z
ogarniającego go szczęścia. – Ostrzegam, że będzie bardzo zdezorientowana i nie
będzie wiedziała co się dzieje i gdzie się znajduje. – kontynuowała a wszyscy
słuchali jej z zaciekawieniem. – Dlatego proszę, żeby tylko pani weszła. –
wskazała na matkę Ann. – Później reszta będzie mogła dołączyć, kiedy dziewczyna
całkowicie odzyska przytomność. – Zapraszam do środka, pani Hastings.
- Ja też idę. – odezwał się Luke, a wszystkie spojrzenia
momentalnie przeniosły się na niego.
- Przykro mi, ale…
- Proszę mu pozwolić. – matka Ann przerwała pielęgniarce. –
Chłopak tak bardzo cierpiał, proszę.
Kobieta w końcu zgodziła się, kiwając głową. Pani Hastings
wraz z Lukiem powoli zaczęli iść w kierunku drzwi prowadzących do Sali numer
siedem. Oboje znacząco na siebie spojrzeli przed wejściem, wzięli głębokie
oddechy. Blondyn chwycił za klamkę i pchnął drzwi. Na białym, szpitalnym łóżku
leżała brunetka, której oczy wciąż pozostawały zamknięte. Na monitorach
pokazany był jej puls. Jej oddech był dużo bardziej słyszalny niż przez te trzy
tygodnie, kiedy leżała nieprzytomna. W pewnym momencie poruszyła jedną z dłoni.
Luke wraz z jej matką zbliżyli się do łóżka dziewczyny i oboje opierając swoje
dłonie na metalowej barierce, patrzyli na Ann, oczekując aż w końcu otworzy
oczy.
- Ann? – odezwał się cicho Luke. Tak bardzo chciał by go
usłyszała. – Ann, słyszysz mnie?
Niestety nie otrzymał żadnej reakcji. Zawiedziony spuścił głowę,
wlepiając wzrok w podłogę.
- Kochanie, daj mi jakiś znak, ze mnie słyszysz. – pani
Hastings podeszła do swojej córki i delikatnie ujęła jej małą dłoń. Wtedy palce
dziewczyny ponownie się poruszyły, a po chwili ścisnęły lekko dłoń matki.
Kobieta aż podskoczyła, nie dowierzając. – Ann? – spojrzała na córkę, gładząc
drugą dłonią jej ciepły, gładki policzek.
Przez kilka następnych minut dziewczyna nie dawała żadnych
znaków. Nie poruszała się, ani nic innego. W końcu niespodziewanie uniosła
swoją prawą dłoń, przykładając ją do wciąż zabandażowanego czoła. Luke podbiegł
do niej, nachylając się nad nią nieco. Brunetka zmarszczyła nos, po czym jej
powieki powoli zaczęły się unosić ku górze. Minęła chwila, a dziewczyna
całkowicie otworzyła oczy, które były zamknięte przez ostatnie trzy tygodnie.
Jej piękne, duże, brązowe tęczówki ponownie ujrzały światło dzienne.
- O mój Boże, Ann. – Luke szepnął, z trudem powstrzymując
zbierające się łzy.
Dziewczyna nie wiedziała co się dzieje oraz gdzie się
znajduje. Otworzyła szerzej oczy i powoli zaczęła rozglądać się po
pomieszczeniu. W pewnym momencie jej wzrok spotkał twarz Luke’a, który
bezustannie się w nią wpatrywał. Po chwili jednak oderwała od niego swoje
spojrzenie, które przeniosła na stojącą po drugiej stronie matkę.
- Mamo? – powiedziała cichutko, zachrypniętym głosem.
- Ann, kochanie. Już dobrze. – kobieta uspokoiła ją, gładząc
ręką jej włosy.
- Co-Co się stało? – szeptała, patrząc na matkę pytająco, ta
jednak nie chciała na razie nic mówić o wypadku, ponieważ wiedziała, że jej
córka nie była gotowa na przyjęcie tak wielu, w dodatku złych wieści.
Uśmiechnęła się jedynie do niej pocieszająco, a z jej oczu wypłynęło kilka
pojedynczych łez.
- Ann? – Luke w końcu nie wytrzymał i odezwał się. – Jak się
czujesz? – spytał, po czym delikatnie dotknął jej dłoni.
Dziewczyna zadrżała pod wpływem jego dotyku. Przeniosła
swoje spojrzenie na niego. Jego błękitne tęczówki przeszywały ją na wskroś.
- Ma-Mamo. – wyjąkała cicho, zerkając na swoją rodzicielkę.
– K-Kto to jest?
Luke zamarł słysząc to co Ann przed chwilą powiedziała.
Zaczął kręcić głową, nie dowierzając. Jak to możliwe, że nie wiedziała kim jest
osoba, którą kochała ponad życie?
- Ann, nie pamiętasz Luke’a? – pani Hastings spytała,
patrząc na córkę.
- Luke’a? – dziewczyna skrzywiła się. – Nie znam żadnego
Luke’a. – odpowiedziała po chwili namysłu.
Chłopak stał w bezruchu, zakrywając swoje usta jedną z
dłoni.
- Ann… - matka zaczęła, ujmując jej dłoń. – Co jest ostatnią
rzeczą jaką pamiętasz?
Brunetka zamyśliła się na chwilę.
- Ostatnio pamiętam jak jechaliśmy na wakacje na Florydę do
cioci. – odpowiedziała w końcu.
Pani Hastings spojrzała na Luke’a zmartwionym wzrokiem. Już
wiedziała co dolegało jej córce i dlaczego nie potrafiła rozpoznać swojego
chłopaka. Przez obrażenia doznane podczas wypadku dziewczyna częściowo musiała
utracić swoją pamięć, ponieważ wakacje o których wspomniała, były cztery lata
temu. Oznaczało to, że wszystko co wydarzyło się później dosłownie wyparowało z
jej głowy, tak jak gdyby nigdy się nie wydarzyło.
Luke nie mogąc dłużej tego wytrzymać wybiegł z
pomieszczenia, nie zwracając nawet uwagi na swoich rodziców czy Ashton'a, którzy
wciąż siedzieli na korytarzu czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. Chłopak
pobiegł do znajdującej się na końcu korytarza łazienki. Podszedł do umywalki i
spojrzał na swoje odbicie. Znienawidził sam siebie jeszcze bardziej. Wmawiał
sobie że to przez niego utraciła pamięć, że to przez niego miała tą cholerną
amnezję. Nie potrafił pogodzić się z tym, że go nie pamiętała. Zacisnął dłoń w
pięść, po czym uderzył z całej siły w wiszące na ścianie lustro, które rozbiło
się na milion maleńkich kawałków, raniąc jego rękę, z której po chwili zaczęła
wypływać krew.
Rozdział cudowny jak zawsze. Ryczałam od pierwszego rozdziału tak mi szkoda Luke'a. Dobrze,że Ann już się obudziła @xBrooklyn_Girl
OdpowiedzUsuńBoniu...rozdzial jest tak piękny
OdpowiedzUsuńNadal płaczę, te wszystkie uczucia Luke'a boże...płaczę
Najpierw umierałam ze smutku bo myślałam że Anna umrze a pozniej ze szczęścia bo się obudziła. Na koniec rozryczalam sie bo nie poznała Luke'a. Za duzo emocji haha jesteś niesamowita ! /@xsomerhalderowa
OdpowiedzUsuń*Ann
OdpowiedzUsuńPrzepraszam ale mam słownik włączony i robie takie głupie błędy xd /@xsomerhalderowa
Ojojo, jak tak dalej pójdzie, to Luke wpadnie w totalną deprechę.
OdpowiedzUsuń"Jak można zapomnieć moje totalnie niebieskie tęczówki? No halo, I'm fabulous..." ~ Luke Hemmings. :D
Co ile sa nowe roddzialy
OdpowiedzUsuńO boze przepiekna jest ta opowiesc rycze
nowe rozdziały pojawiają się co tydzień lub częściej.
UsuńMiałam łzy w oczach jak to czytałam. Dlaczego to musi być takie smutne? Po prostu boskie. Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
OdpowiedzUsuńO mój Boże, ryczę;(( kocham to <3
OdpowiedzUsuńRycze!!! Nie umiem inaczej, dlaczego to musi byc takie smutne?!?!
OdpowiedzUsuńHej! Mam nadzieje ze skonczysz to opowiadanie poniewaz jest genialne! Czekam na kolejny rozdzial i powiem ci ze jak to czytalam to sie poplakalam :/ taka tam wrazliwa @smeksiu :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cie kochanie i wyczekuje kolejnego rozdzialu ❤❤❤
jeju poplakalam sie jak to czytalam
OdpowiedzUsuńogolnie rozdzial byl swietny i nie moge sie doczekac kolejnych
@horsieirwin