wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 5



Była godzina jedenasta pięćdziesiąt osiem, a znajdujący się w w sali, której okna były wciąż zasłonięte przez ciemne rolety Luke nadal pogrążony był w wyjątkowo głębokim śnie. Nigdy wcześniej w swoim życiu nie miał w zwyczaju sypiać po czternaście godzin na dobę. Zazwyczaj wracał do domu późno, kładł się w środku nocy lub ewentualnie nad ranem kiedy imprezował w weekendy, po czym wstawał w południe. Tutaj działo się tak przez leki, które dostawał. Były to głównie tabletki uspokajające oraz przeciwbólowe, przez które stawał się senny.
- Dzień dobry, Luke. – do pomieszczenia niespodziewanie wszedł doktor Adams, uprzednio delikatnie otwierając drzwi, gdyż spodziewał się, że jego pacjent będzie jeszcze spał.
Blondyn mruknął coś niewyraźnie, po czym przekręcił się na drugi bok i schował głowę pod brązowy, miękki koc tak, by nikt nie mógł go ruszyć.
- Wracasz do domu, Luke. Przyniosłem twój wypis. – podszedł do łóżka, odkrywając chłopaka. – Ubierz się. Twoi rodzice czekają na ciebie na korytarzu. Nie chcesz przecież spędzić całego życia w szpitalu, prawda? – mężczyzna zażartował. – Wszystko z tobą w porządku, więc nie musimy dłużej cię tu trzymać. – dodał.
Luke leniwie i bardzo powolnie ściągnął z siebie przykrycie i podniósł powieki, rozglądając się wokoło. Ziewnął głęboko, przetarł ręką zmęczone oczy i spojrzał na stojącego nad nim lekarza.
- Mogę tu jeszcze zostać? – zapytał. - Do momentu, kiedy Ann odzyska przytomność. – wyjaśnił.
- Nie wiemy kiedy się obudzi. – mężczyzna powiedział coś, o czym Luke doskonale wiedział. Był świadomy tego, że dziewczyna może już nigdy nie otworzyć oczu, jednak gdy taka myśl przychodziła mu do głowy, natychmiast starał się jej pozbyć, przypominając sobie wszystkie miłe chwile spędzone z brunetką. – Będziesz mógł ją odwiedzać, ale dobrze wiesz, że przebywanie przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę nie ma sensu.
- Dla mnie ma. – szepnął cicho sam do siebie, tak by doktor Adams go nie usłyszał.
Po kilku minutach zrezygnowany Luke wstał z łóżka i przebrał się w ubrania, które wcześniej przyniosła mu mama. Miał mały problem z założeniem koszulki, przez gips, w którym znajdowała się jego lewa ręka, ale po jakimś czasie uporał się z tym i w pełni ubrany wyszedł na korytarz, zabierając wcześniej wszystkie swoje rzeczy, by nic nie zostało w szpitalu. Na korytarzu dostrzegł rodziców, cierpliwie czekających na niego.
- Wracajmy do domu. – oznajmiła matka kierując się w stronę windy, która miała zawieźć ich na dół.
- Chcę ją jeszcze zobaczyć. – Luke bez słowa odszedł od nich, zostawiając ich samych i nie zwracając na nic uwagi, udał się na trzecie piętro do sali numer siedem, gdzie leżała Ann. Pospiesznie przeszedł pomalowany na zielono, długi korytarz i już po chwili stał pod drzwiami. Chwycił za klamkę i powoli wszedł do środka. Ujrzał dziewczynę, leżącą tak samo jak poprzedniego dnia. Nic się nie zmieniła. Zamknięte oczy, spuchnięte usta, zabandażowane czoło i ręce bezwładnie opadające wzdłuż jej smukłego ciała. Chłopak zerknął jeszcze na monitor, na którym pokazany był puls Ann. Widział, że jej serce biło naprawdę bardzo powoli i były momenty, w których obawiał się, że nagle się zatrzyma. Na szczęście nic takiego się nie stało, pomimo tego, że dziewczyna leżała w bezruchu, nie wykazując praktycznie żadnych funkcji życiowych. Słychać było jedynie jej płytki oddech i dźwięk maszyn, do których była podłączona.
- Cześć, skarbie. – Luke podszedł do niej i chwycił delikatnie jej dłoń, którą następnie pocałował. – Mam nadzieję, że dobrze się czujesz. – zerknął na jej zamknięte oczy. – Ja dziś wychodzę ze szpitala, wiesz? Ale nie martw się, będę przychodził tu codziennie. – rozmawiał tak jakby dziewczyna go słyszała. - Nie zostawię Cię samej.
Spojrzał na nią po raz ostatni, po czym zaczął kierować się w stronę wyjścia.
- Kocham Cię. – dodał jeszcze ściszonym głosem, zamykając drzwi. Wszedł do windy i zjechał kilka pięter niżej, po chwili znajdując się już na parterze, gdzie czekali na niego rodzice. W międzyczasie musiał do nich dołączyć Ashton, bo Luke zauważył go stojącego i prowadzącego dyskusję z jakąś pielęgniarką, którą zakończył kiedy go dostrzegł.
- Siema, stary! – Ash krzyknął i podbiegł do niego.
- Lekarze kazali byś jak najwięcej odpoczywał i żebyś w najbliższym czasie nigdzie nie wychodził. – odezwała się matka, kiedy Luke stanął obok niej.
- Nieważne. – machnął ręką, ignorując wszystkich i wychodząc na zewnątrz.
- Co z Tobą? – spytał Ashton, kładąc dłoń na jego ramieniu i sprawiając, by odwrócił się w jego stronę.
- Nic. – odparł, nadal patrząc w ziemię. Zrzucił rękę przyjaciela i szybkim krokiem szedł do samochodu jego ojca, który stał na parkingu kilkanaście metrów dalej. Poczekał kilka chwil, aż drzwi auta zostaną odblokowane, po czym wsiadł do środka. Następnie dołączyli do niego rodzice i Ash, ale Luke nawet na nich nie spojrzał. Wyjął telefon z kieszeni i zaczął grać w różne bezsensowne gry, byle tylko zabić czas i jak najszybciej znaleźć się w miejscu, w którym mógłby być sam. Potrzebował ciszy i spokoju. Nie był w nastroju na rozmowę z kimkolwiek, dlatego denerwował się gdy ktoś się do niego odzywał. Nagle spostrzegł, że jadą w przeciwnym kierunku do tego, w którym znajdowało się mieszkanie jego i Ann.
- Gdzie my jedziemy? – zapytał, chowając komórkę z powrotem do kieszeni.
- Do domu. – odpowiedziała mama, odwracając się do niego, gdyż siedziała na przednim siedzeniu.
- Wydaje mi się, że do mnie jedzie się w tamtą stronę. – wskazał ręką do tyłu.
- Na razie wracasz do nas. – odparł ojciec, wciąż pozostając skupionym na drodze.
- Nie sądzę. – Luke warknął, zaciskając pięść.
- Tylko na kilka tygodni. – matka uśmiechnęła się do niego, jednak widząc jego złość, jej mina od razu spoważniała.
- Wracam do siebie, zawróć, tato. – rozkazał, jednak mężczyzna siedzący za kierownicą go zignorował. – Powiedziałem zawróć, do cholery! – krzyknął, a jego twarz momentalnie poczerwieniała przez ogarniający go coraz bardziej gniew.
- Luke, uspokój się. – wtrącił się siedzący obok niego Ashton, jednak jego słowa niczego nie zdziałały.
- Nie rozumiesz co oznacza słowo „zawrócić”?! – blondyn dalej wrzeszczał, ale rodzice nie dawali za wygraną i jechali dalej tam, gdzie zaplanowali. – Przestańcie mnie traktować jakbym miał dwanaście lat! Jestem dorosły i sam potrafię o siebie zadbać! Nie potrzebuję niczyjej pomocy, zwłaszcza waszej. – powiedział, pogardliwie patrząc na wszystkich po kolei.
- Jedziesz z nami do domu, to już postanowione. – rzekła matka, nawet nie odwracając się do niego, co miało oznaczać, że jego zdanie nie ma na nich żadnego wpływu.
Po kilku minutach Luke odpuścił i ponownie ignorując wszystkich i wszystko, wpatrywał się w okno. Był zdenerwowany tak bardzo jak nigdy dotąd. Przyglądał się mijającym ich samochodom, przechodzącym po ulicach ludziom. Zauważył kilka szczęśliwych par trzymających się za ręce, przytulających, śmiejących się, jedzących lody. Szybko jednak odwracał od nich swoją uwagę, gdyż w jego głowie pojawiała się Ann, która wciąż walczyła o życie, podczas gdy on wracał do domu, zostawiając ją tam zupełnie samą.
Po trwającej kilkanaście minut podróży, Luke dostrzegł, że wyjechali już z centrum Nowego Jorku i znaleźli się na przedmieściach, gdzie w jednej z najspokojniejszych dzielnic stał dom jego rodziców, z którego wyprowadził się kilka miesięcy temu. Miło wspominał to miejsce, ponieważ jak na razie spędził tam większość swojego życia. Ojciec wjechał na podjazd, po czym zatrzymał auto. Wyszedł na zewnątrz, podchodząc do tylnych drzwi, za którymi siedział Luke. Chciał mu pomóc, ze względu na jego rękę znajdującą się w gipsie.
- Dzięki, ale sam sobie poradzę. – chłopak zaprotestował i pospiesznie wysiadł z samochodu. Podszedł do drzwi wejściowych i niecierpliwił się, aż matka mu je otworzy. Gdy w końcu się doczekał, szarpnął z całej siły za klamkę i udał się schodami na górę, gdzie po lewej stronie znajdował się jego pokój, który zamieszkiwał przez ostatnie dziewiętnaście lat swojego życia. Wszedł do środka i zobaczył, że nic się nie zmieniło od momentu, w którym się wyprowadził. Ten sam niebieski kolor ścian, dywan rozłożony na środku, dziesiątki plakatów porozwieszanie na szafkach, ramki ze zdjęciami stojące na półkach oraz książki, których nikt nie posprzątał, pomimo tego, że Luke ukończył szkołę średnią kilka miesięcy temu. Podszedł do łóżka i rzucił się na nie, chowając twarz w poduszkę. Wcześniej jednak zamknął drzwi na klucz, by nikt nie wszedł i nie zakłócał jego spokoju, którego tak bardzo potrzebował. Sam nie był do końca pewien, dlaczego jego nastrój i całe nastawienie do otaczającego go rzeczywistości, tak nagle uległo zmianie. Zawsze był osobą radosną, pełną życia, lubiącą spędzać czas z ludźmi. Od dnia wypadku zamknął się w sobie, nie chciał z nikim rozmawiać oraz był bardzo przygnębiony. Wyrzuty sumienia nadal go dręczyły i z każdą chwilą coraz ciężej było mu się z nimi uporać, dlatego jego cierpienie się zwiększało. Poza tym został zabrany w miejsce, w którym nie chciał być. Był przekonany, że po opuszczeniu szpitala wróci do swojego własnego mieszkania.
Na zegarze wybiła godzina piętnasta, a Luke nadal leżał bez ruchu, ciągle wpatrując się w sufit. Kilkakrotnie był wołany przez matkę lub ojca, jednak ignorował ich, nie zamierzał schodzić na dół i zaczynać z nimi jakiejkolwiek rozmowy. Nie chciał by zadawali mu setki niepotrzebnych pytań dotyczących wypadku, na które nie chciał udzielać odpowiedzi.
- Luke, otwórz drzwi, przyniosłam obiad. – do jego uszu dobiegł dźwięk głosu jego mamy, stojącej za drzwiami. Nie zareagował na jej słowa i nawet się nie poruszył, znajdując się w tej samej pozycji od dobrych kilku godzin. – Luke, proszę. – kobieta nalegała, dalej, jednak bezskutecznie. – Wszystko w porządku? – zapytała ze zmartwieniem, ponieważ nie słyszała żadnych dźwięków dochodzących z pokoju jej syna i obawiała się, że coś mogło być nie tak.
- Nie jestem głodny. – chłopak odpowiedział jej w końcu po paru, dłuższych chwilach. Matka odetchnęła z ulgą słysząc jego głos. Kobieta postawiła talerz z jedzeniem pod jego drzwiami i nie nalegała dalej na wpuszczenie jej  do środka, ponieważ wiedziała, że syn i tak zignoruje jej prośby. Po chwili odeszła i udała się do kuchni.

Nastał wieczór. Luke dalej leżał na swoim dużym łóżku, tym razem jednak podrzucając do góry małą piłkę, którą znalazł pod poduszką. Stracił poczucie czasu, pogrążając się w rozmyślaniach o tym co się wydarzyło, ale i o tym jak dalej będzie wyglądać jego życie bez niej. Nagle gwałtownie wstał i zaczął szukać swojego telefonu, który jak się po chwili okazało, leżał na biurku. Chwycił go i pospiesznie wybrał numer do jednego ze swoich najbliższych przyjaciół.
- Halo? – usłyszał, zaspany głos swojego kolegi.
- Mike? – upewnił się, czy to aby na pewno on.
- Tak. Coś się stało, Luke? – chłopak zapytał, ziewając.
- Mam do ciebie małą prośbę. Mógłbyś po mnie przyjechać?
- Kiedy?
- Teraz.
- Będę za dziesięć minut. – odpowiedział, a na jego słowa na ustach blondyna pojawił się niewielki uśmiech. Wiedział, że na Michael’u zawsze można polegać i tym razem również się nie zawiódł.
- Dzięki. – Luke rozłączył się, po czym zaczął szukać bluzy, którą mógłby założyć, gdyż na dworze o godzinie dwudziestej trzydzieści zrobiło się już chłodno. Znów miał mały problem z ubraniem się. Mimo tego, że minęło już pięć dni, on nadal nie mógł przyzwyczaić się do gipsu, w którym znajdowała się jego lewa ręka. Po paru minutach zasunął swoją czarną bluzę i zarzucił kaptur na głowę, zakrywając swoje nieułożone blond włosy, które sterczały we wszystkich możliwych kierunkach. Zbiegł pospiesznie po schodach, które zaczęły skrzypieć pod jego ciężarem. Zaklął w myślach, że narobił tyle hałasu i wszystkie osoby przebywające w domu zapewne go usłyszały.
- Luke, gdzie idziesz? – matka chłopaka natychmiast, nie wiadomo skąd pojawiła się przed nim, zasłaniając mu drzwi wyjściowe swoim ciałem. – Nie wolno ci nigdzie wychodzić, zapomniałeś?
- Michael na mnie czeka. Chcę z nim pogadać. – skłamał, nie patrząc jej w oczy.
- Tylko wróć za chwilę.
Kobieta uwierzyła mu i udostępniła wyjście na zewnątrz. On natomiast nie zwracając na nią uwagi, wybiegł na zewnątrz. Kilka sekund później na podjeździe znalazł się samochód jego przyjaciela. Szybko wsiadł do niego, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Siema, co się… - zaczął Michael, lecz zdenerwowany Luke nie pozwolił mu skończyć zdania.
- Wieź mnie do szpitala, natychmiast. – rozkazał, zapinając pas bezpieczeństwa.
- Ale…
- Nie pytaj, tylko jedź, do cholery! – krzyknął, uderzając pięścią w deskę rozdzielczą.
- Wyluzuj. – powiedział Mike, odpalając auto i wyjeżdżając na drogę.
Po kilku minutach jazdy w absolutnej ciszy, byli na miejscu. Luke spojrzał nerwowo na zegarek i zaczął biec w stronę wejścia. Miał bardzo złe przeczucie i wmawiał sobie, że coś złego stało się z Ann, dlatego natychmiast potrzebował ją zobaczyć, by upewnić się, że wszystko jest w porządku.
- Przykro mi, ale po godzinie dwudziestej pierwszej nie można odwiedzać chorych. – w drzwiach zatrzymała go jedna z pielęgniarek.
- Nie obchodzi mnie to, moja dziewczyna leży nieprzytomna i muszę do niej iść, więc proszę zejść mi z drogi. – warknął na nią, jednak ona wciąż blokowała mu przejście.
- Proszę stąd wyjść i wrócić rano, przykro mi. – wyjaśniła mu ze spokojem w głosie, by nie rozzłościć go jeszcze bardziej.
- Kurwa. – powiedział cicho sam do ciebie, kopnął w ścianę, po czym odwrócił się i wrócił do samochodu, w którym czekał na niego Michael. Szarpnął drzwi i szybkim ruchem wsiadł do środka, nie odzywając się ani słowem do siedzącego obok przyjaciela.
Mike nie zadawał żadnych pytań, ponieważ widział w jakim nastroju był Luke. Nie chciał żadnych krzyków i awantur w drodze do domu. Gdy dojechali, blondyn wysiadł, rzucając ciche „do zobaczenia” do Michael’a, po czym trzasnął drzwiami i udał się z powrotem do domu. Wbiegł schodami na górę, ponownie robiąc hałas, jednak ty razem się tym nie przejął. Ogarnęła go złość i zdenerwowanie. Zakluczył drzwi i pierwszą rzeczą jaką zrobił po wejściu, było kopnięcie szafki stojącej przy łóżku. Uderzył w nią naprawdę mocno. Syknął z bólu i rzucił się na łóżko. Leżał przez kilka dłuższych chwil, a nagle do jego głowy wpadł kolejny, głupi pomysł. Wiedział, że to nie pomoże mu w jego ciężkiej sytuacji, wiedział, że już kiedyś miał z tym problem, ale miał nadzieję, że choć na moment ukoi jego ból i ogromne cierpienie. Podszedł do dużej szafy, sięgnął na samo dno po swój plecak, który nosił chodząc jeszcze do liceum. Na dnie znajdowała się butelka whisky, którą kiedyś kupili razem z Ashton’em, mając zamiar upić się do nieprzytomności, z racji tego, że udało im się zdać końcowe egzaminy. Obrócił ja kilka razy w dłoniach, czytając etykietę i oglądając zawartość.
- Pieprzyć to. – powiedział sam do siebie, odkręcił zakrętkę, po czym przechylił butelkę tak, że jej zawartość powoli dostawała się do jego gardła, powodując przyjemne, ciepłe uczucie w żołądku. 

________________________________________________________

lubię ten rozdział, nie wiem czemu.
dziękuję za wyświetlenia i komentarze.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

to naprawdę ważne dla mnie, więc poświęćcie minutkę na kilka słów od siebie.

przypominam o zakładce INFORMOWANI w której możecie zostawić swój username z twittera a ja poinformuję was o nowym rozdziale.

12 komentarzy:

  1. Idealny :))
    Martwię się o ten pochopny czyn Luke'a
    Mam nadzieję że Ann za niedługo się wybudzi
    / @awh_boobear

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez lubie ten rozdzial, byl bardzo dobry. Zastanawiam sie nad przeczuciem Luke'a co do stanu Ann. Mam nadzieje, ze szybko sie wybudzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Chce żeby Ann się obudziła

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam ten rodzial i czekam na następny <3 /@xsomerhalderowa

    OdpowiedzUsuń
  5. Dołączam do grona obserwatorów. Również piszę fanfica, ale o Bring Me the Horizon... lecz główna bohaterka znalazła się w podobnej sytuacji, taki zbieg okoliczności.

    Podziwiam, będę wracać i nie będę promować mojego bloga kosztem Twojego. Życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, ja chce juz nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Już nie mogę się doczekać co będzie dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę się martwię o Luke'a, mam nadzieję, że Ann się obudzi w następnym rozdziale, czekam na kolejny rozdział. xx / @h3mmings96

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawie. Niepokoję się co do Luke'a, ale mam nadzieję że wszystko będzie dobrze. Mam też nadzieję, że chociaż stan Ann się poprawi. Czekam na next. Rozdział świetny. Ciekawie piszesz. Chce się czytać to opowiadanie, a co najważniejsze nie zanudzasz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O matko zajebisty tylko błagam niech Ann już się obudzi xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny blog! ♥
    Zapraszam na mojego
    http://she-ran-to-keep-her-secret.blogspot.com/
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń