wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 6



Minęło osiem dni od wypadku. Stan zdrowia Ann niestety nie uległ poprawie i dziewczyna nadal nie odzyskała przytomności. Z Lukiem było równie źle co z nią. Chłopak codziennie, każdego wieczoru w samotności, zamknięty na klucz w swoim pokoju upijał się do nieprzytomności, rano budził się z ogromnym bólem głowy i pierwszą rzeczą jaką robił było odwiedzenie szpitala, konkretniej sali numer siedem, znajdującej się na trzecim piętrze. Spędzał tam kilka godzina aż do popołudnia, a następnie ponownie wracał do domu i pogrążał się jeszcze bardziej w swoim nałogu. Przestał rozmawiać z ludźmi, spotykać się z przyjaciółmi, zamknął się w sobie. Tak jak przypuszczała jego mama, wpadł w depresję.
Tego wieczoru postanowił w końcu wyjść z domu. Przez ponad siedem dni żył praktycznie ciągle zamknięty w czterech ścianach. Założył czarną bluzę z kapturem, pod którym schował swoje blond włosy, pomimo tego, iż był już późny wieczór, na nos wsunął ciemne okulary, by nikt nie widział jak bardzo jest zmęczony, niewyspany i załamany. Wrzucił portfel oraz telefon do kieszeni podartych jeansów i powoli schodził schodami w dół, kierując się do wyjścia. Uznał, że lepiej będzie jeśli poinformuje rodziców o wyjściu, ponieważ nie chciał kolejnych, niepotrzebnych kłótni. Założył czarne vansy, po czym udał się do kuchni. W pomieszczeniu zastał matkę obierającą warzywa na jakąś sałatkę oraz ojca siedzącego przy stole, czytającego gazetę oraz popijającego gorącą kawę. Nikt nie zauważył jego obecności. Dopiero gdy zakaszlał, zwrócił na siebie uwagę.
- Wychodzę. – powiedział, patrząc w podłogę, szurając lewą stopą po brązowych, śliskich panelach.
- Gdzie? – spytała matka, zerkając na niego. W oczach kobiety również dostrzec można było ogromne zmęczenie. Nie spała całymi nocami, ponieważ cały czas martwiła się o swojego syna oraz o Ann.
- Na zewnątrz. – odparł obojętnie, odwrócił się na pięcie i szedł do drzwi wyjściowych. Uważał, że powiedział już wystarczająco dużo, i nie zamierzał odzywać się ani słowem więcej.
- Z kim? – ojciec wstał z miejsca i podszedł do chłopaka, chwytając go za ramię i zatrzymując. Nie otrzymał niestety odpowiedzi. – Luke? Głuchy jesteś? – szarpnął go, a on zrzucił jego dłoń ze swojego ramienia, mierząc go groźnym spojrzeniem, na które mężczyzna zareagował cofnięciem się kilka kroków w tył.
- Nie dotykaj mnie. – warknął, zaciskając pięść.
- Odpowiedz na moje pytanie! – ojciec podniósł głos.
- Co to ma być, jakiś wywiad? – chłopak oburzył się.
- Wychodzisz z przyjaciółmi? – matka znalazła się nagle przy nich, widząc, że sytuacja zaczyna robić się coraz trudniejsza.
- Ta. – Luke odpowiedział obojętnie, machnął ręką i pospiesznie wyszedł na zewnątrz. Nie obchodziło go to, że ją okłamał. Nie chciał spotykać się z Ashton’em, Michael’em czy Calum’em. Nie miał ochoty na niczyje towarzystwo. Wziął głęboki wdech i cieszył się, że w końcu udało mu się wydostać na zewnątrz. Z racji tego, że był już październik, zimne powietrze owiało jego twarz. Chłopak zadrżał, chowając dłoń do kieszeni. Druga musiała marznąć, ponieważ była w gipsie. Wyszedł na ulicę i rozejrzał się wkoło. Było już późno, dlatego w pobliżu nie dostrzegł żadnej osoby. Stał tam zupełnie sam, zastanawiając się co zrobić i gdzie pójść. Po kilkunastu minutach rozmyślania, ruszył prosto przed siebie.  Miał zamiar udać się do swojego własnego mieszkania. Miał dość męczenia się z rodzicami, którzy od wypadku zaczęli kontrolować każdy jego ruch. Luke nienawidził kiedy ktoś nim rządził i mówił co ma robić. Był indywidualistą i sam chciał decydować o tym, jak powinno wyglądać jego życie. Poza tym miał już skończone osiemnaście lat, więc stał się dorosłym i w pełni odpowiedzialnym za swoje czyny człowiekiem.
Wyszedł na jedną z bardziej ruchliwych ulic Brooklyn’u, na której znajdowało się dużo przechodniów i stojących na poboczach taksówek. Wsiadł do jednej, trzaskając przy tym mocno drzwiami.
- Bergen Street. – powiedział do mężczyzny siedzącego za kierownicą, który kilka sekund później wcisnął pedał gazu i wyjechał autem na jezdnię.
Luke siedział w absolutnej ciszy, wpatrując się w szybę, na której powoli zaczęły pojawiać się krople deszczu. Przypominało mu to o czymś. O czymś, o czym tak bardzo pragnął zapomnieć. Tamtego dnia również padało, a później to się stało. Chłopak potrząsnął szybko głową, wyrzucając z myśli złe wspomnienia, po czym podał taksówkarzowi banknot i wyszedł na zewnątrz, zarzucając kaptur na głowę, by nie zmoknąć. Chwycił jeszcze za swoją kieszeń, upewniając się, czy aby na pewno znajdują się tam jego klucze do mieszkania. Kiedy wyczuł metalowy przedmiot, odsunął dłoń, po czym zaczął iść prosto przed siebie. Nie patrzył na to, gdzie idzie. Wpatrywał się w swoje buty, które z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej przemoczone. Nagle poczuł, że trącił kogoś ramieniem. Nie zwracając uwagi na to, kim była ta osoba, szedł dalej, nie wysilając się nawet na to, by powiedzieć „przepraszam”.
- Luke? – usłyszał znajomy głos za swoimi plecami. Doskonale wiedział do kogo należy, ale udawał, że nie słyszy, idąc dalej oraz zwiększając tempo. – Luke, zaczekaj! – osoba, nie zamierzała mu odpuścić, dlatego chłopak zatrzymał się, westchnął głęboko i odwrócił się za siebie, zachowują się tak, jakby dopiero teraz usłyszał wołanie.
- Ashton?
- Co ty tutaj robisz o tej porze? Powinieneś być w domu. – poradził mu jego przyjaciel, podchodząc do niego nieco bliżej.
- Jesteś moją matką? – Luke zadrwił, kopiąc leżący pod jego butem kamień.
- Jestem twoim przyjacielem. Po prostu się martwię. – wyjaśnił. – Wszystko w porządku? – spytał.
- Tak, a teraz wybacz, ale spieszy mi się. – chłopak zignorował Ash’a, wyminął go i zaczął iść dalej, nie chcąc nawiązywać z nim dalszej konwersacji.
- Gdzie idziesz? – usłyszał za sobą krzyk przyjaciela.
- Gdzieś. – warknął, nie odwracając się nawet do niego. Po chwili do jego uszu dobiegł dźwięk kroków dochodzący tuż zza jego pleców, dlatego zatrzymał się, zacisnął pięść i odwrócił się, ściągając okulary i ukazując tym samym wyjątkowo gniewne spojrzenie. – Daj mi spokój, chcę być sam! – wrzasnął tak głośno, że przypadkowi przechodnie zaczęli patrzeć na niego z zaciekawieniem.
- Wyluzuj, Luke. – Ashton podniósł ręce w geście obronnym, próbując uspokoić swojego przyjaciela. – Tylko chcę pomóc. – dodał.
- Czy do ciebie nie dociera to, że nie potrzebuję niczyjej pomocy, bo sam sobie świetnie radzę? – zapytał retorycznie, wciąż podniesionym głosem.
- Właśnie widzę. – Ash powiedział cicho, ale Luke i tak go usłyszał.
- Na razie. – machnął mu ręką, po czym zostawił go samego i szedł w kierunku swojego mieszkania, które znajdowało się kilkadziesiąt metrów dalej.
Dotarł na miejsce, po czym wyciągnął z kieszeni klucz i otworzył drzwi. Rozejrzał się po wnętrzu, które od tygodnia pozostawało w tym samym stanie, ponieważ nikt tu nie przychodził. Uśmiechnął się na ułamek sekundy, ale jego mina ponownie stała się ponura, kiedy do jego nozdrzy dostał się zapach perfum, których Ann zawsze używała. Na wieszaku dostrzegł jej ulubiony płaszcz, oraz inne rzeczy. Podszedł do niego, delikatnie ujął go w dłoni i przybliżył do swojej twarzy, wąchając przyjemny, waniliowy zapach, który tak bardzo uwielbiał. Ponownie ogarnęła go niewyobrażalna tęsknota za ukochaną, dlatego odłożył ubranie z powrotem na miejsce. Wziął głęboki wdech i udał się do niedużego salonu, który był połączony z kuchnią. Usiadł na brązowej kanapie i włączył telewizor. Przez kilkadziesiąt minut wpatrywał się w ekran, kompletnie nie zwracając uwagi na program, który właśnie był emitowany. Kiedy miał dość, wyłączył urządzenie i tym razem siedział w absolutnej ciszy, słuchając jedynie własnych myśli. Czuł się dobrze we własnym mieszkaniu, pomimo tego, że tak wiele rzeczy tutaj przypominało mu o jego dziewczynie, która od ponad tygodnia leżała nieprzytomna w szpitalu.
Po kilku dłuższych chwilach, Luke wstał z kanapy i udał się do sypialni. Próbował chociaż trochę ogarnąć znajdujący się tam bałagan. Pościelił łóżko, poskładał ubrania, nawet podlał stojące na parapecie kwiatki, chociaż wcześniej nigdy nie miał w zwyczaju tego robić. Razem z Ann mieli podział obowiązków. Kiedy on sprzątał łazienkę, ona musiał odkurzyć dywany, pościerać kurze. Kiedy on zmywał naczynia, ona układała ubrania lub inne rzeczy. Byli wyjątkowo zgodną parą, dlatego łatwo radzili sobie z domowymi obowiązkami.
Kiedy w mieszkaniu zaczął panować niecałkowity jeszcze porządek, Luke ponownie udał się do kuchni. Doskonale wiedział co chce zrobić. Otworzył jedną z górnych półek i wyciągnął butelkę czerwonego wina, którą kiedyś kupił, chcąc spędzić romantyczny wieczór z Ann. Nie fatygował się nawet, by wyjąć kieliszek, czy chociażby szklankę. Otworzył trunek, po czym zaczął pić go bezpośrednio z butelki. Jego uzależnienie powoli przejmowało nad nim kontrolę. Doskonale pamiętał czasy, kiedy miał szesnaście lat i będąc jeszcze w gimnazjum, codziennie wracał do domu tak pijany, że rodzice musieli zanosić go do jego sypialni. Nic mu nie pomagało, ojciec próbował wysłać go na odwyk, jednak Luke zaprzeczał, zapewniając ich, że panuje nad wszystkim i da sobie radę. To wszystko trwało około pół roku. Kiedy było z nim już naprawdę źle, wtedy poznał Ann. To właśnie dzięki niej wyszedł z nałogu i znów zaczął cieszyć się życiem, bez dodawania do tego alkoholu. Czasem okazyjnie napili się, ale nigdy nie przesadzali i potrafili przestać. Po wypadku, niestety uzależnienie znów zaczęło wracać do Luke’a. Po kilkunastu minutach butelka była już pusta, a on desperacko zaczął przeszukiwać wszystkie półki, by znaleźć jakikolwiek wysokoprocentowy napój, ponieważ nie czuł się jeszcze zaspokojony i jego organizm pragnął więcej, dużo więcej. Rozrzucał rzeczy po półkach, niektóre z nich wypadały i roztrzaskiwały się z wielkim hukiem na podłodze, jednak on się tym nie przejmował. Kiedy po kilku minutach nie udało mu się znaleźć niczego, wybiegł z mieszkania, nie zamykając uprzednio drzwi na klucz. Na dworze szalała straszna burza z błyskawicami. Ulewa była tak duża, że ledwo można było zobaczyć cokolwiek. Jednak dla Luke’a to nie była żadna przeszkoda. Założył kaptur na głowę i pobiegł do znajdującego się po drugiej strony ulicy małego sklepiku, prowadzonego przez znajomego mu mężczyznę. Wbiegł do środka powodując, że spojrzenia większości klientów skierowane zostały na niego. Jego ubrania oraz włosy były całkowicie przemoczone. Poczekał krótką chwilę w kolejce, po czym kupił to, po co przyszedł i z powrotem wrócił do domu. Zdjął mokrą bluzę, pozostając  tylko w samej koszulce. Miał zamiar się przebrać, ale był najwidoczniej zbyt leniwy by to zrobić, więc pozostał w tym, w czym był wcześniej. Postawił butelkę whisky na jednej z kuchennych półek, po czym szybko ją otworzył. Tym razem jednak nalał alkohol do dużej szklanki. Skrzywił się, kiedy wysokoprocentowy napój dostał się do jego gardła, ale lubił to uczucie, dlatego nie przestawał pić, dopóki butelka nie została opróżniona do połowy. Wtedy wiedział, że musi przestać, pomimo tego, że nie myślał już racjonalnie. Nie był w stanie utrzymać się na nogach o własnych siłach, a wszystko co widział z minuty na minutę stawało się coraz bardziej rozmazane. Jakoś udało mu się dostać do salonu i położyć się na kanapie. Nagle z niewiadomych przyczyn, gwałtownie się podniósł i zaczął iść w kierunku wyjścia. Po drodze przewrócił lampę, zbił ramkę ze zdjęciem, ponieważ nie był w stanie poruszać się bez podtrzymywania się czegoś. Wydostał się z mieszkania i szedł dalej w kierunku schodów, dzięki którym chciał znaleźć się na ulicy. Niestety w porę nie złapał barierki i przez śliską i mokrą powierzchnię jedna z jego nóg potknęła się o drugą a on spadł prosto na chodnik, zdzierając sobie całe lewe kolano i prawy łokieć. Syknął z bólu, ale wiedział, że nie będzie w stanie podnieść się o własnych siłach. Z racji tego, że było już bardzo późno, w okolicy nie było nikogo, kto mógłby udzielić mu pomocy. Wyjął więc telefon z kieszeni i wybrał numer, wciskając następnie zieloną słuchawkę oznaczającą rozpoczęcie połączenia.
- Luke? – usłyszał znajomy głos.
- Ash.. Ashton – blondyn zaczął mówić, jednak nie potrafił złożyć słów w konkretne zdania.
- Luke, co się dzieje? – przyjaciel zmartwił się.
- Pomóż mi.
- Co się stało? Gdzie ty jesteś? – zadawał pytania, nie wiedząc co robić. Był zdezorientowany.
- Nie… nie wiem. – blondyn zaczął się jąkać. – Musisz mi pomóc.
- Powiedz mi gdzie jesteś.
- Kurwa, nie wiem! – wrzasnął głośno.
- Rozejrzyj się i powiedz na jakiej ulicy jesteś i czy rozpoznajesz jakieś budynki.
- To jest chyba… - Luke zaczął się rozglądać. – Bergen Street. – przeczytał napis znajdujący się na sklepie, w którym wcześniej kupował alkohol.
- Będę za minutę! – Ash krzyknął, a w słuchawce było słychać, że właśnie zaczął biec. – Luke, nie rozłączaj się! – dodał, przyspieszając tempo, by jak najszybciej móc udzielić pomocy przyjacielowi. Chłopak zaczął domyślać się, co się stało Luke’owi. Przypomniał sobie wszystko sprzed trzech lat, kiedy raz zdarzyła się dokładnie taka sama sytuacja.
Ashton na szczęście był w okolicy i tak jak sam powiedział, był na miejscu po około dwóch minutach. Zakrył usta dłonią, kiedy zobaczył Luke’a leżącego na mokrym chodniku jak zwłoki.
- Boże, Luke… - podszedł do niego i pomógł mu wstać. Sprawiło mu to wyjątkową trudność, ponieważ jego przyjaciel był od niego wyższy, a w dodatku nie mógł ustać na nogach samodzielnie dłużej niż pięć sekund. Po wyjątkowo ciężkiej drodze po schodach do mieszkania, Ash otworzył drzwi, po czym oboje weszli do środka. Luke doczołgał się do kanapy i od razu się na nią rzucił. Był cały mokry, brudny, a z jego rany na kolanie wypływała krew. Ashton postanowił nie czekać dłużej i zacząć interweniować.
- Pani Hemmings, mamy problem. – powiedział do telefonu, kiedy po drugiej stronie słuchawki usłyszał zmartwiony głos matki jego przyjaciela. 

________________________________________________________

 mam nadzieję, że rozdział jest w porządku.
dziękuję za 4000 wejść.  
zostawcie komentarz, będę wdzięczna i zmotywowana.

przypominam o zakładce ---->  INFORMOWANI 

9 komentarzy:

  1. o fucken shiten machen jakie cudowne jezu luke nie może pić nie może się pogrążyć nie asdfgfdsdfgh
    @nakedxhemmo

    OdpowiedzUsuń
  2. o rany, nie. dlaczego on musi się pogrążać w alkoholizmie ?
    szkoda mi go strasznie, widać, że ogromnie cierpi, nie wiedząc, czy Ann kiedykolwiek jeszcze się obudzi, ale żeby od razu zaglądać do butelki... to się źle skończy, czuję to.
    oglądałam zwiastun i wiem, że życie po odzyskaniu przez Ann przytomności nie będzie takie kolorowe, to smutne
    ogólnie fajny odcinek i fajny pomysł na ff :)
    też zaczęłam tworzyć, ale co z tego wyjdzie... :D
    tomorrowneverdies-fanfic.blogspot.com
    @wherever_may

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdzial idealny, tylko martwi mnie to ze Luke popada w alkoholizm :/
    @awh_boobear

    OdpowiedzUsuń
  4. jezu rozdzial byl cudowny, prosze niech Luke nie popadnie w nałóg jeju kjgjfhgdj

    @horsieirwin

    OdpowiedzUsuń
  5. Mrs. Hemmings, we've got a problem - padłam, niemalże słyszałam ten głos w głowie, hahaha :D
    Jest fajnie, ładnie i systematycznie, czekam na Ann :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rodział !<3 Ashton taki opiekuńczy aww :') - @xsomerhalderowa

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam, chciałabym zaprosić Cię na Katalog opowiadań o 5 Seconds Of Summer!
    Zapraszam do zgłoszenia się!

    [katalog5sos.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  8. O mój boże... Kocham to <3

    OdpowiedzUsuń