Minęło osiem dni od wypadku. Stan zdrowia Ann niestety nie
uległ poprawie i dziewczyna nadal nie odzyskała przytomności. Z Lukiem było
równie źle co z nią. Chłopak codziennie, każdego wieczoru w samotności, zamknięty
na klucz w swoim pokoju upijał się do nieprzytomności, rano budził się z
ogromnym bólem głowy i pierwszą rzeczą jaką robił było odwiedzenie szpitala,
konkretniej sali numer siedem, znajdującej się na trzecim piętrze. Spędzał tam
kilka godzina aż do popołudnia, a następnie ponownie wracał do domu i pogrążał
się jeszcze bardziej w swoim nałogu. Przestał rozmawiać z ludźmi, spotykać się
z przyjaciółmi, zamknął się w sobie. Tak jak przypuszczała jego mama, wpadł w
depresję.
Tego wieczoru postanowił w końcu wyjść z domu. Przez ponad siedem
dni żył praktycznie ciągle zamknięty w czterech ścianach. Założył czarną bluzę
z kapturem, pod którym schował swoje blond włosy, pomimo tego, iż był już późny
wieczór, na nos wsunął ciemne okulary, by nikt nie widział jak bardzo jest
zmęczony, niewyspany i załamany. Wrzucił portfel oraz telefon do kieszeni
podartych jeansów i powoli schodził schodami w dół, kierując się do wyjścia.
Uznał, że lepiej będzie jeśli poinformuje rodziców o wyjściu, ponieważ nie
chciał kolejnych, niepotrzebnych kłótni. Założył czarne vansy, po czym udał się
do kuchni. W pomieszczeniu zastał matkę obierającą warzywa na jakąś sałatkę
oraz ojca siedzącego przy stole, czytającego gazetę oraz popijającego gorącą
kawę. Nikt nie zauważył jego obecności. Dopiero gdy zakaszlał, zwrócił na
siebie uwagę.
- Wychodzę. – powiedział, patrząc w podłogę, szurając lewą
stopą po brązowych, śliskich panelach.
- Gdzie? – spytała matka, zerkając na niego. W oczach
kobiety również dostrzec można było ogromne zmęczenie. Nie spała całymi nocami,
ponieważ cały czas martwiła się o swojego syna oraz o Ann.
- Na zewnątrz. – odparł obojętnie, odwrócił się na pięcie i
szedł do drzwi wyjściowych. Uważał, że powiedział już wystarczająco dużo, i nie
zamierzał odzywać się ani słowem więcej.
- Z kim? – ojciec wstał z miejsca i podszedł do chłopaka,
chwytając go za ramię i zatrzymując. Nie otrzymał niestety odpowiedzi. – Luke?
Głuchy jesteś? – szarpnął go, a on zrzucił jego dłoń ze swojego ramienia,
mierząc go groźnym spojrzeniem, na które mężczyzna zareagował cofnięciem się
kilka kroków w tył.
- Nie dotykaj mnie. – warknął, zaciskając pięść.
- Odpowiedz na moje pytanie! – ojciec podniósł głos.
- Co to ma być, jakiś wywiad? – chłopak oburzył się.
- Wychodzisz z przyjaciółmi? – matka znalazła się nagle przy
nich, widząc, że sytuacja zaczyna robić się coraz trudniejsza.
- Ta. – Luke odpowiedział obojętnie, machnął ręką i
pospiesznie wyszedł na zewnątrz. Nie obchodziło go to, że ją okłamał. Nie
chciał spotykać się z Ashton’em, Michael’em czy Calum’em. Nie miał ochoty na niczyje
towarzystwo. Wziął głęboki wdech i cieszył się, że w końcu udało mu się
wydostać na zewnątrz. Z racji tego, że był już październik, zimne powietrze
owiało jego twarz. Chłopak zadrżał, chowając dłoń do kieszeni. Druga musiała
marznąć, ponieważ była w gipsie. Wyszedł na ulicę i rozejrzał się wkoło. Było
już późno, dlatego w pobliżu nie dostrzegł żadnej osoby. Stał tam zupełnie sam,
zastanawiając się co zrobić i gdzie pójść. Po kilkunastu minutach rozmyślania,
ruszył prosto przed siebie. Miał zamiar
udać się do swojego własnego mieszkania. Miał dość męczenia się z rodzicami,
którzy od wypadku zaczęli kontrolować każdy jego ruch. Luke nienawidził kiedy
ktoś nim rządził i mówił co ma robić. Był indywidualistą i sam chciał decydować
o tym, jak powinno wyglądać jego życie. Poza tym miał już skończone osiemnaście
lat, więc stał się dorosłym i w pełni odpowiedzialnym za swoje czyny
człowiekiem.
Wyszedł na jedną z bardziej ruchliwych ulic Brooklyn’u, na
której znajdowało się dużo przechodniów i stojących na poboczach taksówek.
Wsiadł do jednej, trzaskając przy tym mocno drzwiami.
- Bergen Street. – powiedział do mężczyzny siedzącego za
kierownicą, który kilka sekund później wcisnął pedał gazu i wyjechał autem na
jezdnię.
Luke siedział w absolutnej ciszy, wpatrując się w szybę, na
której powoli zaczęły pojawiać się krople deszczu. Przypominało mu to o czymś.
O czymś, o czym tak bardzo pragnął zapomnieć. Tamtego dnia również padało, a
później to się stało. Chłopak potrząsnął szybko głową, wyrzucając z myśli złe
wspomnienia, po czym podał taksówkarzowi banknot i wyszedł na zewnątrz,
zarzucając kaptur na głowę, by nie zmoknąć. Chwycił jeszcze za swoją kieszeń,
upewniając się, czy aby na pewno znajdują się tam jego klucze do mieszkania.
Kiedy wyczuł metalowy przedmiot, odsunął dłoń, po czym zaczął iść prosto przed
siebie. Nie patrzył na to, gdzie idzie. Wpatrywał się w swoje buty, które z
sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej przemoczone. Nagle poczuł, że
trącił kogoś ramieniem. Nie zwracając uwagi na to, kim była ta osoba, szedł
dalej, nie wysilając się nawet na to, by powiedzieć „przepraszam”.
- Luke? – usłyszał znajomy głos za swoimi plecami. Doskonale
wiedział do kogo należy, ale udawał, że nie słyszy, idąc dalej oraz zwiększając
tempo. – Luke, zaczekaj! – osoba, nie zamierzała mu odpuścić, dlatego chłopak
zatrzymał się, westchnął głęboko i odwrócił się za siebie, zachowują się tak,
jakby dopiero teraz usłyszał wołanie.
- Ashton?
- Co ty tutaj robisz o tej porze? Powinieneś być w domu. –
poradził mu jego przyjaciel, podchodząc do niego nieco bliżej.
- Jesteś moją matką? – Luke zadrwił, kopiąc leżący pod jego
butem kamień.
- Jestem twoim przyjacielem. Po prostu się martwię. –
wyjaśnił. – Wszystko w porządku? – spytał.
- Tak, a teraz wybacz, ale spieszy mi się. – chłopak
zignorował Ash’a, wyminął go i zaczął iść dalej, nie chcąc nawiązywać z nim
dalszej konwersacji.
- Gdzie idziesz? – usłyszał za sobą krzyk przyjaciela.
- Gdzieś. – warknął, nie odwracając się nawet do niego. Po
chwili do jego uszu dobiegł dźwięk kroków dochodzący tuż zza jego pleców,
dlatego zatrzymał się, zacisnął pięść i odwrócił się, ściągając okulary i
ukazując tym samym wyjątkowo gniewne spojrzenie. – Daj mi spokój, chcę być sam!
– wrzasnął tak głośno, że przypadkowi przechodnie zaczęli patrzeć na niego z
zaciekawieniem.
- Wyluzuj, Luke. – Ashton podniósł ręce w geście obronnym,
próbując uspokoić swojego przyjaciela. – Tylko chcę pomóc. – dodał.
- Czy do ciebie nie dociera to, że nie potrzebuję niczyjej
pomocy, bo sam sobie świetnie radzę? – zapytał retorycznie, wciąż podniesionym
głosem.
- Właśnie widzę. – Ash powiedział cicho, ale Luke i tak go
usłyszał.
- Na razie. – machnął mu ręką, po czym zostawił go samego i
szedł w kierunku swojego mieszkania, które znajdowało się kilkadziesiąt metrów
dalej.
Dotarł na miejsce, po czym wyciągnął z kieszeni klucz i
otworzył drzwi. Rozejrzał się po wnętrzu, które od tygodnia pozostawało w tym
samym stanie, ponieważ nikt tu nie przychodził. Uśmiechnął się na ułamek
sekundy, ale jego mina ponownie stała się ponura, kiedy do jego nozdrzy dostał
się zapach perfum, których Ann zawsze używała. Na wieszaku dostrzegł jej
ulubiony płaszcz, oraz inne rzeczy. Podszedł do niego, delikatnie ujął go w
dłoni i przybliżył do swojej twarzy, wąchając przyjemny, waniliowy zapach,
który tak bardzo uwielbiał. Ponownie ogarnęła go niewyobrażalna tęsknota za
ukochaną, dlatego odłożył ubranie z powrotem na miejsce. Wziął głęboki wdech i
udał się do niedużego salonu, który był połączony z kuchnią. Usiadł na brązowej
kanapie i włączył telewizor. Przez kilkadziesiąt minut wpatrywał się w ekran,
kompletnie nie zwracając uwagi na program, który właśnie był emitowany. Kiedy
miał dość, wyłączył urządzenie i tym razem siedział w absolutnej ciszy,
słuchając jedynie własnych myśli. Czuł się dobrze we własnym mieszkaniu, pomimo
tego, że tak wiele rzeczy tutaj przypominało mu o jego dziewczynie, która od
ponad tygodnia leżała nieprzytomna w szpitalu.
Po kilku dłuższych chwilach, Luke wstał z kanapy i udał się
do sypialni. Próbował chociaż trochę ogarnąć znajdujący się tam bałagan.
Pościelił łóżko, poskładał ubrania, nawet podlał stojące na parapecie kwiatki,
chociaż wcześniej nigdy nie miał w zwyczaju tego robić. Razem z Ann mieli
podział obowiązków. Kiedy on sprzątał łazienkę, ona musiał odkurzyć dywany,
pościerać kurze. Kiedy on zmywał naczynia, ona układała ubrania lub inne
rzeczy. Byli wyjątkowo zgodną parą, dlatego łatwo radzili sobie z domowymi
obowiązkami.
Kiedy w mieszkaniu zaczął panować niecałkowity jeszcze
porządek, Luke ponownie udał się do kuchni. Doskonale wiedział co chce zrobić.
Otworzył jedną z górnych półek i wyciągnął butelkę czerwonego wina, którą
kiedyś kupił, chcąc spędzić romantyczny wieczór z Ann. Nie fatygował się nawet,
by wyjąć kieliszek, czy chociażby szklankę. Otworzył trunek, po czym zaczął pić
go bezpośrednio z butelki. Jego uzależnienie powoli przejmowało nad nim
kontrolę. Doskonale pamiętał czasy, kiedy miał szesnaście lat i będąc jeszcze w
gimnazjum, codziennie wracał do domu tak pijany, że rodzice musieli zanosić go
do jego sypialni. Nic mu nie pomagało, ojciec próbował wysłać go na odwyk,
jednak Luke zaprzeczał, zapewniając ich, że panuje nad wszystkim i da sobie
radę. To wszystko trwało około pół roku. Kiedy było z nim już naprawdę źle,
wtedy poznał Ann. To właśnie dzięki niej wyszedł z nałogu i znów zaczął cieszyć
się życiem, bez dodawania do tego alkoholu. Czasem okazyjnie napili się, ale
nigdy nie przesadzali i potrafili przestać. Po wypadku, niestety uzależnienie
znów zaczęło wracać do Luke’a. Po kilkunastu minutach butelka była już pusta, a
on desperacko zaczął przeszukiwać wszystkie półki, by znaleźć jakikolwiek
wysokoprocentowy napój, ponieważ nie czuł się jeszcze zaspokojony i jego
organizm pragnął więcej, dużo więcej. Rozrzucał rzeczy po półkach, niektóre z
nich wypadały i roztrzaskiwały się z wielkim hukiem na podłodze, jednak on się
tym nie przejmował. Kiedy po kilku minutach nie udało mu się znaleźć niczego,
wybiegł z mieszkania, nie zamykając uprzednio drzwi na klucz. Na dworze szalała
straszna burza z błyskawicami. Ulewa była tak duża, że ledwo można było
zobaczyć cokolwiek. Jednak dla Luke’a to nie była żadna przeszkoda. Założył
kaptur na głowę i pobiegł do znajdującego się po drugiej strony ulicy małego
sklepiku, prowadzonego przez znajomego mu mężczyznę. Wbiegł do środka
powodując, że spojrzenia większości klientów skierowane zostały na niego. Jego
ubrania oraz włosy były całkowicie przemoczone. Poczekał krótką chwilę w
kolejce, po czym kupił to, po co przyszedł i z powrotem wrócił do domu. Zdjął mokrą
bluzę, pozostając tylko w samej
koszulce. Miał zamiar się przebrać, ale był najwidoczniej zbyt leniwy by to
zrobić, więc pozostał w tym, w czym był wcześniej. Postawił butelkę whisky na
jednej z kuchennych półek, po czym szybko ją otworzył. Tym razem jednak nalał
alkohol do dużej szklanki. Skrzywił się, kiedy wysokoprocentowy napój dostał
się do jego gardła, ale lubił to uczucie, dlatego nie przestawał pić, dopóki
butelka nie została opróżniona do połowy. Wtedy wiedział, że musi przestać,
pomimo tego, że nie myślał już racjonalnie. Nie był w stanie utrzymać się na
nogach o własnych siłach, a wszystko co widział z minuty na minutę stawało się
coraz bardziej rozmazane. Jakoś udało mu się dostać do salonu i położyć się na
kanapie. Nagle z niewiadomych przyczyn, gwałtownie się podniósł i zaczął iść w
kierunku wyjścia. Po drodze przewrócił lampę, zbił ramkę ze zdjęciem, ponieważ
nie był w stanie poruszać się bez podtrzymywania się czegoś. Wydostał się z
mieszkania i szedł dalej w kierunku schodów, dzięki którym chciał znaleźć się
na ulicy. Niestety w porę nie złapał barierki i przez śliską i mokrą
powierzchnię jedna z jego nóg potknęła się o drugą a on spadł prosto na
chodnik, zdzierając sobie całe lewe kolano i prawy łokieć. Syknął z bólu, ale
wiedział, że nie będzie w stanie podnieść się o własnych siłach. Z racji tego,
że było już bardzo późno, w okolicy nie było nikogo, kto mógłby udzielić mu
pomocy. Wyjął więc telefon z kieszeni i wybrał numer, wciskając następnie
zieloną słuchawkę oznaczającą rozpoczęcie połączenia.
- Luke? – usłyszał znajomy głos.
- Ash.. Ashton – blondyn zaczął mówić, jednak nie potrafił
złożyć słów w konkretne zdania.
- Luke, co się dzieje? – przyjaciel zmartwił się.
- Pomóż mi.
- Co się stało? Gdzie ty jesteś? – zadawał pytania, nie wiedząc
co robić. Był zdezorientowany.
- Nie… nie wiem. – blondyn zaczął się jąkać. – Musisz mi
pomóc.
- Powiedz mi gdzie jesteś.
- Kurwa, nie wiem! – wrzasnął głośno.
- Rozejrzyj się i powiedz na jakiej ulicy jesteś i czy
rozpoznajesz jakieś budynki.
- To jest chyba… - Luke zaczął się rozglądać. – Bergen Street.
– przeczytał napis znajdujący się na sklepie, w którym wcześniej kupował
alkohol.
- Będę za minutę! – Ash krzyknął, a w słuchawce było
słychać, że właśnie zaczął biec. – Luke, nie rozłączaj się! – dodał,
przyspieszając tempo, by jak najszybciej móc udzielić pomocy przyjacielowi.
Chłopak zaczął domyślać się, co się stało Luke’owi. Przypomniał sobie wszystko
sprzed trzech lat, kiedy raz zdarzyła się dokładnie taka sama sytuacja.
Ashton na szczęście był w okolicy i tak jak sam powiedział,
był na miejscu po około dwóch minutach. Zakrył usta dłonią, kiedy zobaczył
Luke’a leżącego na mokrym chodniku jak zwłoki.
- Boże, Luke… - podszedł do niego i pomógł mu wstać.
Sprawiło mu to wyjątkową trudność, ponieważ jego przyjaciel był od niego
wyższy, a w dodatku nie mógł ustać na nogach samodzielnie dłużej niż pięć
sekund. Po wyjątkowo ciężkiej drodze po schodach do mieszkania, Ash otworzył
drzwi, po czym oboje weszli do środka. Luke doczołgał się do kanapy i od razu się
na nią rzucił. Był cały mokry, brudny, a z jego rany na kolanie wypływała krew.
Ashton postanowił nie czekać dłużej i zacząć interweniować.
- Pani Hemmings, mamy problem. – powiedział do telefonu,
kiedy po drugiej stronie słuchawki usłyszał zmartwiony głos matki jego
przyjaciela.
________________________________________________________
mam nadzieję, że rozdział jest w porządku.
dziękuję za 4000 wejść.
zostawcie komentarz, będę wdzięczna i zmotywowana.
przypominam o zakładce ----> INFORMOWANI
o fucken shiten machen jakie cudowne jezu luke nie może pić nie może się pogrążyć nie asdfgfdsdfgh
OdpowiedzUsuń@nakedxhemmo
o rany, nie. dlaczego on musi się pogrążać w alkoholizmie ?
OdpowiedzUsuńszkoda mi go strasznie, widać, że ogromnie cierpi, nie wiedząc, czy Ann kiedykolwiek jeszcze się obudzi, ale żeby od razu zaglądać do butelki... to się źle skończy, czuję to.
oglądałam zwiastun i wiem, że życie po odzyskaniu przez Ann przytomności nie będzie takie kolorowe, to smutne
ogólnie fajny odcinek i fajny pomysł na ff :)
też zaczęłam tworzyć, ale co z tego wyjdzie... :D
tomorrowneverdies-fanfic.blogspot.com
@wherever_may
Kocham <3
OdpowiedzUsuńrozdzial idealny, tylko martwi mnie to ze Luke popada w alkoholizm :/
OdpowiedzUsuń@awh_boobear
jezu rozdzial byl cudowny, prosze niech Luke nie popadnie w nałóg jeju kjgjfhgdj
OdpowiedzUsuń@horsieirwin
Mrs. Hemmings, we've got a problem - padłam, niemalże słyszałam ten głos w głowie, hahaha :D
OdpowiedzUsuńJest fajnie, ładnie i systematycznie, czekam na Ann :D
Świetny rodział !<3 Ashton taki opiekuńczy aww :') - @xsomerhalderowa
OdpowiedzUsuńWitam, chciałabym zaprosić Cię na Katalog opowiadań o 5 Seconds Of Summer!
OdpowiedzUsuńZapraszam do zgłoszenia się!
[katalog5sos.blogspot.com]
O mój boże... Kocham to <3
OdpowiedzUsuń