Po tygodniu od odzyskania przytomności Ann czuła się już
dobrze. Rany powoli zaczęły się goić a siniaki znikały z jej ciała jeden po
drugim. Wszystko zmierzało ku lepszemu. Niestety jednak pamięć nie wróciła.
Dziewczyna była przekonana, że ma piętnaście lat, wciąż chodzi do szkoły a jej
jedynym przyjacielem jest Ashton, którego to poznała będąc jeszcze w
przedszkolu. W jej głowie nie było nawet jednego wspomnienia dotyczącego
Luke’a. Ich pierwsze spotkanie, pierwsza randka, wspólny wyjazd na wakacje oraz
setki innych wydarzeń po prostu przepadły. Zniknęły na zawsze z jej umysłu i
nic nie wskazywało na to, że mają
powrócić. Lekarze stwierdzili rozległą amnezję, przez obrażenia mózgu, których
doznała w trakcie wypadku. Powiedzieli otwarcie, iż szanse na przywrócenie
pamięci są jak jeden do miliona.
Tego dnia Ann miała zostać wypisana ze szpitala oraz miała
wrócić do domu, po całym miesiącu spędzonym poza nim. Gdy matka opowiadała jej
o wypadku i o tym jak przez trzy tygodnie była nieprzytomna, brunetka nie mogła
uwierzyć, że to stało się naprawdę. Były chwile, w których po prostu wątpiła w
jej słowa i uznawała, że to wszystko co mama jej przekazuje to stek bzdur.
- Ann, jak się dziś czujesz? – do pomieszczenia wszedł
lekarz, którego dziewczyna zdążyła już poznać, gdyż był stałym gościem w jej
sali.
- Dobrze, doktorze. – odpowiedziała, posyłając mężczyźnie
uśmiech. – Głowa już coraz mniej mnie boli. – dodała.
- Przyniosłem twój wypis. – podał dziewczynie plik kartek,
na których wypisana była między innymi lista przeróżnych leków, które Ann miała
brać przez następne dni. – Widzimy się na wizycie kontrolnej w przyszłym
tygodniu.
- Tak. – brunetka skinęła głową, po czym przerzuciła przez
ramię torebkę, którą przyniosła jej mama. Wcześniej spakowała do niej wszystkie
rzeczy, sprawdzając następnie kilkakrotnie czy aby na pewno nic nie zostało w
szpitalu. Bywała czasami zapominalska, dlatego wolała się upewnić, zwłaszcza po
tym jak jej mózg ucierpiał po wypadku. – Możemy już iść, mamo. – powiedziała,
wskazując ręką na drzwi.
Kobieta chwyciła jej dłoń i obie zaczęły kierować się do
wyjścia, uprzednio żegnając się z lekarzem. Jednak opuszczenie sali numer
siedem zostało im uniemożliwione przez nagłe wtargnięcie do środka jasnowłosego
chłopaka. Ann widywała go kilkakrotnie przez ostatni tydzień. Nigdy do niej nie
podchodził. Po prostu siedział w poczekalni lub zaglądał do środka sali przez
szybkę w drzwiach. Przerażał ją nieco. Wiedziała, że na imię ma bodajże Lucas i
jest tym, który podobno był jej chłopakiem przez ostatnie trzy lata. Dziewczyna
nie wierzyła w te słowa, które wydawały jej się wręcz absurdalne. Uznała, że
skoro rzekomo była w nim zakochana do szaleństwa, to nawet amnezja nie byłaby w
stanie sprawić, żeby go zapomniała. Dlatego starała się go ignorować, nie chcąc
mieć z nim jakiegokolwiek kontaktu, ponieważ z jej punktu widzenia był on osobą
natrętną, w dodatku bardzo dziwną. Jego oczy wiecznie były podkrążone a włosy
ułożone w nieładzie, zupełnie jakby dopiero co wstał z łóżka. Przypominał jej narkomana,
albo alkoholika.
- Ann? – odezwał się, patrząc jej prosto w oczy.
- Lucas? – dziewczyna odpowiedziała, unosząc go góry jedną
brew.
- Luke, jestem Luke. – szybko ją poprawił, ale ona zdawała
się w ogóle nie reagować na jego słowa. Zastanawiała się czego ten szaleniec
może od niej chcieć.
- Nieważne, a teraz przepraszam, ale chcemy wyjść. –
wyminęła go i chwyciła za klamkę, by otworzyć drzwi i wyjść na zewnątrz.
- Ann, zaczekaj. – Luke złapał ją za ramię, ale ona szybko
zrzuciła z siebie jego dłoń. – Wracasz do naszego mieszkania? – spytał.
- Słucham? – dziewczyna zdziwiła się. – Jakiego naszego
mieszkania?
- Tego na Brooklynie, w którym mieszkamy od trzech miesięcy.
– wyjaśnił.
- Nie mam pojęcia o czym ty mówisz, Lucas. – spojrzała na
niego zdezorientowana jego słowami.
- Luke. – ponownie ją poprawił.
- Wracam z rodzicami do domu, więc byłabym wdzięczna, gdybyś
pozwolił mi stąd wyjść.
- Proszę, wróć ze mną. Może wtedy przypomnisz sobie
wszystko. Proszę Cię, Ann. – chłopak desperacko zaczął ją błagać, lecz ona
wciąż pozostawała niewzruszona całą tą sytuacją.
- Nie pojadę do domu z kimś kogo nie znam, wybacz. -
przeszła obok niego a już po chwili znalazła się na korytarzu, czekając na
swoją matkę, która pozostała w sali z Lukiem. Do jej uszu dobiegł dźwięk
rozmowy więc postanowiła posłuchać o czym dyskutują.
- Pani Hastings, proszę. Musi jej pani pozwolić jechać ze
mną. – dalej nalegał. – Kiedy zobaczy nasze mieszkanie może jej pamięć zacznie
wracać. Może sobie mnie przypomni, może znów będzie mnie kochać… - mówił, a
jego głos coraz bardziej się łamał, co powodowało, że Ann zaczęło robić się go
żal. Było jej przykro z jego powodu, ale nic nie mogła na to poradzić.
- Przykro mi, Luke, ale wiesz, że w tej chwili to
niemożliwe. – kobieta odparła. – Na razie wróci z nami. Lekarze mówią, że
szanse na odzyskanie pamięć są małe, ale nadzieja wciąż jest, więc jedyne co
nam pozostaje to wiara w to, że kiedyś będzie tak jak dawniej.
- Ale ja nie mogę bez niej żyć. – kiedy mówił te słowa, Ann
poczuła ukłucie w sercu. Zaczęła zauważać, że to co wcześniej mówiła jej matka
być może było prawdą. Może go kochała, może była z nim szczęśliwa. Jednak w tej
chwili miało to dla niej małe znaczenie, gdyż ostatnimi wspomnieniami w jej
głowie były wydarzenia mające miejsce cztery lata temu. Nie pamiętała niczego
co działo się później. Nie pamiętała, że w jej życiu był ktoś taki jak Luke
Hemmings.
Po kilku chwilach matka opuściła salę. Ann dostrzegła na jej
policzkach mokre ślady po spływających po nich łzach. Zastanawiała się dlaczego
kobieta płakała. Chwyciła mamę za rękę i zaczęła prowadzić ją w kierunku drzwi
wyjściowych. Kiedy była już przy głównym wyjściu ze szpitala, dostrzegła
znajomy samochód, należący do jej ojca. Tuż przy pojeździe stał jej najlepszy
przyjaciel – Ashton. Dziewczyna uśmiechnęła się na jego widok i widząc go,
zaczęła do niego biec. Chłopak czekał na nią z otwartymi ramionami, w które
brunetka po chwili wskoczyła, mocno tuląc się do blondyna. Tęskniła za nim,
pomimo tego, że nie widziała go zaledwie od dwóch dni. Ash był dla niej jedną z
najważniejszych osób w jej życiu, przyjacielem, który wspierał ją w każdej
sytuacji. Wcześniej taką osobę zastępował jej Luke, ale Ann niestety o tym nie
pamiętała.
- Annie. – Ashton krzyknął radośnie, kiedy trzymał
przyjaciółkę w swoich ramionach. Dziewczyna uśmiechnęła się słysząc jak
zdrobnił jej imię. – Jak się czujesz? – spytał, stawiając ją z powrotem na
ziemi.
- Dobrze. Cieszę się, bo wracam do domu. – odparła radośnie.
- Do którego? – chłopak spojrzał na nią zdezorientowany.
- Do mojego. – odpowiedziała. – To znaczy do rodziców. – sprostowała,
wiedząc, że Ash ma na myśli mieszkanie, które jeszcze w zeszłym miesiącu, jak
twierdzi jej matka, wynajmowała z Lukiem.
- Naprawdę go nie pamiętasz? – Ash zapytał.
- Kogo?
- Luke’a.
- Niestety nie. – odpowiedziała, kręcąc przecząco głową.
Mina jej przyjaciela od razu stała się zgorzkniała. W
sekundę uśmiech znajdujący się na jego twarzy przerodził się w grymas. Ann
coraz bardziej czuła się źle z tym, że nie mogła odzyskać utraconych wspomnień.
Chciała wiedzieć co takiego działo się przez te zapomniane przez nią lata. Zastanawiała
się czy więź, którą była połączona z Lukiem była naprawdę aż tak silna jak
wszyscy mówią.
- Lepiej już jedźmy. – odezwała się nagle matka, na co Ann
aż podskoczyła, gdyż wcześniej pogrążyła się we własnych myślach.
Otworzyła tylne drzwi i powoli wsiadła do środka. Obok niej
usiadł Ashton. Chłopak przybliżył się do niej i delikatnie ujął jej dłoń,
gładząc jej skórę.
- Wszystko będzie dobrze. – szepnął jej do ucha.
Ann przekręciła głowę w stronę okna i wyjrzała przez nie.
Rozglądała się przez chwilę, aż jej wzrok w końcu zatrzymał się na sylwetce
osoby, która stała przy drzwiach wyjściowych. Pomimo odległości, doskonale
widziała jego twarz i oczy, które z bólem patrzyły na samochód, w którym
siedziała. Posłała mu ciepły uśmiech oraz machnęła lekko ręką do niego. On
jedynie spuścił głowę w dół, zarzucił kaptur
i odszedł w przeciwnym kierunku.
*
Nie wierzył, że to wszystko działo się naprawdę. Nie chciał
w to wierzyć. Wciąż wmawiał sobie, że to tylko koszmar, z którego nie może się
wybudzić. A kiedy już mu się to uda, wszystko wróci do normy i znów będzie
szczęśliwy razem z Ann. Gdy wcześniej był w jej sali, gdy dziewczyna miała
zamiar opuścić szpital, widział, że sposób w jaki na niego patrzyła nie był
taki sam jak jeszcze kilka tygodni temu. Obojętność, strach, dezorientacja. Nie
było tam miejsca na miłość.
Przez ostatnie siedem dni nie rozmawiał z nią, ponieważ
najzwyczajniej nie był w stanie zebrać w sobie tyle odwagi. Postanowił dać
sobie i jej trochę czasu na przywyknięcie do całej tej trudnej sytuacji, z
której za wszelką cenę chciał znaleźć wyjście. Niestety nie potrafił. Nic nie
mogło przywrócić pamięci jego dziewczynie. Jedyne na co mógł liczyć to cud,
choć podświadomie powoli przestawał wierzyć i tracił nadzieję, że jeszcze kiedyś
go pokocha tak jak wcześniej.
Było mu przykro, że Ann pamiętała jego najlepszego
przyjaciela, a jego samego nie. Wiedział, że znała Ashtona od dzieciństwa, więc
logicznym było to, że teraz on jest dla niej ważniejszy. Jednak nie mógł się z
tym pogodzić. Tak bardzo chciał być na jego miejscu. Gdy widział jak dziewczyna
wskoczyła w jego ramiona na parkingu, jego serce przepełniło się ogromnym
bólem, a z oczu mimowolnie wypłynęło mu kilka pojedynczych łez, które szybko
otarł rękawem bluzy. Stał i obserwował wszystko z daleka, nie chcąc się
zbliżać, gdyż wiedział, że jego starania i tak pójdą na marne, a Ann nie
przypomni go sobie. Kiedy zauważył jak delikatnie się do niego uśmiechnęła gdy
odjeżdżała, nie wytrzymał. Nie był w stanie dłużej na to patrzeć, dlatego też
szybko odwrócił się i zaczął iść w przeciwnym kierunku. Podszedł do
zaparkowanego z drugiej strony budynku samochodu. Gips z jego ręki został już
zdjęty, więc Luke mógł prowadzić auto, należące do jego ojca, gdyż jego własne
zostało całkowicie zniszczone podczas wypadku. Odpalił silnik i powoli wyjechał
na zatłoczoną jezdnię. Przez cały czas skupiony był na drodze, chcąc odgonić od
siebie wszystkie wspomnienia dotyczące Ann, które kłębiły się w jego myślach.
Po dwudziestu minutach dotarł na miejsce. Wprowadził auto do
garażu i wszedł domu. Standardowo zastał matkę i ojca siedzących w kuchni i
zaciekle o czymś rozmawiających. Zakaszlał chcąc zwrócić na siebie ich uwagę.
Oboje równocześnie spojrzeli na niego.
- Wracam do mojego mieszkania. – oznajmił stanowczo.
- Nie ma mowy. – matka powiedziała.
- Gówno mnie obchodzi wasze zdanie. – syknął, posyłając im
groźne spojrzenia.
- Nie tym tonem, Luke! – ojciec zdenerwował się.
Chłopak westchnął głęboko i policzył w myślach do dziesięciu
chcąc się uspokoić, ponieważ jeśli by tego nie zrobił, mogłoby dojść nawet do
rękoczynów.
- Jestem dorosły i sam podejmuję decyzje. – rzekł już nieco
łagodniejszym tonem. – A teraz wybaczcie, ale idę się spakować. – zignorował
ich i zaczął wchodzić po schodach na piętro, gdzie znajdował się jego pokój.
- Luke, nawet o tym nie myśl! Zostajesz tutaj z… - matka
krzyczała, ale on zamknął drzwi, by nie musieć dalej słuchać jej natrętnego
głosu.
Wyjął dużą torbę i zaczął wrzucać do niej swoje rzeczy. Nie
bawił się w układanie ich, gdyż nie chciał tracić czasu. Kiedy skończył zasunął
suwak i wyszedł na korytarz, nie upewniając się nawet czy wziął wszystko. Nie
miał zbyt wielu rzeczy, ponieważ część z nich wciąż znajdowała się w jego
mieszkaniu. Kiedy schodził po schodach, specjalnie robił to tak głośno, żeby
rodzice mogli go usłyszeć. Gdy znalazł się w przedpokoju, z dużym hukiem
upuścił torbę na podłogę, po czym zaczął zakładać buty.
- Luke, proszę. – matka pojawiła się nagle przy nim.
- Nie. – odpowiedział.
- Zostań jeszcze kilka tygodni u nas. – kobieta dalej
nalegała, jednak dla niego jej błagania nic nie znaczyły.
- Nie. – odparł obojętnie, kończąc wiązać sznurowadła, po
czym chwycił leżącą przy jego nodze torbę i wyszedł na zewnątrz.
Jego mieszkanie znajdowało się kilka kilometrów dalej, więc pójście
pieszo nie wchodziło w grę, tak samo jak jazda metrem czy autobusem, gdyż ze
swoją dużą torbą byłoby to dość kłopotliwe. Wyciągnął więc telefon z kieszeni i
szybko wybrał numer z listy ostatnio używanych kontaktów.
- Halo? – znajomy głos odezwał się po kilku sekundach.
- Ash, potrzebuję, żebyś mnie gdzieś zawiózł. – Luke
wyjaśnił.
- Wybacz, ale w tej chwili nie mogę.
- Dlaczego?
-Bo jestem… - zrobił krótką pauzę. – Jestem u Ann.
Słysząc słowa swojego przyjaciela, Luke od razu się
rozłączył, nie będąc w stanie dalej prowadzić tej rozmowy. Nieprzyjemne kłucie
w sercu, pojawiające się za każdym razem przy dźwięku jej imienia ponownie
powróciło. Nie mógł pogodzić się z tym, że to Ashton z nią przebywał. To
powinien być on, on powinien ją teraz przytulać, pocieszać, mówić jej jak
bardzo ją kocha. Jednak było to niemożliwe.
Zacisnął dłonie w pięści i po raz kolejny wziął głęboki
wdech w celu uspokojenia ogarniających go coraz to bardziej emocji. Znów wybrał
numer z listy kontaktów, tym razem jednak do kogoś innego.
- Calum, przyjedź po mnie.
____________________________________________________
ktoś w ogóle to czyta? :c