niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 23


Tego niedzielnego poranka, budząc się o godzinie dziesiątej trzydzieści, zauważył, że coś jest nie tak. Leżąc, wciąż z zamkniętymi oczami, czuł jakiś ciężar spoczywający na jego klatce piersiowej. Kiedy uniósł powieki, zobaczył uroczo śpiącą brunetkę, która z jego ciała postanowiła zrobić sobie coś w rodzaju poduszki. Zebranie wszystkich wspomnień z minionej nocy, zabrało mu dłuższą chwilę, gdyż o porankach zawsze miał problem z ogarnięciem samego siebie. Teraz przypomniał sobie wszystko. Każdy najmniejszy szczegół, każde słowo, każdy gest i dotyk, który miał miejsce kilkanaście godzin wcześniej. Początkowo nie dowierzał, że to wszystko naprawdę się wydarzyło, jednak widok, który ujrzał zaraz po przebudzeniu, sprawił, że Luke nie miał już żadnych wątpliwości odnośnie tego, czy zeszła noc była tylko cudownym snem, czy też wydarzyła się naprawdę.
Nie zamierzał wstawać, pomimo tego, iż był już w pełni rozbudzony. Uznał, że lepszym rozwiązaniem będzie zostanie w łóżku i obserwowanie pogrążonej jeszcze w głębokim śnie Ann. Brunetka wyglądała tak uroczo, gdy spała. Zamknięte powieki, lekko uchylone usta, z których raz na jakiś czas wydobywało się ciche pochrapywanie. Był to widok, na który Luke mógłby patrzeć bez przerwy, przez resztę swojego życia. Leżąc i podziwiając śpiącą dziewczynę, miał wrażenie, jakby cofnął się w czasie o kilka miesięcy, ponieważ tak właśnie wyglądał jego każdy poranek przed wypadkiem. Nagle Ann poruszyła się, mocniej wtulając się w niego. On natomiast jedną ze swoich dłoni, delikatnie pogładził nagą skórę jej pleców, na co ona ponownie zrobiła kilka ruchów. W końcu podniosła zaspane powieki i rozejrzała się po pomieszczeniu, prawdopodobnie również będąc zdezorientowana. Ziewnęła kilkakrotnie, po czym podniosła głowę i spojrzała na uśmiechającego się w jej kierunku Luke’a. Jednak nie odwzajemniła jego gestu, zdezorientowana rozglądając się wkoło.
- K-Która godzinna? – spytała nieco zachrypniętym głosem, przecierając oczy.
- W pół do jedenastej – odpowiedział, zerkając jeszcze raz na stojący na nocnej szafce nieduży zegarek.
Momentalnie zerwała się i szybko wstała, owijając się w białą pościel. Pozbierała leżące obok łóżka ubrania i bez słowa pobiegła do łazienki. Luke nie do końca wiedział, dlaczego tak się zachowywała. Przecież jeszcze wieczorem, wszystko było w porządku, aż tu nagle budzi się i zostawia go samego bez słowa wyjaśnień. Zastanawiał się, czy wina leżała po jego stronie. Czy popełnił jakiś błąd? A może powiedział coś niestosownego, co ją obraziło? Nie przypominał sobie jednak, by coś takiego miało miejsce, dlatego wszystkie zadawane w myślach pytania, wciąż pozostawały bez odpowiedzi, a on leżał i wpatrywał się w sufit, próbując wymyślić jakieś racjonalne usprawiedliwienie zachowania Ann.
Po kilkunastu minutach dziewczyna wyszła z łazienki w pełni ubrana i od razu pognała w stronę drzwi, nawet nie patrząc na Luke’a. On natomiast szybko wstał i podbiegł do niej, w ostatniej chwili chwytając ją za ramię i powstrzymując przed wyjściem.
- Co się stało? – spytał, próbując patrzeć jej prosto w oczy, jednak ona od razu odwracała wzrok.
- Nic – odparła, po czym zaczęła zakładać swój płaszcz.
- Przecież nie jestem ślepy – powiedział Luke, cały czas obserwując każdy jej ruch.
- Muszę już iść, przepraszam – rzekła, po czym chwyciła za klamkę i wybiegła na zewnątrz, pozostawiając zdezorientowanego Luke’a samego w mieszkaniu.
*
Kiedy wbiegła do domu, nie przywitała się nawet z rodzicami, tylko od razu pognała prosto do swojego pokoju znajdującego się na piętrze. Zatrzasnęła za sobą drzwi, następnie zamykając ja na klucz, po czym rzuciła się na łóżko i schowała twarz w poduszce. Czuła się źle z tym, co wydarzyło się między nią a Lukiem zeszłej nocy. Sama nie była pewna tego, dlaczego tak właściwie do tego doszło. Przecież nie chciała, żeby to tak się skończyło. Jednak wtedy działa pod  wpływem impulsu, drzemiących w niej emocji i nie kontrolowała tego co robiła. Wiedziała, że to co się stało, już się nie odstanie. Odczuwała również wyrzuty sumienia po tym jak o poranku zostawiła Luke’a samego i wybiegła z jego mieszkania bez słowa wyjaśnień. Postanowiła później do niego zadzwonić i wszystko na spokojnie mu wytłumaczyć. Według niej to wszystko działo się za szybko. Nie była osobą, która ot tak po prostu idzie do łóżka z kimś, kogo znała przez krótki okres czasu. Od wypadku minęły zaledwie trzy miesiące, więc dla niej było to zdecydowanie zbyt mało. Jednak nie mogła zaprzeczyć temu, że pomiędzy nią a Lukiem było coś, co powodowało, że w jej brzuchu pojawiały się motyle a ona sama ciągle uśmiechała się, będąc w jego towarzystwie; coś ją do niego ciągnęło, coś co powodowało, że chciała przebywać w jego towarzystwie, spotykać się z nim, spędzać wspólnie jak najwięcej czasu.
Stwierdziła, że sama sobie z tym wszystkim nie poradzi, więc postanowiła zasięgnąć rady najlepszego przyjaciela, na którego zawsze mogła liczyć. Wyjęła więc z torebki telefon i wyszukała w kontaktach jego numer, po czym przyłożyła urządzenie do ucha i oczekiwała na odzew.
- Cześć, Annie – powitał ją Ashton. Jego głos jak zawsze przepełniony był entuzjazmem.
- Hej – odparła, wzdychając przy tym. – Co robisz? – spytała.
- W sumie to nic, słucham muzyki i patrzę w sufit – odpowiedział, śmiejąc się.
- Mógłbyś do mnie wpaść? – Ann zapytała, mając nadzieję, że chłopak się zgodzi, ponieważ w tamtej chwili naprawdę go potrzebowała.
- Coś się stało? – spytał zmartwiony.
- Nie, nie – zaprzeczyła. – Chciałam pogadać.
- Może być za pół godziny?
- Oczywiście, dziękuję Ashton.
- Nie ma sprawy. To do zobaczenia, widzimy się niedługo.
- Pa – powiedziała, po czym rozłączyła się i ponownie schowała telefon do torebki, by przypadkiem się jej nigdzie nie zawieruszył.
Przed przybyciem przyjaciela, zdążyła jeszcze przebrać się w wygodniejsze ubrania, ponieważ nie zamierzała nigdzie tego dnia wychodzić, więc luźny sweter i szare dresy były idealną kombinacją na spędzenie popołudnia i wieczoru w domu.
Punktualny jak zawsze Ashton niedługo potem zapukał do drzwi jej sypialni. Ann wpuściła go do środka i na powitanie obdarzyła uściskiem, który on od razu odwzajemnił.
- Więc, o czym chciałaś pogadać – powiedział, wypuszczając ją z objęć, po czym podszedł do łóżka i wygodnie się na nim rozsiadł. Ann po chwili dołączyła do niego, siadając naprzeciwko niego ze skrzyżowanymi nogami. Ashton patrzył na nią pytająco, czekając aż zacznie mówić.
- Chodzi o Luke’a – odezwała się w końcu po dłuższej chwili milczenia. Irwin od razu się uśmiechnął, słysząc imię jego przyjaciela.
- Tak myślałem – odparł.  – O co dokładnie chodzi? Coś się stało? – pytał zaciekawiony.
- Wczoraj byliśmy na randce – odpowiedziała.
- To świetnie. Czyli jednak postanowiłaś dać mu szansę?
- Tak, to znaczy, nie wiem – powiedziała, chowając twarz w dłoniach. Po chwili ponownie spojrzała na niego. – Lubię go, nawet bardzo, ale nie uważasz, że to wszystko dzieje się trochę za szybko?
- Za szybko? – zdziwił się Ashton. – Przecież znacie się tak długo i…
- Nie pamiętam rzeczy sprzed wypadku, więc tak właściwie znamy się jedynie trzy miesiące – rzekła, a jej mina nieco posmutniała.
- No tak, przepraszam – powiedział, po czym zbliżył się do niej i delikatnie ją objął. Ona od razu się w niego wtuliła, oplatając ramionami jego szyję. Naprawdę potrzebowała jego wsparcia, a on jak zawsze jej nie zawiódł.
- Co powinnam zrobić? – spytała.
- Nie mogę ci mówić co powinnaś zrobić, Ann. Ty wiesz najlepiej co do niego czujesz – odparł.
- Problem w tym, że nie wiem.  Poza tym dziś rano chyba wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że nic z tego nie będzie.
- Dziś rano? – zdziwił się Ash.
- Tak, wczoraj jakoś tak wyszło, że zostałam u niego na noc i… my… no wiesz – próbowała mu powiedzieć co wydarzyło się zeszłego wieczoru, jednak przychodziło jej to naprawdę z dużym trudem. Spuściła głowę w dół a jej policzki natychmiast przybrały bardziej różowy odcień.
Irwin zaśmiał się widząc jej nieporadność.
- Powinnaś do niego zadzwonić. Wtedy wszystko sobie wyjaśnicie, albo najlepiej idź do niego i z nim o tym pogadaj, sądzę, że zasługuje na jakieś wyjaśnienia, czemu zostawiłaś go, skoro wcześniej spędziliście razem noc – poradził jej.
Ann zaczęła się zastanawiać, a w myślach analizowała radę, którą dał jej Ashton. Być może miał rację. Zaczęła coraz bardziej żałować tego, że zachowała się tak a nie inaczej. Żałowała, że uciekła z jego mieszkania, nie mówiąc mu, dlaczego tak postąpiła. Musiała to naprawić.
- Masz rację – odezwała się, po dłuższej chwili namysłu. – Jadę do niego.
- Zawieźć cię? – zaproponował Ash.
- Jeśli nie masz nic przeciwko.
*
Zaraz po tym, jak Ann opuściła jego mieszkanie, udał się do salonu, po czym położył się na kanapie i wpatrując się w sufit, zastanawiał się, dlaczego dziewczyna tak właśnie się zachowała. Nie rozumiał jej zachowania, nie miał pojęcia co się stało. Jedyne czego pragnął to wyjaśnienia. Chciał z nią porozmawiać, dowiedzieć się, co poszło nie tak, czy może to on zawinił.
Leżał tak jeszcze do południa. W końcu wstał, ubrał się i szybko wyszedł na zewnątrz. Nie mógł wytrzymać, dlatego postanowił pojechać do Ann i z nią porozmawiać. Nie chciał załatwiać tego przez telefon. Uznał, że spotkanie twarzą w twarz będzie bardziej odpowiednie. Wsiadł do samochodu, po czym odpalił silniki i z piskiem opono wyjechał na ulicę, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu Hastingsów.
Do celu dotarł po około trzydziestu minutach. Wysiadł z auta i pobiegł do drzwi wejściowych. Był naprawdę poddenerwowany i trochę zestresowany, ponieważ wcześniej nie miał czasu na to, by ułożyć sobie to, co będzie chciał jej powiedzieć. Dlatego też jedyne co mu pozostało to improwizacja.
Kiedy stał przy wejściu i już miał chwytać za klamkę, drzwi wejściowe otworzyły się, a przed nim pojawiła się Ann i Ashton. Luke zdziwił się, widząc swojego przyjaciela. Nie spodziewał się, że może spotkać go w tamtej chwili.
- Luke, co ty tu robisz? – spytała Ann, patrząc na blondyna ze zdziwieniem.
- Przyszedłem pogadać  - odparł, wciąż mierząc Irwina wzrokiem. Zastanawiał się, jaki był powód jego wizyty tutaj. – Ale widzę, że chyba jesteś zajęta – dodał.
- Właśnie miałam do ciebie jechać, Ashton miał mnie zawieźć – dziewczyna odpowiedziała, rozwiewając jego wszystkie wątpliwości. Już zaczął obawiać się, że może ona wciąż czuje coś do jego najlepszego przyjaciela, że może potajemnie się z nim spotyka. Wiedział jednak, że to nieprawda. Ufał Irwinowi i wiedział, że nie zrobiłby mu czegoś tak okropnego, jak wtedy na jego imprezie urodzinowej.
- To w takim razie jestem już niepotrzebny. Zostawiam was, pogadajcie sobie. Na razie, Ann – Ashton podszedł do brunetki i przytulił ją na pożegnanie. Następnie podszedł do Luke’a i przybił z nim piątkę, po czym stojąc obok niego, szepnął tak, by Ann nie mogła go usłyszeć – Stary, lepiej tego nie spieprz.
Hemmings uśmiechnął się słysząc jego słowa. Pożegnał się z przyjacielem, po czym został zaproszony do środka przez stojącą w progu dziewczynę. Wszedł do pomieszczenia, zdjął kurtkę, a następnie podążył za nią prosto do jej pokoju. Kiedy weszli do środka, Ann usiadła na łóżku i poklepała miejsce obok siebie, dając Luke’owi sygnał by do niej dołączył.
- Przepraszam za to, że rano wyszłam bez słowa – zaczęła.
- Zrobiłem coś nie tak? – spytał Hemmings.
- Nie – zaprzeczyła. – Po prostu wtedy wydawało mi się, że to co wydarzyło się wczoraj było… - przerwała, szukając odpowiedniego słowa. - … niewłaściwe.
- Dlaczego?
- Sama nie wiem – wzruszyła ramionami. – To stało się tak szybko i w ogóle…
- Żałujesz, że do tego doszło? – Luke spytał, a jego mina posmutniała.
- N-Nie – odparła, nieco niepewna. – Nie żałuję – dodała po chwili, tym razem już z większym przekonaniem.
- Więc w czym problem? Sama mówiłaś, że może jednak warto spróbować, że i tak nie mamy nic do stracenia – przypomniał jej słowa, które wypowiedziała zeszłego wieczora.
- Wiem, ale w tej chwili nie jestem pewna co powinnam zrobić, Luke – powiedziała, spuszczając głowę w dół. – Znamy się tak krótko i…
- Ann – Luke przerwał jej, przybliżając się do niej tak, że dzieliło ich tylko kilka centymetrów – Wiem, że nie pamiętasz tego jak wyglądało nasze życie przed wypadkiem, ale opowiadałem ci wszystko, nie pominąłem żadnego szczegółu, wiesz jak wiele nas łączy, jacy byliśmy szczęśliwi, jak idealnie do siebie pasujemy, jak bardzo cię kocham – ostatnie słowa z trudem wyszły z jego ust, ale uznał, że tak czy inaczej musi je wypowiedzieć.
Ann nie odpowiedziała nic, tylko uniosła głowę, spoglądając na Luke’a. Początkowo jej twarzy nie wyrażała żadnych emocji, ale już po chwili na jej usta wkradł się niewielki uśmiech.

- Wiesz co, Luke? – odezwała się nagle. On tylko spojrzał na nią pytająco, prosząc, by dokończyła swoją wypowiedź. – Wszyscy faceci powinni brać z ciebie przykład i traktować dziewczyny w taki sposób, w jaki ty to robisz – rzekła, po czym przybliżyła się do niego i mocno go do siebie przytuliła. 

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo jak słodko :) Ann i Luke wspaniale do siebie pasują :) Mam nadzieję że wszystko się dobrze ułoży i dadzą sobie szansę =D
    Do następnego<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Już się przestraszyłam, że znowu się coś sypnie xD cudownie zakończenie <3
    ~A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojeju! Czekałam tak długo na ten rozdział a jak już jest to taki awww *0* świetnie piszesz :) oddaj troche talentu xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawda! Luke jest tak idealny, nie chcę znać jego wad, ile bym za takiego dała <3 kocham to opowiadanie! Dosłownie czuje te wszystkie emocje razem z nimi i serio nie cierpie dram, z reguły je lubiłam bo coś sie działo ale oni są tacy słodcy, najlepsza miłość ever. Nie mogę sie doczekać nn! Oby był szybko jesteś świetna

    OdpowiedzUsuń